O SWOICH RODZICACH - TAKA JEDNA
2016-03-03
Czy umiem...?
Jakiś czas temu zobaczyłam z pewnej odległości moich idących rodziców.Oboje już blisko osiemdziesiątki.
I nagle przyszła mi taka myśl, że właściwie mogłoby już ich wcale ze mną nie być. Mogliby być już po tamtej stronie.
Łzy stanęły mi w oczach ze wzruszenia patrząc na ich powolne kroki. Patrzyłam na nich przez dłuższy czas, chcąc nasycić się ich widokiem.
Potem podeszłam i mocno przytuliłam.
Patrzyli na mnie zdziwieni,nie rozumiejącym wzrokiem.
-Coś się stało?- spytała mama. Kochana mama,jak zawsze dbająca przede wszystkim o innych.
-Nic, nic ,mamo.- uspokajałam ją.
Jak to dobrze,że jeszcze są ze mną.
Nie, nie idealizuję. Bywały konflikty,bywają nadal nieporozumienia, utarczki. Drobne uciążliwości,natręctwa starszego wieku, tak mnie czasami drażniące.
Ale są, jeszcze po tej stronie.Właśnie tacy,ze swymi nawykami, niepokojami i dziwnymi czasem dla mnie poglądami.
Dziś tato opowiadał, jak był w wojsku, jak szli na nocny patrol. Cały promieniał, znów był młodym chłopcem, w mundurze. Jeszcze wtedy nie znał mamy.
Patrzyłam na niego i usiłowałam nie uronić ani słowa. mam słuchała tego wszystkiego wyraźnie znudzona. Są już małżeństwem 55 lat, więc pewnie słyszała tę historię już wiele razy.
Ja też już to pewnie kiedyś słyszałam,ale po raz pierwszy chyba tak skupiłam uwagę na jego słowach i na tym, jak wyglądał, jak pojaśniał.
W ogóle tato coraz częściej wspomina przeszłość, dzieciństwo, młodość. Trochę mnie to przeraża,łapię się na myśli,, że może on już coś przeczuwa, do czegoś się przygotowuje.
tym bardziej, że od wielu lat choruje. Rozczula mnie jego widok, choć czasami bywa nieznośny.Zmiany chorobowe i wiek.
Mama trzyma się lepiej, ale z doświadczenia wiem, że o wielu swych bolączkach po prostu nie mówi. Aby nie martwić.
Zresztą z tatą też zawsze tak było. Jeśli go coś bolało, poznawaliśmy po tym,że znikały leki przeciwbólowe z szafki, a dochodzenie rodzinne wykazało,że nikt inny nie brał.
Z czasem coraz bardziej uświadamiam sobie,ile im zawdzięczam. Kocham ich bardzo,choć nie zawsze potrafię to okazać.
Dziękuję Bogu, za to,że nadal tutaj są.
Dziękuję Bogu,że byli ze mną i przy mnie we wszystkich trudnych momentach mojego życia.
Dziękuję.
Zastanawiam się...
Czy umiem dziękować?
Jak łatwo jest prosić.Jak często na tym poprzestaję. A podziękować.To już rzadziej się zdarza.
Wstaję rano, myje się, ubieram, jem śniadanie...Taka proza życia.
Ale przecież mogłam dziś już nie wstać...Mogłam nie móc chodzić, nie mieć co zjeść...
Czy umiem dziękować?
Za to ,że idę.... Mogłabym poruszać się na wózku...lub wcale....
Za to,że widzę- wczoraj był cudowny wschód słońca....
Za to, że słyszę- od pierwszych godzin rannych piękny śpiew ptaków....
Nawet za ból zęba- bo mogłabym już nic nie czuć..., a tylko idę do lekarza.....No właśnie ,idę...
A przecież mogłoby mnie już nie być..., nawet mogłoby mnie w ogóle nie być.Czy potrafisz sobie wyobrazić, że nie ma cię i nigdy nie było?
A jesteś, wstajesz, widzisz, czujesz...
To taki codzienny cud.
Każdy kolejny dzień, kolejny krok, kolejny oddech...
To przecież dar.
Więc czy umiem dziękować? Czy dziękuję?
"...Nie umiem dziękować Ci Panie
Bo małe są moje słowa
Zechciej przyjąć moje milczenie
I naucz mnie życiem dziękować."
(zasłyszane gdzieś..). T.J.
24 lutego 2016
2016-03-08 20:52