Jesteś tutaj: Strona główna / Taka Jedna - "Ja niedowiarek"

Taka Jedna - "Ja niedowiarek"

2016-10-30

Moje spotkanie z Miłosiernym Jezusem wiąże się z pielgrzymką prowadzoną od lat przez ks. Andrzeja Szpaka. Tam po raz pierwszy zobaczyłam obraz” Jezu ufam Tobie”. Tam po raz pierwszy usłyszałam o siostrze Faustynie i jej dzienniczkach. Tam mimowolnie słuchałam koronki do Bożego Miłosierdzia wyśpiewywaną przy dźwięku gitary przez ks. Andrzeja. Ziarno tam zasiane wydało plon. Dziś w moim mieszkaniu obraz Jezusa Miłosiernego jest na honorowym miejscu. A Koronkę odmawiam codziennie w drodze do pracy. W chwilach trudnych oddaję wszystkie problemy Jemu i…ufam, że wybierze dla mnie takie rozwiązanie, jakie będzie najlepsze. Ale nie zawsze tak było. Zacznę od początku.

Na pielgrzymkę trafiłam przypadkiem. Jakiś czas wcześniej przeżywałam kryzys wiary w związku ze śmiercią braciszka (urodził się martwy, błąd lekarzy). Pojechałam rok wcześniej do Częstochowy, zachęcał mnie do tego mój chłopak, który należał do Oazy. Miałam krytyczne zdanie na temat wszelkich organizacji tak kościelnych, jak i poza kościelnych. W Częstochowie patrząc na wchodzące pielgrzymki pomyślałam- Nigdy w życiu nie uczestniczyłabym w czymś takim.

Jakiś czas później ostro dyskutowałam z innym moim kolegą na temat bezsensowności pielgrzymek. Wtedy on mi powiedział, że jest taka jedna pielgrzymka do Częstochowy, która mi się spodoba. Nie wydawało mi się to możliwe. Założyliśmy się. Powiedział, że nie muszę się nigdzie zapisywać, że mogę przyjechać kiedy chcę i wyjechać jak mi się nie spodoba w każdym momencie. Wahałam się jeszcze rok. W końcu ciekawość zwyciężyła.

Był rok 1986. Wychodzili ze Szczyrku. Pojechałam. Szłam sobie raz na końcu, raz na początku, czasami z grupą , obserwowałam, słuchałam i mówiąc szczerze nie bardzo się modliłam. Po roku wiedziona ciekawością- bo może tylko tak przypadkowo trafiłam na dobry klimat- przyjechałam znów. I tak mi zostało. Jak tylko mogę wyrywam się z kieratu obowiązków i jadę na pielgrzymkę. TĘ PIELGRZYMKĘ. Zmienił się czas, zmienili się ludzie, także ja zmieniłam się .

Kilka lat po mojej pierwszej pielgrzymce podjęłam się bycia mamą zastępczą dla gromadki dzieci. Decyzję tę obmodliłam na pielgrzymce i spotkaniach popielgrzymkowych, na które jeździłam. Trudno jest być mamą dla dzieci, które zawiedli najbliżsi. Ale wszystkie trudne momenty umiałam już oddać Bogu. Tego się właśnie nauczyłam w czasie drogi. I z tego skorzystałam ,gdy pojawił się problem tak poważny, że po ludzku nie do rozwiązania.

Pod moją opiekę trafiło dziecko z bardzo poważnymi uszkodzeniami układu nerwowego. Jego matka była alkoholiczką. Kilka lat miotałam się po omacku ,zanim udało mi się trafić do specjalisty. Diagnoza zwaliła mnie z nóg- dosłownie. FAS –zespół poalkoholowy. I to w całym spektrum. Zaczęłam drążyć temat i to czego się dowiedziałam nie było optymistyczne. Dziecko rosło, a z nim pojawiało się coraz więcej problemów. Zaczęłam słyszeć od różnych ludzi- nauczycieli, znajomych, pedagogów, a nawet lekarzy- z niego nic nie będzie. Pogódź się z tym. Uszkodzenia są zbyt duże. Równocześnie mnożyły się skargo na złe zachowania. Wszystko przemawiało za tym, że mają rację. Myślałam ,że oszaleję. I wtedy przypomniało mi się ciche , zasłyszane na pielgrzymce – Wystarczy siąść u Twych stóp Jezu.

Zabrałam dziecko na TĘ pielgrzymkę. Tu po raz pierwszy spotkaliśmy się oboje z całkowitą akceptacją. Bez względu na jego zachowanie, które wcale się nie zmieniło na lepsze. Było takie samo, jak zawsze. Ale nikt się nie skarżył, wszyscy się uśmiechali do mnie i do dziecka. Poczułam ulgę. Wreszcie nie musiałam być tak spięta, pilnować wciąż i tłumaczyć się z jego zachowań. Przed obrazem na Jasnej Górze powiedziałam

-Mario. Ty też byłaś matką. Weź to dziecko pod swą opiekę. Ja zrobię wszystko co w ludzkiej mocy, ale resztę zostawiam Tobie.

I tak się stało. Dosłownie. Przez kilka lat przyjeżdżaliśmy na pielgrzymkę razem. Czasami byłam sama. Szliśmy całą, albo kilka dni, jak było możliwe. Przed obrazem zdawałam relację z tego co się stało w ostatnim okresie i nadal prosiłam o opiekę dla dziecka. W moim domu pojawił się obraz Jezusa Miłosiernego. W chwilach rozpaczliwie trudnych, gdy musiałam nie tylko znosić zaburzone zachowania dziecka- co nie było łatwe-, ale i walczyć o nie z całym światem , po prostu w nocy, siadałam u Jego stóp i…nie miałam nawet siły się modlić. Nie było łatwo, problemy nie zniknęły, wręcz się mnożyły ( okres dorastania zawsze jest trudny) ale ja miałam siłę lwa. No i jeszcze były pozostałe dzieci ze swymi problemami.

Czas płynął od drobnego zwycięstwa, do kolejnej potyczki. Czasami sama nie wierzyłam w sukces moich poczynań, ale jak ślepiec trzymałam się uparcie drogi, którą wybrałam. Ono w tym czasie wyrosło, skończyło szkołę, wyprowadziło się z domu, a od kilku lat samo ma rodzinę, a ja jestem szczęśliwą babcią. Nie uwierzyłabym, gdyby mi ktoś powiedział 15 lat temu, że tak będzie. Lekarz prowadzący, specjalista od FAS spytał mnie kiedyś- Jak pani tego dokonała, z medycznego punktu widzenia to niemożliwe?

A ja wiem, że to nie moje dzieło. Że to Bóg. Jego Matka wzięła moje prośby dosłownie i …dorosłe już dziecko wraz ze swą rodziną mieszka …w Częstochowie. Spotykamy się jak tylko jest to możliwe, bo dzieli nas prawie 300 kilometrów. Rozmawiamy telefonicznie prawie codziennie. Ono żyje jak wielu innych ludzi. Już jako dorosłe dowiedziało się, że oddalam je w Najlepsze Ręce. W dniu ślubu byliśmy razem przed Czarną Madonną dziękować za wszystko i prosić o dalszą opiekę nad jego rodziną. Gdy w tym roku spotkaliśmy się na pielgrzymce , usłyszałam „ ja tu przyjeżdżam jak do domu”.

I co najciekawsze. Bywają takie chwile, gdy nagle zaczynam się modlić Koronką. Tak jakby nagle w głowie włączyła się taśma z nagraniem. Ostatnia taka sytuacja wydarzyła się, gdy wracałam wieczorem do domu. Nagle przyszła myśl, aby mówić Koronkę. Nie mogłam się od tej myśli odczepić, bo ciągle nachalnie wracała. W końcu poddałam się i mimo zmęczenia odmówiłam całą modlitwę. Gdy tylko skończyłam zadzwonił telefon

.-Mama synek w szpitalu!!! Tak się boję!!!-

-Spokojnie, właśnie skończyłam się za was modlić.

Wszystko skończyło się dobrze,. Ale już wiem, że gdy pojawia się ta „taśma z Koronką”, to znaczy, że ktoś woła pomocy. I nie muszę mieć już potwierdzającego telefonu. Po prostu, mówię Koronkę, jak tylko odczuję taką potrzebę.

Tak z niedowiarka stałam się osobą wierzącą.

TAKA JEDNA

1 komentarz

szpak11
2016-10-31 23:04
Wiemy Elu o kogo chodzi. Mateusz też napisał na naszej stronie piękne świadectwo, czyli tak jakbyś go urodziła jako przezdolne dziecko. Jego i Twoja Elu wielkość sa nam bardzo cenne, przykladne, a nawet heroiczne. Ja to wszystko widziałem, a także słuchałem Cię przez komórkę i czytałem ciekawe maile. Musze wracać do zdrowia, nie piszę więcej, żeby przed 23.00 szykować się do snu. Bóg zaplać za trud pięknego i stylistycznego opisu. Gratulujemy i dziękujemy. O! Gdybyśmy zdobyli takich 10 świadectw, to wystarczyłoby na piękną książeczkę pt. "Dotknięci Bożym Miłosierdziem". Elu! Ks. Dawid powiedział podczas wolnych głosów, że kilka razy dziennie dotyka go miłosierdzie Boże. Spróbujmy to zaobserwować w naszym życiu i opisać na chwałą naszej dobrej, polskiej strony. Dziękujemy serdecznie. Szpaku.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych