Jesteś tutaj: Strona główna / OSTATNI - Taka Jedna

OSTATNI - Taka Jedna

2016-12-12

OSTATNI

Mieszkał na drzewie. Właściwie nie było to jeszcze drzewo, ale raczej drzewko. Takie wielkości dużego dziecka, chodzącego do powiedzmy 5 klasy. Ale na początku jeszcze o tym nie wiedział. Siedział ukryty w małym pączku na gałązce i czuł, jak od środka zaczynają krążyć soki, a z zewnątrz coraz mocniej grzeje słońce. Czekał niecierpliwie na dzień, w którym będzie mógł się rozejrzeć.

I stało się. Pewnego dnia słońce grzało mocniej niż zwykle, a soki krążyły szybciej. Mała brązowa osłonka pękła i wyjrzał po raz pierwszy na świat. Było pięknie. Słonecznie. Wtedy właśnie zrozumiał, że mieszka na drzewie, i że nie jest to wcale największe drzewo. Wprost przeciwnie. Wokół było wiele większych drzew. Ale on dumnie rozprostował się na gałązce. Obok pękały inne osłonki i jego rodzeństwo wychylało nieśmiało główki, tak jak on ciekawie przyglądając się światu. A było na co popatrzeć. Jego drzewko rosło tuz przy ulicy, na małym trawniku. Ulica była niezbyt ruchliwa, ale za to pełna niespodzianek. A to przelatywały ptaki uganiając się za owadami, ćwierkając w niebogłosy. A to przebiegł pies, albo kot. Z rzadka przejeżdżał samochód, za to częściej pojawiali się ludzie. Mamy pchały wózeczki ze swymi dziećmi, Śmigały starsze dzieci na swych hulajnogach, albo rowerach. Czasami przechodziły grupki starszych i młodszych uczniów, wesoło rozmawiając ,śmiejąc się, biegając i skacząc. Po drugiej stronie ulicy, trochę dalej wśród trawy, kwitły jakieś kwiaty, nad którymi śmigały kolorowe motyle. Dalej stały jakieś budynki. A nad tym wszystkim rozpościerało się błękitne niebo.

Oczywiście na początku nie potrafił dokładnie nazwać tego co widział. Dowiadywał się o wszystkim po kolei, w miarę jak rósł. A rósł szybko, łapiąc cieplutkie promienie słoneczne i pijąc soki, którymi obficie obdarowywało go jego drzewo. Czasami słońce kryło się za chmurami i wtedy padał deszcz, obmywając wszystko z kurzu, orzeźwiają c powietrze i nadając wszystkiemu intensywniejsze barwy. Był szczęśliwy, kąpał się w deszczu , wygrzewał w słońcu, lub trzepotał wesoło bawiąc się z wiatrem. Myślał ,że tak będzie zawsze. Pewnego dnia niebo zakryło się nagle dziwnymi, burymi chmurami, a wiatr wiał silniej niż zwykle i zaczął szarpać jego małym drzewkiem. Ze zdziwieniem zobaczył, że z większych drzew pozrywał kilka słabszych liści i porwał je gdzieś w głąb ulicy. Błysnęło. Wiatr szarpał jeszcze silniej , lunął deszcz. Nie była to orzeźwiająca kąpiel, ale prawdziwa ulewa. Z sąsiedniego drzewa posypały się drobne gałązki. W ulicę uderzył piorun. Wszystko zadrżało. To była burza. Wydawało się,, że trwać będzie wiecznie i wszystko zniszczy. Mocno przywarł do swojej gałązki.

-Nie dam się strącić- pomyślał i trzymał się dzielnie. Na szczęście po jakiejś chwili wszystko ucichło. Ciemne chmury powoli odpływały, a słonce znów wyjrzało i zaczęło łaskotać swymi promieniami. Rozejrzał się ze zdziwieniem oglądając jakie spustoszenie poczyniła ulewa. Jeszcze mocniej przyczepił się do gałązki.- Nie dam się zerwać! Nigdy! - postanowił. -I nauczyłem się czegoś nowego. Jak się zbierają ciemne chmury, trzeba się mocno trzymać, aby nie upaść. Bo wiatr gdzieś porywa i nie wiadomo co się stanie.

Znów przyszły słoneczne dni, więc grzał się ,rósł i dumnie prężył się na swojej gałązce. Zauważył, że drzewo trochę urosło. Był dumny, bo zrozumiał, że w końcu jego drzewo będzie takie duże , jak inne. Tak minęła wiosna, przyszło lato. Przechodziło jeszcze wiele innych burz, ale on trzymał się mocno. I choć jego drzewko straciło w czasie nich kilka drobniejszych listków i dwie małe gałązki, on trzymał się i nie dał się porwać wichurom. Z ciekawością przyglądał się , jak zmieniał się wokół świat. Widział, jak ludzie, ubrani na początku w ciepłe ubrania, powoli pojawiali się coraz lżej ubrani, aż w końcu, gdzieś w środku lata, byli już tylko w zwiewnych, cienkich ubraniach, ledwo okrywających ich ciała. Widział kwiaty , które bawiły się z motylami, jak po kolei więdły i spadały, znikając gdzieś wśród traw i liści. Wtedy cieszył się ,że nie jest kwiatem. Widział młode ptaki na dużych drzewach, jak najpierw nieporadne, ledwo widoczne popiskiwały, by potem coraz śmielej wyglądać z gniazd, aż wreszcie zerwały się do lotu. Widział ,jak uczyły się coraz doskonałej śmigać w powietrzu. Widział owady, które lekko i ziewnie przelatywały obok, czasami siadając na jego gałęzi, by odpocząć. Widział, że dzieci, które najpierw pojawiały się w wózeczkach, potem śmiesznie dreptały obok swych mam, aż w końcu śmiało zapuszczały się coraz dalej i dalej, już bez pomocy.

-Jakie to wszystko dziwne i ciekawe.- myślał.- Chciałbym już wiedzieć ,jaka mnie czeka przygoda. Tymczasem cały czas usilnie pracował nad swoim umocnieniem na gałęzi. Był pewien, że najgorsza wichura go nie zerwie.

Jesień była tego roku bardzo łaskawa. Złociła i czerwieniła drzewa długo i nie pozwoliła wiatrom zrywać i bawić się ich liśćmi. Już listopad zaglądał do okien, a drzewa jeszcze w purpurę, brąz i złoto ubrane, stały milcząco spoglądając na mogiły rozświetlane zniczami. Na trawniku także widać było jesienną zadumę. Z większych drzew zaczęły spadać kolejne liście. Małe drzewko też traciło je powoli. Ale on trwał na stanowisku. Początkowo zachwycał się feerią barw , ale potem coraz poważniej przyglądał się opadłym liściom i ogołoconym drzewom.

-Nie chcę tak- myślał coraz bardziej zdziwiony. Widział ,jak opadłe liście brązowiały i czerniały, jak ludzie i samochody bezlitośnie je niszczyły.- Nie chcę, nie dam się zrzucić. To moje drzewo. Ja chcę mieć jakąś wspaniałą przygodę ,a nie tak po prostu zgnić. –Buntował się ale nie było się komu poskarżyć. Jego drzewo przestało odpowiadać i coraz mniej przesyłało soków. Nic z tego nie rozumiał. Ale nadal mocno trzymał się gałązki. Wiatr zaczął powiewać coraz silniej, deszcz moczył coraz chłodniejszymi strugami, a słońce grzało coraz słabiej.

-Nie dam się- myślał i trzymał się z całych sił. Pożółkł z tego wysiłku, ale nawet tego nie zauważył. Postanowi łże za nic nie da się zerwać. Choć na drzewku był już ostatni. Aż do pewnego chłodnego lecz słonecznego dnia. Wtedy wszystko się zmieniło.

 

****

Jacuś był smutny. Często. Zbyt często. Choć jego nowa mamusia i tatuś bardzo się starali, przytulali go i pieścili. On też się starał, ale tak jakoś inaczej mu wychodziło.

Dziwicie się ,że można mieć nową mamusię i tatusia? Tak .Można. Czasami w życiu tak jest, że ta mamusia, która nosiła cię pod sercem, nie może się tobą opiekować i przy tobie być. Tak było z Jacusiem. Najpierw był w szpitalu, potem u takich dobrych, bardzo dobrych cioć, aż w końcu, na Boże Narodzenie trafił do nowej mamusi i tatusia. I dlatego często był smutny. Bo jak się tyle w życiu dzieje, a ma się dopiero 2 latka, to jest się smutnym i już.

Jacuś miał jeszcze jeden problem. Nie mówił. To znaczy umiał, tylko nie bardzo chciał. Bo komu miał coś mówić, jak był w szpitalu i mamy nie było? Albo, jak był u tych cioć, które co chwilę przychodziły i wychodziły ? Były dobre i kochane, ale on nigdy nie mógł zapamiętać, która dziś będzie, a potem która. Więc co miał mówić , do kogo?

Nowa mamusia i tatuś wiedzieli, że Jacuś nie mówi i wcale ,ale to wcale im to nie przeszkadzało. Jednak na początku poszli z Jacusiem do lekarza. Miła pan doktor pobadał, popatrzył i orzekł, że chłopiec będzie mówił, bo nie ma „ poważnej wady rozwojowej”. Jacuś wiedział bez tego, że będzie mówił, jak tylko będzie miał do kogo. Na razie czekał.

Mamusia i tatuś byli bardzo kochani. Była też z nimi nowa babcia. Mieszkała co prawda w innym domu, ale często składali sobie wizyty. Ona była także kochana. Może nawet najukochańsza, bo mamusia i tatuś czasami czegoś zabraniali, a babcia nigdy. Nawet ,jak kiedyś , gdy byli u babci z wizytą i Jacuś zbił jej piękny żółty wazonik, babcia nie pogniewała się, tylko przytuliła go i powiedziała.

-Nie szkodzi. Kupimy inny żółty wazonik. Bo wiesz ,Jacusiu, żółty to mój ulubiony kolor. – Od tego czasu Jacuś poważnie zaczął się zastanawiać, czy do babci właśnie nie powinien powiedzieć pierwszych kilka słów.

Minęło lato i Jacuś, który właśnie kończył 3 latka, miał do przedszkola. Nowa mamusia i tatuś musieli pracować. A babcia nie mogła się Jacusiem opiekować, bo… no tak. Zapomniałam dodać ,że babcia Jacusia miała kłopoty z nogami i nie mogła chodzić. Miała za to taki piękny wózek, z dwoma wielkimi kołami zupełnie innymi, niż przy spacerówce Jacusia. Chłopcowi bardzo się ten wózek babci podobał. Ale z tej właśnie przyczyny, Jacuś musiał iść do przedszkola. Mamusia Jacusia specjalnie chodziła i pytała innych mam, w którym przedszkolu jest taka kochana, ale to najukochańsza pani, którą wszystkie dzieci lubią. I tak znalazła panią Danusię. Więc Jacuś poszedł do przedszkola, do pani Danusi, do najmłodszej grupy. Była tam cała gromadka dzieci, a pani Danusia opiekowała się nimi z wielką radością i czułością. I wcale jej nie przeszkadzało, że Jacuś nie mówi.

Pewnego jesiennego dnia, po baaarrdzo dłuuugim okresie deszczu i wiatru, zjawił się nagle całkiem przyjemny, słoneczny, choć chłodny dzień.

-Dzieci, pójdziemy poszukać znaków jesieni- powiedziała pani Danusia i cała gromada, cieplutko ubrana, trzymając się grzecznie parami za ręce , ruszyła na spacer. Dzieci zbierały liście, obserwowały bezlistne drzewa, szukały ptaków, pokazywała powiędłe kwiaty i trawy, oraz przyglądały się brunatnym i czarnym liściom na drodze.

-Tak, bardzo dobrze- chwaliła pani Danusia. I już mięli wracać do przedszkola, gdy nagle Jacuś zatrzymał się i długo się czemuś przyglądał. Pani Danusia spojrzała w tym kierunku. Na trawniku rosło małe drzewko. Całkiem ogołocone już z liści. Tylko na jednej gałązce tkwił uparcie się jej trzymając, piękny, żółty listek.

-Jacusiu, co to? Co tak cię zaciekawiło? Ten listek?- zapytała pani.

Ale Jacuś stał i patrzył. Pani Danusia nie była tą osobą, z która chciałby porozmawiać po raz pierwszy. Chociaż bardzo ją lubił.

-Jacusiu, widzę listek. Piękny, żółty. Ty go znalazłeś. Bardzo dobrze, ale musimy już wracać do przedszkola.- tłumaczyła cierpliwie pani Danusia. Ale Jacuś wpatrzony w listek ani drgnął. Listek też widział Jacusia i bardzo, bardzo mu się spodobał tan smutny chłopczyk, z dużymi brązowymi oczami i jasnymi włoskami, wyglądającymi spod czapeczki.

-Jacusiu- pani Danusia próbowała delikatnie doprowadzić chłopca do grupy i objęła go ramieniem. Ale Jacuś wywinął się z jej objęć i podbiegł do drzewka, wyciągając w górę rączki, aby dosięgnąć listka. Był za mały.

-Chcesz ten listek- domyśliła się pani Danusia. Chłopiec z powagą skinął głową i wyciągnął rękę jeszcze bardziej.

-Dobrze, zerwę Ci go.- Pani Danusia chwyciła listek. Ten trzymał się mocno.

-Ależ uczepiony gałązki. Taki piękny, żółty listek. Ostatni na drzewku. Jakby tu specjalnie czekał na Ciebie Jacusiu.

Niemało się namocowała, ale wreszcie listek wylądował w rączkach Jacusia. Oboje uśmiechnęli się do siebie, a chłopiec grzecznie wrócił do grupy . Gdy wracali do przedszkola, Jacuś cały czas trzymał swojego żółtego przyjaciela w dłoniach i patrzył na niego uśmiechając się. Listek tulił się do ciepłych dłoni chłopca.

-Jak dobrze, że tak długo się trzymałem- myślał zadowolony- inaczej nigdy byśmy się nie spotkali.-

W przedszkolu dzieci robiły jesienne prace. Pani Danusia pomogła Jacusiowi zrobić z listka piękną laurkę. Ponieważ Jacuś naumiał pisać, na odwrocie kartki, do której przyklejony został listek, pani Danusia obrysowała dłoń Jacusia. To był taki jego podpis. chłopiec z dumą pokazał laurkę tatusiowi i mamusi, ale jakie było ich zdziwienie, gdy nie chciał im jej oddać. Dopiero później okazało się dla kogo chłopiec przeznaczył ten prezent. Dla ukochanej babci. Na drugi dzień poszli do niej z wizytą. Wtedy chłopiec od progu rzucił się jej na szyję.

-Źiółty- wykrzyknął i wręczył jej laurkę z listkiem. Od tej pory laurka stała na honorowym miejscu w pokoju babci i listek często spotykał się z Jacusiem.

****

Minęły lata. Jacuś stał się dużym Jackiem, a potem panem Jackiem. Ożenił się i miał dwoje dzieci. Synka-Piotrusia, i córeczkę- Kasię.

Pewnego dnia wszyscy troje układali książki na półkach. W pewnym momencie tata Jacek wziął do rąk starą książkę babci. Z pomiędzy jej kartek wysunęła się pożółkła laurka z przyklejonym liściem.

-Och- wyrwało się ze wzruszenia tacie.

-Co to jest?- zapytały ciekawie dzieci.

-To chyba najdzielniejszy listek świata. Przetrwał wszystkie burze i wichury, aby spotkać się ze swym przyjacielem, małym Jacusiem.

I tata Jacek opowiedział Piotrusiowi i Kasi historię listka i ich spotkania.

****

Znów minęły lata. Tata Jacek był już dziadkiem. Uwielbiał , kiedy przychodziły do niego wnuki. Siadali wtedy przy kominku , a dziadek opowiadał im różne historie. Znal ich całe mnóstwo, bo wiele czytał. Dzieci uwielbiały te chwile. Pewnego razu, gdy właśnie skończył opowiadać jedną z historii, do pokoju weszła dorosła już Kasia.

-Tato, przeglądałam stare książki. Niektóre z nich już się rozkleiły. Trzeba będzie je wyrzucić. Na przykład ta.

I duża Kasia podała dziadkowi Jackowi starą, pożółkłą książkę, porozklejaną, z sypiącymi się kartkami. Była to książka babci Jacka.

-O nie! Tylko nie tą!- powiedział stanowczo tata-dziadek.- To jest niezwykła książka.

Wnuki przysunęły się ciekawie-Opowiedz dziadku!

Dziadek chwilę milczał, a potem uśmiechnął się tajemniczo.

-Właściwie to nie jest opowieść o tej książce, tylko historia jej niezwykłego mieszkańca.- I spośród pożółkłych kartek książki, dziadek wysunął małą, jeszcze bardziej pożółkłą kartkę , z przyklejonym listkiem. –To jest opowieść o najdzielniejszym listku świata, który czekał na swojego przyjaciela. Posłuchajcie….Mieszkał na drzewie……

(6.11.-16.11. 2016)

Z inspiracji zdjęcia pani Danusi.

1 komentarz

Sara (JO)
2016-12-13 13:08
Dzięki Ci Taka Jedyna za tę bardzo sugestywną opowieść o Nadziei która zawieść nie może, jest siłą życia.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych