Jesteś tutaj: Strona główna / Andrzej żyje w nas i dalej nas będzie prowadził - niektóre komentarze/świadectwa/wspomnienia

Andrzej żyje w nas i dalej nas będzie prowadził - niektóre komentarze/świadectwa/wspomnienia

2017-11-18

 

-Andrzej nie umarł, on żyje! Jego ciało odeszło ale on żyje. Żyje w nas i dalej nas będzie prowadził. Tylko teraz trzeba będzie się uciszyć żeby go usłyszeć. Ale, znając go, jak będzie trzeba to znajdzie sposób nas obudzić żebyśmy szli dalej. On żyje ☀ /

Lakshmi Dar


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Jako że nie będę mógł przyjechać do Krakowa, żegnam się z Andrzejem poprzez krótki filmik ze zdjęciami. Link w komentarzu. Edit 19.11: a napiszę jeszcze. Szpaka poznałem w 97' na zlocie częstochowskim. Wydawał się nieco postrzelony, lecz w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Przez te wszystkie lata Andrzeja widziałem w przeróżnych sytuacjach i różnych stanach ducha. Jaki był? Zawsze postrzegałem go jako człowieka, dla którego to, czym się zajmuje jest jednocześnie ogromną pasją i poświęceniem; dawał z siebie 100%, nie było dla niego taryfy ulgowej. Podziwiałem go za to i szanowałem, był żywym przykładem na to, że poprzez wytrwałość i ciężką pracę można do czegoś dojść i coś osiągnąć. Kochał przebywać wśród ludzi i z nimi rozmawiać. Nadawał na tych samych falach z tymi, którzy byli twórczy, z artystami, z ludźmi mającymi coś do zaoferowania dla innych. Pamiętam, jak zadzwonił do mnie jakoś w zeszłym roku z zapytaniem o moje zdjęcia. Rozmawialiśmy wtedy o szeroko pojętej sztuce, o dawaniu ludziom czegoś od siebie. Ta rozmowa zapadła mi w pamięć... i tak sobie teraz pomyślałem, że fajnie byłoby zorganizować wystawę zdjęć ze Szpakiem w roli głównej. Ludzi z aparatami na zlotach / pielgrzymkach zawsze było od liku i zapewne każdy z nich ma w swoich zbiorach jakieś zdjęcia z Andrzejem. Gdyby to wszystko zebrać do kupy mogłaby powstać niezła galeria. Do przemyślenia, taki mój luźny pomysł. Pozdrawiam Was i mam nadzieję do zobaczenia na jubileuszowej pielgrzymce ????.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Udało mi się Go poznać w 1996 roku.
To był dziwny dla mnie czas. Miałam 19 lat, dostałam się właśnie na studia i strasznie pokomplikowałam sobie życie osobiste.
Potrzebowałam zmiany. Przypadkiem (ale przypadki nie istnieją... :)) poznałam kogoś, kto namówił mnie na Szpakowską Pielgrzymkę. Na bakier mi było z kościołem ale w końcu dałam się namówić i wylądowaliśmy na trasie Zakopane - Częstochowa.
Tak poznałam Szpaka. Wielkie serce i wielką charyzmę i prawdziwą Wiarę, którą tak pięknie wcielał w życie.
Parę razy udało nam się dłużej porozmawiać. I jedno mogę powiedzieć: o ile jakikolwiek człowiek może stać się świętym, jemu było do tego stanu najbliżej. 
Olbrzymie serce i rzadko spotykana dusza. Nikogo nie omijał, nie ignorował, dla każdego miał dobre słowo, a kiedy trzeba było to i ostre ;)
Mądrość i miłość w rzadkim naprawdę połączeniu.
Człowiek z misją. I misję tę uwieńczył wielkim sukcesem. Myślę, że pomógł tak wielu ludziom, że siedzi teraz gdzieś spokojnie i dyskutuje z Bogiem o tym, jak ten nasz śmieszny świat jeszcze można byłoby poprawić. 
Smutno mi, że musiał cierpieć przed śmiercią. Ale los doświadcza najmocniej tych największych i najsilniejszych. 
Będzie mi go brakować. Świat jest od wczoraj jakiś mniejszy i smutniejszy.../ Pani Emka
Parę razy udało nam się dłużej porozmawiać. I jedno mogę powiedzieć: o ile jakikolwiek człowiek może stać się świętym, jemu było do tego stanu najbliżej. 
Olbrzymie serce i rzadko spotykana dusza. Nikogo nie omijał, nie ignorował, dla każdego miał dobre słowo, a kiedy trzeba było to i ostre ;)
Mądrość i miłość w rzadkim naprawdę połączeniu.
Człowiek z misją. I misję tę uwieńczył wielkim sukcesem. Myślę, że pomógł tak wielu ludziom, że siedzi teraz gdzieś spokojnie i dyskutuje z Bogiem o tym, jak ten nasz śmieszny świat jeszcze można byłoby poprawić. 
Smutno mi, że musiał cierpieć przed śmiercią. Ale los doświadcza najmocniej tych największych i najsilniejszych. 
Będzie mi go brakować. Świat jest od wczoraj jakiś mniejszy i smutniejszy.../ Pani Emka
Parę razy udało nam się dłużej porozmawiać. I jedno mogę powiedzieć: o ile jakikolwiek człowiek może stać się świętym, jemu było do tego stanu najbliżej. 
Olbrzymie serce i rzadko spotykana dusza. Nikogo nie omijał, nie ignorował, dla każdego miał dobre słowo, a kiedy trzeba było to i ostre ;)
Mądrość i miłość w rzadkim naprawdę połączeniu.
Człowiek z misją. I misję tę uwieńczył wielkim sukcesem. Myślę, że pomógł tak wielu ludziom, że siedzi teraz gdzieś spokojnie i dyskutuje z Bogiem o tym, jak ten nasz śmieszny świat jeszcze można byłoby poprawić. 
Smutno mi, że musiał cierpieć przed śmiercią. Ale los doświadcza najmocniej tych największych i najsilniejszych. 
Będzie mi go brakować. Świat jest od wczoraj jakiś mniejszy i smutniejszy...

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ludzie, którzy nie znali Andrzeja Szpaka, chyba w większości dziennikarze, nazywają go duszpasterzem hipisów, księdzem „od narkomanów”, czy trudnej młodzieży. Może i te określenia są w jakimś stopniu prawdziwe, ale budzą we mnie sprzeciw - bardzo szufladkują tego wyjątkowego człowieka i tak naprawdę nie mówią o nim prawie nic… Bo to jest nasz Szpaku, nasz - ludzi „od Szpaka”. To opiekun, przewodnik KAŻDEGO, kogo uwiodło i uzależniło jego patrzenie na świat, miłość do przyrody, zachwyt nad najmniejszą trawką i kwiatkiem, dziecięco - mistyczna duchowość, dzikość serca, odwaga przekraczania schematów, dar jednoczenia ludzi i porywania serc. Hipisów kilku poznałam, może w czasach liceum podobnie się ubierałam… Nigdy nie byłam narkomanką, a młodzieżą to byłam raczej łatwą i grzeczną. A jednak to, jaka jestem i jakie mam podejście do tego, co spotyka mnie w życiu, zawdzięczam w dużej mierze jemu. To dzięki temu, że od 22 lat (więcej niż przez połowę życia) miejsce stworzone przez niego jest moim drugim domem, a dwa pierwsze tygodnie sierpnia to ‘święty’, nienaruszalny czas – najwspanialsze wakacje, moje najbardziej ekskluzywne spa i all-inclusive, rzeczywistość odświeżająca i odnawiająca myślenie, odczuwanie, spojrzenie, relacje, ducha. Ehh, i tak nie da się tego wytłumaczyć… Wierzę, że on już wie o tym, że jechałam do niego się pożegnać, że wybiegłam z domu na pociąg z plecakiem i biletem w ręku dokładnie w godzinę jego odejścia… Tak bardzo nam teraz ciężko i żal. Ale my, od Szpaka, dostaliśmy tyle mocy, że z łatwością podołamy jeszcze wielu ciężarom i żalom. I wystarczy nam jej na wieczność. Hej! / Anna Kulka - Dolecka


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś dzisiaj nie mogę znaleźć sobie miejsca. Co rusz otwieram Wasze komentarze sercem pisane i się wzruszam. Tyle dobra się wydarzyło dzięki kapłanowi, którego różnie nazywają ... duszpasterzem od ... hipisów, narkomanów, myślicieli, bezdomnych, artystów, filozofów, prostych ludzi, młodzieży różnych dróg ... itp. Dla jednych jest Tatusiem, dla innych Ojcem, Dziadkiem, dla jeszcze innych bratem w wierze, przyjacielem, Andrzejem, Andrzejkiem, Szpakiem, Szpaczkiem. Są też tacy, którzy proszą by nazywać tego szalonego Salezjanina zaszczytnym i równie prawdziwym tytułem - Księdzem Andrzejem Szpakiem (tak przeczytałam tylko w jednej notce). I taka przyszła mi refleksja ...KSIĄDZ ANDRZEJ SZPAK OD ... JEZUSA MIŁOSIERNEGO. Całe życie o Nim mówił i niósł każdemu, bez względu na zewnętrzne okoliczności czy szufladki rożnej maści i pojemności. Co rusz chciano go w którąś z nich włożyć. Nie dał się jednak ... szpaczki to sprytne ptaszki. Jakże jestem wdzięczna Bogu, że i na mojej ścieżce ten kapłan się pojawił i wskazał na Jezusa Miłosiernego w Sakramentach świętych. / Alicja Niedbalska
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podczas Różańca za Szpaka na Tynieckiej przypomniałam sobie dzień, w którym zmarł Papież Jan Paweł II. Był wtedy zlot w Krakowie. Niektórzy grali na bębnach i tańczyli. Przyszedł Szpaku i powiedział, że dobrze robią, bo pierwsi chrześcijanie cieszyli się, że ktoś już jest w Niebie i tańczyli na pogrzebach.
Agnieszka Matera
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prawda jest taka, że bez Szpaka i bez szpakowiska, bez tego startu, który dostałam w wieku lat 14, bez ludzi, których poznałam u Szpaka i przez ludzi od Szpaka, nie miałabym ani prawie wszystkich najbliższych mi ludzi, ani tej rodziny, którą mam, syna którego mam i tego który się wykluwa, nie miałabym tego zawodu, nie zrobiłabym tych studiów, nie mieszkałabym w tym mieście i nie miałabym tego życia. Tej świadomości. Tej wspólnoty. Tej paraboli bym nie miała, też.
Mam tę świadomość nieustannie, od lat. To, czego nie byłam świadoma, to to, jak wielu z nas tak ma.  Marysia Parabola Tarkowska
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy Andrzej bywał czasem u nas przy okazji jakiegoś sympozjum, spał w pokoiku i dawaliśmy mu wypocząćod wszystkiego. rano wstał, bardzo był zaspany - dzieci pośród rozrzuconych klocków podniosły głowy i zamarły patrząc na zaspanego księdza Szpaka.A on popatrzył na nich i mówi: "To ja. Ksiądz Andrzej Szpak.W środku cały czas ten sam". / Kasia Chrzan

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podczas Różańca za Szpaka na Tynieckiej przypomniałam sobie dzień, w którym zmarł Papież Jan Paweł II. Był wtedy zlot w Krakowie. Niektórzy grali na bębnach i tańczyli. Przyszedł Szpaku i powiedział, że dobrze robią, bo pierwsi chrześcijanie cieszyli się, że ktoś już jest w Niebie i tańczyli na pogrzebach.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Udało mi się Go poznać w 1996 roku.
To był dziwny dla mnie czas. Miałam 19 lat, dostałam się właśnie na studia i strasznie pokomplikowałam sobie życie osobiste.
Potrzebowałam zmiany. Przypadkiem (ale przypadki nie istnieją... :)) poznałam kogoś, kto namówił mnie na Szpakowską Pielgrzymkę. Na bakier mi było z kościołem ale w końcu dałam się namówić i wylądowaliśmy na trasie Zakopane - Częstochowa.

Tak poznałam Szpaka. Wielkie serce i wielką charyzmę i prawdziwą Wiarę, którą tak pięknie wcielał w życie.
Parę razy udało nam się dłużej porozmawiać. I jedno mogę powiedzieć: o ile jakikolwiek człowiek może stać się świętym, jemu było do tego stanu najbliżej.
Olbrzymie serce i rzadko spotykana dusza. Nikogo nie omijał, nie ignorował, dla każdego miał dobre słowo, a kiedy trzeba było znalazło się i ostre ;)
Mądrość i miłość w rzadkim naprawdę połączeniu.
Człowiek z misją. I misję tę uwieńczył wielkim sukcesem. Myślę, że pomógł tak wielu ludziom, że siedzi teraz gdzieś spokojnie i dyskutuje z Bogiem o tym, jak ten nasz śmieszny świat jeszcze można byłoby poprawić.
Smutno mi, że musiał cierpieć przed śmiercią. Ale los doświadcza najmocniej tych największych i najsilniejszych.
Będzie mi go brakować. Świat jest od wczoraj jakiś mniejszy i smutniejszy...

Fot. Nie wiem czyje. Kiedy go poznałam był już starszy nieco, ale takim właśnie go zapamiętam.

 

 

______________________________________________________________________________________

 

Kiedy pytałam dzieci z czego pamiętają Szpaka, powiedziały: jak chodził i cię ciągle wołał Marzenko, Marzenko z Kochcic... Dużo bym dała, żeby znowu mnie zawołał... Zeszła bym prędko z drzewa...

Marzenka

 

___________________________________________________________________________________________

 

Mnie zapadło w pamięć zdanie wypowiedziane przez Szpaka w zeszłym roku na jednej z Adoracji " Nie jesteście tylko narkomanami" Dziękuję też przede wszystkim, za to że dzielisz się swoimi przeżyciami, dzięki temu moje wydają się normalniejsze... A jednym z nich jest wczorajsze, które wydarzyło się przed godz.16, którym się podziele: Gdy jechałam na Eucharystie i okazało się, nie zdąże i że trzeba zawracać. siedziałam na przystanku, pojawił sie taki jakby chłodny wiatr, budzacy niepokój, pustkę, jakby wszystko zamarło. Pomyślałam czy to już? Pomyslałam o czasie gdy odchodził Papież, próbowałąm to odczucie do czegoś przyrównać, ale nie (bo wtedy bawiłam się w knajpie i miałam to gdzieś) może gdy zamknęła się księga, w każdym razie już kiedyś tego doświadczyłam. Wstałam i poszłam na przystanek, żeby czekać na tramwaj w drugą stronę do domu. W tramwaju tradycyjnie odmawiałam pompejankę, w pewnej intencji. NAGLE poczułam przynaglenie żeby zmienić intencje i modlić się za Szpaka, ale to nic takiego, w ostatnich dniach ciągle tak robiłam. Jednak po chyba 1 zdrowaśce, o 16.02 usłyszałam wyraźny głos Szpaka "Powiedz im, że bardzo ich wszystkich kochałem." zaczęłam notować w telefonie... reszta nie była już tak wyraźna, ale sens był taki, że gdyby nie Bóg nie umiałbym kochać, że to Bóg pozwolił mi być takim, że to on prowadził. Pojawiły się też jakby przeprosiny za to jaki był, że był może szorstki, może nie rozumiał kogoś..ale robił ile mógł i jak mógł ( w sensie jak potrafił). I że bez Boga nie potrafiłby dla nas być nawet taki jak był w tych gorszych chwilach. Gdy chciałam to zachować dla siebie, że przecież nie będę nic przekazywać bo to jest nienormalne coś słyszeć, tym bardziej kogoś kto odchodzi, w tym moim nadal jednak jeszcze trochę ateistycznym świecie, to usłyszałam jego stanowczy mocny uniesiony głos (prawie że krzyk), nieznoszący sprzeciwu,lekko nerwowy, nakazujący: Powiedz im!! Tak więc zaczęłam szukać odpowiedniego czasu i miejsca, odkładając z minuty na minute, z godziny na godzinę, przed 3 w nocy postanowiłam że może na pogrzebie... a dziś rano gdy byłam na Mszy, tym razem poczułam jego obecność i takie machnięcie ręką na mnie w geście rezygnacji i sobie odpuszczenie, prawie jak rozczarowanie, danie sobie spokoju...nie umiem tego nazwać ani opisać obrazu. Ale wiedziałam, że dotyczy się tego że nie przekazałam jego słów. Widziałam już takie jego zachowanie w którymś momencie na pielgrzymce, gdy mówił coś do kogoś, że ta osoba ma coś zrobić, a ta osoba nic, siedziała dalej, jakby do niej nie docierało i nadal tego nie robiła. Tak więc przekazuję, choć być może właśnie wtedy czyli dziś koło godziny 11.30 już znalazł inną osobę którą o coś poprosił i ona z tym samym się za chwile powtórzy... Przepraszam,że dopiero teraz pisze a nie że od razu... może ktoś miał to właśnie wczoraj odczytać. Po tym głosie, jeszcze w tramwaju usłyszałam też pieśń "Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy" śpiewaną męskim głosem ( nie wiem dlaczego właśnie ta pieśń kościelna a nie pielgrzymkowa jakaś, może była dla niego jest charakterystyczna? bliska? może ktoś zna odpowiedz?)  nie wiem czy kierowana do mnie, bo myślałam że to bardziej jest jemu śpiewana, ale nie wiem, może miała być kierowana właśnie do wszystkich, może to on ją śpiewa w mojej głowie, nie wiem, nie znam tego głosu i nie znam głosu Szpaka sprzed lat. " Nie bój się , nie lękaj się, Bóg sam wystarczy..." cały czas brzmiała w mojej głowie i w tej chwili też brzmi. Weszłam do domu, puściłam ją na youtubie na komórce, odpaliłam komputer, weszłam na facebook, na grupę a tam informacja umieszczona przez Seweryna sprzed 8 minut, napisana chyba o 16.28, że ks. Szpak odszedł do domu Ojca. Tak więc dla wszystkich mających wątpliwość i harmider w głowach czy w sercu to te słowa są właśnie kierowane do nich...wraz z tą pieśnią, którą być może właśnie Szpak nam śpiewa. Ktoś mi się też pytał zdziwiony po co jade do Szpaka, przecież wogóle go prawie nie znałam, nie chciałam odpowiedzieć, choć wątków było wiele... Fakt, byłam tylko na 2 ostatnich pielgrzymkach, raz z nim konkretnie rozmawiałam odwożąc na dworzec po prezentacji książki w Poznaniu w tym roku i raz chwile przy nim posiedziałam w szkole jak już wszyscy poszli... Powodów i wątków dla których jechałam do Krakowa było wiele...ale jednym z nich było to, zebym przypadkiem go nie usłyszała jak będzie odchodził...że może jak pojade, pożegnam się to nie będzie żadnych dziwnych sytuacji...stało się jednak inaczej...( miałam już kiedyś 3 takie sytuacje, i do dziś nie wiem co z nimi zrobić, bo nikomu ich nie przekazałam...bo przecież takie rzeczy się nie zdarzają... no chyba że w średniowieczu...ale nikt też tak na mnie też wtedy nie krzyczał i nie był tak niezadowolony że tego że próbuje zachowac to dla siebie). Więc ile mogłam to opisałam, może choć trochę oddało to to czego doświadczyłam i komuś pomoże. +++

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zmarł ks. Andrzej Szpak.

Na pewno dzięki pielgrzymkom i zlotom, które organizował otrzymałem jedne z najważniejszych inspiracji na życie.

Tyle niesamowitych ludzi, z którymi mogłem się tam poznać i których znam do dziś - co kolejna osoba, to indywidualność. A on ich wszystkich gromadził razem.
Tyle pięknych momentów, nocy spędzonych na graniu, tylu wspaniałych muzyków, niesamowicie pięknie śpiewających dziewczyn... również takich rzeczy, których może nie wypada przypominać... 
Wydawało się wtedy, ze to wszystko będzie trwać wiecznie, że co rok będzie pielgrzymka - taka rajska wędrówka z pięknymi ludźmi.
Nie potrafię sobie wyobrazić, o ile uboższe byłoby moje życie, gdybym na niego i to jego dzieło nie trafił.
Dla mnie to była inspiracja i źródło pięknych chwil, ale wiem, ze dla wielu Szpak bywał oparciem w życiu.

Czuję, ze razem z nim odeszła jakaś cała epoka w polskiej kontrkulturze.

Grzegorz Greg

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- AC Ch 18 godz. · Słuchałem i obserwowałem Andrzeja-inspirował mnie. Kiedyś mi powiedział "Pamiętaj zawsze szukaj powodu do uwolnienia ich od grzechu, ZAWSZE, bo Bóg nas pokochał na ZAWSZE" 
Lekcja Bożego Miłosierdzia... cały Andrzej 
foto/Dorota N.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kiedy pytałam dzieci z czego pamiętają Szpaka, powiedziały: jak chodził i cię ciągle wołał Marzenko, Marzenko z Kochcic... Dużo bym dała, żeby znowu mnie zawołał... Zeszła bym prędko z drzewa...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wspomnienie rozmów telefoncznych - wielu z Was ma te wspomnienia: Zadzwonił wieczorem zachwycony przyrodą, opowiadał o ziemi, o genialnym pomyśle Boga na świat! Wtedy opowiedziałam mu jak z dziećmi łowimy rozwielitki i oglądamy je pod mikroskopem. Jak ona jest pięknie zbudowana... Andrzej powiedział z pasją i wzruszeniem: "Niesamowite! Niech błogosławi nas rozwielitka!" - kto uznałby to za wariactwo, ten nie widzi świata. Bóg błogosławi w stworzeniach i Andrzej o tym opowiadał. Np. jego słowa: "Zobaczcie jak to drzewo się cieszy, że może dac nam cień!" - Czasem zdarzył się telefon, gdy Andrzej płakał. Mówił i płakał, coś się wydarzyło - znacie to pewnie... nie raz. Wystarczyło mu wtedy powiedzieć: "Ja Ciebie kocham". to jedno zdanie. Prawdziwe. Był szczęśliwy. Bo przeciez o nic innego nie chodzi... /nawet nie wiem czy uda mi się dojechać na pogrzeb... ale Andrzej uczył, jak błogosławić życie w jego brakach możliwości/

Kasia Chrzan

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wspominam Szpaka z tego roku - pole hipisów Olsztynek.
Szpaku inny niż ten, którego widziałem ostatnie lata - stonowany, spokojny. Zadumany patrzył w ogień, jakby ostatni raz w tej roli...
Godzina po 21, niektórzy piwko w ręku, Stare Heje pomagają przy ogniu. Nagle z mroku wyłania się "delegacja" z pielgrzymki diecezjalnej - 3 dziewczyny i chłopak w okularach, mieli jakiś wspólny element, nie pamiętam, chusty, czy coś... no wiecie - pionierzy tacy.
Chłopak spojrzał po nas i grzecznie zapytał:
- Wy tak zawsze się ubieracie, czy tutaj?
- A jest z wami ksiądz jakiś?
Tu wskazano mu Szpaka w błękitnej sutannie. Popatrzyli, poanalizowali, poszli.
Chłopak wrócił po 15 min. Sam, ale z kajetem. Podchodzi do Szpaka i prosi o... autograf :) (chyba poczytał coś w tym czasie na necie). Ale kicha - Szpaka prosić o ałtograf :))))
No a teraz myślę, że ten pionier, to nie taki cienias - załapał się na autograf Świętego.

 

Dla mnie Pielgrzymki Szpakowskie, to jedyne miejsce, gdzie spotyka się Boga z Ludźmi bez iluzji.
Iluzoryczny Bóg (albo i bóg) to opowiadania i historie ubrane w barwy i staropolskie słowa. Iluzoryczni wierni, to ludzie w maskach, w koszulkach jednakowego koloru, albo w jednobarwnych chustkach. Nie ma ludzi nie połamanych życiem, są tylko ci, którzy nie chcą o tym rozmawiać.

Maciej Tyrowicz

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pamiętam jak ponad 20 lat temu banda hipisów przeszła przez centrum mojego miasta - Sosnowca w stronę dworca. Ten moment był jednym z tych przełomowych, które z pewnością ukształtowały resztę mojego życia.
Dziękuję Ci Szpaku.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czesto ze szpakiem gadalem przez telefon.
z kim teraz bede tak gadac?
ktos chetny?
moj numer:692979308

Koralik

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

dkąd Go spotkałem nic już nie było takie jak przedtem. To kim jestem zawdzięczam także Jemu. Ksiądz Andrzej Szpak, salezjanin, przyjaciel, przewodnik, opiekun. Dziś odszedł do Domu Ojca. Mój świat znów się skurczył...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

kawałek drogi przeszliśmy wspólnie. dzięki Szpakowi. niech i Jemu i Najwyższemu będą dzięki.

Magdalena Rychlak

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przed chwilą, przed zaledwie dwiema godzinami odszedł przyjaciel sprzed wielu lat, człowiek, bez którego część mnie nie byłaby dziś taka jaka jest. Człowiek, który z niczego potrafił zrobić coś, z cudowną umiejętnością odnajdywania w ludziach tego co najlepsze. Żegnaj Andrzeju, żegnaj Szpaku...strasznie mi smutno, ale dziękuję, że byłeś. Twój mocny głos będę słyszeć "i teraz i na zawsze, i teraz i na zawsze...

Sławka Tomaszewska

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzis odszedł [i] ks Andrzej Szpak "duszpasterz hipisów" Tworca pielgrzymki Doziemiobiecanej Szpak oraz chóru Echo Sacrosongu w roku 2011 odwiedził z nim Wryndawanę


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotarła dziś wiadomość, że odszedł od nas ks. Andrzej Szpak, salezjanin, wspaniały kapłan i człowiek (na zdjęciu pierwszy od lewej). Bez ks. Andrzeja Szpaka nie byłoby naszego zespołu. Dziękujemy Ci za wszystko i do zobaczenia, ojcze Andrzeju! ????️????️????️
Prosimy o modlitwę za duszę ojca Andrzeja Doziemiobiecanej Szpak'a

REBELIA

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Requiescat in Pace...
Dla niezliczonej rzeszy osób:
Człowiek-Legenda. Kapłan. Ojciec. Przyjaciel. Brat. Współtowarzysz, Pielgrzym. Organizator, przez kilkadziesiąt lat, Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg. Osoba niezamknięta na nikogo. Niezależnie od tego, jaką drogą ktoś kroczył, co wyznawał, był Andrzejem. Szpakiem. Hipis, pseudonim: "Ksiądz". Andrzej. Szpak.
Żal, ale tam, u Ojca, bez wątpienia znajdzie: Ludzi z Rozmaitych Dróg.
-----------------
Hipis, pseudonim: Ksiądz.
-------------
Aż mi głupio i nieswojo poniekąd, bo mnie dzisiaj mocno ponosiło- na, czasami ostre żarty. A tu taka wiadomość. Smutna, ale przygotowująca już wcześniej na smutek, bo zbliżało się= Jego odejście. Pojawiały się o tym informacje, min.: od osób z Jego Najbliższego Otoczenia. Proszące o Modlitwę. Za Niego. Z Kogoś. Naprawdę Kogoś zwyczajnie niezwyczajnego. Człowieka o wielkim sercu!
Dla osób wierzących i nie wierzących, dla ludzi z "różnych dróg" to- i Kapłan, i Człowiek, i Przyjaciel. Brat i Ojciec. Nauczyciel. Przewodnik. Ksiądz Andrzej Szpak. Organizator, od kilkudziesięciu lat, m.in. :
Pielgrzymki Ludzi "Różnych Dróg".
Zwłaszcza 'stare hipy", ale i inni, z innych "dróg", pewnie wiele mogliby o Nim opowiedzieć, jeśli z Nim się zetknęli, albo tylko o Nim słyszeli. Nie obawiam się tutaj określenia, że to =poniekąd, ale i rzeczywiście - "Legenda".
Osobiście zetknąłem się z Nim przelotnie, na krótko. Jednak ciągle pamiętam, gdy wiele lat temu, w czasie krótkiej mojej przygody z lokalnym radiem, w ramach cyklu audycji o subkulturach, (wraz z Rafałem R. , "głównym' redaktorem cyklu) przeprowadzaliśmy ze "Szpakiem" wywiad. Przedstawiał się,
z nieodłącznym, serdecznym uśmiechem, jako:
"Hipis, pseudonim; "Ksiądz'.
Ze statusów i informacji wcześniejszych wynikało, jak wspomniałem, że ... że ... odchodzi.
I odszedł. Wśród Przyjaciół. Proszę więc - tych, wierzących (jakkolwiek)- o modlitwę w Jego intencji. Tych zaś, którzy stąpają po świecie innymi, różnymi drogami i inaczej, po swojemu patrząc na 'sprawy wyższe' proszę, by - niezależnie od tego, jakie mają widzenie porządku świata- zwyczajnie poświęcili Ks. Andrzejowi Szpakowi , Hipisowi o pseudonimie "Ksiądz", zwykłą, dobrą myśl.
Bądźmy, proszę, mimo różnych dróg, po drodze i na drodze, ze Szpakiem, który - odnosił się, z tą samą, szczerą serdecznością, do każdego przecież,: tak samo, niezależnie od różnic.
Bądźmy- myślą, lub modlitwą, wedle własnych serc, przekonań i własnego wyboru. On zaś, wśród naszych myśli i modlitw niech w spokoju spoczywa. Niezapomniany! Dla mnie, a i pewnie dla wielu innych, którzy mieli możliwość się z nim zetknąć, ŚWIĘTY.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozostaniesz z nami na wieki <3
Do zobaczenia w Niebie Kochany Andrzeju! I dbaj tu o nas, "twoje szpaki".


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bo dobrzy ludzie tak mają, że idąc przez świat niosą dobro, a kiedy już nie mogą iść tylko leżą w szpitalnym łóżku... dają go jeszcze więcej.
Bo dobrzy ludzie kiedy coś mówią, to są to słowa które budują tych którzy słuchają, a kiedy już nie mogą mówić
, bo gardło ściska choroba... milczac mówią tych dobrych słów jeszcze więcej.
Bo dobrzy ludzie kiedy żyją, to dają siłę do życia tym których spotkają, a kiedy Pan Bóg woła ich do siebie... nawet umierając pomagają innym żyć...

Artur Łazowy

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wspomnienie: Przychodzimy na obiad do ludzi. Zmęczeni. Spoceni. Spragnieni jedzenia i pryszniców. Szpak mówi do gospodyni domu: Czy ma pani perfumy? Gospodyni odpowiada: Niestety, proszę księdza, nie mam męskich. Szpak odpowiada: Nie chcę męskich. Proszę mi dać damskie. Chce się poczuć jak w raju. / JOlanta Janik

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zdjęcie użytkownika Fafik Fafikowski.
Fafik Fafikowski

W sobotę odleciał Szpak, ksiądz Andrzej Szpak. Gość, który wychował 2-3 pokolenia ludzi. Przez 40 lat organizował pielgrzymkę, swoisty duchowy obóz wędrowny, do którego mógł dołączyć się, każdy bez względy, na wiarę, poglądy, wiek, narodowość, uzależnienie, stan zdrowia, domność czy bezdomność. Pokazał nam rożne drogi do nieba, bez bram, murów, kodów i domofonów. Drogi przez góry, łąki, orzeźwiające rzeki, ciepłe jezior - Polski i sąsiednich krajów. Na nogach, na wózku, na rowerze, w furmance, samochodem, autostopem, autobusem i pociągiem, bez kolekcjonowania pęcherzy, za to z dużą kolekcją pięknych wspomnień. Szpak nie był idolem, nie starał się nim być, dawał przestrzeń dla każdego indywiduum, dawał nam nową ciekawą trasę, dach, jedzenie, msze (parogodzinne dyskusje) w pięknych małych wiejskich kościółkach czy na łące. Był pośrednim swatem, udzielał ślubów, kolejno chrztów, komunii, bierzmowani i ślubów. Pokazywał nam łatwy dostęp przez uwielbienie, do tego co próbujemy wyklęczeć klepiąc smutne paciorki. Zasadził drzewo, które teraz jest już dużym wielkim 40 letnim dębem „Szpakiem”.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W przeciągu tygodnia opowiadałam mojej starszej przyjaciółce o Szpaku.
-Ale co w nim było takiego wyjątkowego?- padło pytanie
Jedno co mi w głowie zaświtało wyraziście to wspomnienie :
Pielgrzymka dotarła do miejsca noclegu. Za nią cięzarówka z przyczepą wypełniona po czubek bagażami. Wszyscy leżą i odpoczywają. A zmordowany Szpak stoi już na szczycie i niezmordowanie się drze: BAGAŻE! ODBIERAĆ BAGAŻE!!!! JUŻ!!!!!!!
Wszyscy leniwie spoglądają na niego z zaciekawieniem (przecież znamy te jego zachowania), ale prawie nikt się nie rusza. Jest czas…
A Szpak, jak to on, przechodzi ze słów w czyn i zaczyna „piżgać” tymi bagażami z wysokości 5 m na prawo i na lewo….
Dwa lata temu gdy podjechałam z chorą mamą i rozbitym autem na pielgrzymkę. Zobaczyłam kochany tłumek pod kościołem. Wysiadłam z auta i w tym momencie zobaczyłam wysoką fontannę coca coli nad tłumkiem. To Szpak …demonstrował, że jest napój do odebrania… Uwielbiałam go w tych chwilach.
Przyjaciółka podnosi wysoko brwi i pyta : -CO? To jest przykład???
- Tak. Dla mnie jedyny, niepowtarzalny. Za takim kapłanem mógł pójść każdy. Nikt się nie czuł gorszy od niego....
On nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. To nie była agresja… to była…. Ekspresja wyrazu, uczuć.
Andrzej nie krył się ze swoimi słabościami, miał ich bez liku, jak każdy z nas, a jeśli przepraszał, to naprawdę tego, kogo uraził, a nie, żeby sobie poprawić samopoczucie.
I dążył, bez ustanku dążył do kochającego, wyrozumiałego, czułego Ojca….
Każdy z nas jest inny. Każdy z nas Szpaka kocha na swój sposób. Każdy z nas by... JEST przez Niego kochany.

A kiedy trzeba było to i przy dzieciach pomógł, np. wózek z moim Bohuszem podgonił....

Maniuhna Maria

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

ył upał. Msza święta polowa. Na terenie agroturystyki. Takie miejsce pośròd łąk... Ołtarz ustawiono w wejsciu do budynku drewnianego, (tam była restauracja) więc ołtarz pod dachem. na polu kilka wielkich parasoli, tak ze wszyscy się cisnęliśmy pod nimi dla cienia. Naprawdę był upał.... Andrzej rozpoczął Mszę, a przy intencjach zaczął z czułością mòwić do Boga patrząc w niebo: "a gdybyś tak mògł Boże trochę przesłonić to słoneczko, bo taki upał, wszyscy zmęczeni... I dzieci... Tak poprosił swego Tatusia bliskiego, tak zwyczajnie, swojsko, w pokornej zażyłości, która od Nich zabrzmiała. Chwilkę potem całe niebo powlekło się płachtą chmur, co były jak gładki dach świątyni. Zrobiło się przyjemnie. Tak nagle w sam raz. Tylko my jak te trąby dalej staliśmy nie wiadomo po co pod tymi parasolami! :) Tak i było z Mojżeszem. Załatwiał ludziom u Boga ròżne sprawy, a oni po swojemu:). Tacy bywamy... A zgadnijcie jakie były właśnie tamtego dnia czytania? Właśnie te o Mojżeszu, jak u Boga ludziom sprawy załatwiał, co mu twarz jaśniała. :) pokazywaliśmy to z dziećmi na kazaniu, pod tym dachem z chmur, co Andrzej u Boga Tatusia nam wtedy załatwił...

Kasia Chrzan

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Był deszczowy, jesienny wieczór. Leniwie włączyłam internetowe Radio Bunt, aby posłuchać audycji na temat ks. Andrzeja i organizowanych przez niego pielgrzymek. Urywki jego słów z rozmów, wszystkie wspomnienia od lat 70, dzikie zloty hipisów… Chwile tak ulotne, ale jednak uchwycone w przestrzeni czasu. Po tej niezwykłej krainie przewodnikiem był jego głos. Myśli przeplecione muzyką The Doors, Jimiego Hendrixa czy Janis Joplin… Mogłam zamknąć oczy i czuć się jak w epoce dzieci kwiatów, gdzie piękno i idee kontrastowały z autodestrukcją. Przypomniały mi się okoliczności, w jakich go poznałam. Kilka dni po śmierci jednego z moich bliskich przyjaciół, Andrzeja Kaczora Kaczkowskiego. Moje wzburzone emocje targały umysłem, a w duszy tkwiły się resztki wiary... Czytałam fragmenty książki autorstwa Kaczora „Ja, hipis – narkoman – od fascynacji do degrengolady”, w których mój przyjaciel prowadził czytelników razem z pielgrzymkami hippisów. Widział w nich coś niezwykłego i niebywałego. Do tej pory kościół kojarzył mu się z czymś zabierającym wolność człowiekowi. Działalność ks. Szpaka dawała mu nadzieję, że miłość Jezusa i to, że do niego należymy daje nam autentyczną wolność, nie jest ograniczeniem. Słowa Kaczora przelane na papier sprawiły, że sama postanowiłam poszukać informacji o tym niezwykłym duszpasterzu. Wszystko co czytałam i widziałam w internetowej przestrzeni, coraz bardziej zapewniało mnie, że jest to człowiek niezwykły, charyzmatyczny – powiem wręcz – wydawał mi się kimś nieosiągalnym, pewnego rodzaju „vipem”. Nawet przez głowę nie przyszło mi, że za kilka miesięcy będziemy jechać razem pociągiem przez pół Polski, mając szalone przygody. Akurat dziwnym trafem w lutym była w Krakowie prezentacja książki, której powstawanie koordynował ks. Andrzej, dlatego postanowiłam, że nie zaszkodzi spróbować i napisałam długiego maila. Intuicja mówiła mi, że mogę pisać wszystko, prosto z serca – jak do najlepszego przyjaciela. Napisałam o tym jak trudna jest dla mnie śmierć Kaczora. O wszystkich moich rozterkach. Ja zawsze dużo mówiłam czy pisałam, ale on – odpisywał krótko i na temat – wszystko było w tym zawarte. Zawsze wspierał mnie w moich ambicjach dziennikarskich i mówił, że powinnam jak najwięcej pisać, bo robię to z serca… Wierzył we mnie, gdy ja sama traciłam wiarę we własne możliwości. Zawsze pisałam relację ze zlotów, gdzie prezentowano książkę na temat Boga Stworzyciela. Wiele mediów określa Andrzeja jako „duszpasterza hippisów”, a to zbyt małe słowo aby w pełni opisać wyjątkowość, dobroć i miłość jaką dzielił się on ze światem. Był ojcem, wujkiem, przyjacielem, artystą wszystkich dziedzin, obserwatorem natury, podróżnikiem, hippisem… Zapamiętam go jako skromnego człowieka, który był niezwykle autentyczny. Nie bał się wyrazić swoich emocji, nawet płaczu… Pamiętam, jak z bezsilności rozpłakał się, gdy uciekły nam pociągi i prezentacja książki o Bogu Stworzycielu stanęła pod znakiem zapytania. Wiele osób mówi, że „chłopaki nie płaczą”, a ja uważam, że to właśnie płacz i wrażliwość są istotą prawdziwej męskości. Nawet Jezus, nasz zbawiciel nie wstydził się swoich łez. Pewnego dnia znalazłam stetoskop lekarski. Nie spodziewałam się, że słuchanie bicia własnego serca jest czymś tak niezwykłym… Nie mogłam się oderwać od tej najdoskonalszej muzyki, jaką mam w sobie. Bicie mojego serca kojarzy mi się z dźwiękiem starych pociągów i z czymś delikatnym, czego nie umiem napisać. Jest to dziwnie wewnętrznie uspokajający dźwięk. Serce jest najdoskonalszym cudem, a jego bicie muzyką jakiej nie doceniamy… Pośród jego dźwięków możemy odnaleźć tchnienie Stwórcy.

Andrzej zachwycał się właśnie takimi rzeczami, które pozostawały niewidoczne dla wielu. W ten najprostszy sposób pokazywał ludziom, że w każdym, nawet najmniejszym stworzeniu jest obecny Stworzyciel – Bóg Ojciec. W każdym człowieku zawsze odnajdywał dobro i piękno – zwłaszcza w tych, których społeczeństwo skazywało na przegraną – w ludziach uzależnionych, osobach bezdomnych. Ale nie tylko – on widział i czuł, że w niektórych pod przykrywką „doskonałego” życia tli się smutek i pustka. Wspominam jeden z gorszych dni mojego życia, akurat korespondowaliśmy przez sms – y. Przytłoczona wszystkim napisałam: „Nikt mnie nie kocha”, i dostałam odpowiedź „Ja Cię pokochałem”. To jak coś co rozjaśniało mrok wewnętrzny, który spowił moją duszę. Tak niewiele trzeba… Nie było to z punktu widzenia miłosierdzia osoby duchownej, że należy to zrobić, bo tak czynił Jezus. On autentycznie kochał i akceptował każdego człowieka całym sobą. Bezwarunkową, czystą i dobrą miłością, która daje wolność. Czy teraz gdy odszedł, to czy miłość zniknęła? Nie, coś mówi mi o tym, że ona nie znika tylko zmienia formę. Czy jeśli człowiek umiera, a jego serce przestaje bić to muzyki już nie ma? Zostajemy zamkniętą pozytywką? Jestem pewna, że nie – wtedy muzyka serca i duszy na nowo odradza się przy Bogu Ojcu, aby wiecznie trwać z nim w jedności na Jego chwałę. Pozostawię Was ze słowami Szpaka: „Dlatego trzeba takim jak Ty już teraz być w objęciach Boga Stworzyciela albo siedzieć Mu na kolanach i śpiewać piosenkę”.


Elisabeth

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gdy jechałam na Eucharystie i okazało się, nie zdąże i że trzeba zawracać. siedziałam na przystanku, pojawił sie taki jakby chłodny wiatr, budzacy niepokój, pustkę, jakby wszystko zamarło. Pomyślałam czy to już? Pomyslałam o czasie gdy odchodził Papież, próbowałąm to odczucie do czegoś przyrównać, ale nie (bo wtedy bawiłam się w knajpie i miałam to gdzieś) może gdy zamknęła się księga, w każdym razie już kiedyś tego doświadczyłam. Wstałam i poszłam na przystanek, żeby czekać na tramwaj w drugą stronę do domu.

W tramwaju tradycyjnie odmawiałam pompejankę, w pewnej intencji. NAGLE poczułam przynaglenie żeby zmienić intencje i modlić się za Szpaka, ale to nic takiego, w ostatnich dniach ciągle tak robiłam. Jednak po chyba 1 zdrowaśce, o 16.02 usłyszałam wyraźny głos Szpaka "Powiedz im, że bardzo ich wszystkich kochałem." zaczęłam notować w telefonie... reszta nie była już tak wyraźna, ale sens był taki, że gdyby nie Bóg nie umiałbym kochać, że to Bóg pozwolił mi być takim, że to on prowadził. Pojawiły się też jakby przeprosiny za to jaki był, że był może szorstki, może nie rozumiał kogoś..ale robił ile mógł i jak mógł ( w sensie jak potrafił). I że bez Boga nie potrafiłby dla nas być nawet taki jak był w tych gorszych chwilach. Gdy chciałam to zachować dla siebie, że przecież nie będę nic przekazywać bo to jest nienormalne coś słyszeć, tym bardziej kogoś kto odchodzi, w tym moim nadal jednak jeszcze trochę ateistycznym świecie, to usłyszałam jego stanowczy mocny uniesiony głos (prawie że krzyk), nieznoszący sprzeciwu,lekko nerwowy, nakazujący: Powiedz im!! Tak więc zaczęłam szukać odpowiedniego czasu i miejsca, odkładając z minuty na minute, z godziny na godzinę, przed 3 w nocy postanowiłam że może na pogrzebie... a dziś rano gdy byłam na Mszy, tym razem poczułam jego obecność i takie machnięcie ręką na mnie w geście rezygnacji i sobie odpuszczenie, prawie jak rozczarowanie, danie sobie spokoju...nie umiem tego nazwać ani opisać obrazu. Ale wiedziałam, że dotyczy się tego że nie przekazałam jego słów. Widziałam już takie jego zachowanie w którymś momencie na pielgrzymce, gdy mówił coś do kogoś, że ta osoba ma coś zrobić, a ta osoba nic, siedziała dalej, jakby do niej nie docierało i nadal tego nie robiła.

Tak więc przekazuję, choć być może właśnie wtedy czyli dziś koło godziny 11.30 już znalazł inną osobę którą o coś poprosił i ona z tym samym się za chwile powtórzy... Przepraszam,że dopiero teraz pisze a nie że od razu... może ktoś miał to właśnie wczoraj odczytać.

Po tym głosie, jeszcze w tramwaju usłyszałam też pieśń "Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy" śpiewaną męskim głosem ( nie wiem dlaczego właśnie ta pieśń kościelna a nie pielgrzymkowa jakaś, może była dla niego jest charakterystyczna? bliska? może ktoś zna odpowiedz?)  nie wiem czy kierowana do mnie, bo myślałam że to bardziej jest jemu śpiewana, ale nie wiem, może miała być kierowana właśnie do wszystkich, może to on ją śpiewa w mojej głowie, nie wiem, nie znam tego głosu i nie znam głosu Szpaka sprzed lat. " Nie bój się , nie lękaj się, Bóg sam wystarczy..." cały czas brzmiała w mojej głowie i w tej chwili też brzmi. Weszłam do domu, puściłam ją na youtubie na komórce, odpaliłam komputer, weszłam na facebook, na grupę a tam informacja umieszczona przez Seweryna sprzed 8 minut, napisana chyba o 16.28, że ks. Szpak odszedł do domu Ojca. Tak więc dla wszystkich mających wątpliwość i harmider w głowach czy w sercu to te słowa są właśnie kierowane do nich...wraz z tą pieśnią, którą być może właśnie Szpak nam śpiewa. Ktoś mi się też pytał zdziwiony po co jade do Szpaka, przecież wogóle go prawie nie znałam, nie chciałam odpowiedzieć, choć wątków było wiele... Fakt, byłam tylko na 2 ostatnich pielgrzymkach, raz z nim konkretnie rozmawiałam odwożąc na dworzec po prezentacji książki w Poznaniu w tym roku i raz chwile przy nim posiedziałam w szkole jak już wszyscy poszli... Powodów i wątków dla których jechałam do Krakowa było wiele...ale jednym z nich było to, zebym przypadkiem go nie usłyszała jak będzie odchodził...że może jak pojade, pożegnam się to nie będzie żadnych dziwnych sytuacji...stało się jednak inaczej...( miałam już kiedyś 3 takie sytuacje, i do dziś nie wiem co z nimi zrobić, bo nikomu ich nie przekazałam...bo przecież takie rzeczy się nie zdarzają... no chyba że w średniowieczu...ale nikt też tak na mnie też wtedy nie krzyczał i nie był tak niezadowolony że tego że próbuje zachowac to dla siebie). Więc ile mogłam to opisałam, może choć trochę oddało to to czego doświadczyłam i komuś pomoże. +++

 

Patrycja Pawłowska

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nikt nie jest gorszy .

Jedna z TYCH … charakterystycznych sytuacji pielgrzymkowych.
Docieramy w końcu do wsi, gdzie mamy być podjęci obiadem. Czekamy pod kościołem. Jedni grają, inni rozmawiają, śmieją się. Po jakimś czasie dopiero zauważamy, ze coś nie tak… ze kościół zamknięty…wciąż. Szpak coś tam lata wzdłuż i wszerz. Pielgrzymka wyrusza. Idziemy przez opustoszałą wieś. Nikt nas nie wita, nie częstuje niczym, miejscowość wydaje się wyludniona, taka cicha. Jedyne, co żywe, to firanki w oknach. I my na drodze. Pewnie pod koniec wsi jest remiza, gdzie są mieszkańcy i upragniony obiad…
Wsi już nie ma. Remizy nie było. Ale jest sklep. Szpak się drze: Niech każdy kupuje, co się da zjeść ! 
Następuje wykupienie jadalnego asortymentu sklepowego oraz cudowne rozmnożenie pokarmów.

Wieczorem msza polowa koncelebra pod szkołą, gdzie nocleg.
Szpak totalnie wyczerpany odprawia mszę w pozycji siedząco-leżacej. Nie śpi, ale jakby jego ciało było puste.
Przy kazaniu ktoś się dorywa do mikrofonu i zaczyna naganę mieszkańców pustej wsi.
Widzę obraz. Ciało Szpaka bezwładnie unosi się nad siedzeniem, porywa się do pozycji stojącej, wypełnia wnętrzem. Już cały Andrzej momentalnie i stanowczo jednym ruchem odsuwa krytykanta.

- Kto był głodny, niech podniesie rękę!!!! Co nikt nie był głodny?? Kto się NIE podzielił, niech podniesie rękę!!! Co, nie ma takich?? Czy to nie Cud?! To czemu narzekacie??!!! CZEMU OCENIACIE?!!!

Po czym jego ciało się osuwa, jakimś cudem dociera do krzesła i zwiotczałe znów leży jak sutanna przerzucona przez oparcie.

Mam wrażenie, że pierwszy raz w życiu widziałam ucieleśnionego Ducha.

Zdj. Nie mam zdjęcia mszy polowej... buuu

 


2 komentarzy

Andreo
2017-11-23 00:07
ANDRZEJU - Przyjacielu nasz ... !! Z iskry z rzeczywistej iskry tworzyłeś kreowałeś w śpiewie i w przyjaźni ognisko rzeczywistego życia ... , a my teraz zróbmy z tego pożar życia w prawdziwej przyjaźni i miłości ... !!
takajedna
2017-11-21 17:44
A ja go własnie takim roześmianym zobaczyłam w ostatnią niedzielę. Tylko sutannę miał niebieską ii gitarę w ręku. Szedł ścieżką pod górkę lekko się wspinającą, w towarzystwie jakiejś świetlistej postaci. Na pagórku stał piękny drewniany dom.W otwartych drzwiach było widać stół, przy którym siedzieli ludzie.Jedli, pili, rozmawiali...Nagle zobaczyli zbliżającą się postać.Wybiegli i z WIELKĄ RADOŚCIĄ go witali.Niektórych rozpoznałam........A Andrzej tak właśnie śmiejąc się obejmował ich kolejno ...

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych