Jesteś tutaj: Strona główna / zapiski siostry Jasi 1979 r. - 1986 r.

zapiski siostry Jasi 1979 r. - 1986 r.

2010-07-01

Ogólnopolskie pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg do Częstochowy

I   -   1979 - z Warszawy -   40 osób
II  -  1980 - z  Warszawy - 100 osób
III  - 1981 - z  Warszawy - 200 osób

 

Z Warszawy 1980 r.


Z Warszawy 1981 r.


W powyższych latach była to grupa pielgrzymkowa wchodząca w skład Pielgrzymki Akademickiej "17"-stki jako grupa Biało - Czarna. Miała swój odrębny charakter, różniący ją bardzo od pozostałych grup młodzieżowych, zarówno ze względu na sposób noszenia się - styl "Dzieci-Kwiaty", nawiązujący do ludzi natury : długie włosy, wieńce na głowach,koraliki, ubiór często bardzo skąpy, albo - u dziewcząt - na wzór wschodni długie, kolorowe spódnice, przepaski na czole - jak też i sposób zachowania się, demonstrujący odmienny styl życia, rewolucyjny w stosunku do przyjętego porządku i form współżycia społecznego, odrzucający wszelkiego rodzaju nakazy i zakazy w imię tak przez nich pojmowanej wolności. O ludziach tego okresu trzeba powiedzieć jednak, że byli autentyczni, łączyło ich prawdziwe braterstwo, potrzeba wspólnotowego życia, pogarda, nawet skrajna, dla dóbr materialnych, pacyfizm. Wyrażało się to na pielgrzymkach we wspólnych posiłkach, wspólnej modlitwie przed ich rozpoczęciem, dzieleniu się przysłowiową kromką chleba i wszystkim, czego drugi człowiek nie posiadał.

Hipisów pociągała  filozofia wschodu -  zen - buddyzm, wschodnie medytacje. Byli jednak dziećmi polskiej ziemi, ochrzczonymi. Szli więc do Częstochowy ochoczo, z gromkim śpiewem, odbijającym echem podwarszawskich bloków i tłumu żegnających ich warszawiaków: "Hari Kriszna,  Hari Kriszna, Kriszna Kriszna, Hari Hari! Jezus Maria, Jezus Maria, Maria Maria, Jezus Jezus" ! - to owoc ewangelizacji, jaką Andrzej cierpliwie wśród hipisów przeprowadzał. Nie  niszcząc - siał. Raz ich odkrywszy, związał się z nimi dozgonnie.

P. Kazimiera Gut pielęgniarka z Warszawy, ofiarowała w r. 1981 zamówiony przez siebie u artysty malarza specjalnie na pielgrzymkę obraz Jezusa Miłosiernego. Stanowi,on odtąd nieodłączny element każdej pielgrzymki - jej ,czoło, znak rozpoznawczy, symbol.

IV  - r. 1982 - z Warszawy ok 300 osób

Grupa  Biało- Czarna  została wyeliminowana z Warszawskiej "17"- stki decyzją ks. kierownika. Powód: brak zdyscyplinowania, "skoki na maki". W rzeczywistości  "Biało-Czarna" przyciągała ludzi z innych grup"17"- stki innym, atrakcyjnym stylem bycia, bardziej na luzie,muzyką, tańcem. Jest to rok stanu wojennego. Pielgrzymka mogła odbyć się tylko dzięki, temu ,że kręciła ją Telewizja Polska. Wolno było wyjść z Warszawy dopiero dzień po "17"- stce -  ponieważ dopędziliśmy ją, trzeba było czekać na przedpolach Częstochowy na, zezwolenie jej wejścia .
Wejście naszej odbiegało stylem  od wszystkich wchodzących w tym czasie: szli żałobnie, milcząco - taką postawę nakazywał stan wojenny. "Heje" - po swojemu - w euforii, z żywiołowym śpiewem, w tańcu. Pielgrzymka  obfitowała w sytuacje trudne, powodowane przez uczestników pielgrzymki: ktoś siał zamęt , ktoś pod pozorem usprawnienia  tub, unieruchamiał je. Jeden z obrazków utrwalonych  przez Telewizję: msza polowa za domem, na polu, na ołtarzu zbudowanym z plecaków.

Zdj. 1982r.

V- r. 1983 - z Piekoszowa - Pielgrzymka w ilości - ok. 400 osób.

Pielgrzymka, której miało nie być. Nie dały na nią zezwolenia ani władze państwowe, ani kościelne. Wiedzieli o tyn wszyscy. Mimo to, w corocznym terminie wyjścia - 3O lipca - przy kościele św. Anny w Warszawie stawiło się 400 osób. Andrzej jeszcze próbuje przekonać, że nie ma szans; proponuje wyjazd do Jarocina, tam obiecał odprawić Mszę , a potem - pociągiem do Częstochowy. Zadecydowali ludzie: "Andrzeju, ty nas w to bagno?! A przede wszystkim, kto nam może zabronić iść do Częstochowy?! "Decyzja zapadła:  idziemy! Hierarchia też uległa: "idźcie, błogosławię, tylko nie z Warszawy! " - A więc spod Warszawy, pociągiem do Kielc i z Piekoszowa, z sanktuarium M.B. Miłosiernej, trasą ustalaną na bieżąco, z dnia na dzień, przy pomocy wspaniałych księży proboszczów. Wielka improwizacja i spontaniczność. wspólnota 400 osób, złączonych jedną ideą - i to wszystko przy jednej kulawej tubie ! Było dużo mocnych, utalentowanych ludzi, głęboko religijnych, którzy tworzyli trzon skupiony przy Obrazie i Andrzeju, oddziaływując na innych. Nie było podziału na grupy; jednoczyła wszystkich radość bycia z sobą i duch modlitwy. Najpełniejszym tego wyrazem była 3-godzinna Msza św. w Janowie, z publicznym wyznaniem grzechów przeciw wspólnocie i dialogowaną homilią, którą jako swoistego rodzaju fenomen opisał jeden z dziennikarzy. Już wówczas zapadła wspólna decyzja: następna. pielgrzymka z Góry Św. Anny - i-co roku samodzielnie z innego miejsca, zawsze z sanktuarium!

Zdj. 1983 r.

 

VI - 1984 r. z Góry Św. Anny - ok. 8OO osób.

Była to bardzo trudna pielgrzymka. Dojechało, na zew Andrzeja, mnóstwo ludzi z Jarocina - liczba uczestników dochodziła na pewnym etapie do tysiąca, przeciętnie było 800 - wspólnotowość, jedność, należały do pięknych wspomnień z poprzedniego roku. Bywały etapy ,gdy "ogon" wyciągał się na. długość 4 km! Trudno było tę sytuację opanować tylko dwóm duchownym: Andrzejowi i Borysowi. W tym czasie pojawiła się w Dzienniku Telewizyjnym wzmianka o "grupie narkomanów, głodnych i obdartych , podążających na Jasną Górę" pod przewodnictwem księdza z Wrocławia". Wszystko w niej mijało się z prawdą, ale nikt nie wątpił, że chodziło o naszą pielgrzymkę. Biskup opolski zażądał od księży proboszczów, którzy pielgrzymkę przyjmowali, opinii w tej sprawie. Podobne rozpoznanie zrobił Andrzej "po swojej linii". Okazało się, że w zebranych opiniach przeważały zdecydowanie pozytywy, a to co negatywne, pozwoliło wielu dotknąć problemów młodzieży, o których nie mieli najmniejszego pojęcia. Warto tu odnotować opinię ks. kapelana Z-du Caritas dla dzieci upośledzonych w Kadłubie: "nigdy te dzieci nie były tak szczęśliwe, radosne, jak za pobytu naszej pielgrzymki. Nikt tak się z nimi nie bawił, nie okazał im tyle serca - jak ci "inni", długowłosi ludzie."

Do akcentów pozytywnych, twórczych, zaliczyć należałoby przede wszystkim "podwórkowe" muzykowanie: Oldrich z Czechosłowacji, konwertyta, "superhipis"; przekraczający nielegalnie granicę skupiał na każdym postoju wokół siebie mnóstwo ludzi wokół siebie; przy pomocy nieodłącznej gitary uczył z ogromnym zapałem i talentem krótkich, pięknych tekstów w stylu Taize. Była tez mocna grupa modlitewna skupiająca ludzi autentycznej modlitwy, aktywizująca się szczególnie na wieczornych postojach, z dala od zgiełku, przy świecach.

Na uwagę zasługuje finał. Andrzej z broda odprawiał ostatnią mszę św. na ołtarzu z kamieni, zbudowanym błyskawicznie przez ludzi z pielgrzymki na kamienistym wzgórzu, miejscu nam wyznaczonym, skąd roztaczał się widok na przemysłowa część Częstochowy, gasnący stopniowo w miarę nadchodzącego pogodnego zmierzchu. Uległ prośbie Rafała, który uparł się wygłosić traktat O. Rostworowskiego "O Eucharystii" - w miejsce homilii. Rafał samozwańczy zakonnik "Kameduła", w białym habicie własnej produkcji dysponował odpowiednim głosem i dykcją, jednak - z całym szacunkiem dla autora traktatu i tematu, nie był ku temu czas ani miejsce, ani audytorium, a hipisi nie będą udawać. Ten i ów, kto odważniejszy, wchodził na ołtarz i zaglądał przez ramię Rafałowi, ile ma jeszcze do końca. Odpędzał ich, jak natrętne muchy, nie przerywając czytania, gdy jednak pojawił się koło niego Kundalini, w egzotycznej, czerwonej szacie i takim też nakryciu głowy, Rafał nerwowo nie wytrzymał i chwyciwszy Kundaliniego za bary, usiłował strącić go z pagórka. W rezultacie stoczyli się obaj w jednej masie splecionych ciał, migającej bielą i czerwienią ich ubiorów, równie szybko jednak stanąwszy na nogi padli sobie w objęcia z okrzykiem: "kocham cię bracie ! ". Mateusz najpobożniejszy z hipisów, zaczął na tyłach grupy odmawiać ze "swoimi" różaniec. Andrzej jakby nic nie zaszło, zastygł w bezruchu z twarzą ukrytą w dłoniach, jak kamień, na którym siedział z tyłu ołtarza....



VII - r. 1985 - z Lichenia, z sankt. MB Bolesnej Królowej Polski- ok. 500 osób.

Pielgrzymka pod każdym wzgledem "szczytowa"

Po pierwsze: okradzeni doszczętnie nocą, w pociągu, w drodze na pielgrzymkę, z całorocznych oszczędności.

Po drugie: był świetny zespół muzyczny, orzewodzący całej pielgrzymce - skupione przy Andzreju /z gitarą/ wszystkie gitary, dzwoneczki, flety, kastaniety, tamboryny, grzebienie...Przy pięknej pogodzie, towarzyszącej przez pierwsze cztery etapy, szliśmy bez przesady w tańcu. Cała droga była nasza. Pozwalała na to trasa- drogi boczne, wolne od ruchu kołowego, porzecinające żniwne łany i łąki Ziemi Wielkopolskiej. A wieczorem po przyjściu na nocleg, odbywał sie prawdziwy "Sacrosong" dla mieszkańców. Repertuar był niezmiennie bogaty, a opróćz zespołu byli utalentowani soliści z własnym programem: Andrzej "Idź Mojżeszu", ballada o Jezusku, Nie będziemy nigdy sami i inn. "Organista", robiący furrorę swoim wielooktawowym głosem, "Dylan"...Tak było w Kramsku, Dobrej, Warcie, Sieradzu. Uwieńczeniem tych wieczornych występów było Misterium Pokoju w Burzeninie. Niepowtarzalne, wspaniałe widowisko, rozgrywające się na tonącym w mroku rynku, który stał się wielką estradą świateł, świec i płonących lampionów, muzyki, poezji, modlitwy o pokój i wielkich improwizacji pantomimicznych - żywa pacyfa, padanie krzyżem...Na Burzeninie zakończyły się artystyczne szaleństwa.

Przyszedł zimny deszcz, który lał z nieprzerwaną intensywnością przez cztery dni i noce. W krytycznym dniu zostaliśmy zatrzymani na nieplanowany nocleg w Szyndzielowie, gdzie udzieliła nam dachu nad głowa remiza strażacka, węgla użyczyła szkoła, zaś miejscowy Ośrodek Zdrowia obdarował obficie lekami przeciwgrypowymi i witaminami. Pod koniec czwartego dnia przestało padać, ale ciężkie chmury wisiały jeszcze nisko, a po obu stronach drogi prowadzącej do Krzepic jawił się obraz klęski: stojące niemal całkowicie w wodzie snopy zżętego zboża.

Kościół kolegiaty w Krzepicach był tego wieczoru miejscem mini-Misterium Pokoju, z udziałem nielicznej grupy mieszkańców. Młody człowiek z Krzepic podszedł do mikrofonu i w imieniu mieszkańców Krzepic przeprosił za uprzedzenie do naszej pielgrzymki i wszelkie inspirowane tym niewłaściwe zachowania się swoich współziomków względem naszych ludzi.

Po trzecie: Obecnoścć na pielgrzymce Bpa Zimniaka, który szedł z nami z warty do Sieradza i na postoju wspólnie z nami, na trawie spożywał posiłek.

Po czwarte: niewiarygodna wprost gościnność mieszkańców Sieradza. Pewna stara kobieta, od dawna nie opuszczająca swego mieszkania, zeszła przy pomycy swojej córki, z drugiegi piętra swego bloku, by przywitać pielgrzymów, których miała u siebie gościć. Szczęśliwa, że dane było jej dożyć, tego momentu.

Po piąte: autentyczny cud, doświadczenie skuteczności i wspólnej, pełnej wiary modlitwy.

Po szóste: 150 kg " reaganowskiego sera".  Żelazna pozycja w naszym codziennym posiłku, ku radości wegetarianów, któychspora grupa zawsze w pielgrzymkach uczaestniczy. Pudła po serze towspaniały materiał na lampiony!

VIII - 1986r. - ze Szczyrku, z sankt. M.B. Częstochowskiej ok. 500 osób

Pierwsze dwa dni - przez góry, przy pięknej pogodzie, pozwalającej cieszyć oczy rozległym widokiem beskidzkiego krajobrazu. Drugie dziecko Marysi i Andrzeja M. - Małgosia, które "szło" wraz z matką w jej łonie z Lichenia w ubiegłum roku, jechało teraz w głębokim wóżku niemowlęcym. Bardziej było niesforne niż jechało. Ludzie pomagali.

Z zeszłorocznego zespołu muzycznego pozostało tylko tęskne wspomnienie, choć byli ci sami ludzie z instrumentami -Przemek, Sławek...Ich gitary milczały. Tacy byli aktywni...

Coś zaszło w ich życiu w czasie , który upłynął, coś, co spowodowało zmiany w ich psychice. Dobrze, jeśli była to dziewczyna, którą obejmowało wolne od gitary ramię. Gorzej gdy człowiek szedł samotny, tylko ze swymi myślami, obecny i zarazem nieobecny. Pielgzrymka była dla niego jedynym miejscem, gdzie mógł być sobą.

Oldrich nie przyjechał. Ewa zabroniła mu ryzykować. W razie gdyby go złapali - 2 lata więzienia. Mieli wkrótce sie pobrać. Zaryzykował jednak i zjawił się w Częstochowie.

Są na pielgrzymkowym szlaku etapy, gdzie obowiązek zachowania ciszy nie wynika tylko z najeżonego sankcjami regulaminu. Do tych należały Dolina Prądnika Czerwonego. Przejście przez nią odbywało się w głębokiej ciszy. Nikt nie śmiałby profanować ludzkim głosem tego miejsca świątynnego, bogatego we własny śpiew unikalnej przyrody - ptaków i drzew.

"Pod Maczugą" było już wszystko przygotowane do mszy, gdy nieoczkiwanie przyjechał Bp. Zimniak. Charakter tej wizyty był zgoła odmienny od zeszłorocznego: jako kompetentny hierarcha miał prawo i obowiązek zareagować doraźnie na otrzymany donos  o istniejącym w pielgrzymce złu i jego tolerowaniu. Chodziło o dwie postaci zła: uczestnictwo w pielgrzymce ludzi uzależnionych i "wspólne spanie". I jedno i drugie dotyczyło nielicznych, niemniej wyrabiało opinię negatwną całej grupie w/g zasady, że zło jest jaskrawe i nawet przy mnóstwie dobra będzie dostrzegane zwłaszcza przez ludzi, dla których pielgrzymka jest czymś świętym. Bp Zimniak miał niełatwe zadanie zmierzyć się z młodzieżą w tych kwestiach, będąc przy tym oczywistym jej sympatykiem. Ludzie z pielgrzymki z szacunkiem, inteligentnie i rzeczowo zadali ks. Biskupowi pytanie, na które nie było odpowiedzi "Czy fakt spanie w jednym namiocie z dziewczyną, de facto bezgrzeszne jest grzechem, przez fakt stwarzania domysłu grzechu u kogoś"?

"Czy można odbierać szansę wyjścia z nałogu narkomanowi, który w tej intencji idzie do Częstochowy i może znaleźć się tylko w tej grupie - która nikogo nie odrzuca. Gdy nikogo nie namawia i nie handluje. Tu włączył się głosem wspierającym biskupa K. , który co roku domagał się eliminowania narkomanów, by była ona czysta. Biskup odjechał i pod maczugą była odprawiana msza.

Na trasie za Szczyrku leżała Skawina. Darek zainicjował szczególną manifestację przeciwko truciu środowiska przez Hutę. Pielgrzymka przeszła przez miasto w demonstracyjnym milczeniu z przewiąznymina twarzy chustami, szczelnie osłaniającymi nos i usta. Na tegorocznym pielgrzymim szlaku znalazł się tez Tyniec. Doznaliśmy niebywałego zaszczytu móc korzystac z gościnności tego słynnego, najstarszego w Polsce Opactwa Benedyktyńskiego i słuchać na żywo wykładu - homilii na temat Eucharystii samego dra Jankowskiego, który wygłosił specjalnie dla pielgrzymki w czasie Mszy w tamt. kosciele.



3 komentarzy

Kubuś Szczecin
2015-01-25 14:59
Witajcie Ludzie! Bartek (24.01.2015) razem z kolegą chcielibyśmy zaprosić Was na zlot, który odbęddzie się w "Starej Drukarni" w Pokrzywnej k. Głuchołaz. Czas - wstępnie sobota, 21ego marca. Przewidziana jest ściepka 15-25 zł/os., a także ciepły wege-posiłek, koncert kapeli/jam session, a także projekcja filmu z pewnego festiwalu z lat 60tych;-). W pobliżu są też górki Opawskie, jakby ktoś chciał połazić. Miejscówa jest ogrzewana, jest prąd, woda i toaleta a także sprzęt grający. Na oko zmieści się tam 40-50 osób, także prosilibyśmy o nadsyłanie "zapowiedzi" chęci przybycia na adresy poniżej. Wiemy że godzi to mocno w spontanicznośc takiej imprezy, ale nie chcemy naobiecywać gruszek na wierzbie, by ktoś potem miał spać pod chmurką. Poza tym wiedza ilu może się Was zjawić pomoże nam rozplanować koszty/zrzutkę. Im nas więcej będzie, tym lepiej;-). Ewentualnie można się zatrzymać w którymś z ośrodków wypoczynkowych, jest ich kilka w okolicy. W pobliżu (150 m) jest tez parking dla zmotoryzowanych. Dojazd - pociągiem do Nysy, dalej do Głuchołaz autobusem/stopem, i do Pokrzywny też autobusem/stopem, ewentualnie są jeszcze autobusy do Głuchołaz z Wrocławia, a niektóre z nich nawet do Pokrzywny bezpośrednio; pociągiem do Prudnika i do Pokrzywny autobusem/stopem. Jeśli chodzi o używki - z pewnych względów chcielibyśmy "zatrzymać się" na alkoholach niskoprocentowych. Wszelkie pytania, wątpliwości, propozycje (jesteśmy otwarci na wszystkie:-)) prosimy przesyłać na podane niżej adresy: - bartezh1917@o2.pl, GG 5237150, tel. 795569105 (Bartek) - stowarzyszenietak@o2.pl (Łuken) Aha, impreza jest przewidziana jako światopoglądowo/wyznaniowo NEUTRALNA, ale w duchu Miłosci, Pokoju i poszanowania innych, i prosimy to potraktować poważnie:-). Podajcie info dalej Pozdrawiamy, trzymajcie się;-)
Taka Jedna
2015-01-24 22:17
Na każdej pielgrzymce- a odbyłam ich w sumie 25- spotykałam się z piękną gościnnością polską- i nie tylko. Kiedyś spaliśmy całą grupą u kobiety pochodzenia niemieckiego- została po wojnie , bo tu znalazła miłość i choć była już wdową, nie wyjechała, bo tu jak mówiła jest jej ojczyzna, tu gdzie grób ukochanego męża.Otóż ta kobieta, gdy tylko nas przyjęła, pokazała gdzie się umyć i najeść...poszła do pracy na nockę zostawiając cały dom pod naszą opieką. Czy dziś ktoś odważyłby się tak zaufać ludziom? Pokazaliśmy się z jak najlepszej strony- dziewczyny ugotowały co trzeba, posprzątały co się dało, a chłopcy skosili trawę na podwórzu, bo było zarośnięte i ona bardzo przepraszała za to, ale mówiła, że ktoś ma przyjść jej to zrobić, tylko jak odbierze pensję, bo musi mu zapłacić.Takie to były czasy. A pamięta ktoś jak po drodze zatrzymała się grupka i pomagaliśmy starszej kobiecie poustawiać zboże , bo szła burza? Potem w tej burzy goniliśmy pielgrzymkę, a kobieta stała na polu i z płaczem żegnała nas robiąc znak krzyża. To są rzeczy, których się nie zapomina. Do dziś ,kiedy tylko mogę , modlę się za tych ludzi, którzy mnie wówczas przyjmowali.I sama jak mogę, przyjmuję pielgrzymów do domu.
Andzia
2014-11-26 20:56
Pamietam niezwykłą gościnność ludzi na szlaku pielgrzymki (Szczyrk 86) Było cudownie- wspomnienia ciągle żyją.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych