Jesteś tutaj: Strona główna / OJCOSTWO DO SZEŚCIANU

OJCOSTWO DO SZEŚCIANU

2013-09-12

Polecamy ciekawą rozmowę  z naszą pielgrzymkową rodziną w formie filmu:

http://tv.niedziela.pl/film/746/Dziesi%C4%85te-dziecko

 

 

 

oraz tekst Niedziela Młodych 25/2013

 

Być tatą – i to więcej niż trójki dzieci – jest zapewne niełatwo. Mieć pod swoją pieczą dzieci dziewięcioro, to wyzwanie nie lada. Mężczyzn, którzy oprócz pracy zawodowej z potrzeby serca decydują się na duże rodziny, jest więcej niż myślimy. „Niedzieli Młodych” udało się porozmawiać z jednym z nich – lekarzem psychiatrą Marcinem Sztuką i jego rodziną.

GRAZIAKO

Duma, radość, poczucie spełnienia, a jednocześnie pragnienie, by być bardziej dla dzieci, żony, oraz troska o byt rodziny – to codzienne odczucia ojca. Marcin również tego doświadcza. To, co ma w sercu odnośnie swojej rodziny, swoich dzieci, mieści się w jednym prostym określeniu – fascynacja życiem. Wielodzietność rodziny, którą założył z żoną Olą 21 lat temu, jest dla nich świadomym wyborem. Nie ukrywa, że bywa trudno: bo za małe mieszkanie (cóż znaczy 90 m2 dla 11 osób pod jednym dachem!), bo konflikty przy takiej wielości rodzeństwa zdarzają się częściej niż w rodzinach przeciętnej wielkości, bo czasu wspólnego małżonków jest jak na lekarstwo – ciągle swoje sprawy przedkładają znani i lubiani interesanci. Mimo to doświadczenie bycia ojcem i wspierania dzieci w rozwoju jest dla niego bardzo ważne. Cieszy go każdy mały i całkiem już duży człowiek w jego domu.

Właściwe proporcje

Jego ojcostwo nieustannie ewoluuje. W ciągu lat zadawał sobie pytania o różne sprawy i szukał na nie odpowiedzi. Pierwsze z tych pytań dotyczyło tego, co w życiu jest najważniejsze. W różnych fazach życia padały różne odpowiedzi. Najpierw myślał, że najważniejsza jest obecność w domu, spędzanie z dziećmi maksymalnej ilości czasu. Jednak stało się to bardzo trudne do wprowadzenia przede wszystkim ze względów ekonomicznych. W tej chwili pracuje w kilku miejscach i mimo że bez wątpienia przeszkadza mu to, pociesza się myślą, że uposażył swoją obecnością najstarsze dzieci na tyle, że mogą przekazywać pałeczkę dalej – swojemu młodszemu rodzeństwu i wspierają tych, dla których ma już mniej czasu. Bardzo sobie ceni to, że swoją pracę zamyka w obrębie doby: że nie ma dyżurów, że śpi w domu i jest wieczorami, kiedy może dzieci przytulić, pobłogosławić i zamienić z nimi chociaż kilka słów. Niezwykle ważne wydaje mu się, by nie mnożyć pieniędzy ponad wartość, która jest bezwzględnie potrzebna. Uważa, że przekraczanie tej granicy zawsze odbywa się kosztem czasu, który jest zarezerwowany dla rodziny.

Wielowątkowa misja

Pasjonat Życia to określenie, które dobrze pasuje zarówno do niego jak i do jego żony. Fakt, że nie można przyjmować rzeczywistości jednotorowo jest prawdą podstawową, którą powinni przyjąć wszyscy ojcowie. To właśnie wielowątkowość życia niesie za sobą konieczność równoczesnego dbania o każdy z jego obszarów. Ostatnio np. czuje, że za mało czasu spędza ze swoją żoną. Stara się to zmienić i cieszy go każda sugestia z jej strony. Ojcostwo jest dla niego przygodą. Ma możliwość obcowania z osobami, które zostały mu dane od samego początku. Jest to swego rodzaju misja życiowa, która – choć jest wyzwaniem, daje ogromną satysfakcję. To prawda, że codzienność wypełniona jest wieloma problemami, z którymi jako ojciec musi się zmierzyć. Jednak w jego odczuciu te problemy dotyczą przede wszystkim spraw zewnętrznych. Według Marcina i Oli nie liczba dzieci jest tak naprawdę podstawową trudnością, ale np. to, że mieszkają w centrum miasta, gdzie nie ma ogródka, w którym młodsze dzieci mogłyby spędzać czas z ogromną korzyścią dla siebie. Przeszkodą są sprawy zewnętrzne, a nie sam człowiek. Marcin bardzo ceni żonę, która jest bez wątpienia inicjatorką i organizatorką życia rodzinnego, za poszukiwanie takich rozwiązań, które czynią to wszystko łatwiejszym, bo jego zdaniem w każdej dziedzinie, która dotyczy dzieci, można wiele wygrać (np. jego żona – również lekarz, większość dzieci urodziła w domu, czworo z ich dzieci ma za sobą doświadczenie niezwykle rozwijającego czasu edukacji domowej). Razem z żoną odkryli, że rozwiązaniem problemów nie jest brak dzieci, ale takie zorganizowanie życia razem z nimi, by było ono satysfakcjonujące dla każdego.

Pomysł na Życie

Jako przedstawiciel męskiej części społeczeństwa intuicyjnie czuje, że dzieci są czymś nieporównywalnie większym niż kariera zawodowa. Zdaje sobie sprawę, że ma trochę łatwiej, bo słyszy wypowiedzi mężczyzn, którzy bilansują swoje życie i mówią, co było rozczarowaniem, frustracją, a co było wartością nieprzemijającą. Ma możliwość wiele czerpać z ich odkryć i doświadczeń. To czym chciałby się podzielić absolutnie ze wszystkimi, to pomysł na mnożenie dobra w świecie. Dla Marcina i Oli Sztuków jest to dzielenie się życiem, pozytywnymi wartościami, tworzenie dobrych relacji w zespole, jakim jest rodzina i w ten sposób oddziaływanie na otoczenie. Czy im się to udaje? Muszą ocenić już ci, którzy mieli okazję rzeczywistego spotkania z ich rodziną. Jedno jest pewne, nikt nie mija ich obojętnie, a wielu te spotkania inspirują. Zdaniem Marcina, wielodzietność to po prostu pewien wariant rzeczywistości, z którym można się skonfrontować, czy w jakimś stopniu komuś by to też nie odpowiadało. Jako psychiatra wie, że wiele wewnętrznych blokad związanych z wielodzietnością, choć wydają się obiektywne, tak naprawdę nie wychodzą poza obszar umysłowy. Sensowna refleksja nad tym problemem może spowodować zmianę w myśleniu i otwarcie się na tego typu doświadczenia.

źródło:

http://www.niedziela.pl/artykul/106563/nd/Ojcostwo-do-szescianu

4 komentarzy

szpaku11
2013-09-15 20:33
W Izabelinie jest koncert przy ognisku po ślubie. Gra Metal na elektrycznym pianinie. Mała Monika Szuka, - której wszędzie jest pełno - brzdąka po klawiszach i mąci kompozycje Metalowi. Nic więcej, tylko stanąłem między pianinem a Moniką, a ona do mnie: \"CO SIĘ ROZPYCHASZ!!\"
bogusia
2013-09-15 20:32
Ze wzruszeniem obejrzałam filmik o Waszej Wspaniałej Rodzinie. Nie zdążyłam Was bliżej poznać, chociaż przez chwilę byliście w naszej szkole. Ale tak już chyba jest w życiu , że Dobro -delikatne, subtelne, można zwyczajnie przegapić. Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny i zawsze byłam z tego bardzo dumna, a swoją mamę uważałam za wzór macierzyństwa. Pięknie, że wciąż są Tacy Ludzie . Niech w każdym dniu towarzyszy Wam dotyk Miłości - tej od Boga i ludzi. Pozdrawiam . Tak trzymać!!!
szpaku11
2013-09-15 20:25
Aniu Droga - powiedz bliżej kim jesteś. Bronisz nie Szpaka lecz samego Boga, który uzdolnił nas do WSPÓŁPRACY ZE SOBĄ W TWORZENIU NOWYCH DZIEŁ. Masz rację, że zaangażowanie nadaje wyrazistośc naszej osobowości. Czytałem pracę doktorską na ten temat. Czytam także w tej chwili autobiografie św. Jana Bosko pt. \"Wspomnienia z Oratorium\". To olbrzym w pracy z młodzieżą od maleńkości. Jako dziecko był malym przywódcą swoich rówieśników w modlitwie i zabawie a zabawa u dzieci to \"praca na niby\". Przed chwilą rozmawiałem z sekretarzem pewnej organizacji. Poszedł na emeryturę a jednak dostał pelny etat pracy z powodu kompetencji i doswiadczenia. Powiedział, że dzieki Bogu, bo gdyby na emeryturze \"tak sobie uisiadł\", to za pól roku byłoby po człowieku. Kiedy Jan Bosko śmiertelnie się rozchorował ale cudownie został uleczony, ponownie pracował 26 godzin na dobę i stwierdził, że \"to nie od pracy się choruje\". A na naszej pielgrzymce nie chodzi się po 50 km dziennie jak np. w gdańskiej czy białostockiej, codziennie kilka konferencji, pobudka o 4-rtej rano..itd. Dawniej hipisi więcej angażowali się w twórczość pielgrzymkową, zarówno artystyczną jak intelektualną i nie mniej religijną.
Ania
2013-09-15 10:23
Bardzo się cieszę że mogłam poznać tą rodzinkę osobiście. Bez Was pielgrzymka nie byłaby ta sama. Ale czasem mam wrażenie, że nie lubimy tych którzy się starają.Tak jak w pracy nie lubi się tych co "zawyżają normę". Ostatnimi laty często się narzeka - a bo Szpak wymaga. Jedna dziewczynanawet na głos w Niepokalanowie tak mówiła: \"a bo tu każdy coś musi umieć, robić, wybijać się, mieć dzieci - a przecież Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy\". Ja sie zgadzam: Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy ale każdy dostaje jakiś talent,każdy może być w czymś dobry i tego chyba chce dla nas Bóg? Jest przcież przypowieść o talentach. Miłość Boga to nie tumiwisizm - Róbta co chceta leżta od rana do wieczora plackiem i tak Was kocham.Wydaje mi się że niektórzy tak to rozumieją. Ja myślę, że to szkodliwe myślenie, że Bóg od nas nic nie wymaga. Wymaga bo kocha.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych