Jesteś tutaj: Strona główna / Wspólnota okłamanych. O aborcji w duchu miłosierdzia

Wspólnota okłamanych. O aborcji w duchu miłosierdzia

2013-10-21

Nasza Alicja na swoim blogu napisała:

Długo czekałam na takie świadectwo...:


"Kiedy byłam młoda usunęłam 2 razy ciążę (zabiłam dwoje dzieci). Później jeszcze raz usunęłam ciążę (zabiłam dziecko). W tym czasie nie miałam świadomości jak bardzo będę tego żałować. Przy ogólnym przyzwoleniu, a także pod bierną presją męża. Mimo, że urodziłam i wychowałam czwórkę dzieci nie przestałam myśleć o tamtych, którym nie dałam żadnej szansy. Codziennie odmawiam wieczne odpoczywanie za moich zmarłych rodziców i za trójkę dzieci moich nienarodzonych. Ufam Bogu, że kiedyś mi przebaczy. Czasu nie cofnę, a żyć z tym nie potrafię. Błagam o modlitwę za mnie i wiele kobiet, które są w podobnej sytuacji. Mówcie i krzyczcie głośno, że to nieprawda że kobieta pozbywając się ciąży pozbywa się problemu. Tak naprawdę wtedy go sobie przysparza. Boże wybacz mi, bo tak naprawdę nie wiedziałam wtedy co czynię."

***

Poprosiłam o zgodę umieszczenia go na swoim blogu i dostałam odpowiedź:


"Kocham Jezusa całym sercem. Możesz umieścić ten wpis na swoim blogu. Może uda się przemówić choć do jednej kobiety i uratować jedno istnienie. Moje serce wyje z bólu, ale kiedy wiem, że Jezus mnie kocha jestem szczęśliwa. Bóg z wami."


***

Janino, razem z Tobą będę wołała ... prosiła ... błagała ... płakała ... Dzięki Tobie mogę otworzyć na swoim blogu nowy temat, który nie będzie przepychanką słowną odmiennych światopoglądów. Nie będzie potępieniem, lecz zrozumieniem pułapki, w ktorą wpada tyle kobiet.

Kobiety, wystraszone pojawieniem się w nich nowego życia,  stoją na rozdrożu i pytają siebie - co zrobić? Decyzję muszą podjąć same. Nikt tego nie uczyni za nie. Nikt im nie zakaże, nikt na siłę je nie powstrzyma. Dobrze jednak, by miały pełną świadomość i rozeznanie czynu, który chcą dokonać. Jest wiele kobiet po aborcji, które do tej pory nie mogą sobie wewnętrznie z tym faktem poradzić.

Dla tych kobiet Ty jesteś wiarygodnym świadkiem!!!

Dziękuję Bogu, że stanęłaś na mojej drodze. Ufam, że dzięki Tobie otworzą się oczy wielu, którzy bardziej lub mniej świadomie poszli drogą śmierci. Patrząc na Ciebie na nowo wzrosła we mnie nadzieja, że nie wszystko stracone. Pokazałaś drogę powrotu do pokoju serca ... dziękuję.

***(koniec cytatu z bloga)***

Rozmowy w Drodze

 


Cóż przyznam się, że brakuje mi powyższej optyki w  odniesieniu do aborcji - dlatego postanowiłam temat  w tym duchu pociągnąć. Kościół wprawdzie zajmuje się pomocą kobietom po aborcji - ale mam wrażenie, że zbyt często na marszach, w dyskusjach o aborcji na pierwszy plan wysuwa się potępienie i agresja, która skutecznie przekraślają konstruktywny dialog i sensowność antyaborcyjnych "krucjat".

Na apel Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia o dzielenie się swoimi przeżyciami związanymi z przeżytą w wyniku aborcji stracie dziecka, wpłynęło około stu listów. Oto kilka z nich:

PŁACZ DZIECKA


Kobiety, słuchajcie zawsze głosu swego serca!

Ja, jako katoliczka, wierząca i praktykująca, także zabiłam. Poszłam na zabieg sama i sama wróciłam. Idąc ,,na zabieg” wmawiałam sobie bez końca, że nic mi nie będzie, przecież to 'jeszcze nie, dziecko. To tylko mała martwa, nieżyjąca kuleczka, którą lekarz usunie i po wszystkim. To był ciężki potworny ból, nie pomogło nawet znieczulenie. Ja wszystko czułam. Wydawało mi się, że zabieg trwał wieki i nigdy się nie skończy. Podczas zabiegu jęczałam z bólu, waliłam pięściami, aż w końcu złapałam się mocno leżaka, abym nie zaczęła z bólu gryźć palców. Lekarz powtarzał, że jeszcze trochę, że zaraz będzie koniec. Uniosłam głowę i patrzyłam przez chwile na twarz lekarza, jego oczy były bardzo dzikie, jego twarz także przerażająca. Kiedy przyszłam do domu, usiadłam i usłyszałam bardzo wyraźny i głośny „PŁACZ DZIECKA". I dopiero wtedy otworzyły mi się. oczy i powiedziałam - Boże, co ja zrobiłam. To było silniejsze ode mnie, sięgnęłam po tabletki. Po dwóch latach tego samego miesiąca, w którym dokonałam zabiegu, urodziłam syna. Mąż nawet nie odwiedził mnie w szpitalu z nowo narodzonym dzieckiem — opijał syna. Poczułam się samotna i nikomu, niepotrzebna. Pozostał mi tylko Bóg. Zwróciłam się do niego tymi słowami: „Boże, jeżeli lepiej ukarać mnie nie mogłeś, to wszystko za mój grzech". Syn rósł i pięknie się rozwijał, a ja ciągle wracałam myślami do tamtego dnia i zastanawiałam się, gdzie ono teraz jest, przecież miało duszę. Jakie były jego oczka, włoski, rączki, nóżki, kim by było w życiu. Boże, jak ja mocno cierpiałam i musiałam z tym żyć na co dzień. W późniejszym czasie, musiałam pójść do lekarza, ponieważ bolał mnie brzuch i wszystko w środku (...) Nigdy w życiu, przed żadnym lekarzem nie przyznawałam się, że usunęłam. Miałam wszędzie czystą kartę, a stargane sumienie. Wracałam do domu bardzo przygnębiona. Pomyślałam, że to nic innego jak tylko rak. Aż taką cenę muszę zapłacić, że dziecko zostanie sierotą i tylko przez to cierpienie może Bóg mi przebaczy. Z tym grzechem i dręczącym sumieniem męczyłam się przez siedem lat. Nie liczyłam nigdy na rozgrzeszenie. Po spowiedzi poszłam pod, obraz Matki Boskiej, płakałam gorzko i prosiłam, żeby mi wybaczyła. Poczułam mocną ulgę, zniknęły wyrzuty sumienia, ale wewnętrzny niepokój pozostał. Ciągle słyszałam płacz dziecka. Nie ułożyło mi się w życiu, to nie było życie, to była wieczna udręka. Wiedziałam, ze Bóg zsyła na mnie cierpienia, bo inaczej nigdy nie dostąpię przebaczenia. Po piętnastu latach po dokonanym zabiegu, obejrzałam film pt. „Niemy Krzyk". Obudziło się we mnie na nowo sumienie, do tego stopnia, ze odchodziłam od zmysłów. Oglądając film. powtarzałam bez końca, co ja zrobiłam, po co ja tam poszłam. To nie był zabieg, to było potworne, zabijanie mojego nienarodzonego dziecka, które żyło, które miało dusze. Pytałam się i powtarzałam: „Boże, dlaczego właśnie mnie to spotkało, ja z takiego domu, katoliczka, przecież byłam tak bardzo wierząca, po co ja tam poszłam i co ja zrobiłam? Nie zapomnę, tego dnia, podczas kłótni z moim bratem, kiedy wykrzyczał na cale gardło, że „się wyskrobałaś". W tym czasie ból przeszył moje ciało na wylot, nikt w życiu tak mocno nie zranił mnie jak on. Żałowałam, że nie umarłam, żałowałam, że narodziłam się na ten świat i prosiłam Boga, aby mnie zabrał z tego świata. Dzisiaj wiem, ze trzymała mnie siła Boga, bo inaczej tego bym nie wytrzymała. Jezus powiedział „nie zabijaj". I będę musiała stanąć przed Bogiem z tym ciężkim grzechem, co ja powiem Bogu? Z mojego sumienia nie da się wymazać tej zbrodni, ona, pozostanie, do końca. „Żeby matki nie zabijały swoich nienarodzonych dzieci "— codziennie tymi słowami modlę się za wszystkie matki na całym świecie.

Maria

(...) Szokiem dla mnie było, gdy w kilka lat po zabiegu, podczas rekolekcji zamkniętych oglądałam film o życiu płodu w łonie matki od poczęcia do urodzenia oraz film o dokonaniu. aborcji. Bóg jeden wie, co wtedy przeżywałam.Takie filmy powinno oglądać całe nasze chore społeczeństwo. Ale oprócz uświadamiania trzeba wielu kobietom przyjść z pomocą. Cieszę, się, że od lat zamiast potępiać kobiety przychodzi im się z konkretną pomocą - jest to najskuteczniejszy sposób walki z aborcją. Ucieszyła mnie również wypowiedz, jednego z biskupów, umieszczona na pierwszej stronie „Gościa Niedzielnego", o tej mniej więcej treści: Nie byłoby kobiet poddających się aborcji, gdyby nie było nieodpowiedzialnych mężczyzn. Jestem przeciwko prawu do aborcji, ale i przeciw karaniu za nią kobiet. W ciągu dwudziestu kilku lat wysłuchałam wiele kazań, w których surowo potępiano za aborcje kobiety i żadnego potępiającego mężczyzn, a jeśli już, to tylko lekarzy. Czy dzieci nienarodzone nie miały ojców? Czy w walce z aborcją nie powinno się bardziej apelować do sumień mężczyzn, którzy mają bardzo duży wpływ na decyzje kobiet w tym zakresie, a którzy czysto nawet wymuszają na kobiecie aborcje?

Ewa

Trudno mi pisać te. słowa, gdyż jest to dotykanie wciąż bolesnej rany. Niedawno zmobilizowałam się, by napisać list w te] sprawie do Sejmu, a teraz chcę odpowiedzieć na Wasz apel. Wiem, że to mój obowiązek, aby przestrzec innych, a jednocześnie czułam od dawna taką potrzebę w głębi serca. Wyszłam za maź za swojego rówieśnika. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Wkrótce urodziłam dziecko. Mąż bardzo je kochał, ale myślę, że wtedy nie dojrzał jeszcze do roli ojca. Wszystkie obowiązki związane z wychowywaniem dziecka i prowadzeniem domu spadły na mnie. Oboje pracowaliśmy zawodowo, ale zarobki nasze były skromne, (ciągle kłopoty i szarpanina między pracą a domem odbiły się niekorzystnie na moim zdrowiu. Zaczęłam chorować. W tak trudnym dla mnie czasie okazało się że jestem w ciąży. Mąż nie chciał słyszeć o drugim dziecku. Krzyczałam, że nie dam sobie rady, umęczę jego i całą rodzinę. Faktycznie ostatnio szybko męczyłam się i zwykłe prace domowe sprawiały mi kłopot. Chciałam jednak urodzić to dziecko. Z podwójną energią; zaczęłam wykonywać swoje obowiązki. Zaczęłam starać się o lepsze warunki mieszkaniowe. Na próżno. W domu zaczęły wybuchać awantury. Nieprzespane i przepłakane noce osłabiły mnie. jeszcze bardziej. Przestrzegano mnie, że mogę nie wytrzymać porodu, co wtedy będzie z dzieckiem, które, już mam? Bałam się. Skapitulowałam. Lekarz, do którego zgłosiłam się, nie miał żadnych hamulców. W wyznaczonym terminie czekałam wraz z innymi kobietami na swoją kolej. Pamiętam, że jedna z nich, bardzo młoda, stwierdziła że jest tu już piąty raz. Pierwszy raz też się bała, a teraz to dla niej „normalka". Przeraziło mnie. jej zwyrodnialstwo. Była przecież młoda i zdrowa. Coś we. mnie krzyczało: „ Uciekaj!" Siedziałam jednak jak sparaliżowana. Nie mogłam, się ruszyć, Zdumiała mnie tylko taśmowość wykonywania tzw. „zabiegów". Wszystko odbyło się oczywiście pod narkozą. Kiedy obudziłam się byłam oszołomiona. Nie myślałam jeszcze normalnie. Na ulicy czekał na mnie mąż. Mówił że cały czas bał się o mnie i bardzo się. denerwował. Później powiedział mi, że. wyglądałam, wtedy, jakbym nie żyła. Rzeczywiście— coś we mnie umarło. W domu prawie, natychmiast usnęłam. Najgorszy był moment po przebudzeniu. Mogłam już wtedy myśleć normalnie. Poczułam się jak pusty, niepotrzebny wór. Świadomość nieodwracalności tego co się. stało, była straszna. Nie mogłam sobie darować swej uległości. Nie. mogłam na siebie, patrzeć. Och,, gdybym wtedy magla cofnąć czas! Niestety. We śnie słyszałam płacz niemowląt. W dzień, na ulicy odwracałam głowę na widok maleńkich, dzieci. Znowu łzy lały się. strumieniem. Jednocześnie czułam, że wyrządzono mi straszną krzywdę. Nienawidziłam wszystkich, którzy przyczynili się do tego. Myślałam, że gdyby nie było możliwości aborcji, tego rzekomego „dobrodziejstwa" dla kobiet, tej furtki dla tych, którym to jest wygodne, nie byłoby też takiego nacisku na mnie ze strony otoczenia. Miałam żal, że nikt mi nie pomógł. To był koszmar. Kiedy tylko poczułam się lejnej poszłam. do kościoła. Bałam .się, że jeśli teraz stchórzę, nie wrócę tu już nigdy. Wyspowiadałam się. Żałowałam, że nie trafiłam wcześniej do tego księdza, chociaż bardzo na mnie nakrzyczał. Byłam w tym wszystkim też niejako ofiarą. Usprawiedliwiałam jednak najbliższych, że nie. zdawali sobie sprawy z wielkości zła, jakie wyrządzili. Byli przecież przekonani, że to nic takiego. W naszym społeczeństwie brak było rzetelnej informacji medycznej na lemat rozwoju dziecka w poszczególnej fazie ciąży. Jeśli chodzi o stosunki w małżeństwie, to już nigdy nie było tak, jak przedtem. Pozostał uraz. Nie. czułam się bezpieczna. Nie miałam oparcia. Bałam się aby sytuacja nie. powtórzyła się. Żyliśmy niby razem, ale osobno. Ciągle popłakiwałam. Mąż stwierdził, ze dłużej tego nie zniesie. Chciał odejść i zabrać dziecko. Wtedy zbuntowałam się. Coś we mnie pękło. Postanowiłam, ze już nigdy nie będę taka słaba, aby dać sobą kierować. Wzięłam się w garść. Po kilku latach, kiedy poczułam się dość silna, znów zaszłam w ciążę. Niestety, już w trzecim miesiącu zaczęty się komplikacje. Plamienia, później krwawienia. Byt to niewątpliwie skutek tzw. „zabiegu". Lekarz rejonowy stwierdził że są nikłe szanse na donoszenie ciąży. Zmieniłam lekarza. Pozostałe, miesiące ciąży przeleżałam w domu i w szpitalu. Cały czas gorąco modliłam się. Wierzyłam, że musi być dobrze. Poród był lekki. Urodziłam wspaniałe dziecko. Mąż od razu je pokochał. Wraz ze starszym dzieckiem bardzo mi pomagali. Staliśmy się znów szczęśliwą rodziną. Jednak czasami przychodzi taki moment, że, żal ściska mi serce. Wspomnienia wracają, a ja zamykam się w łazience, żeby szum wody zagłuszył mój płacz. Obecnie staram .się pomagać rodzinom wielodzietnym. Przez wiele lat wspomagałam, w miarę swoich możliwości Fundusz Ochrony Macierzyństwa, a teraz Dom Samotnej Matki. Kobiety, słuchajcie zawsze głosu swego serca!

Krystyna

Nie łatwo przychodzi mi napisanie tego listu, jednak myśl, że mógłby on chociaż jedną kobietę powstrzymać przed podobnym desperackim krokiem, który zaważy na całym jej życiu, oraz dług wobec Boga i nienarodzonego dziecka każe mi go napisać.
Miałam 21 lat —poznałam chłopaka, jak mi się wydawało, na całe życie. Byłam zakochana i szczęśliwa. Znaliśmy się przeszło rok. Snuliśmy wspólne plany. Nie mieliśmy gdzie zamieszkać i to wstrzymywało nas od małżeństwa. Kiedyś zaprosił mnie. do siebie - myślałam, że poznam rodzinę, tymczasem byliśmy sami. Nie podobało mi się to, jednak uległam na jego słowa, że jeśli odejdę to będzie dowód, że go nie kocham i koniec z naszą znajomością. Spędziliśmy tę noc razem, w wyniku czego zaszłam w ciążę. Gdy mu powiedziałam o tym, nie tylko nie było mowy o małżeństwie, ale to, co usłyszałam zamurowało mnie zupełnie. Był jedyną osobą, która mogła mi pomoc i na której oparcie liczyłam. Chodziłam. jak obłąkana w samobójstwie, widząc jedyne wyjście z .sytuacji. Jednak zabrakło mi odwagi. Zrobiłam to, co doradzili mi lekarze. — poddałam się aborcji. (...) Po zabiegu nie czułam ulgi lecz przerażającą pustkę. i przytłaczający ciężar w sercu. Początkowo nie mogłam bez bólu i łez spojrzeć na kobietę spodziewającą się dziecka, ani na matkę wiozącą w wózku swą pociechę. Później było okres, że w twarzyczce każdego malucha szukałam rysów swojego nienarodzonego. Teraz niekiedy podświadomie myślę o nim jako dorosłym człowieku, liczę mu lata, myślę kim by był. Pewnie, bym od tych natrętnych myśli albo zwariowała, albo popełniłabym samobójstwo, gdyby Jezus nie przyszedł mi z pomocą i nie wyciągnął mnie z tej matni. (...) Od 10 lat mam kierownika duchowego, któremu udało się uświadomić mi prawdę, że Bóg mnie kocha, bo wydawało mi się, że po tym wszystkim, co zrobiłam jest to niemożliwe. (...)

Barbara



Kobiety piszą, ale życia po aborcji nie da sie opisać. Jak widać po aborcji większość kobiet doświadcza ciągłego uczucia żalu i winy, stanów lękowych lub ciężkich depresji. W licznych przypadkach kobiety po aborcji dokonują prób samobójczych. Zapadają na paranoje i inne choroby psychiczne  wymagające leczenia w szpitalach psychiatrycznych. Prosto mówiąc piekło na ziemi. Do tego dochodzą zaburzenia somatyczne: migrena, zakłócenia rytmu serca, dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Skutkiem duchowym aborcji są: wyrzuty sumienia, widmo wiecznej kary, świadomość potępienia za zbrodnię, za naruszenie przykazania "Nie zabijaj!". Kobiety po aborcji nie czują się uwolnione lecz zniewolone i pozbawione na długie lata wewnętrznego spokoju i harmonii. Wszystkie złe wydarzenia swojego życia postrzegają fatalistycznie jako skutek dokonanej aborcji. Odczuwają lęk przed Bogiem, który zamyka je na doświadczenie Bożego Miłosierdzia. Pojawia się Syndrom post-aborcyjny
jest to zespół zaburzeń somatycznych, psychicznych i duchowych, które występują w wyniku aborcji. Dotyczy on przede wszystkim kobiet, które poddały się aborcji, a także mężów (ojców dzieci), rodzeństwa oraz personelu medycznego. Zaburzenia te są skutkiem działania mechanizmów obronnych: zaprzeczania oraz tłumienia poczucia winy i żalu za utraconym dzieckiem. Kobieta nie przeżywa żałoby po stracie dziecka. W jej uczuciach dominuje ból i rozpacz oraz agresja skierowana do siebie lub innych osób. Zranienia powstałe w wyniku aborcji przypominają bombę z opóźnionym zapłonem, która kiedyś musi wybuchnąć. Kobiety po aborcji w relacji do partnera przeżywają uczucie nienawiści, chłód i chwiejność emocjonalną oraz oziębłość seksualną. Aborcja często staje się powodem kryzysów w małżeństwie, rodzinie i środowisku oraz ma poważne konsekwencje społeczne. Jako przejaw braku szacunku dla ludzkiego życia, redukuje człowieka do rzeczy, przedmiotu.

 

Papież Jan Paweł II w encyklice "Evangelium vitae " broniąc świętości i nienaruszalności ludzkiego życia, zwraca się z troską do wszystkich kobiet obarczonych grzechem aborcji:

"Szczególną uwagę pragnę poświęcić wam, kobiety, które dopuściłyście się przerwania ciąży. Kościół wie, jak wiele czynników mogło wpłynąć na waszą decyzję i nie wątpi, że w wielu przypadkach była to decyzja bolesna, a może nawet dramatyczna. Zapewne rana w waszych sercach jeszcze się nie zabliźniła. W istocie bowiem to, co się stało, było i jest głęboko niegodziwe. Nie ulegajcie jednak zniechęceniu i nie traćcie nadziei. Starajcie się raczej zrozumieć to doświadczenie i zinterpretować je w prawdzie. Z pokorą i ufnością otwórzcie się -jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście - na pokutę. Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w sakramencie pojednania. Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu. Wsparte radą i pomocą życzliwych wam i kompetentnych osób, będziecie mogły uczynić swoje bolesne świadectwo jednym z najbardziej wymownych argumentów w obronie prawa do życia. Poprzez wasze oddanie sprawie życia, uwieńczone być może narodzinami nowych istot ludzkich i poświadczone przyjęciem i troską o tych, którzy najbardziej potrzebują waszej bliskości, ukształtujecie nowy sposób patrzenia na życie człowieka".
(Encyklika "Ewangelium vitae" 99)

Obie chciałybyśmy zwrócić uwagę, na leczenie syndromu post-aborcyjnego w duchu chrześcijańskim.

polegające na:


•    Uznaniu prawdy wobec Boga, dziecka i siebie.
Prawda wobec Boga to uświadomienie sobie naruszenia przykazania "Nie zabijaj!", wyłącznego prawa Stwórcy do decydowania o życiu ludzkim. Prawda wobec dziecka to uznanie jego prawa do życia, godności i jego przyszłości wiadomej tylko Bogu. Prawda wobec samej siebie to uznanie swojej odpowiedzialności za zabicie dziecka. Uznanie tych trzech prawd skłania do postawy skruchy, głębokiego żalu oraz nawrócenia: "Gdyby można to było odwrócić, postąpiłabym inaczej, opowiedziałabym się za życiem". Wyznanie aborcji w sakramencie spowiedzi i przyjęcie wyznaczonej pokuty jest zanurzeniem w Bożym Miłosierdziu. Jest to punkt wyjścia w leczeniu syndromu post-aborcyjnego.
Podjęciu terapii.
Owocne jest łączenie osobistego nawrócenia z pracą terapeutyczną! Leczenie syndromu postaborcyjnego wymaga działania łaski i specjalistycznej terapii. Celem terapii jest pozwolenie na przeżycie poczucia winy, żalu - żałoby po śmierci dziecka. Najtrudniejszym zadaniem jest przebaczenie samej sobie, a następnie równie trudne, pozwolenie, by nienarodzone dziecko "odeszło z jej życia". Oznacza to rozstanie się z wszelkimi fantazjami na temat jego wyglądu, zachowania oraz jej roli jako matki. Przebaczenie samej sobie pozwala na nowo pokładać ufność w innych ludziach.
Akceptacji swojego życia.
Z niektórymi skutkami aborcji trzeba nauczyć się żyć, podobnie jak ktoś po amputacji jakiegoś organu, wiedząc, że jego życie ma i będzie miało pełny sens ludzki i Boży. Nie warto w chwilach zwątpień poddawać się negatywnym uczuciom i wyrzutom sumienia, ale kierować się wiarą, pewnością, jaką daje Kościół poprzez sakramenty pojednania i pokuty oraz eucharystii: "Bóg mi wszystko przebaczył, na powrót jestem Jego umiłowanym dzieckiem".
Obronie i promocji życia.
Bolesne doświadczenia związane z aborcją skłaniają do przyjęcia nowej postawy wobec ludzkiego życia, nowej mentalności, wyrażonej w modlitwie i podejmowaniu konkretnych działań. Mogą to być m. in. Krucjata Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci, Duchowa Adopcja i inne formy modlitwy w intencji promocji życia. Małżonkowie mogą zdecydować się na jeszcze jedno czy więcej dzieci, podjąć starania o adopcję lub rodzinę zastępczą. Inne formy służenia życiu to: praca w domach dziecka, świetlicach, grupach terapeutycznych, pomoc rodzinom wielodzietnym, opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi lub ludźmi w podeszłym wieku, samotnymi i chorymi.

Istnieje wiele placówek katolickich udzielających pomocy kobietom po aborcji. Jednym z nich jest działający w Warszawie: Ośrodek Pomocy Psychologicznej


Alicja i Kaja

14 komentarzy

alicja
2014-11-03 21:15
Jezus po to przyszedł na świat, by odnaleźć tych, którzy się pogubili ... Alinko, dziękuję Ci za słowa, które tak trudno było Ci wypowiedzieć. Niech staną się one początkiem powrotnej drogi dla wielu ojców i matek. Przyjmij przebaczenie od Jezusa, które jest lekarstwem na twoją ranę. Na nowo zaadoptuj swoje dzieciątko, a zyskasz wielkiego orędownika w niebie, pozdr. alicja
koma70.70
2014-11-02 23:55
Alinko, Halinko ... nigdy nie miałam tak trudnej sytuacji jak Wy, ale też straciłam dwoje dzieci...One modlą się za nas. One Was nie osądzają...Zwątpienie, lęk to sprawka złego ducha, który chce nas wyrwać Bogu. Nie dajcie się, Bóg jest miłosierny, wybacza i przytula...
alina
2014-11-02 15:46
Drogie Siostry... Od roku się zbieram,żeby gdzieś powiedzieć co czuję...ja też usunęłam dwie ciąże.Jestem panną z 10 letnim synem, którego udało mi się wychować i utrzymać ,dzięki rodzicom. Jesteśmy z biedy.Aczkolwiek wiem,że i ja sięgam ( Tata pił). Nie urodziłam bo nie chciałam urodzić chorych dzieci.Mam obok siebie człowieka , który tych dzieci pragną( za pierwsze odszedł) , wrócił bo kochał, o drugim nie zna prawdy.Jesteśmy nadal ,ale wstydzę sie jego Rodziny(Część osób tam wie prawdę)Chciałam tych dzieci,ale nałóg jest silny. Nie upijam się, mam pracę( żadne duże pieniądze) , kończę studia, znam dwa języki.Ot, wieczorami...Ale to nie wytłumaczenie...Tak jak piszecie, to dramat, moje życie zakończyło się z tymi dziećmi,już mnie życie nie cieszy.Płacze sama przed sobą w kościele, chowam łzy.Chodzę do kościoła choć czuję się wyklęta, spowiedź nie dała mi spokoju, ..Może temu,że nie rozumiałam swoich czynów..Głupoty.Syna, który ma 10 lat , urodziłam jako nieślubne gdy miała 22 lata. Wtedy okazałam się mądrzejsza jak teraz.... Młode dziewczyny, nie bocie się rodzić, nawet jak nie chcecie Dzieci .. .Mi syn uratował wiele spraw... Dziś moją pociechą jest...Nie wiem jak się odnaleźć..Nie wiem czy jest dla mnie przebaczenie... Im dłużej to trwa tym mi gorzej....Taj jak Pani wyżej pisała cierpienie zaczyna się "po"...Jeśli choć jedną z Was odwiodę od tego czynu...Błagam nie czyńcie tego...Potem jest tylko płacz , smutek, żal,jeśli ufacie w Boga, to On Was poprowadzi...Ciebie i Twoje Dziecko. Nie pogubcie się jak ja.
alicja
2014-01-30 20:46
Witaj Halino, dziękuję ci za twoje świadectwo. Mam nadzieję, że niejednej kobiecie pomoże ono się zatrzymać w drodze do aborcji. To już malutkie zwycięstwo nad tą okrutną cywilizacją śmierci, która zwodzi i okłamuje wielu rodziców. Drugi krok w tym procesie powrotu do pokoju serca jest spotkanie duchowe z twoimi dziećmi, które choć zabite z ciała nadal żyją w objęciach Boga i czekają na słowo - KOCHAM, WYBACZCIE... myślę, że i Ty potrzebujesz usłyszeć ich głos we własnym wnętrzu, by się podnieść z kolan i iść dalej z nadzieją, że śmierć została pokonana mocą Jezusa. Będę się modlić za Ciebie i za całą twoją rodzinę, do której należą również nienarodzone dzieci.
Sara
2014-01-30 19:16
Ból - oczyszczenie .. ...Lęk - może być znakiem przychodzącej Łaski ... Bóg Ojciec pełen miłości do Ciebie i tkliwości nieogarnionej czekał abyś Halino, dziś z nowa wiarą zawołała : Ukochany Ojcze dotknij Twoją wszechmocną , Ręką mojej duszy i ciała ! ,powierzam Ci moje wszystkie dzieci ,te na ziemi i te w Niebie .......
Halina
2014-01-30 18:14
Nazywam się Halina mialam 24-lata kiedy zgodzilam sie usunąć dziecko mialam trzy corki mąz mnie tak tlumaczyl że zgodzilam sie.Tylko nie zastanawialam sie nad tym bo kolezanka pielęgniarka tak tak mnie wciskala że tam nic nie mam za parę misiecy poszlam drugi raz bo mazmnie tlukł mówiił że to nie jego plakałam całą drogę nie uwierzycie czekalam ze po mnie przyjdzie nie przyszedl stało sile nie wrócłam bo przebili mi macice Wrociłam do moich trójki dzieci ale nie zostałam tą samą kobetą Popadłam w depresje lata mijały ale moja rozpacz zostala nie mogę pojąć dlaczego nie myślałam o sobie i wcześniej nie odeszlam od tego czlowieka uśmierciłam dwoje dzieci a wcale tak naprawde nie chcialam tego.Bylam dla pozostach corek matką niby kochająco i tyranem Te decyzje pozostawly na mnie niestety nie mogę dwojce dzieci zwrócić życia bardzo tego żałujęMineło 35 lat i wiem ze nigdy ne pozwoliłabym mim corkom tego zrobić ani nikomu tego nie życze w szystko opwiedzalam moim corkom ni epo tępily mnie ne wem tak naprawdę co myślą ale ja boję się siebe pomódlcie się za mnie
Sara
2013-11-22 22:08
\"Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu ... A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie\" -Iz.49,14-15. ...Podobno dzieci nienarodzone modlą się jako aniołowie - o swoich rodziców ! Weźmy z nich przykład ,gdy nasi nas w jakikolwiek sposób odrzucają ,porzucają,czy ranią na różne sposoby ,a robią tak ,bo sami wcześniej zostali głęboko poranieni i potrzebują miłości zbawiającej - która ich uratuje od Złego i od ich własnej słabości, ograniczoności i grzechu. W Bogu - możemy stać się Rodzicami dla naszych Rodziców ! Wszyscy jesteśmy dziećmi ! - Dziećmi Boga .
Ania
2013-11-22 18:51
To jest szczególnie trudne...bo wszyscy Jezusa się wyparli ale nie matka...Jak ma żyć człowiek, którego wyprze się matka?
Taka Jedna
2013-11-22 18:35
Droga Marto. Na pewno boli, jeśli jesteś niechcianym dzieckiem . Wiem to częściowo z własnego przykładu, częściowo z pracy z dziećmi. Opiekuję się gromadką niechcianych dzieci od wielu lat. Widzę po nich, jaki to ból. Ale na pewno Bóg kocha Ciebie, kocha ich. Choć tak trudno w to uwierzyć niektórym. Bo Bóg , Jezus umarł za wszystkich. Też był częściowo niechciany w kraju, gdzie żył. Myślę, że stało się to po to, aby mógł lepiej zrozumieć niechciane dzieci, lepiej im pomóc swoją miłością . I nie ważne jest, czy one to pojmą. Wsłuchaj się w Swoje serce, tam cichutko, gdzieś szepcze Bóg, że Cię kocha. W każdy z nas jest takie miejsce, gdzie szepce Bóg. Bo On nir jest nachalny, ale cierpliwy i miłosierny. Będzie mówił do Ciebie, do mnie, do każdego, aż do końca, aż do ostatniego naszego tchnienia. I będzie czekał na naszą odpowiedź. Nawet to ostatnie westchnienie, ostatnia myśl, też się liczy. Modlę się za Ciebie, a ty módl się za moje dzieci.Pozdrawiam. Z Bogiem.
alicja
2013-10-23 22:04
Marto, nie wyobrażam sobie nawet tego, by Cię Bóg nie miłował. Owszem, twoje emocje mówią ci coś całkiem innego i to właśnie one uczyniły fałszywy obraz Boga w tobie, którego tak naprawdę nie ma. Brak miłości ze strony ludzi nie świadczy o braku Miłości Boga do Ciebie! W moim pojmowaniu - Bóg przyszedł przede wszystkim do tych niechcianych i odrzuconych ... do tych, którym nie dano szansy poczuć miłości ze strony ludzi, którzy poprzez naturę powinni być najbliżej nas, by uczyć nas milości. Marto, masz rację - po co nawzajem się dalej krzywdzić - lepiej zacząc już od teraz KOCHAĆ NIEKOCHANYCH; po co dalej słuchać ducha pesymizmu i rozpaczy, czyż nie lepiej dać się porwać BEZPIECZNEJ MIŁOŚCI... BOSKIEJ MIŁOŚCI ... WIECZNEJ MIŁOŚCI? Ludzka miłość jest jedynie jej słabym cieniem i czasem bardzo go brakuje, ale on nie może stać w epicentrum naszych odczuć. Pozdrawiam - alicja :)
kaja
2013-10-23 12:40
Wydaje się, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, wbrew pozorom miłość i nienawiść są sobie bliskie. W istocie przeciwieństwem miłości jest LĘK. Podejrzewam, że główny winowajca decyzji o aborcji. Niestety nasza kultura i polityka społeczna nie kocha dzieci, jak należy. Pojawienie się dziecka traktowane jest jako wywrócenie życia do góry nogami itp. - brak zaufania do natury i stereotypy wkładane nam do głowy - o których mówią Ola i Jacek Sztuka w rozmowie zamieszczonej między innymi na naszej stronie. Wydaje mi się, że postawa takich ludzi jak Oli i Jacka Sztuka więcej daje w temacie aborcji niż dyskusje - które w praktyce nie są dialogiem a agresywnym przerzucaniem się argumentami, marsze etc... Nie jest łatwo mieć dzieci ale większość lęków istnieje tylko w naszych głowach i wyobrażeniach. Generalnie jestem za pozytywnymi działaniami, a nie piętnowaniem.Link do wywiadu z Olą i Jackeim: http://www.doziemiobiecanej.pl/notka/558/ojcostwo-do-szescianu/
kaja
2013-10-22 15:21
STOP ODBIERANIU DZIECI BEZ WYROKU SĄDU https://www.youtube.com/watch?v=QScdDiHueMs
Sara
2013-10-21 23:34
Bóg jest POKORNY i dlatego uczestniczy w każdym AKCIE STWORZENIA NOWEGO CZŁOWIEKA = POCZĘCIA. Rodzice cieleśni dają ciało i trochę podświadomie przechowywanych uczuć dobrych i złych, ale !: BÓG DAJE DUSZĘ -NIESMIERTELNĄ ! i Swoje Święte Pragnienie by Cię mieć Marto - na zawsze - na wieczność - w Szczęściu ,którego nawet sobie nie umiemy wyobrazić , a dowodem na to, że jest - jest to że za takim Szczęściem tęsknimy. Na razie niech Bóg będzie Twoim Szczęściem !-którym Jego Mocą będziesz umiała obdarzyć swoją biedną Mamusię i jeszcze kogoś....Z serca się o to modlę ! Hej ! Podnieś swe serce do Tego Który Cię Stworzył ! On jest naszym Ojcem . Jesteśmy Jego nasieniem.
marta
2013-10-21 23:18
nie wystarczy urodzić ale trzeba zaakceptować przyjąć z miłością nowe życie, a jeśli się je odrzuca pragnie się całą istotą aby się nie narodziło a po urodzeniu kontynuuje odrzucenie czyli pogłębia się ranę tego już narodzonego,,,gdy miałam 40 to chyba podświadomość \"doszła do głosu\"-emocje matki abym się nie urodziła, pytanie do matki dlaczego,/nie chciałam oskarżać ale matki wytłumaczenie=oskarżenie niechcianego przybija, chciałam życie zakończyć ale brak odwag,, świadomie doprowadziłam się na+stół operacyjny\" z nadzieją że to będzie koniec, dziś żyję ,chodziłam na msze św z modlitwą o uzdrowienie,,dziś mówię jeśli zaistnienie człowieka nie staje się darem tylko przekleństwem to lepiej mu się nie narodzić, po co nawzajem się krzywdzić, a i Bóg nie miłuje niechcianych

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych