WIGILIA NA DWORCU
2013-12-23
Zdarzyło się to.... zimą przed Świętami Bożego Narodzenia... Był to czas kiedy nic sobie nie robiłem ze swojego wieku po prostu żyłem na tzw. fali ach...piękne czasy, wtedy to się miało zdrowie hasło zlot i zwijało się graty od tak na palców pstryknięcie i tak też rozpoczyna się moja opowieść o przyjaźni, miłości i bezdomności. Przeglądając w końskowolskiej bibliotece internet, otrzymałem wiadomość, że niebawem odbędą się opłatkowe zloty we Wrocławiu i Warszawie, więc natychmiast spisałem namiary wylogowałem się i pędem pobiegłem do domu by się spakować przekąsić małe co nieco wziąć ostatnie dziesięć złotych i uderzyć na stopa by być na czas na zlocie -,,bo jak to żeby mnie na nim nie było co to by był za zlot'' pomyślałem sobie hi hi... Po godzinnym staniu zatrzymałem transport do Radomia – niezła bryka co merc to merc a kierowca hoho....niesamowity człowiek świetnie się nam gaworzyło i nim się obejrzałem już trzeba było wysiadać więc dziękując za podwózkę pożegnałem się z przesympatycznym człowiekiem w średnim wieku i udałem się dalej łapać kolejną brykę. Po chwili stania w pełnym słowa znaczeniu fartem dosłownie zatrzymał się mi się młody człowiek jadący do stolicy z którym to słuchając bluesa – sama klasyka - dyskutowaliśmy o ruchu hippisowskim po prostu zupełny haj. Ach....to były czasy. Z tymże młodym, bo niewiele starszym człowiekiem ode mnie dotarłem na dworzec Warszawa Centralna. Gdy wysiadłęm zacząłem się szwendać to tu, to tam mając ponad dwie paczki papierosów, odrobinę tytoniu fajkę, trochę zapasów żywnościowych i złotówkę w kieszeni. Wtem ni z tego ni z owego, podszedł do mnie bezdomny człowiek i poprosił o kasę. Rzekłem - masz złotówkę, sorki ale tylko tyle mam. Sam, rozumiesz, biedny hippis jestem. Rozstaliśmy się i dalej szwendałem się po dworcu, gdzie wcale nie było najcieplej, a senność pomału mnie ogarniała. Ziewało mi się od czasu do czasu. Wtem nadszedł inny bezdomny prosząc mnie o kasę. Wybacz stary -biedny hippis jestem, kasy zero ale jak chcesz podratuję cię szlugami. I tak razem jaraliśmy papierosy ucinając sobie miłą pogawędkę, nagle w jej trakcie dołączył się do nas następny bezdomny z którym miałem przyjemność poznać się wcześniej i tak gadka szmatka o tym że koczuję i że rano lecę dalej na Wrocławski zlocik, że nie mam gdzie spać i ze wkrótce bedzie kolejny w Warszawie i ze jak chca moga wpaść etc. Okazało się, że stracili pracę, bo upadła firma, w której jeden z nich pracował, a drugiemu zaś rozwiązali jednostkę. Zbierają makulaturę, butelki, złom i materiały kolorowe, rzadziej sępią bo maja honor jak sami mówili. W końcu zaprosiłem ich na wieczerzę którą za ich radą spożyliśmy na jednym z peronów łamiąc się chlebem jak tylko usadowiliśmy się na jednej z ławeczek. Po posiłku ofiarowałem im resztę swego prowiantu – nic wielkiego ze dwa dżemy trochę jabłek , pół bochenka chleba, jakaś konserwa i coś tam jeszcze o czym już zapomniałem.
Niespodziewanie zaproponowali mi nocleg, gdzieś tam na jakiejś drewnianej i ciepłej klatce schodowej . No cóż byłem zmęczony, niewyspany. Słowo nocleg, tym bardziej w cieple, stało się zbawiennym, więc od razu się zgodziłem. Poszedłem razem z nimi, do jak się okazało starej kamienicy, chyba jeszcze przedwojennej o czym naszeptały mi skrzypiące tam drzwi i schody. Moi kompani po kilku łykach wino podobnego trunku kimneli się na wyzszych pietrach, bo rzekomo ,,tam nie wieje''. Moja intuicja podpowiadała mi bym ulokował się znacznie nizej od nich co nad ranem okazało się to, dla mnie zbawiennym pomysłem. Nim się obejrzałem, spałem śniąc o pięknym domku z rozgrzanym kominkiem. Ten wspaniały sen przerwał mi nad ranem jakiś krzyk. Czas próby nadszedł. Okazało się, że z jednego z domów wyskoczył mężczyzna z kijem bejsbolowym, gdyż nie spodobał mu się widok nieproszonych gości. Zobaczyłem tylko, jak się zamachnął pałą. O mały włos mało nie dosięgła ona jednego z bezdomnych. W nogi!! Wszyscy szybko wyskoczyliśmy z klatki rozdzielając się. Pamiętam biegłem wtedy na oślep, w stronę dworca, by jak najszybciej wmieszać się w tłum, bo wiadomo co takiemu do głowy przyjdzie?! Zziajany dotarłem do dworca Centralnego, gdzie po jakimś czasie, jak przewidywałem, ponownie spotkałem kompanów z noclegu. Chwilę potem owi bezdomni wysępili parę złotych, za które kupili sobie i mnie kawę z automatu i pączki , po czym zaprowadzili mnie na przystanek miejskiej komunikacji która dotarłem na wylotówkę skąd już bezpośrednio stopem dotarłem na miejsce zlotu we Wrocławiu. Trzeba przyznać ze w mojej niewesołej sytuacji pomogli mi ci co faktycznie sami tej pomocy potrzebowali - oddając mi niemal cały swój majątek – miłość bliźniego, przyjaźń. To wydarzenie dało mi wiele do myślenia, ucząc życia w trasie gdzie człowiek jest skazany często wyłącznie na siebie i choć ten świat zapędzony jest w wyścigu szczurów w pogoni za mamoną jeszcze znajdują się ludzie dobrej woli którzy pomogą w ciężkiej sytuacji. Odpowiedzmy sobie sami , czy choć w ten wigilijny czas, bylibyśmy w stanie wziąć człowieka z ulicy, by gonakarmić i przenocować. Szczera odpowiedź na to pytanie ukaże siłę wiary naszej!
Flagowy
,,Pamiętaj o tem że...’’
...Święta Bożego Narodzenia
to nie czas wielkiego jedzenia
lecz opłatkiem łamanie
i miłością obdarowywanie.
Brwinów k / Warszawy 24.12.2010r. godz. 20.43
Wigilia
Jeśli znamy kogoś samotnego
zaprośmy go do stołu naszego
bo nikt w ten dzień nie winien czuc się opuszczony
i dopiero wtedy posiłek na chwałę Bożą jest zjedzony.
Tarnowskie Góry 16.01.2012r. Godz. 15.18
Przesłanie Mikołaja
Uwierzcie że gdy radość sprawioną ujrzycie
sens słów ,,więcej z dawania jak otrzymywania'' docenicie!
Tarnowskie Góry 16.01.2012r. Godz. 15.28
2013-12-28 20:00