Jesteś tutaj: Strona główna / U MYCHY

U MYCHY

2014-03-03

Z wizytą u Grażyny Szczurek – Tylki (Mycha) - Malarki, animatorki kultury, uczestniczki naszej pielgrzymki.

( W jej domu w 2007 roku mieściła się redakcja Różnych Dróg.)



Flagowy: To co robimy rozmowę na stronę?
Kaja: Eeee, ja coś nie mam melodii. Nie, nie bardzo... Może innym razem?
Mycha: No, a co u ciebie słychać Flagowy?
Fl.: Wprowadziłem się właśnie do Bytomia, wynajmuję kawalerkę. Wcześniej mieszkałem w Gliwicach. Pracuję w ochronie. Dużo się zmieniło, od kiedy byłem ostatnim razem u ciebie. Będzie już ładnych parę latek.
M.: No, tak latka lecą.
Fl.: A my cały czas duchem młodzi.
K.: No, tak młodzi. Ja mam rocznego synka. Chociaż cała nauka i medycyna były temu przeciwne.
M.: Czasem się zastanawiam po co nam ta cała nauka. Do nauki, to chyba potrzebne są jeszcze uczucia. Taki weźmy Einstein - doszedł do niesamowicie dalekich odkryć w nauce. Czytałam kiedyś jego teorię względności. Einstein doszedł jakimiś obliczeniami do tego, jak może zniknąć człowiek. Tak się podobno tego przeraził, że uwierzył w Boga i w wieku 70 lat się nawrócił.
FL.: Niektórzy ludzie nawracają się przed śmiercią.
M.: No tak, jak człowiek ma te 80 lat, to może inaczej to postrzegać. Ja cały czas nad tym kontempluję. Myślę wciąż o zbawieniu. Nie umiem już teraz inaczej myśleć.
Fl.: Choćby i na ostatnią chwilę ale bruderszafta z Bogiem wypić?
M.: Aleś Flagowy teraz wymyślił. Czyli przejść na ty? No właściwie ja często mówię do Boga: "Tatusiu !!! Tatusiu !!! Przytul mnie, bo ja jestem dziś taka załamana!!!" I czuję jego wielkie ręce - no ale bruderszaft? Tak na ty?
Fl.: Ja wiem, ja wiem, trochę naciągnąłem, chodzi mi o to, żeby się zbratać.
M.: Żeby się zaprzyjaźnić. Na pewno jest to ważne.
Fl.:. Mieć Boga za przyjaciela, za druha.
M.: No... jest coś takiego, jak intuicja przed śmiercią. Mój syn Maciek przed śmiercią czytał np. „Życie po życiu”. Kilka takich historii znamiennych mu się przytrafiło.
K.: Miał wypadek?
M.: Tak. Gdzieś śmierć czuł, ale nie wiedział, że ona jego dotyczy. Zginął w wieku 24 lat. O piątej nad ranem miał wypadek. Ja również obudziłam się o piątej. Normalnie, jakby mnie ktoś obudził. Ten Duch Św. jednak działa. Czułam, że coś się stało. Zaczęłam mówić różaniec. Chodzić nerwowo, szukać go po całym domu. Do ósmej dzwoniłam po znajomych. O ósmej zadzwoniłam na policję. A oni mówią: - "Zaraz przyjedziemy". I to mnie zdziwiło. Bo zwykle po dobie zaczynają szukać. Ja wiem, że on tam żyje w niebie. Ja po prostu wiem, że on tam na mnie czeka. Drugi syn poszedł do seminarium.
FL.: Straszne rzeczy dzieją się na Ukrainie.
M.: Niestety. Musimy się dużo modlić o pokój. Moja mamusia była na Syberii. Opowiadała mi często, jak tam strasznie cierpiała. Ja jej bardzo współczułam i nie potrafię jakoś Wschodu polubić. Pewnie brak mi tolerancji.
K.: To chyba naturalna reakcja...
M.: Tolerancja to jest bardzo szerokie pojęcie. Nie można przegiąć z tolerancją.
FL.: Uważam, że powinno być wyważenie w tym względzie, bez skrajności w żadną stronę.
K.: Tolerancja to nie jest chrześcijańska postawa.
M.: No właśnie, bo na złe rzeczy się pozwala.
K.: Chrześcijańską postawą jest miłość.
M: A są jeszcze cały czas pielgrzymki?
Fl: Tak. A ty jak swoją wspominasz?
M: A to już tak dawno, że nie pamiętam. Na dwudziestej piątej byłam. Dotarłam dzięki Arturowi Łazowemu. Ja ogólnie lubię nowości. Dlatego poszłam. Z ciekawości. Byłam na trzech i każda była inna. Artur miał duży wkład w pielgrzymkę. Garkuchnię prowadził. Obiady gotował dla wszystkich. Kiedyś byliśmy razem u Zbuntowanego pod Warszawą. Była tam „buntownia” - taki wielki hangar. Bardzo to dobrze wspominam. Piękne miejsce.
Fl.: Tak, wegetariańska kuchnia była.
K.: Łazowy zorganizował teraz zlot w Oświęcimiu z okazji 70-tych urodzin Szpaka.
Fl.: Z inicjatywy Łazowego herbatę rozdawaliśmy w Częstochowie pod domem pielgrzyma - za darmo. Jako formę kontestacji. Buntu. Pomagał też wtedy Roman Laube autor książki o murze Lennona.
M.: Chociaż zdziwiło mnie, że Artur nie był religijnie pielgrzymką zainteresowany.
Fl.: Dużo takich osób jest. Bo to jest takie mieszane środowisko. Dużo poszukujących.
K.: To czasem budzi niezrozumienie, konflikty. Ale, tak też jest w prawdziwym życiu. W trudzie przecież rodzą się najlepsze rzeczy.
M.: Ks. Szpaka poznałam przy okazji zlotu, tu w Pile. Zobaczyłam wtedy, jak on jest atakowany przez te wszystkie religie, tych ateistów. Strasznie mu współczułam. Naprawdę ma duże, duże zagrożenia duchowe. I postanowiłyśmy z koleżanką iść na tą pielgrzymkę i tylko się modlić za niego. Szłyśmy i całą drogę mówiłyśmy za niego różaniec. On nawet o tym nie wiedział. Nikt o tym nie wiedział. Musimy się mocno modlić. Ja sama to od młodości jestem sympatykiem hipisów, a może sama hipiską. Właściwie nie wiem sama. Chyba sympatykiem.
Fl .: Trudno to sprecyzować.
M.: Dlatego więc, teoretycznie, to go znałam od zawsze i myślałam - to wielki człowiek. Szłam też dlatego, bo mi się podobało, to co Szpak robi, jak on to robi. Poznałam go w 74 roku w Częstochowie na zlocie. Pojechałam tam z takim jednym hipisem - Węgrem. Potem do Olsztyna. Hipisi siedzieli w tym Olsztynku, czy Olsztynie. Ja wtedy podróżowałam autostopem po Polsce. Skończyłam akurat liceum plastyczne i poznałam hipisów z Poznania. No to oni mówią: „Jedziemy do Częstochowy, tam są hipisi”. Pamiętam, że Szpak spowiadał tam wokół, tych młodych hipisów. Przy tym wszystkim, żeby było śmieszniej jestem salezjanką. Przysięgę złożyłam osiem lat temu i jestem w oratorium. I ja zawsze pytam o ks. Szpaka - dlaczego się mu nie pomaga ale wszyscy omijają ten temat. Myślę, że teraz się omija ale po śmierci świętym go ogłoszą. Bo on niesamowite rzeczy robi. To się w głowie nie mieści. Nawet choćby taki Borys - chodził i  się odłączył.
Fl.: Tak. Wielu, wielu chodziło. Cymbalistów było wielu. Bo to trzeba mieć charyzmę, na spontanie działać.
M.: No właśnie. On się daje poniżyć. Ludzie go niszczą. On się uniża jak Jezus. Naprawdę, nie żartuję. To jest wielka rzecz być tak pokornym. Ja myślę, że po śmierci inaczej to osądzą. Zdarzało się, że my dochodzimy, jako pielgrzymka, a tu ludzie już stoją z piwami i wioska na to patrzy. I tym podobne historie budzące zgorszenie. Ale spójrzmy na to duchowo - z góry: Ludzie tacy są. Mnie to zachwyca, że stanął tutaj Szpak. On tu, na takiej, a nie innej ziemi został postawiony. Tu i teraz. Wśród tych, a nie innych ludzi. Bierze życie, jakim jest i ludzi takimi, jacy są. Nie wybiera - lepszych, gorszych. Zrobił, to co umiał, najlepiej jak umiał. Narzekań było mnóstwo: „Wszystko tylko nie ta pielgrzymka”, „Sad nam zniszczyli, czy to, czy tamto”.
K.: Muszę powiedzieć, że niewiele osób postrzega to tak, jak ty. 
Fl.: Spróbuj zrobić takie zestawienie - do kogo Pan Jezus przyszedł? Do grzeszników przecież przyszedł. To jest taka postawa Jezusa.
M.: Właśnie. Tak. To jest taka postawa. Ja do tego nawiązuję. Kołuję cały czas. Pan Jezus przecież tak nie powiedział: „Ty jesteś be, ty jesteś do niczego, ty nie idź, ty grzeszysz”, albo " z tym, czy tamtym sie nie przywitam, bo jest głupek albo nie pasuje mi do towarzystwa"
K.: Rzadko spotykana postawa. Dominuje raczej postawa eliminowania problemów, niż rozwiązywania.
M.: Bo to jest bardzo głęboka sprawa duchowa. Kochać sercem Jezusa – czynić to, co się głosi - udaje mi się to prawie czasami. Mam taki film: „Jezus z Nazaretu” Zefirrelego, z sześć razy go obejrzałam. I jeszcze będę oglądać. Próbuję przeniknąć życie Jezusa na tej ziemi. W sumie trzy lata. Moim zdaniem, to właśnie tak należy się zachowywać, jak Szpak. Tak mi się wydaje. On jest bardzo blisko tego właśnie, moim zdaniem.


K.: To się cieszę, że podobnie to postrzegamy.
M.: Ja też się bardzo cieszę.
M.: Ja ostatnio spotkałam Szpaka w Chorzowie, bo mnie Flagowy zaprosił na ten festiwal kultury hipisowskiej. I po raz pierwszy w życiu ze Szpakiem rozmawiałam. Był tam spokojny i zdystansowany, bo na pielgrzymce kilka razy próbowałam ale zawsze jacyś ludzie go otaczali, on był podenerwowany. Teraz w Chorzowie siedział sam i udało mi się do niego podejść i powiedzieć mu co ja myślę. Jak jestem zachwycona tą pielgrzymką i tak dalej. I on do mnie mówi:
- „Gdzieś ty się urodziła w ogóle? Gdzie są tacy ludzie? Skąd ty się wzięłaś?
K.: Mam ochotę tak samo powiedzieć.
M.: Mam jakiś taki szacunek do Szpaka. Tak się jakoś zachwyciłam. Jeszcze, jak go nie znałam to się za niego modliłam.
M: A podsumowując dni kultury. Jest jakaś taka niemoc w ludziach. Chcą czegoś, a jednoczenie nie chcą. I może dlatego, tak podziwiam Szpaka. Pełno ludzi na sali gimnastycznej nocowało. Fajna atmosfera. Graliśmy Śpiewaliśmy. No i Flagowy zaprasza na koncert, a na koncercie mało osób jest. Jakoś tak dziwnie. Chcą mieć, a nie chcą. Czy to wynika z charakteru ludzi? Z braku koścca, kręgosłupa? Może ludzie wolni chodzący na tę pielgrzymkę tacy są? Nie można przeholować z tą wolnością. Skoro ja przyjechałam, to ja już jestem na koncercie. Warto było. Metal był niesamowity A ludzie się rozeszli, rozleźli. A naprawdę były fajne rzeczy - wystawa, koncerty - tylko brakowało widza.
Fl.: No. W sobotę widownia była bardzo fajna, kilkadziesiąt osób.
M.: Ja czułam niedosyt ale może to też ma swój urok.
FL.: Szczerze, to nie do końca jestem zadowolony i zrealizowany w tym wszystkim. Ci którzy robili ze mną pierwszy festiwal bardzo mi utrudnili drugi. Ja chciałem ludziom coś dać - oni mieli inną wizję. Mam propozycję ciągnąć ten festiwal. Zainteresowały się media ale nie planuję żeby jakoś specjalnie to ciągnąć. Ludzie zaważyli na tym, że stwierdziłem, że nie warto tego robić. Najwięcej krytykują ci, którzy nie byli na festiwalu, którzy nigdy się tu nie udzielali, nic nie wnieśli, są nie wiadomo skąd. Porobili sobie awatary z pacyfkami i krytykują ze służbowych laptopów siedząc w bamboszach lub w aucie. Gdybym ciągnął skupiłbym się na muzyce, tańcu i robiłbym to w jednym lokalu.
M.: Wiecie co, a może przy kominku posiedzimy, będzie się lepiej gawędziło?
Fl.: Chętnie. Jak się rozpalił. Jak zwariowany. Teraz festiwal zrobiłbym w jednym lokalu, a zamiast sympozjum luźne rozmowy właśnie przy kominku. Leśniczówka była świetnym miejscem na to.


Fl.: Co to za czarodziej? (pokazując na obraz na sztaludze)
M.: Tatusia naszego w niebie. Wyobraźcie sobie, że miałam natchnienie, żeby Boga Ojca obraz namalować. Pomodliłam się. Namalowałam ten obraz. I wyobraźcie sobie, że złapałam aż bezdech przy malowaniu. Przyłapuję się, że minutę nie oddycham. Byłam zmęczona, bo namalowałam. Usiadłam na tapczanie i patrzyłam na niego. Patrzyłam...I tak zasnęłam. Spoczęłam w duchu. I bardzo szczęśliwa się obudziłam. O Panu Bogu myślałam...
Fl.: Aaa, czyli to ten czarodziej, co cały świat wyczarował. A ten drugi obraz?
M.: To taka jedna gotka. Osiemnaście lat ma. Z modela maluję.


Fl.: A kto teraz u ciebie na naszym miejscu mieszka?
M:. A taki bezdomny pomieszkuje sobie. Tak sobie myślę, że bezdomnym jest się z wyboru.
Fl.: Powiem ci, pomieszkiwałem z bezdomnymi, zresztą oni dużo mi pomogli i myślę, że bezdomność jest czasem z wyboru, a czasem nie. Ciężko stwierdzić, jak to procentowo wygląda.
M.: Często są bezdomni z wyboru ale oczekują, żeby nad nimi się litować, bo się tak utarło. Chciałabym spotkać takiego, który nie użala się nad sobą, który potrafi powiedzieć: „Taki mój wybór. Tak chcę. Jestem szczęśliwy. Bo tak wybrałem”. Podobnie jest ze mną. Jestem samotna ale szczęśliwa. Jednak ludzie się litują: „Przyjdź na herbatkę. Ty jesteś taka sama.” Ja odpowiadam: „Tak jest mi dobrze” - ale nie dociera, nie dociera.
Przy okazji bezdomnych - przypomniało mi się, jak w hipisowskich czasach jeździłam na Jazz Jamborry, czy Jazz nad Odrą we Wrocławiu. Jak koncert się kończył po północy, to pod halę przychodzili młodzi ludzie z kanapkami - „Jesteście głodni? Macie co jeść?” - pytali. Wyciągali termosy, kanapki - tam, gdzie jakieś ławki były wokół Hali Ludowej ( teraz 1000-lecia) Zobacz, że miejscowi na taki pomysł wpadli, żeby kanapkami częstować. Taki pomysł mieli na innych, żeby ugościć. W termosie kawę przynosili i naprawdę kilka razy coś takiego się zdarzyło. Nie tylko raz. Dlatego ten Wrocław fajnie wspominam. Nawet wtedy jak byłam hipiską, czy tam pseudohipiską, to we Wrocławiu zawsze było pewne, że spanie się znajdzie, że przygarną. W tych podróżach, to przecież nieraz tak było, że nie było żadnej chaty żeby nocować. To się działo w latach 70 - tych. Nie masz pieniędzy. Nie masz noclegu. Radziłam sobie dość dobrze, dzięki temu, że wyglądałam jak chłopak. Udawałam chłopaka, bo faceci wtedy, wiadomo: wolna miłość i takie rzeczy. Musiałam się jakoś bronić. To było bardzo trudne - dziewczynie samej podróżować. Musiałam mieć na to jakieś takie sposoby. Tym bardziej, że sama zwykle podróżowałam, bo dziewczyny nie bardzo lubiły stopa. Ja miałam taką naturę, że teraz właśnie tam gdzieś musiałam być, na przykład: na wystawie w Krakowie i koniec.



K.: A na szpakowskie zloty jeździłaś?
M.: Coś, gdzieś tam byłam, na jakichś mniejszych. To nie było jakąś moją pasją. Aż tak mocno w to nie weszłam. Bardziej wolałam na koncert jechać. Kiedyś nawet zaczęłam spisywać te nasze poznańskie pseudonimy ale niestety wielu już nie żyje. No bo do pewnego momentu to było fajne, jak żeśmy się spotykali. Dzieci kwiaty i tak dalej. Niestety od jakiegoś momentu, to już zaczęły się narkotyki.
M.: Jak obserwuję od lat, to w każdej subkulturze, po czasie różne odłamy się tworzą. Tak jak drożdże, zaczynają się rozrastać i robią się oddzielne grupki. Gdy ja sympatyzowałam z hipisami, to zaraz się znaleźli hare kriszna i buuddyści. Byli też chrześcijanie. Zafascynowani Jezusem. Wszystkie Jezusa idee znali. Nie wiem, czy mieli jakąś swoją nazwę ale Jezus to był ich mistrz. Bo jak krisznowcy i buddyści mieli jakiegoś swojego guru, to i oni mieli. Faktem że mnie pociągało wszystko co dobre. Już wtedy Jezus. Chodziliśmy na różne dyskusje, dużo się przegadało.
K.: Narkotyki nie pociągały?
M.: Próbowałam, morfinę i inne rzeczy. Nie powiem ale narkomanki nie udało się ze mnie zrobić. Chyba jakiś Anioł Stróż nade mną czuwał i babcia się modliła za mnie dużo. Miałam pełen luz, jak tam pojechałam i te narkotyki też tam były. Ale mi nie chcieli dać. Choć nie raz prosiłam - „bo ty i tak wyglądasz jak na haju” - tak mi nie raz mówili. W żyłę zastrzyki sobie robili, więc ja mówię: - „Ja też chcę”. - „Nie ty jesteś bez narkotyków, jak naćpana.” Serio. Tak mówili. Dzięki temu też nie zostałam narkomanką. Sporadycznie, rzadko czegoś spróbowałam, bez żadnych ciągów.
K.: Jak myślisz, czy narkotyki zgarnęły tak wielkie żniwo przez nieświadomość konsekwencji?
M.: Tak. Głównie z niewiedzy. Takiej wiedzy nie było. Autentycznie wszyscy hipisi strzykawki nosili. To takie było normalne. Sama nosiłam. Igła, strzykawka były obowiązkowe. Teraz są inne środki. Było dużo brudnych rzeczy przez to. Wojtek Szyszka, który był moim chłopakiem, też wziął złoty strzał. Przede mną, jego dziewczyną była taka znana hipiska: „Kolczatka”. I gdy ja go poznałam to on akurat dostał wezwanie do sądu. Osiemnaście aptek okradli z grupą innych hipisów i była rozprawa. Wtedy miał już z Kolczatką dziecko. Dziecko było w tygodniowym żłobku. Nie raz mu pomagałam. Woziliśmy dziecko na spacerki. Trzy dni trwała otwarta rozprawa. „Kolczatka” była zgrabna, śliczna. Elegancki makijaż, cudne włosy do pasa, aż sędzia cały czerwony się zrobił, gdy wyszła na salę rozpraw. Miała jakieś szaleństwo w sobie, że faceci za nią wariowali. Jak sędzia ich pytał - to wszyscy jej bronili. Mówili: „Nieee „Kolczatka” właściwie nie brała udziału, z boku stała”. Faktycznie we wszystkich 18 włamaniach brała udział, była mózgiem. Jeden chłopak miał tylko obrońcę, rodzice się bardzo o niego martwili. Adwokat go tłumaczył, że „Kolczatka” to była jego pierwsza miłość. Prawda była taka, że wszyscy się w niej kochali. Po rozprawie dostała trzy dni wolnego i nakaz pójścia na odwyk. Przez te trzy dni znowu wciągnęła Wojtka w narkotyki. Nigdy już z tego nie wyszedł. Gdy był ze mną nie brał. Mieliśmy plany. Po pół roku już był znowu wciągnięty, chudy, blady, wręcz biały, pot się z niego lał. Ona poszła na leczenie ale koniec końców popełniła samobójstwo. Później się dowiedziałam że Wojtek też zrobił sobie złoty strzał.
M.: Moim zdaniem z nałogu można wyjść tylko modlitwą.
FL.: Zgadzam się, bo mam podobne doświadczenia z rzucaniem palenia. Modlitwa pomogła mi rzucić nałóg. Nie palę już dwa lata. Gdy byłem na największych nikotynowych głodach robiłem ze sznurka różaniec. Kupiłem sobie półtora metra czarnego sznurka. Wiążąc supełki modliłem się. I tak przetrwałem te najgorsze dni. Później modliłem się na nim. Potem dokupiłem na Jasnej Górze krzyżyk i podarowałem ten różaniec mamie.
K.: A Bieszczady?
M.: W Bieszczady jeździłam właśnie, jako chłopak. Kiedyś w Częstochowie był zlot. Wtedy poznałam dwóch hipów z Gdańska – Zoltan (mój ówczesny chłopak z Węgier) musiał jechać do Budapesztu, a oni zaproponowali: - „Zlot się kończy, chcemy czytać biblię, kontemplować, jedziesz z nami?” Ten jeden, to nawet chciał zostać Kamedułem i w tym celu pojechaliśmy do klasztoru na Bielany.
No, ale zakochali się we mnie w tych Bieszczadach. Jeden i drugi, więc nie mogliśmy tej Biblii kontemplować. Wkurzyłam się więc i zbudowałam sobie szałas nad potokiem. Parę dni tam mieszkałam. Pięknie było, w strumieniu się kąpałam. Na dół schodziłam tylko po chleb. Aż dowiedziałam się, że niedźwiedź grasuje i musiałam uciekać. Bałam się, że zwierzę ten szałas rozwali ze mną razem. Ja naprawdę chciałam tę Biblię czytać i się modlić.

M.: No i musiałam wracać sama, znów, jako chłopczyk. Anioł stróż jak zwykle czuwał, bo mądre, ani rozsądne to nie było. Jestem przekonana, że Anioł Stróż jest na świecie. Przekonałam się o tym nie raz. Kiedyś trafiłam na grupę młokosów i w jakimś barze poszliśmy na piwko. Zaproponowali, że pomogą mi przenocować. Straszna była to noc. Dali mi jakiś pokój ale dobijali się, co chwila. Było ich chyba ze dwunastu. Od jednego się opędziłam, to przychodził następny. W pewnym momencie przyszedł jakiś chłopak: „Ja zostanę z Tobą żeby już nikt tu ci nie przyszedł i nie przeszkadzał” - powiedział. W końcu zasnęłam gdzieś o czwartej rano. Świt - a tu białe kwiatki na mnie lecą. Sam mi to zorganizował. Tak mi nadrobił tymi kwiatami. Myślę, że to był jakiś cud, że to był Anioł Stróż. Tak. Nie raz mi się zdarzyło, że Anioła Stróża spotkałam. Sama sobie była winna w tych przygodach. Nie byłam wtedy taka rozmodlona, jak teraz ale gdzieś tam ten Anioł wysłuchał to moje cierpienie. Takie to był te lata 70 - te. Bardzo dużo przebywałam w Budapeszcie u Zoltana, który później został reżyserem. Tam obracałam się wśród hipisów z takich dobrych, bogatych rodzin. Pamiętam zazwyczaj szukaliśmy u kogoś wolnej chaty i pierwsze co, to do spiżarni lecieliśmy, opróżnić ją. Niegrzeczni byliśmy w sumie. Tak myślę....

Fl:. Gdyby nie daj Boże coś to pamiętajcie: "To ja was odkryłem.”
M. i K.: cha cha cha !!!


Podsłuchał: Kot Spaślak.
cdn..

8 komentarzy

Majka
2014-06-10 19:42
Mycha to bardzo dobra i mądra kobieta. Oby więcej takich ludzi
Aśka
2014-03-17 13:23
No właśnie...to głęboka, prawda duchowa jest ŻYĆ TYM CO SIĘ GŁOSI. Jakoś ostatnio napotykam różnych ludzi : Jedni uczą mnie prawdy, miłości inni straszą piekłem i szatanem... Słowa, słowa, słowa - a człowiek i tak zdany sam na siebie - bo w gruncie rzeczy wszystkim chodzi o połechtanie własnego EGO. Pokazanie: ZOBACZ JAKI JESTEM FAJNY. Księża, katecheci i inni hipisowscy guru przez u otwarte bądź zamknięte. Gdyby ludzie byli choć w 10 % tacy jakimi przedstawiają się w internecie i to na ziemi byłby raj !!!!! Choć zdarzają się perełki, dzięki, którym podobno kręci się ten świat ale niech pozostaną tam, gdzie im dobrze - czyli na dnie mojego serca. Oni nie szukają rozgłosu :):)
Katka
2014-03-04 16:55
pozdrawiaka dla Grazyny i mile wspomnienie na wspolny wieczor w tym domku w lato 2013. katka placha
Flagowy
2014-03-03 22:09
Jeszcze raz dziękuję za wywiad w imieniu ,, publico bono"
Flagowy
2014-03-03 22:06
Pragnę podziękować Grażynie Szczurek - Tylce za udzielony wywiad oraz wspaniała gościnę po której to do pracy na Śląsk wróciłem jak nowo narodzony. Zaiste trzeba przyznać miło się wspominało stare czasy przy pysznym ciachu i z filiżanką pysznej herbat siedząc przy kominku.
kaja
2014-03-03 21:54
Laska była i jest zakręcona i to nie tylko na końcu ale po całości i raczej z tych krótkich tzn. niskich - więc to chyba nie ta ;)
flagowy@onet.eu
2014-03-03 21:50
Z przyczyn niezależnych od Nas fotki kota ,,Spaślaka" nie ma ( nie zmieścił się w kadrze )
PUNIEK
2014-03-03 20:36
FAJNE STARE DZIEJE.CZY TEN WEGIER PRZYJEŻDŻAŁ Z TAKĄ DUŁUGĄ ZAKRĘCONĄ NA KOŃCU LASKĄ ?

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych