Jesteś tutaj: Strona główna / Kocia dola

Kocia dola

2014-03-28


,,.Kocia dola"
Czasy takie nieraz bywały
że trzeba było tak robić, by
kot został syty i hipis cały!

Piła. Wiosna 2007r.. Po autsajderskich trudach zimy nastała wiosna. Wszystko dookoła zaczynało kwitnąć, aż się chciało wyjść ze stancji z plecakiem i ruszyć hen na azymut. Ach...wiosna była wszędzie i uwodziła swym pięknem, ciągnąc na spacery do pobliskiego lasu, a wieczorami, po darmowy chleb wystawiany przez właścicieli pobliskiego sklepu. Na spacerki się chodziło często w większości po pieczywo, bo wydarzenie które opisuje działo się ,,w czasie ,,wyłączonej lodówki" tj. na tydzień przed przelewem mojej skromnej renty. Mieszkałem wtedy na stancji z kolegą ,,Statlerem" u naszej przyjaciółki ,,Mychy" ROZMOWA Z MYCHĄ, skąd dojeżdżaliśmy, co dwa tygodnie na zajęcia do szkoły. Zbliżał się właśnie wekend, jednak tym razem, ten wolny od wykładów, więc mogliśmy popracować nad naszym czasopismem w klimatycznie umeblowanym i na pół przedzielonym pokoju. Nasza znajoma gospodyni zaprosiła nas na piętro prosząc o przysługę: ,,Słuchajcie ja muszę wyjechać na wekend. Przypilnujcie mi domu i zadbajcie o kota. Macie tu pieniądze kupcie mu puszki z łososiem, bo on czego innego nie chce jeść. Sami zobaczcie: kupiłam worek karmy dla kotów i stoi, a on nawet nie spojrzał, jak wsypałam mu do miski. Nalejcie mu również mleka, tego łaciatego 3,6 bo chudego nie ruszy" na co odrzekliśmy: ,,Dobrze, dobrze, wszystkim się zajmiemy nie musisz się martwić" i ruszyliśmy do marketu po puszki z łososiem dla kota ,,Spaślaka".
Po przyjściu do marketu i zobaczeniu ile kosztuje dzienny prowiant kocura wyszło nam że Spaślak przejada więcej niż my we dwóch. Zszokowany, mówię do kumpla: ,,Stary to paranoja żeby kot wcinał łososia i miał budżet większy na koryto, niż ten który przydziela ZUS renciście”. Na co Statler wybuchł gromkim śmiechem, a ja ciągnąłem dalej: ,, ...Ty się nie śmiej, cosik z tym fantem trzeba zrobić. My tu na plackach wegańskich, zupie kryzys i darowanym chlebie, ledwo z dnia na dzień egzystujemy, a on grymasi. Już ja się za niego wezmę! Zobaczysz będzie chrupki z pocałowaniem ręki jadł i skończy się odstawianie francuskiego lorda ! Niech sobie nie myśli, że książę Walii jest! Jak tak dalej pójdzie, to ,,Mycha" zbankrutuje przez tego kota !'' W następstwie mojej wypowiedzi dało się słyszeć oczekiwane z mej strony wnioski:,Wiesz coś w tym jest. Jak ,,Spaślak'' będzie ,,Mychę'' objadał i grymasił, wzrosną jej wydatki , a to może posunąć konsekwencje w stosunku do nas – gotowa zwiększyć nam czynsz ! Koniecznie trzeba się tym zająć!". Po takiej krótkiej wymianie zdań zakupiliśmy owe puszki z łososia, jednak w liczbie połowie mniejszej, niż było przewidziane. Wróciliśmy do domu i udaliśmy się na piętro, gdzie kot już, kręcił się przy miskach. Naturalnie nalaliśmy mu świeżego mleka, jednak ku rozczarowaniu zwierza, do drugiej miski nasypaliśmy chrupek. Spaślak chodził koło michy, wąchał i patrzył ze zdziwieniem na zmianę, lecz nie ruszył zawartości. Widząc to rzekłem do swego druha :,,Nie ma co się o niego martwić. Jeść ma co, a głodny jak sam widzisz to on nie jest". Minęło pół dnia i przyszła pora kolacji, a kot ponownie kręcił się koło miski i dziwnie zerkał w naszą stronę. ,,Statler'' rzekł do mnie: ,,Eeee.....widzisz kręci się ale nic nie ruszył ". Na co odrzekłem: ,,Żarcie ma! Nie chce jeść, jego sprawa. Schudnie trochę, to apetyt mu wzrośnie". Po czym poszliśmy, by usmażyć sobie chleba na oleju, bo nam kiszki marsza grały. Następnie zjedliśmy po dwie kromki popijając resztką kawy zbożowej i zabraliśmy się do pracy nad gazetą. Pamiętam dokładnie, ślęczeliśmy do późna nad kolejnym numerem czasopisma, które już niebawem miało trafić do naszego grafika Waldorfa z Warszawy. Następnego dnia, jak to po pracowitej nocy, pobudka dopiero koło dziesiątej. Następnie pudding z odrobiną cukru na wodzie, bo pieczywo się skończyło, a gdy się nasyciliśmy zerknąłem mimochodem, czy kotu chrupek nie braknie. Lecz, jak się okazało: ,,On zadziwiał nawet mnie bo minęła prawie doba i nic nie ruszył'' ,co kolega natychmiastowo skomentował ironicznie żartując: ,, Może stracił apetyt, he he...”. Odwróciliśmy się na pięcie i poszliśmy kończyć pracę przy gazecie. Po niecałych dwóch godzinach, gdy sprawy z pisemkiem hipisowskim były za nami , w ramach odskoczni od spraw umysłowych, wykonaliśmy kilka wiosennych prac w ogródku naszej znajomej. Było gdzieś po trzynastej, gdy zakończyliśmy prace, więc przyszła pora, by zjeść obiad i sprawdzić, co u kota. Będąc świeżo po kąpieli i czysto odziany schodzę sobie z piętra i odsuwam drzwi do kuchni. Zerkam na wiszący na ścianie zegar. Patrzę już czternasta, mimochodem zerkam na lewo i dostrzegam ,,Spaślaka'' zajadającego się chrupkami. Jakby do końca nie wierząc, co widzę wołam kolegę: ,,Chodź tu stary musisz to zobaczyć, czy widzisz to samo co ja?!" Po chwili z oddali słyszę jego głos: ,,Co chcesz nie zawracaj mi głowy...". Ale nie poprzestaję i wołam go dalej: ,,Stary musisz to zobaczyć! Własnym oczom nie wierzę!" Parę minut później widzę jak kumpel wbiega po schodach i pyta mnie ,,Co się stało!". Chcąc nie chcąc, mówię wskazując mu palcem: ,,Odwróć się i zobacz na to!''. On odkręca się za mą radą i patrząc komentuje swe spostrzeżenia: ,,A niech to! Ten zwierz wcina, aż mu się uszy trzęsą. Miałeś rację był przeżarty. Nie chciał nawet ruszyć, a teraz kończy michę". Na co ja odparłem: ,,Weź mu dosyp tej karmy, skoro mu tak smakuje he he...''. Faktycznie nim Statler wsypał do miski karmę, Spaślak chwytał ją niemal w powietrzu, tak łapczywie, jakby podano mu ulubionego łososia. Po nakarmieniu kota poszliśmy do siebie, zapełnić własne żołądki końcówką zupy kryzys. Trzeba było wziąć się do powtórzenia materiałów na kolejne wykłady. Czas leciał nieubłaganie, nim obaczyliśmy - kajety i książki poszły w kąt, bo na dworze zrobiło się ciemno. Wtedy to rzekłem do przyjaciela: ,,Trzeba cosik przekąsić, bo głodny jestem, a i spaślakowi michę uzupełnić, bo nam z głodu padnie". Odpowiedział: ,,A wiesz mnie też w brzuchu burczy. Zrobię puding dla nas, a kotu damy, jak sami się najemy, bo na wybiedzonego to on nie wygląda" Po naszym skromnym pudingowym posiłku nakarmiliśmy kocura i w swoich wyrkach jeszcze dość długo dyskutowaliśmy na tematy ideologiczne. Następnego dnia wstałem wcześnie rano. Nie pamiętam, czy obudził mnie głód, czy słońce które padało swymi promieniami wprost na moje oczy lecz myślę, że i jedno i drugie. Czułem się już wyspany, w przeciwieństwie do mego towarzysza, który cosik mamrolil jeszcze w sennym letargu. Postanowiłem nie budzić go. Ubrałem się cichutko i zrobiłem poranna toaletę. Przyszykowałem nam obu chudy czekoladowy pudding na śniadanko. Gdy zalewałem miski słyszę: ,,hałasujesz strasznie. Obudziłeś mnie, a miałem piękny sen. Takie pyszne rzeczy mi się śniły mniam..." Na co odpowiedziałem: ,, Dobra, dobra. Wiesz która godzina? Ogarnij się szybko, bo pyszny puding podano he he...'' Statler wygramolił się z wyra w charakterystycznych szortach, podrapał się po głowie i zaczął się ubierać marudząc cosik pod nosem. Następnie po porannej toalecie zasiadł ze mną do stołu. Chwilę potem mówię do niego: ,,Słuchaj! Jak zjemy trzeba pójść kota nakarmić. Dzisiaj niedziela, był grzeczny - trzeba mu dać trochę tego łososia do karmy" Na co usłyszałem: ,, Nas tu czeka jeszcze tydzień na samym puddingu, a tego tłuściocha chcesz na nowo łososiem faszerować?". Odpowiedziałem stanowczo: ,,A czy ja mówiłem faszerować? Damy mu połowę tego co zwykle, wymieszamy z karmą i zobaczysz jaki happy będzie". Na co odrzekł: ,,Istotnie tak trzeba zrobić. Pójdę go nakarmić, a ty w tym czasie pozmywaj, bo się deko w zlewie nazbierało''. Zakasując rękawy odparłem: ,,...Ok, ok pozmywam, a ty idź już nakarmić tego Spaślaka, bo padnie jeszcze gdzie na schodach i dopiero będzie, jak właścicielka przyjedzie i sztywnym go zastanie!'' Wychodząc odrzekł: ,,No tak jeszcze może wsadzą mnie do wiezienia za spowodowanie śmierci kota z premedytacją co?". Wyszedł z pokoju zamykając drzwi, więc nie odpowiedziałem, tylko zabrałem się za zmywanie. Gdy już wycierałem naczynia, nadszedł Statler, a tuż za nim Spaślak ,oblizujący się w trzysta sześćdziesiąt stopni spojrzałem na nich, zaśmiałem się i rzekłem: ,,No tak, kot zawsze na cztery łapy spadnie ". Następnie w odzewie usłyszałem: ,,Nie oszukujmy się" i wspólnie się zaśmialiśmy, zasiadając przy naszych stolikach, gdzie zabrałem się za pisanie fraszek, a on za przeglądanie materiałów do następnego numeru gazety. Dochodziło południe, a ja jeszcze dumałem nad kolejna fraszką, Statler skończył swoja robotę i nie chcąc mi przeszkadzać wziął się za robienie puddingu na obiad. Gdy nasze żołądki były zalepione puddingowym czymś, poszliśmy nakarmić Spaślaka kręcącego się koło miski i czekającego na małe co nieco. W końcu mówię do przyjaciela: ,,Słuchaj, może jakoś damy radę na tym puddingu do wyjazdu ale nie zaszkodzi się pomodlić podziękować Panu Bogu za zdrowie i poprosić o Błogosławieństwo na następny tydzień'' Kolega bez namysłu odpowiedział chichocząc pod nosem: ,,Jak trwoga, to do Boga he he... ale masz rację. Skoczymy na mszę, a potem do ks. Błażeja na plebanię. Może jakąś czekoladą poczęstuje". Słysząc to zaśmiałem i rzekłem: ,, Wiesz co, jakkolwiek myśli twe krążą koło żołądka i już zaczynasz gadać jak ,,Waldorf" to jego sławetne ,, nie oszukujmy się '' to jednak muszę przyznać, że to nie głupi pomysł, bo nasz salezjański przyjaciel Błażej zawsze ma cosik w zanadrzu he he ...he..., ale z drugiej strony nie ma co przesadzać, bo jeszcze pomyśli ze go objadamy i nietakt jaki wyjdzie jeszcze z tego" Na co Statler odpowiada ,, jaki nietakt: my ledwo żyjemy a Pan Bóg kazał się dzielić poza tym sam Błażej mówił ze powinien przestrzegać diety, że nie pomnę o śluby ubóstwa" Na początku mój przyjaciel niedoli rozbawił mnie i nawet się lekko zaśmiałem lecz po chwili spoważniałem i odrzekłem ,,No wiesz, daj spokój stary ty byś od razu chciał całą Piłę odchudzać" On zaśmiał się, po czym wspólnie opuściliśmy mieszkanie. Udaliśmy się na przystanek, z którego chwilę potem jechaliśmy na mszę do kościoła. Naturalnie, po uduchawiającej godzinie w kościele, rychło udaliśmy się do ks. Błażeja, gdzie tradycyjnie: „Szczęść Boże i Bóg zapłać”, po których zaprosił nas do jednej z salek. Naturalnie zapytał czy wypijemy kawkę herbatkę na co odpowiedziałem: „chętnie jeśli można poproszę kawę” - zaś mój towarzysz rzekł: ,, A ja herbatkę i z chęcią coś słodkiego najlepiej jakąś czekoladę, jeśli masz". Mnie zrobiło się głupio ze Statler tak wyskoczył ni z gruchy ni z pietruchy z tą czekoladą, odnosząc jednocześnie wrażenie ze walnąłem buraka. Błażej natomiast zaśmiał się głośno, po czym przyniósł talerz z markizami połamaną kinder niespodziankę i upragnioną czekoladę Statlerra. Następnie zasiedliśmy przy kawie i herbacie oraz przyniesionych łakociach i wdaliśmy się w dysputy, co było niemal tradycją odwiedzin naszego salezjańskiego przyjaciela. Po ponad godzinnnych dysputach i wspaniałej gościnie na plebanii wróciliśmy na naszą stancją, by nakarmić kota kolejną porcją łososia wymieszaną z chrupkami. Parę minut później obaj prowadziliśmy zacięte rozmowy, przy szklance herbaty. Czas leciał i nim obaczyliśmy, przybyła właścicielka domu. Tym razem ja wstałem wstawiając czajnik i naszykowałem herbatę, prosząc by z nami usiadła. Opowiedzieliśmy jej całą trzydniową historię o kocie, a ona w pełni zadowolona szykując naleśniki, którymi nas chwile później z radości poczęstowała, śmiała się do rozpuku i mówiąc do mnie: ,,Musisz o tym koniecznie napisać" na co odparłem:, ,,Kto wie, jak przyjdzie wena to napiszę". Gdy przyszło do rozliczenia zaoszczędzonej gotówki na wekendowej diecie Spaślaka, ,,Mycha'' widocznie kontenta z powodu rozwiązanego kłopotu kociej diety, zarządziła byśmy różnicę zatrzymali dla siebie. Tak oto kończy się historia jaką dane mi było przeżyć i opisać, w której kot jest syty i hipis cały he he he....

Jarosław Konrad Powojski (Flagowy)

 

 

 



3 komentarzy

Flagowy
2021-01-18 00:53
Zapraszam wszystkich na mojego bloga co jakiś czas będę coś dodawał liryki , opowiadania a także zdjęcia
Flagowy
2021-01-18 00:51
Umieszczona tu pierwotna treść opowiadania uległa przedawnieniu. Pozwoliłem sobie edytować to opowiadanie. Wersja po edycji właśnie została opublikowana na moim imiennym blogu oraz na gorąco jest drukowana w Antologii w wydawnictwie KryWaj.
Tomala
2014-08-18 22:19
kot do dzisiaj ma sie dobrze !..

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych