Jesteś tutaj: Strona główna / Taka Jedna... poświtecznie

Taka Jedna... poświtecznie

2014-04-22

 

Szał pod tytułem- przygotowania świąteczne - za mną. Niby było gdzieś tam powiedziane - nie troszczyć się o to co ziemskie,- ale jak się wie, że do domu zjadą wygłodniali rezydenci internatów i akademików, a w dodatku w większych ilościach, plus spora liczba domowników, to jest co robić,wierzcie mi.
Jednak od lat wprowadziłam zasadę, że pracujemy razem i świętujemy razem, więc jest trochę łatwiej.Chociaż trzeba się przyznać, że co roku najpierw muszę stoczyć boje z coraz to większą liczbą dorastających nastolatków, będących ogólnie na etapie rozwoju- nie będę i dlaczego ja, a nie ktoś inny. To też jest wyczerpujące. Do tego stopnia, że czasami kończy mi się cierpliwość i demokracja- czytaj dyskusja i negocjacje - idą w kąt, a do głosu dochodzi mój autorytaryzm. W końcu ,gdy wszystko jest porobione i mamy czas na rozmowy mniej nerwowe, wychodzi, że jeden z drugim nastolatek, po prostu miał zły humor i dlatego się wściekał.A gdy pytam ,co to będzie, jak ja się wścieknę, to słyszę- Mamie nie wolno, bo mama jest dorosła.-
Tak to jest być mamą tłumu nastolatków. Piszę tłumu, bo w tym wieku jaki mam w domu ( 13, 15, 16), jeden wystarcza za dziesięciu. I wierzcie mi, że są chwile, gdy zaczynam odczuwać zrozumienie dla tych, co tłuką swoje dzieci.
Żart, żart oczywiście. Ale fakt, że czasami budzą się w człowieku najgorsze instynkty i choć w myślach marzy się o tym ,żeby tak ......
No ,ale to już za mną. Przygotowania zakończyły się pomyślnie- czytaj- nic nie spalone, ciasta wyszły, ilość wytłuczonych naczyń w normie, nikt się poważnie nie pochorował, ani nie pobił ( co przy 6 chłopców w rożnym wieku uważam za sukces)
Cieszę się ,bo powoli widzę efekty mojej pracy. No ,bo jak słyszę od 25 latka, który szykuje się założyć rodzinę,  ma  niewielkie dochody i brak perspektywy na szybkie ich powiększenie, ale w temacie ślubu mówi pewnie i z niejakim zdziwieniem, że się pytam ( spytałam jaki ślub planują)- No oczywiście ,że kościelny, a jaki?- To przyznacie, że serce rośnie.
Albo jak dorosły synio przyjeżdża na święta, a ja pytam o przygotowanie do świąt- on odpowiada bez zastanowienia- Spokojnie mamo, byłem u spowiedzi i na rekolekcjach- . A przecież już go nie kontroluję, żyje na własny rachunek. Więc serce rośnie....
Zawsze zastanawiałam się jak im przekazać sprawy duchowe, jak mówić o miłości, kiedy oni tej miłości nie zaznali? Jak wytłumaczyć, że Bóg to dobry ojciec, kiedy oni mają najczęściej z ojcami fatalne doświadczenia? W czasie Bożego Narodzenia łatwiej. Małe dziecko, radość narodzin, wzruszenie....Ale jak wytłumaczyć te trudniejsze, także dla nas , dorosłych święta? Zastanawiałam się już od środy popielcowej....Wiem jedno, te święta muszą BYĆ ŚWIĘTAMI RADOŚCI.
Kilka lat temu wpadłam na pomysł- zresztą wyniesiony z mojego domu rodzinnego, tylko trochę zmodyfikowany.W niedzielę wielkanocną przychodzi do nas Zajączek. Zawsze, co roku, kolejność wydarzeń się powtarza. Przynajmniej raz idę z dziećmi na gorzkie żale- potem też słucham w domu Antoninę Krzysztoń. Przynajmniej raz  idą na drogę krzyżową. Powie ktoś, że to mało. Zgadzam się ,ale spróbujcie wygospodarować czas na pójście z dziećmi częściej , gdy masz taką gromadę i przy tym każde z nich chodzi na różne zajęcia reedukacyjne, logopedyczne itp. Są to zajęcia wyrównujące wielorakie deficyty, z którymi do mnie te dzieci przychodzą, każde z nich trzeba doprowadzić lub przynajmniej dopilnować, aby wyszły na czas i wróciły.Samych do kościoła boję się wysłać ( większość), bo ksiądz mógłby tego w większej ilości nie wytrzymać ( a jest tu w naszej wiosce 80 takich dzieci). Już i tak naszemu księdzu, który ma z nimi religię w szkole, należy się pochwała- jeszcze żadnego z klasy nie wyrzucił, a nauczycielom to się zdarza dość często. Są mocarze, nie ma co ukrywać. Poprzestaję więc na jednym razie, obowiązkowym, choć czasami udaje się kilka razy. W tym roku nie udało się.
W wielki czwartek też się nie udało, ale za to w piątek byli. Ja nie, bo właśnie jeden dostał ataku głupawki- tak to nazywam- i musiałam mu towarzyszyć, aż do 20.00, nie wiedząc, czy nie przyjdzie wzywać pogotowie. Obyło się, ale miałam TAKI MÓJ wielki piątek. Jednak obowiązkowo wszyscy w tym dniu pościmy. I nie ma grania muzyki, telewizji i komputera. Dyskusje rzecz jasna trwają, ale nie ustępuję. Tak więc wyglądał Wielki Piątek.
W sobotę oczywiście ze święconką- i tu znów problem, bo wszyscy chcą mieć koszyk z potrawami, więc w tym roku było 7 koszyków ( starsi zgodzili się mieć wspólny koszyk). Okazało się ,że kilku nie było doczyszczonych w środku- tak nazywamy sytuację bycia nie do końca przygotowanym do świąt ( szykujemy święta zewnątrz- sprzątanie, gotowanie i pieczenie, oraz wewnątrz- czyli czyszczenie sumienia). Więc specjalna prośba do księdza, aby pomógł to jeszcze załatwić. Chwila przy grobie Jezusa- nieustannie przerywana pytaniami naszego nowego PYTKA- Ciociu, a dlaczego...? I do domu, resztkę przygotowań( w tym koszyczki dla zajączka, które trzeba pięknie ozdobić), dzieci na dworze szaleją.
W niedzielę rano, wreszcie to co dzieci lubią najbardziej ZAJĄCZEK- poprzedzone rzecz jasna okropnie dla nich długim, uroczystym śniadaniem. I w tym roku Zajączek okazał się bardzo przebiegły. Zawsze chowa koszyczki w różnych miejscach- w ubiegłym roku przebojem była zamrażarka, koszyczek znaleziony dopiero drugiego dnia.Ale tym razem dzieci znalazły w koszyczkach wierszyki, w których Zajączek " upominał 'je co do niepoukładanych butów, rozrzuconych ubrań itp. Rzucili się wypełniać zaniedbania. I potem zaczęła się najdziwniejsza rzecz na świecie. Koszyczki zaczęły znikać, a jak się udało właścicielowi znaleźć taki koszyk, okazywał się pełen słodyczy.
Nic nie pomogło pilnowanie mnie przez niedowiarków ( To ciocia jest zajączkiem).Ja grałam z nimi w gry, a koszyczki znikały.
Akcja znikania koszyczków przeciągnęła się do poniedziałku. Ostatni znalazł się dzisiaj- wtorek.
W poniedziałek było też lanie się wodą , a co lepiej ukrywający się  , " wpadli "do wanny wieczorem, w ciuchach, rzecz jasna. No dobrze,przyznam się , przy dużej pomocy wszystkich dorosłych w domu.
Powie ktoś - a gdzie tu miejsce na radość ze Zmartwychwstania? Nie wiem ,czy dobrze robię. Ale tak sobie myślę ,że to początek ich drogi. Dużo rozmawiamy o Bogu. Odpowiadam na ich pytania. Tłumaczę na przykład, ze w wielki piątek, to dzień śmierci Jezusa, dlatego post, cisza w eterze. Co z tego wyniosą? Nie wiem. Ale może ta atmosfera zadumy, a potem radości, przekształci się kiedyś na refleksję religijną. Do taj pory święta w domach wielu z nich to było...picie i burdy. Więc może tą drogą zaszczepię to, jak powinno wyglądać w domu na święta. A potem...Bóg raczy wiedzieć.

1 komentarz

Sara
2014-04-23 08:42
Pan Jezus mówił o zbytku, niepokoju, nadmiernej trosce... Mt.6,25 - 34.: "Nie troszczcie się zbytnio ..." ...Nawet Zmartwychwstały Pan - jadł, i w Raju - po naszym Zmartwychwstaniu pewnie też tacy - Zwyczajni będziemy !

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych