Jesteś tutaj: Strona główna / Taka Jedna: Tybet, Nepal, Bhutan

Taka Jedna: Tybet, Nepal, Bhutan

2014-10-17

 

Kończy się właśnie szczęśliwy dzień. Szczęśliwy dla mnie, pomimo kłopotów, drobnych utarczek itp. Szara codzienność.A jednak szczęśliwy. Trzy lata temu byłam o tej porze w Nepalu, szłam wokół Annapurny. Tą trasą , gdzie w tym roku runęła lawina. Zginęli ludzie. Mam nadzieję ,że znajomi Szerpowie tym razem uszli z życiem. Mam nadzieję. Wysłałam maila do jednego z nich. Oby odczytał i dał znak, że żyje.
Ale jaka refleksja- przecież trzy lata temu też była tam burza śnieżna. Jechaliśmy krętymi drogami, bez poboczy, skąpe światła. Dach autobusu przeciekał, szyby w tyle były wybite- tam usiedli młodzi chłopcy- tragarze, po 16/17 lat.Bo przecież my , białaski nie mogliśmy być narażeni na wpadający przez okna grad i deszcz.



Wtedy poznałam bliżej Kusanga. Jest buddystą, ale szczerze życzyłabym aby wśród katolików było więcej osób tak jak on uprzejmych i wierzących- a przynajmniej modlących się tak jak on. mam nadzieję ,że ani on, ani żaden z jego trzech braci nie ucierpieli w tym tragicznym wypadku.
Budzi się refleksja- przecież to mogło być i wtedy, taka lawina. Ja wróciłam szczęśliwie, zadowolona i pokorna wobec potęgi tamtych gór. Mam fotki, pamiątki wspominam.Tamci ludzie  żyją tak prosto i ubogo.
W tym roku miała jechać tam znajoma, właśnie wokół Annapurny. Nie wiem ,czy pojechała.
Tamci ludzie już nie wrócą. Wśród Szerpów nie ma rodziny,w której góry nie zabrałyby kogoś.Równocześnie mała szanse mają ,aby znaleźć gdzieś indziej pracę. W większości są pochodzenia tybetańskiego. Bardzo skromni, życzliwi.I biedni. Szedł z nami chłopak, który dopiero zaczynał pracę jako tragarz. Niósł- jak oni wszyscy -trzy duże plecaki połączone linami. Gdy my ubieraliśmy się w kurtki i polary, on miał na sobie klapki i cienki t-shirt, oraz podarty cienki sweterek. Gdy spytaliśmy go, czy mu nie zimno, okazało się ,że to wszystko co ma.Ktoś, kto miał dwie pary butów - dał mu, inna osoba dała mu polar- bo też miała dwa.Kusang powiedział mi potem ,że tylko wśród polaków zdarzają się takie spontaniczne gesty. Gdy dowiedzieliśmy się ,że chłopakom nie wolno jeść dopóki wszyscy goście w schronisku( białaski, turyści) nie zjedzą i nie odejdą, zaprosiliśmy ich do stołu i jedliśmy wspólnie. Takich doświadczeń było tam sporo. Jesteśmy tam gośćmi, to ich kraj, ale często zachowujemy się jak rasa władców, bo mamy pieniądze.Widziałam i takie postawy. Kiedyś siedzieliśmy na postoju, gospodarze  schroniska i nasi tragarze przygotowywali posiłek. Obok siedziały grupy innych turystów. Pod jednym z domów wisiały 2 kołyski. W pewnym momencie dziecko zaczęło płakać. Matka zajęta była w kuchni. Myślicie, że ktoś się ruszył.Oczywiście , ja. podeszłam i zaczęłam kołysać dziecko, cicho nucąc mu jakąś piosenkę. I znów usłyszałam wiele dobrych słów od tych ludzi. Mówili, że jeszcze im się takie coś nie zdarzyło, a często siedzą tu grupy ludzi, matka zajęta jest gotowaniem, a dzieci pozostawione same sobie.A przecież nie zrobiłam nic takiego. Uważam ,że to normalne- oni pomagali nam ,ja w tym czasie zajęłam się chwilę płaczącym dzieckiem. Dla nich to było coś wielkiego.Czasami wstyd mi było za tych turystów. Kiedyś jechaliśmy autobusem kursowym. Żeby Kusang mógł jechać z nami, musiał mieć pozwolenie, bo dla "tubylców" są gorsze autobusy. Miał to pozwolenie i miał bilet. Tylko okazało się ,że biletów było więcej niż miejsc. Tuż przed odjazdem weszli młodzi ludzie- może dwudziestokilkuletni. Zaczęli się awanturować,ze nie ma dla nich miejsc i jakim prawem tubylec jedzie. Wstałam i ustąpiłam moje miejsce (co im powiedziałam nie było zbyt grzeczne, przyznaję). Dwoje innych Polaków po prostu poszło na dach z tragarzami. Bogaci "turyści"mogli usiąść.
Ale większość wspomnień jest cudowna. A fotki, które porobiłam są dla mnie ucieczką , gdy jest już bardzo ciężko. Puszczam wtedy muzykę ,którą dostałam od Kusanga, gaszę światło i oglądam, oglądam,oglądam.


Teraz ta wiadomość poruszyła wspomnienia. Pomódlcie się za tych ludzi, którzy zginęli. Przede wszystkim za Szerpów i tragarzy, którzy zostawili rodziny. W tamtych warunkach te rodziny zostały bez środków do życia. Tubylców się nie ubezpiecza, a ich na to aby opłacić po prostu nie stać.
Moja koleżanka , z którą wtedy wędrowałam przesyła pieniądze dla jednej takiej rodziny. Zginął w górach ojciec i syn. Kobieta została sama z dzieckiem. A w tamtym społeczeństwie taką kobietę traktuje się gorzej, bo ona niesie coś jakby klątwę, skoro jej najbliżsi zginęli.

1 komentarz

Taka Jedna
2014-10-26 11:32
Dostałam wiadomość od znajomego Szerpy. On i dwóch jego bracia są bezpieczni. Nie było ich tam w tym strasznym czasie. Jednak wielu ludzi zginęło. Znów kilkanaście rodzin zostaje bez środków do życia. Modlę się za nich, równocześnie dziękując Bogu, że Kusang i jego bracia żyją. on ma jeszcze młodsze rodzeństwo, pracuje, aby oni mogli się uczyć. Jego ojciec zginął kilka lat temu na trasie.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych