Jesteś tutaj: Strona główna / ZBUNTOWANY - HISTORIA RUCHU HIPPISOWSKIEGO

ZBUNTOWANY - HISTORIA RUCHU HIPPISOWSKIEGO

2015-01-17

 

W tym roku 2015 obchodzimy 50 lecie powstania ruchu hippisowskiego. Tak, równe pół wieku temu, powstał ruch hippisów.
Zbuntowany
2015-01-16 23:44
Hippisowskie idee. Wolność jest sprawą indywidualną. Można osiągnąć ją tu i teraz. Chodzi tu o wewnętrzną wolność – Wolność Ducha. Jak mówi Pismo:, Bo gdzie jest Duch Pański, tam wolność. /2 Kor 3,17/ W świecie kupuje się i sprzedaje. U nas daje się i bierze. Tak bowiem funkcjonuje Królestwo Boże na ziemi. Odrzucamy bariery, jakie dzielą ludzi takie, jak: wykształcenie, tytuły, posiadanie dóbr materialnych , status społeczny, kolor skóry, wiek, itp. Ludzi kochamy nie za to kim kto jest , ale za to, że jest. Nie robimy różnicy między milionerem a żebrakiem, między profesorem a sprzątaczką. Natomiast zwracamy uwagę na to, czy ktoś jest uczciwy, czy zakłamany, obłudny i nieszczery. Jezus nakazuje miłować nawet nieprzyjaciół. Nie znaczy to jednak, że mamy ich przyjmować na członków naszych wspólnot. Biblia ostrzega abyśmy z niewierzącymi nie wprzęgali się w jedno jarzmo /2 Kor 6,14/, bowiem tacy ludzie powodują destrukcję, niszczą oazę od wewnątrz. Biblia mówi, aby obłudnych, którzy uważają się za chrześcijan a nimi nie są usuwać ze wspólnoty. Odrzucamy rewanż, jako zasadę. W naszej społeczności prezenty nie zobowiązują do rewanżu. Rewanż w zasadzie jest czymś brzydkim. Wdzięczność tak, jak najbardziej, ale prezent nie może zniewalać, nie może czynić z kogoś dłużnika. Nie należy dawać po to, by spodziewać się odpłaty. Niech lewa twoja ręka nie widzi tego, co daje prawa. Prezent nie może być przedmiotem wymówek. Ten, kto ma, może i chce – ten daje. Ten, kto niema i tylko bierze, też daje – tylko, że inaczej. Gdzie rządzi miłość, tam wszyscy obdarowują się nawzajem. Bowiem nie to się liczy, co ktoś daje z kieszeni, ale to, co daje z serca, choć pieniądze też można dawać również i z serca. Ale dla oszustów i cwaniaków nie ma miejsca we wspólnocie ludzi otwartych, bezbronnych i ufających, bo to byłoby tak, jakby kunę czy lisa wpuścić do kurnika. Mamy być wolni od robienia tego, co wypada robić bądź nie wypada, byleby to było zgodne z naszym sumieniem. Powinniśmy zwracać uwagę na to, by postępując w ten sposób być dla innych czytelnymi. Na pewno inaczej zachowujemy się wobec ludzi z zewnątrz, niezorientowanych, a inaczej wobec tych, którzy nas znają, co do których mamy zaufanie. Zawsze winniśmy być komunikatywni. W ten sposób unikać będziemy nieporozumień. Zaufanie z przyjaciółmi daje nam niezwykłe poczucie bezpieczeństwa. Zdejmujemy maski. Nie musimy grać, udawać. Na tym właśnie polega psychodelizm. Słowo ‘psychodelizm ‘ wywodzi się z dwóch greckich słów: psyche i delia. ‘Psyche’, znaczy dusza. Natomiast ‘delia’ – znaczy odkrywać coś, odsłaniać, obnażać. Psychodelia znaczy dosłownie: obnażenie duszy. Podobnie, jak polskie słowo ‘przyjaźń’ znaczy – być PRZY JAŹNI drugiego człowieka. Przyjaźń oznacza głębokie i bardzo bliskie relacje międzyludzkie. Taka przyjaźń nazywa się miłością uczynną, co wyraża greckie słowo ‘agapa’. Przyjaźń pozwala być wolnym. Wolność ta nie oznacza, że wolno poruszać się po niewłaściwym pasie jezdni. Hippisi często popełniają błąd, polegający na tym, że wobec hippisopodobnych są tak samo spolegliwi jak wobec siebie. Ponieważ hippisów cechuje łatwowierność, dlatego nie przychodzi żadnemu z nich do głowy, by cokolwiek sprawdzać. Mówią tak, jak myślą. Nie asekurują się. Nie obawiają się, że ktoś może ich opacznie zrozumieć. Są szczerzy jak dzieci, nieraz aż do bólu. Wynika to z ich zaufania. Jeśli ktoś czegoś nie rozumie, lub widzi w tym wieloznaczność, to pyta wprost. Nikt się za to nie obraża, ponieważ takie pytania wśród hippisów nie wzbudzają podejrzeń, a co za tym idzie – złych emocji. Ufamy, że kłamstwo wcześniej czy później zawsze wyjdzie na wierzch. Alienujemy się, tj. uciekamy od ludzi złych, na ile to możliwe, tworząc własne społeczności typu; oazy, wspólnoty, komuny. Nie chcemy mieć pośród siebie tych, którzy mogliby z nas szydzić, wyśmiewać się, przed którymi musielibyśmy się bronić. Chcemy być razem po to, aby się wzajemnie wzmacniać i budować, zamiast tracić energię na walkę, przekonywania, irytację. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy inni i że nasz sposób życia i bycia, nasza ceremonialność, obrzędowość i psychodelizm może innych drażnić, dlatego wolimy schodzić im z drogi, obchodzić ich z daleka. Pragniemy żyć w pokoju i w spokoju. Autentycznych hippisów śmiało można porównać do Małego Księcia (Antone De Saint – Szyszkin-Utro v sosnovom lesu Exupery). Jesteśmy dużymi dziećmi . Lubimy się bawić, ale bardzo źle znosimy rozrywkę. Najtrafniej wyraził to Edward Stachura, pisząc: „Rozrywka oczywiście nie jest zabawą, rozrywka jest zagłuszanie się, jest ucieczką od powagi, jest niepowagą. Zabawa oczywiście nie jest rozrywką. Zabawa jest postacią bycia. Kto umie być, umie też się bawić i nie ma w tym cienia niepowagi i jest to piękne, jak baraszkujące niedźwiadki. Kto nie umie być – nie umie też się bawić. On to nazywa zabawą i udaje, że bawi się. Mówi o tym, wmawia to sobie i drugim, zapewnia siebie i drugich, że świetnie bawi się: „Ach, fajnie jest, no nie?” Ale naprawdę nie bawi się. On rozrywa się. W przenośni i dosłownie. W czasie tzw. pokoju i na wojnie. Zaprawdę rozerwiecie się wzajemnie, i to nie trochę, lecz na strzępy, na atomy, na neutrony. Ale to was nie obudzi z martwoty, o! niepoważni.” Kiedyś ks. M.Maliński napisał: PRZYJACIELU, PO COŚ PRZYSZEDŁ? /Mt 26,50/ „A tu chodzi o wierność. Bez niej nie ma życia – ani twojego życia, ani ludzi, z którymi idziesz. Bo ktoś na twoim słowie buduje. Na tym, któreś wtedy powiedział. Bo ktoś wziął poważnie to twoje spojrzenie pełne zachwytu. To twoje opiekuńcze zachowanie się. Ktoś liczy na ciebie. Zginęło nam to słowo – wierność. A bez niego nie ma życia, nie ma człowieka, nie ma chrześcijanina”. Jeśli wśród ludzi deklarujących się jako hippisi nie mogę się czuć psychicznie i fizycznie bezpiecznie, to znaczy, że nie są to hippisi. Pewien chłopak, któremu wydawało się, że jest hippisem zapytał innego: Jak czujesz się na zlotach jako dziennikarz? Na co ten mu odpowiedział: Bardzo mi się nie podoba, że w ten sposób jakby rozróżniamy się, że wiemy o tym, co kto robi, z czego żyje. To jest nieważne. To jest nieistotne. Uważam. Uważam, że takim najlepszym, najfajniejszym przykładem jest Apacz. Nikt nie wie, z czego on żyje. Jego to nie charakteryzuje. On jest po prostu hippisem. Zawodowym hippisem. Dla niego jest to cel życia i tak powinno być. Ja też bym wolał, żeby mnie postrzegano, jako włóczykija z Trójmiasta czy Gdańska, ale to, czy jestem dziennikarzem, czy sprzątam ulice, czy jestem murarzem, tynkarzem, czy gram na ulicy, to nie jest istotne. Ja ludzi w ten sposób nie postrzegam, jaki kto wykonuje zawód. I zawsze mi się to podobało, że w ruchu nie wyróżniamy. Choćby fajnie wiedzieć, co kto robi, jakie ma zainteresowania, ale to nie powinno być takim stygmatem, który człowieka charakteryzuje w 100%. Co się tyczy sposobu ubierania, to w naszym środowisku może każdy nosić się tak, jak chce. Nikt z nas z tego powodu nie będzie naśmiewał się z drugiego, nie mówiąc o szydzeniu. W tym względzie panuje zasada, że ty jesteś w porządku i ja jestem w porządku. Hippiso-podobni uważają , że sami hippisi nie powinni siebie nazywać hippisami. Otóż hippisi takiego poglądu nie podzielają, wręcz przeciwnie, uważamy, że ci, którzy nie chcą się ujawniać publicznie, deklarować się co do swojej tożsamości, nie są godni naszego zaufania. Wymyślili ten slogan tylko po to, by mogli podwójnie grać, w celach czysto asekuracyjnych, na użytek chwili, co w danej chwili się bardziej opłaca. Być hippisem, by coś przez to zyskać, czy nie być nim, żeby nie dostać po zębach. Ot, takie kłanianie się okolicznościom. Jest to niewątpliwie wygodne, ale obrzydliwe. Hippisopodobni to ludzie udający tylko hippisów, którzy w Ruchu znaleźli się tylko przypadkowo, np. Kora. Na zadane jej pytanie: Koro, jak to się stało, że byłaś jedną z pierwszych polskich hippisek? Odpowiada: Jakoś tak się stało… będąc młodą dziewczyną, zainteresowałam się chłopakami, pewnie najpierw się zakochałam. Wiadomo, w kim… (śmiech) Przyjaźniłam się z śp. Galią. Razem napatoczyłyśmy się na tych gości, to był „Pies” i jeszcze taki chłopak, który nazywał się „Koń”. Potem był zlot. Okazało się, że oni byli hippisami. To nie było tak od początku hippisi, hippisi … to szło od drugiej strony, przez to, że najpierw zakochałam się pierwszą namiętną miłością, a potem weszłam w orbitę tego wszystkiego. Identyczna sytuacja, jak z Klaudią – córką Wójta w serialu „Ranczo”, która barwy przynależności zmieniała w zależności od poglądów chłopaka, z którym aktualnie chodziła. Pierwszą grupę hippisopodobnych stanowią przypadkowi małolaci i nastolatki. Widzi się ich najczęściej i najbardziej wpadają w oko. Są ekstrawagancko ubrani, najbardziej prowokujący i natrętni. Pociąga ich wynikające z młodzieńczej przekory pragnienie podkreślenia wobec „starszych” własnej odrębności. Szokują swych rodziców i siebie nawzajem niezrównoważonymi wygłupami. Bywa, że taki hippisopodobny przesadzi i „ubaw” przerodzi się niepotrzebnie w młodzieńczą formę narkomanii, lub zakończy się w szpitalu psychiatrycznym. Ta grupa hippisopodobych daleka jest od poważnego traktowania założeń ideowych hippisów. Czasami nie mają w ogóle o nich pojęcia. Do drugiej grupy hippisopodobnych można zaliczyć ćpunów. Hippisi są wobec nich dość tolerancyjni i wyrozumiali. Do trzeciej kategorii hippisopodobnych należy zaliczyć ludzi mających problemy z głową. Opowiadających o swoich halunach i omamach. Środowisko hippisów stanowi dla nich azyl, ucieczkę przed szpitalem psychiatrycznym. Do czwartej hippisopodobnych należy zaliczyć ludzi, nastawionych do wszystkich agresywnie. Są to zwykli kryminaliści. Do tej grupy należy zaliczyć bez wahania Charliego Mansona. W Polsce też niestety zdarzają się jego odpowiedniki. Do piątej kategorii hippisopodobnych należałoby zaliczyć zwykłych, konwencjonalnych dorosłych, przebywających wśród hippisów z ciekawości, tak, po prostu dla frajdy, czy też dla łatwych i w miarę atrakcyjnych zdobyczy seksualnych. Ogólnie ujmując do hippisopodobnych należą ludzie, do których nie przemawiają idee, a jedynie jakieś korzyści, typu rozrywka, zabicie nudy, czy chęć bycia „modnym”. Natomiast, do jakiej kategorii należałoby zaliczyć „Młodzież” Różnych Dróg? Niektórzy nazywają ich Kościelnymi Hippisami. Ja uważam, że ta nazwa jest nieuprawniona, bo żeby nazywać się hippisami kościelnymi to wpierw należy być hippisami, a oni za takowych się – w większości - się nie uważają. Chyba nikt nie powie, że pani Małgorzata, oj przepraszam, pani mgr Małgorzata jest hippiską. Zresztą ona sama się za takową nie uważa. A takich pań jest tam więcej, poza tym są też punki i inni. Hippisi odrzucają bariery wiekowe. Mogą należeć do nich zarówno młodzi, jak i starzy. Natomiast Młodzież Rożnych Dróg jest obliczona tylko na młodych, dlatego opiekuje się nimi biskup od dzieci, ks. bp Antoni Długosz. Obecność tam starych „zgredów” uważam za aberrację. Uważam, że MRD należy nazywać tak, jak się sami nazywają, czyli „Młodzieżą” Różnych Dróg, a nie żadnymi hippisami dlatego, że Kościół do takiej formacji się nie przyznaje i należy to uszanować. Myślę, że mogłaby powstać grupa nazywająca się hippisami kościelnymi, ale musiałaby określić swoje idee, zasady i być uznana w tym przypadku przez władze Kościoła Rzymskokatolickiego, skoro na czele miałby stać ksiądz Andrzej Szpak. A teraz wracamy do hippisów. Hippisi odrzucają status. Promują braterstwo zamiast dżungli i realizują je we wspólnotach, oazach, gdzie żyją bez fałszu, noszą ubiór, jaki im odpowiada, a nie mundur pracownika korporacji. Kariera jest im obojętna, tworzą pojęcie nie kariery. Wnoszą dobroć i świętość do zatęchłego społeczeństwa. To oni promują ideał człowieka wolnego, wyluzowanego, zamiast skrępowanego i „spiętego”, to oni zrozumieli, że dobrobyt nie może być celem życia. Miłość zastąpi wilcze prawa, a życie ludzkie odzyska sens. Styl, który fascynuje hippisów został uznany przez ludzi z zewnątrz za nieszkodliwą zabawę, jak dżinsy w kwiatki czy długie włosy, albo za beznadziejną wegetację w komunach, gdzie miłość zajęła miejsce pracy. Ktoś przecież musi leczyć chorych. Należy się zastanowić czy skutki pogardy dla pracy, a zwłaszcza dla produkcyjnej nie sprowadzi człowieka do bytu zwierzęcia. Czy pogarda dla państwa, które nie zawsze jest sojusznikiem klas wyzyskiwaczy, ale może także być i jest jedyną formą organizacji społeczeństwa. Hippisi protestowali przeciwko temu, co wielu starszych uznawało za „święte”, przeciwko wszechwładnym pieniądzom i zniewalającym zaszczytom. Dla hippisa nie do pogodzenia jest rola, którą narzuca mu społeczeństwo. Matka pragnie, aby jej syn wybił się w tym społeczeństwie, aby był na poziomie. Robiąc wybitną karierę może spodziewać się miłości od społeczeństwa – tylko za to – co osiągnął. Dla zwykłego społeczeństwa życie, to rozpaczliwy wyścig; pozostawać nawet krok w tyle oznacza rezygnować z nadziei na utrzymanie się. Każdy błąd może być fatalny. Trzeba ubierać się normalnie, przestrzegać reguł, zjednywać władzę, każde potknięcie jest nieodwracalne. Pod powierzchnią sukcesu otwiera się otchłań, w którą można i w której człowiek staje się niczym. Czasy niezależności jednostki minęły. Sytuacja jest do zniesienia dopóki prawo ma charakter humanitarny. Ale co wtedy, gdy prawo staje się zdrajcą narodu. Wówczas jego działanie jest diaboliczne. W sposób diaboliczny prawo może nauczać, że to, co złe jest słuszne a fałsz jest prawdą. O wszystkim decyduje kto inny, a nie ty. Dla tyranii jednym z głównych celów szkoły jest indoktrynacja uczniów. Indoktrynacja nie jest tym samym, co nauczanie. Może przybierać różne formy. Może wprowadzać niewybredne zajęcia, pt. „Demokracja przeciw faszyzmowi”, nawet, jeśli ten przypadek nie ma miejsca. Uwięzieni w swych maskach cierpią na niewysłowioną samotność. Kieruje nimi władza, stojąca ponad nimi i poza nimi. Nie tylko państwo i pracodawca, lecz także bezimienna władza, która mówi: „To trzeba robić tak.” Hippisi zbuntowali się przeciwko wszelkim dobrom konsumpcyjnym. Bunt ich wydaje się być donkiszoterią. Hippisowska świadomość pojawia się z chwilą, gdy jednostka uwalnia się od automatycznego przyjmowania nakazów społeczeństwa i narzuconej przez nie fałszywej świadomości. Sens wyzwolenia polega na tym, że jednostka może od nowa tworzyć własną filozofię i własne wartości, własny styl życia i własną kulturę. Pierwszym przykazaniem jest: Nie czyń gwałtu wobec siebie samego. Wielu bezmyślnych odrzuca wszystko, co stare, dotychczasowe, bez rozróżniania dobra od zła i hurtem wprost owczym pędem przyjmuje wszystko, co im inżynieria społeczna podsunie (tv, media tabloidy). Hippisi odrzucają rywalizację i konkurencję. Z tych powodów nie interesuje ich sport, gdzie ciągle są eliminacje, w których oczywiście eliminuje się słabszych. Hippisi nie konkurują z innymi w „prawdziwym życiu”. Nie oceniają innych pod kątem potencjalnych przeciwników. Świat jest dostatecznie duży dla wszystkich. W rezultacie nie słyszy się nigdy dyskredytujących uwag, uśmieszków i opinii, które są tak częste w środowiskach drobnomieszczańskich. Hippis uważa: Ty jesteś w porządku i ja jestem w porządku. Np. uczeń, który pod jakimś względem zachowywał się dziwnie, był obiektem drwin przez wszystkie lata szkolne. Wśród hippisów nie prześladowano by go. Można by nawet usłyszeć, jak jakiś chłopiec z miłością mówi o swoim „dziwnym” przyjacielu. Zamiast nalegania, aby wszystkich mierzyć tą samą miarą, hippisi cenią to, co niepowtarzalne i różne w każdej osobowości. Nie ma presji, by każdy został naukowcem, chyba, że sam tego chce. Praca listonosza nie jest gorszym zajęciem niż inne. Nikt nikogo nie sądzi, to jest drugie przykazanie. Hippisi odrzucają całą koncepcję doskonałości i zasług, które są tak zasadnicze w świadomości drobnomieszczańskiej. Hippisi nie chcą oceniać ludzi wg tych samych standardów i nie chcą ich klasyfikować i analizować. Każdy człowiek ma własną osobowość, której nie można porównać z osobowością innego człowieka. Ktoś może być wielkim myślicielem, lecz nie jest on „lepszy” niż ktokolwiek inny. Po prostu posiada swoją własną doskonałość na tym polu. Człowiek, który bardzo słabo myśli, może mimo to na swój sposób być pożyteczny. Dlatego nie kładzie się nacisku na pochodzenie danej osoby, nie pyta o szkoły, w jakich się kształciła, czy o osiągnięcia. Uważa się to wszystko za rzeczy wtórne i woli się poznać człowieka bez upiększeń. Każdy ma prawo do własnej dumy i nikt nie powinien postępować służalczo, czuć się gorszym, lub pozwalać się traktować, jako coś gorszego. Wszyscy hippisi należą do tej samej rodziny, bez względu na to, czy się znają czy nie. Wśród hippisów nie ma „twardych facetów”. Czułem się samotny, dlatego przyszedłem, aby spotkać się z ludźmi. Hippisi uśmiechają się do siebie na ulicy, rodzaj ludzki odkrywa się na nowo, że ludzie są sobie nawzajem potrzebni. Coś z pozy czy dumy drobnomieszczańskiej, czyli coś z kompleksów pani Dulskiej powstrzymywałoby człowieka od tak szczerego „przyznawania się” do takiej „słabości”. Hippis odrzuca bariery, które dzielą ludzi w świecie drobnomieszczańskim, takie, jak status społeczny, wykształcenie, tytuły, wiek, posiadanie dóbr materialnych, na rzecz ciepła kręgu przyjaciół, w którym ludzie podają sobie dłonie, są przyjaciółmi niezależnie od owych różnic. Te różnice się nie liczą. Tak jakby ich nie było. Liczy się tylko człowiek. W stosunkach osobistych najważniejsza jest uczciwość. Nieuczciwość w miłości, wykorzystanie innego człowieka – to najgorsze przestępstwo. Bądź całkowicie uczciwy wobec innych. Nie posługuj się nikim, jako środkiem do celu. Zła jest zmiana siebie ze względu na kogoś innego. Zachowując swoją własną osobowość daje się innym najwięcej, daje się innym uczciwość. Hippisi odrzucają manipulowanie innymi, zmuszania ludzi do zrobienia czegokolwiek wbrew ich woli. Hippisi odrzucają relacje bezosobowe. Nie uznają takiej sytuacji, w której można działać w sposób bezosobowy. Stosunek biznesmena do urzędnika, pasażera do konduktora, studenta do woźnego nie powinien być bezosobowy. Hippisi widzą ze zdumiewającą jasnością, że społeczeństwo jest niesprawiedliwe wobec ludzi biednych, i że jest ono sztuczne, głęboko zakłamane i obłudne. Jednym z darów młodości jest demaskowanie sztuczności i hipokryzji, dlatego rozmowa profesora z analfabetą może być wspaniała, jeśli obydwaj wewnętrznie są piękni i nie próbują jeden drugiego zdominować. Bałwanów mamy zarówno wykształconych, jak i niewykształconych. Hippisi nie uznają żadnego narzuconego systemu. Chrześcijaństwo jest dla nich wyborem, a nie przymusem. Hippisi bardzo niechętnie udają się do restauracji czy hotelu, gdzie istnieje „strój obowiązkowy” – oznacza to bowiem utratę pełni swej osobowości. Wśród hippisów nie istnieje automatyczny szacunek, jakiego oczekuje dyrektor, gdy wchodzi do swojego klubu i odbiera uniżony ukłon woźnego, lecz ludzie mogą być szanowani po prostu dlatego, że są ludźmi. Uśmiech przeznaczony jest dla każdego, kto odpowie uśmiechem. Hippisi uważają, że cele, takie, jak status, pozycja w hierarchii, zabezpieczenie, pieniądze, władza – nie muszą być same w sobie złe, są realne. Poznając kogoś, kto się wybił, można docenić ten fakt, ale nie może przez to zniewalać, dzielić, wartościować ludzi, bowiem również dobrze hippis nie musi nic wiedzieć o tytułach, pozycji i reputacji osoby, którą poznaje. Dla niego może to być zupełnie bez znaczenia. Hippisi nie muszą tego dostrzegać, jeśli ich to nie interesuje. Zdarza się, że profesor poświęcił najlepszą część swojego życia, aby zgromadzić galerię tytułów, stopni, publikacji, opinii zawodowych, a student nawet tego nie dostrzega. Dawna muzyka była w istocie intelektualna, zlokalizowana na umyśle, racjonalna. Muzyka hippisowska wstrząsa całym ciałem i przenika do głębi duszy. Ludzie są „razem”, gdy przeżywają te same sprawy w ten sam sposób. Wielki tłum może być razem, np. na Marszu dla Jezusa lub na festiwalu rockowym. Mała grupa może odczuwać silne emocje słuchając „razem” płyty lub oglądając zachód słońca czy burzę. W tym celu schodzą się razem na spotkania oazowe, aby wspólnie czytać Biblię, rozważać Słowo Boże, dzielić się świadectwami i wspólnie spożywać agapę. Wtedy jedni drugich jeszcze bardziej poznają i powstają jeszcze silniejsze więzi, co daje wszystkim radość i szczęście. W oazach hippisi opatrują sobie nawzajem rany, które zadali im ludzie z zewnątrz. Tu wzajemnie się wzmacniają, nabierają sił, podejmują wspólne decyzje, snują plany itd.… W oazie ludzie rzeczywiście są „razem”, ich motywacje i siły twórcze rozwijają się, przekraczając daleko sumę tego, czego nie mogliby dokonać każdy z nich w pojedynkę. Wspólnota staje się „rozszerzoną rodziną”. Dla hippisów perspektywa życia z dala od przyjaciół jest pozbawiona sensu i jest nie do przyjęcia. . Nie chcemy nikogo drażnić swoim wyglądem, zwyczajami, sposobem bycia. Uważamy, że mamy prawo do własnej tożsamości. Nie chcemy nikomu niczego narzucać, ale też nie chcemy, aby inni narzucali nam szarzyznę, a że jesteśmy pacyfistami i nie stosujemy walki, przemocy, dlatego postanowiliśmy ratować się alienacją, ucieczką od szyderców i ludzi agresywnych. Stronimy od tych, których drażni nasza inność. Chcemy żyć w naszym wymarzonym świecie. Chcemy robić swoje w świecie, w którym nikt nie naśmiewa się z naszych „dziwactw”, w świecie, który my sami określamy. Dla mnie jest to świat hippisów chrześcijańskich. Dla innych mogą być to inne nurty hippisowskiego ruchu. Pewne rzeczy możemy robić razem, inne osobno, szanując się nawzajem. . Niezapomniany Henas śpiewał taką oto piosenkę: Bo przecież niebo, niebo jest dla wszystkich Bo przecież wiatr w gałęziach wszystkim gra My chcemy kwiatów, kwiatów i wolności Wolności od szarego dnia . Niekiedy mówi się o ceremonialności psychodelizmu, zestawiając ją z liturgią religijną. Pod to pojęcie zaszeregowuje się skłonność hippisów do wszelkiego rodzaju ozdób, krzyży, pacyfek, amuletów, koralików, niezwykłych strojów, kwiatów i klejnotów, także dla mężczyzn. Ma to być wyrazem ucieczki od szarego uniformizmu świata mieszczańskiego. Ciekawe, że dziś, kiedy w świecie religijnym przewagę zaczyna zyskiwać raczej tendencja do upraszczania ceremonii oraz stroju. Widzimy to, choćby na przykładzie spustoszenia, które dokonuje się w Kościele, po Vaticanum II, gdzie odziera się kościół z majestatu, splendoru i piękna - podczas, gdy wśród hippisowskiego psychodelizmu widzimy powrót do piękna. Hippisi jawią się jako romantycy XX wieku. Jest to świat zdecydowanie niezwykły w swej wrażliwości na piękno. Na poparcie rytualnego charakteru naszego ruchu można przytoczyć też rytualne tańce psychodelików. W Psalmach widzimy, jak często taniec i pląsania miały charakter religijny. Wystarczy wspomnieć pląsającego króla Dawida przed Arką przymierza. . Zdarza się niekiedy, że na zlot przyjeżdżają po raz pierwszy młodzi hippisi ślicznie ubrani, a tu taki, co dopiero drugi raz przyjechał, zżyna starego hipa, śmiejąc się z nich, mówi do innych: Zobaczcie, jak oni poobwieszali się jak choinka. Natomiast, jak zobaczą starego hipa, ubranego ślicznie w hippisowskie wdzianka, wówczas na ten miły i sympatyczny widok zaczynają cmokać i udają, jakby mieli problem z wymową. Chcą coś jakby powiedzieć, ale się zacinają, nie wiedzą jak, po czym wykrztuszają, mówiąc: Ooooo!!! Widzimy „organizacyjny mundurek, hm… Po czym dopowiadają: No proszę, proszę, widzimy prawdziwego hippisa. A wszystko to – dla asekuracji - mówione jest niby żartem, niby serio. W taki oto sposób wraca do ruchu szarzyzna, która zżera psychodeliczne piękno, niczym złośliwy nowotwór. . Niestety, dziś wielu zachowuje się tak, jakby wstydzili się przyznać do tego, że są hippisami, dlatego w swoim słownictwie unikają słowa ‘hippisi’. Mówią o ruchu, o zlotach, ale, o jakim ruchu i jakich zlotach, nie wiadomo. W ten sposób wszystko się zamazuje i przestaje być jasne. Taka postawa niestety powoduje wypaczenie istoty hippisowskiego ruchu. . Dlatego hippisi – tak jak było na początku, powinni mieć swych nauczycieli. W Ameryce nazywano ich kapłanami, w Polsce prorokami, bądź STARSZYZNĄ. Nie chodzi tu o wiek, ale o tych, KTÓRZY WIEDZĄ. Poza tym, jak wykazała praktyka, potrzebni są też organizatorzy, jako, że wiara w to, że samo coś się zrobi prowadzi jedynie do destrukcji. . O Proroku – Józefie Pyrzu, niektórzy mówią, że był pierwszym niekoronowanym Królem Hippisów w Polsce. Janina Jankowska – była szefowa Reportażu i Dokumentu w Polskim Radiu – zrobiła reportaż o ostatnim niekoronowanym Królu Polskich Hippisów. Uważam, że hippisi powinni wreszcie zacząć wybierać swoich królów. Należy ignorować to, co na ten temat myśli drobnomieszczańska szarzyzna. Hippisi potrzebują powrotu do ceremonialności, do rytualizmu. Jeśli ruch ma przeżyć odnowę i ożywienie, trzeba zniszczyć w sobie wstyd, liczenie się z tym, co pomyślą i powiedzą inni. Wiem, że dla wielu może być to trudne, jako, że ruch w swym wypaczeniu daleko odszedł od pierwotnego piękna. Im więcej będzie w ruchu obrzędowości i rytuałów psychodelizmu, tym ruch hippisowski będzie silniejszy. Bo choć ludzie wstydzą się takich rzeczy, to jednak tego potrzebują, bo człowiek potrzebuje rzeczy niezwykłych, majestatu i piękna. . Hippis nie może się bać, że się ośmieszy. Wstyd jest samoobroną. Świadczy o tym, że nie mamy poczucia bezpieczeństwa, że możemy być przez kogoś wyśmiani i wyszydzeni. Jeśli doszło już do tego, że wstydzimy się być sobą wśród hippisów, tzn., że hippisi się już skończyli i nie ma się co oszukiwać. Wybór króla hippisów i jego koronacja spowodowałaby duży rozgłos w mediach, przez co wielu młodych ludzi zainteresowałoby się naszym ruchem. W historii naszego ruchu były okresy zaniku, kiedy wydawało się, że ruch już wymiera. Tak było przed pojawieniem się filmu „HAIR”, a co się stało, kiedy ten film wszedł do kin? Przyszła taka fala nowych ludzi, jakiej nie było od początku. Ruch hippisowski od nowa zaczął żyć. Tak będzie i teraz, kiedy tylko do mediów dotrze wiadomość, że hippisi ...
Zbuntowany
2015-01-16 23:36
Hippisowska Tożsamość Nie wszędzie mogłem być i nie wszystko widzieć, jednak żyło się w tamtym czasie, czuło się go i rozumiało. Dlatego piszę jak było. Przecież jestem dzieckiem epoki. Wszystko zaczęło się jakby nagle, naraz, wszędzie i jednocześnie, samoczynnie i spontanicznie. Po prostu nadszedł - 'duch czasu' – czas hippisów i się zaczęło. Zaczęło się dziać, w nas i między nami. Zaczęła się budzić nowa świadomość, głębsza i jakby poszerzona. Pamiętam euforię, jaka nam wtedy towarzyszyła i ten niezwykły entuzjazm i wiara. Ową atmosferę czuło się wszędzie, nawet w powietrzu niczym przyjemną woń. Ależ to były klimaty, nastroje i tęsknoty. Wyobraźcie sobie kiedy gdzieś na ulicy zaczęliśmy się rozpoznawać i rozmawiać ze sobą tak, jakbyśmy znali się od zawsze. Niesamowitą radość dawała nam możliwość wzajemnego przebywania. Mogliśmy tak ze sobą siedzieć całymi godzinami, dniami, a nawet nocami. Milimetr – hippisowski bard z Łukowa tak wyraził to w jednym ze swych muzycznych utworów: Zakwitły ptaki, zakwitły drzewa, Zakwitły łąki, zakwitły nieba, I pozsychana zakwitła ziemia, Że tylko śpiewać, nic nie potrzeba. Zakwitły ptaki, zakwitły łąki, Zakwitły drzewa, zakwitły nieba, I zatwardziałe zakwitły serca, Że aż gitara kwitnie mi w rękach.... Zaś Jimi Hendrix w piosence 'Krzyk miłości' śpiewa: Czy czujesz dziecino, jak wiatr wymiata stare, Czy słyszysz dziecino jak nadchodzące pokolenie wydobywa się z dołu? Wyjdź z grobu, wszyscy już tańczą na ulicach. Zrób, co potrafisz, aby nie być niewolnikiem, Potwierdź słowa czynem, gdyż nadszedł czas dla mnie i dla ciebie. Stańmy obok siebie, stańmy razem. Powiedziane jest: Siła jest w narodzie, Powiedziane jest: Wolność dla każdego, Krzyczmy o tym głośno, powtarzajmy to wszystkim. Powtarzajmy to starym i młodym. Kobieto, mężu, dziecko i żono. Najlepszą z miłości jest miłość życia, Najlepszą z wolności – iść prosto przed siebie. Wszyscy, którzy tak czuliśmy zauważyliśmy, że jesteśmy inni, że jakoś odstajemy od reszty społeczeństwa, które nas nie rozumie, nazywa dziwakami i odnosi się wrogo. Próbowaliśmy z nimi rozmawiać, ale na próżno. Ratowaliśmy się ucieczką i alienację. Milimetr tak to wyraził: „Nie da się ukryć, że byłem romantykiem. Szukałem poparcie, ale nie znajdowałem. Przeciwnie, doświadczałem tylko coraz więcej rozczarowań i żadnego przyznania mi racji. A ja, jak to się mówi – stawałem okoniem, broniąc się, jak tylko umiałem. Jednak miotany żalem i zmiennymi uczuciami zacząłem popadać w depresję. Ludzie z mojej mieściny zaczęli mnie wytykać. Odwracali się ode mnie znajomi. Jakoś nie wstydzili się ze mnie śmiać. A wszystko, dlatego, że naiwnie, jak dziecko otwierałem swe wnętrze przed nimi. Powoli czułem się jak wariat – uparty wariat, a przyroda stała się dla mnie jedynym azylem na tym świecie. Nie macie pojęcia jak może czuć się człowiek, który wreszcie spotyka człowieka. Tak się czułem, gdy nie musiałem nic mówić. A wszystko, co słyszałem było tym najbardziej skrytym, wyśmianym, niezaakceptowanym. Nigdy tak jak wtedy nie czułem się blisko człowieka i to nie jednego, a stu! Tak, wyobraźcie sobie przez kilka lat sam, a tu sto osób. Nie mogłem uwierzyć, spadł ze mnie kamień nicości. I tak przeżyłem mój pierwszy zlot w Szprotawie." W tym miejscu należy się czytelnikowi wyjaśnienie. Otóż Milimetr nie tylko nie należał do pierwszych hippisów, czy następnych, ale on jest już z drugiego pokolenia. Casus Milimetra winien służyć nam za klasyczny przykład samoczynnego stawania się hippisem bez naśladownictwa innych. Świadczy o tym i to, że wbrew twierdzeniom niektórych ze 'starej gwardii', uważających dzisiejszych młodych hippisów jedynie za epigonów - ślepych naśladowców przebrzmiałych idei - zdarzają się autentyczni hippisi. Raczej można by pokusić się o stwierdzenie, że narodziny hippisowskiego ruchu trwają nadal , są ponadczasowe. I choć hippisowski ruch ma swoją historyczną chronologię, to przecież istotą jego jest przede wszystkim autentyczność. Czy ktoś jest hippisem czy nim nie jest nie mierzy się wiekiem, ani ilością zaliczonych zlotów, ale świadomością? Czy ty jesteś świadomy swojej hippisowskiej tożsamości?
Zbuntowany
2015-01-16 23:31
Często w różnych publikacjach podawana jest nieprawdziwa informacja, jakoby prekursorami hippisów mieli być bitnicy (beatnicy). Otóż nic bardziej mylnego. Z bitnikami zaczęło się tak, że zaraz po II Wojnie Światowej pewna grupa młodych amerykańskich literatów, uznała się za przegranych. Słowo bit (beat) można rozumieć jako: pokonany, przegrany, nieudacznik, zarazem jako ten, który został uderzony. Grupę tę tworzyli tacy poeci – pisarze, jak A. Ginsberg, W. Burroughs, A. Huxley, J. Kerouac. Niektórzy z nich uważali za swój wzór Baudelaire, autora „Kwiatów zła", który celowo zaraził się syfilisem, by móc patrzeć, jak umiera w pogardzie dla życia i Boga - dawcy życia. Wzorując się na szatańskim przykładzie, sami płodzili nasienie złego, czyli ciemną, pesymistyczną, dołującą , a niekiedy bluźnierczą twórczość. Na skutki nie trzeba było długo czekać, aby ich czytelnicy również ześwirowali. Zdołowani, przez swych duchowych inspiratorów, podobnie jak oni zaczęli się uważać za bitników. I tak w 1958r. zrodził się ów niesławny Beat Generation. Bitnicy mieszkali w melinach, udekorowanych butelkami po alkoholu. Mieszkańcy tych że melin,byli dumni z tego, że myją się tak rzadko, jak tylko jest możliwe, a ponadto uważali specjalnych antyperfum, które rozpylali sobie pod pachami, powodując tym jeszcze większy fetor, cuchnący od nich. Ich symbolem był - rysunek brodatego kubańskiego rewolucjonisty z żyletką na języku.Beatnicy zarówno kobiety jak i mężczyźni chodzili w brudnych wyświechtanych ubraniach. Zażywali narkotyki i alkohol. I tacy brudni, śmierdzący i niemyci, uprawiali wolny sex. Religia chrześcijańska, we wszystkich swoich odmianach była dla nich przedmiotem szyderstwa. Z nikim nie łączyły ich więzi miłości, ani przyjaźni, śmiejącym się z rzeczy mających sens jedynie w chwili ich trwania, wystarczyło im tylko piwo, ochłap mięsa, byle partner do picia i wylegiwanie się na słońcu. Swym wyglądem i zachowaniem wzbudzali niepokój w przechodzących obok nich ludziach, którzy na ich widok zaczęli poruszać się niepewnie i lękliwie. Kiedy powstał ruch hippisów – Dzieci Kwiatów, wówczas bitnicy ze swoim nihilizmem i nienawiścią do chrześcijaństwa zaczęli stroić się w piórka Dzieci Kwiatów, podając się za hippisów zaczęli zaprowadzać w hippisowskim ruchu swoje porządki. Niestety swoją obecnością wśród Dzieci Kwiatów zaprowadzili straszny zamęt podstawiając pod hippisowskie pojęcia swoje treści. Dziennikarze, przeprowadzając z nimi wywiady brali ich za hippisów i brednie, jakie ci im opowiadali przedstawiali w mediach jako poglądy hippisowskie. I takie informacje szły na cały świat. Po niedługim czasie bitnicy nie wytrzymali wśród hippisów. Źle się czuli w nie swoich butach. Wówczas - oni bitnicy, niby zbuntowani „hippisi" przeciw hippisom, zaczęli ostentacyjnie opuszczać autentycznych hippisów - nazwając sibie , w przeciwieństwie do Hippisów - Dzieci Kwiatów - Dziećmi Śmieci, moczem, czyli punkami. I ten oto sposób udający hippisów - bitnicy - przepoczwarzyli się w punki. Punki odeszły, ale smród po nich pozostał. Przez nich nowi, niezorientowani adepci ruchu hippie naśladowali ich zwyczaje jako hippisowskie. W ten sposób zmutowana gangrena bitników rozchodziła się wśród hippisów powodując straszne spustoszenie i jeszcze większy zamęt. Ruch hippisowski nie powstał w 1967, jak to podawały media mainstreamowe, które przez lata kłamały na temat ... Czym wobec tego mógł być happening w Golden Gate Park w San Francisco 14 stycznia 1967 roku pod masońsko brzmiącym hasłem „The World’s first Human Be-in” – pierwsze światowe zjednoczenie człowieka, na którym podczas bluźnierczej maskarady parodiowano Komunię Świętą zastępując Hostię narkotykiem LSD. To za ich przyczyną media – dokąd się tylko dało – marginalizowały znaczenie i zakres oddziaływania hippisów chrześcijańskich. Z drugiej strony wprost nieproporcjonalnie nadmuchiwały znaczenie happeningu do rangi wydarzenia o przełomowym znaczeniu. Jeden z organizatorów bluźnierczego happeningu Be-in, beatnik, Allen Ginsberg opiewał narkotyki i seksualną swobodę i występował w stroju hinduskim z wymalowanym trzecim okiem na czole, a obok niego Thimothy Leary, który rozdawał hippisom LSD. Poglądy jego, podobnie jak Allena Ginsberga stanowiły zlepek ideologii beatników, buddyzmu zen i różnych teorii o sile narkotyków przeobrażających osobowość. Allen Watts praktykował i upowszechniał głównie zen. To dlatego światowe media, które są w wiadomych rękach je nagłaśniały. Geneza korzeni nurtu chrześcijańskiego w ruchu hippisowskim sięga samego źródła chrześcijaństwa, którym jest osoba Jezusa Chrystusa przedstawiona w Biblii. Przesłanie, jakie głoszą hippisi chrześcijańscy, jest na wskroś ewangeliczne. Pewne prawdy w Kościele Chrześcijańskim na przestrzeni wieków pod wpływem ludzkich słabości zostały zatarte. Wówczas w Kościele zaczęły pojawiać się ruchy odnowicielskie, które starały się przywrócić ewangeliczne piękno. Za prekursorów hippisów należy uznać hutteriańskie pacyfistyczne wspólnoty chrześcijańskie, które pojawiły się w środkowej Europie na terenie Tyrolu, Moraw i Ukrainy w XVI-XVII wieku, skąd w 1870 roku wyemigrowały do Stanów Zjednoczonych Ameryki i osiedliły się w Dakocie północnej. Również do prekursorów hippisów chrześcijańskich należy zaliczyć pacyfistyczne ruchy religijne menonitów i amiszów tworzących zbory zwane Wolnymi Kościołami. Ruchy te, podobnie jak hutterianie, powstały w XVI wieku i rozwijały się w wiekach następnych na terenie Holandii, Szwajcarii a także w Polsce, na Żuławach, a po rozbiorach Polski, także w Rosji, skąd w XVIII wieku przenieśli się do USA. Osiedlili się tam w Nowym Jorku, w Illinois, w Indiana, Iowa, Missouri, Ohio, Pensylwanii itd. W różnych opracowaniach książkowych, na temat ruchu hippisów, jakie do tej pory ukazały się w Polsce, obecność w nim nurtu chrześcijańskiego była skrzętnie przemilczana. Pominięto w nich nawet utopijne komuny religijne diggersów w XVII-wiecznej Anglii, których mutacje rozkwitły w Ameryce. Diggersi (kopacze) swą nazwę zawdzięczają temu, że sami ręcznie, bez użycia zwierząt, na które notabene nie było ich stać – uprawiali użytki rolne. Tak, Amerykę tworzyły wspólnoty religijne i ten duch jest nadal żywy i to właśnie na tym chrześcijańskim podglebiu kiełkowały komuny hippisowskie. W hrabstwie Posey w stanie Indiana nad brzegiem rzeki Wabash leży ciche małe miasteczko, Nowa Harmonia. Ot, mieścina, jakich wiele w Ameryce. Mieszkańcy chwalą swój spokój i błogostan prowincji, jednak noszą się z dumą i godnością. Bo wśród malutkich mieścin, Nowa Harmonia należy do atrakcji. Zapisała się na trwałe w historii. Była miejscem niezwykłych pomysłów, to tu rodziła się pierwsza komuna religijna. Miasteczko New Harmony stanowi wielką niespodziankę dla tych wszystkich, co wierzą, że pomysły tworzenia komun społecznych pojawiły się w Ameryce dopiero w latach 60-tych ubiegłego wieku, wraz z pokoleniem dzieci-kwiatów, hippisów oraz festiwalu w Woodstock. Co z dziedzictwa utopistów w New Harmony pozostało do dziś? Poza kilkudziesięcioma budynkami niewiele. Dawnych klimatów i duchowości można doszukać się jeszcze, spacerując przez parki, ogrody, labirynty kwiatów i krzewów. W starym, pozbawionym dachu kościele, jedynym prawdziwym sklepieniem obejmującym wierzącą ludzkość może być tylko gwieździste niebo. I można tylko westchnąć, że kiedyś służył do gorliwych nabożeństw, jak również ekscytujących dysput religijnych. Teraz odbywają się w nim mocno zlaicyzowane ceremonie ślubne i inne uroczystości. Dziś do New Harmony tłumnie ściągają hippisi, którzy miejsce to uważają za kultowe. Po raz pierwszy w 1965 roku w prasie amerykańskiej pojawiają się słowa: HIPPIES, HIPPIESI, na określenie właśnie hippisów. Styczeń, 1966 – pierwsze wspólnoty hippisowskie w San Francisco – hippisi chrześcijańscy tworzą odrębne wspólnoty. Jesień, 1966 – początki katolickiego ruchu zielonoświątkowego w Pittsburghu, w stanie Ohio; eskalacja wojny wietnamskiej. Lato, 1967 – hippisi - Dzieci Kwiaty, stają się zjawiskiem ogólnonarodowym. Ośrodkiem pozostaje San Francisco. 1967-1968 – rozwój katolickiego ruchu zielonoświątkowego, którego siedzibą jest Uniwersytet Notre Dame w stanie Indiana. Początek ruchu ekologicznego wśród młodzieży. 1968 – czarny rok w Stanach Zjednoczonych, zabójstwo M.L. Kinga i Roberta Kenedy'ego. Zamieszki na tle rasowym. Opór młodych ludzi przeciwko poborowi na wojnę wietnamską, załamanie cywilizacyjne. Hippisi chrześcijańscy protestują pod hasłem „Czy Jezus przyjąłby kartę powołania do wojska?". 1968 – Komuny niechrześcijańskich hippisów ponoszą klęskę. Szanse przetrwania mają jedynie oazy hippisów chrześcijańskich. Największe skupisko hippisów powstało w San Francisco wokół skrzyżowania ulic Haight-Ashbury, w której widzi się początek ruchu hippisowskiego. Nazwa hippisi pochodzi od skrótu nazwy osiedla zamieszkałego przez różnej maści outsiderów, romantyków, dziwaków, filozofów, mistyków, postrzeleńców, nawiedzonych i innych włóczęgów, którzy od 1964 roku osiedlili się w tej dzielnicy San Francisco. Pełna nazwa brzmi: Haight-Ashbury – Independend Proprietors, w skrócie HIP. (Niezależni Gospodarze H-A), a jej mieszkańcy, hippisi. Hippisi od samego początku byli ruchem światopoglądowo pluralistycznym. Normalnym jest, że nawet wśród hippisów ludzie są różni i że poszczególne jednostki dobierają do siebie osobowości, które im najbardziej odpowiadają. W ten sposób tworzą się różne grupy. Tak było i tam. Jedne były o zabarwieniu hinduistycznym, inne buddyjskim, inne ateistyczne. Nic dziwnego, że w chrześcijańskiej Ameryce, nie zabrakło wśród hippisów grup nazywających się Flower People, Jesus Freaks, którzy otwarcie przyznawali się do inspirowania się Ewangelią, życiem Jezusa oraz pierwszych chrześcijan. Ich manifesty przesiąknięte były licznymi cytatami z Biblii. Angażowali się w ewangelizację hippisów innych nurtów. Wielu z nich tworzyło grupy diggersów, którzy rozdawali ludziom w Haight-Ashbury darmowe jedzenie i leki. Tworzyli liczne wyrastające w owym czasie hippisowskie oazy zwane wolnymi kościołami, wywodzącymi się z tradycji protestanckiej. Spory udział w grupach hippisów chrześcijańskich przypada na katolickich zielonoświątkowców. Prawdą jest niestety pomijaną w książkach o hippisach, jakie dotychczas ukazały się w Polsce, że od samego początku w ruchu hippisowskim w USA silny był nurt chrześcijański, który dał o sobie znać szerzej światu w okresie tzw. Rewolucji Jezusa. Od początku także obecna była w ruchu polemika pomiędzy ideologią lansowaną przez T. Learego, A. Ginsberga, H. Marcuse, a wyznawcami i głosicielami prawdy o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Hippisi chrześcijańscy tworzyli oazy (komuny) na wzór wspólnot pierwszych chrześcijan i starali się żyć w zgodzie z Bożymi przykazaniami odrzucając swobodę seksualną, ezoterykę, magię, okultyzm, czy narkotyki. Dla hippisów nie do przyjęcia było chrześcijaństwo w wydaniu mieszczańskim, więc do przyjęcia było tylko chrześcijaństwo autentyczne, pierwotne. Złośliwi przezywali ich cudakami, postrzeleńcami, fanatykami, a w najlepszym wypadku szaleńcami Jezusa (Jesus Freaks). Większość z nich żyła w komunach (oazach), jak inni hippisi. Cudacy Jezusa tym różnili się od innych hippisów, że wyznawali COŚ, co prawie wszyscy pozostali odrzucali i do CZEGO odnosili się z pogardą. Hippisi chrześcijańscy odwiedzali grupowo wiele kościołów w Berkely zarówno protestanckich jak i katolickich po to, by brać udział w nabożeństwach. Wychodzili z założenia, że jako chrześcijanie będą mile widziani. Jednak nie zawsze byli mile widziani, gdyż w umysłach wielu chrześcijan, chrześcijaństwo równa się mieszczaństwu. Mieszczańskim wartościom, ubiorowi i sposobowi życia. Hippisów chrześcijańskich nazywano też ulicznymi chrześcijanami z racji na wykonywane przez nich liczne happeningi, a także uliczne muzykowanie i głoszenie Ewangelii. Pomimo, że nurt hippisów chrześcijańskich spośród innych nurtów wzrastał najszybciej, mimo to był ciągle ignorowany przez media. Media na siłę wylansowały przekonanie, że hippisami są jedynie ludzie rozwiąźli moralnie i narkomanie. Pomimo ich kłamstw nurt hippisów chrześcijańskich rozwijał się coraz bardziej, aż wreszcie doszedł do takich rozmiarów, kiedy media nie mogły udawać, że nadal nic nie widzą i że nic się nie dzieje. Wreszcie wszystkie najważniejsze czasopisma Stanów Zjednoczonych takie jak Life, Look, Newsweek, Time itd. zaczęły na pierwszych stronach podawać relacje z życia hippisów chrześcijańskich, a zjawisko to z racji na jego potężne rozmiary nazwali rewolucją Jezusa. Zaistnienie hippisów chrześcijańskich na pierwszych stronach amerykańskich tygodników zmieniło wreszcie stosunek do nich większości drobnomieszczańskiego chrześcijaństwa, które zaczęło się opamiętywać. Przestali ich już przezywać Jesus Freaks, a zaczęli nazywać Jesus People, czyli ludźmi Jezusa, lub Ludem Jezusowym. Teraz w Ameryce modne stało się noszenie długich włosów i hippisowskich wdzianek. Niebawem każdy młody człowiek, który miał włosy poniżej uszu i odrobinę chrześcijańskich przekonań, był uważany za hippisa chrześcijańskiego. Przypomnijmy, że pierwszą reakcją większości kościołów na najwcześniejsze kontakty z hippisami chrześcijańskimi było zgorszenie, oburzenie i protest. Ich członkowie wcale nie mieli zamiaru wpuszczać gromady wstrętnych hippisów do swoich kościołów! Niektórzy z nich zaczęli się jednak opamiętywać, kiedy zorientowali się, że ci młodzi ludzie są rzeczywiście oddani Chrystusowi. Wówczas zaczęli myśleć, jak by wykorzystać ich młodzieńczy potencjał do przyciągania młodych ludzi do swoich kościołów szczególnie dlatego, że one same ustawicznie traciły ich tak wielu. Studenci z różnych chrześcijańskich organizacji zaczęli stroić się w hippisowskie piórka i udawać hippisów. W ten sposób niczym koń trojański „zapisywali się" do ruchu hippisów i oczywiście zaraz zaczęli uważać się za przedstawicieli hippisów chrześcijańskich. Studenci chcieli przede wszystkim zdobywać wiele dusz dla Chrystusa, szczególnie tych zagubionych, spośród nurtów niechrześcijańskich. W praktyce oznaczało to zdobywanie ich dla mieszczańskiego chrześcijaństwa. Kiedy studenckie organizacje chrześcijańskie, szereg lokalnych zborów i niektóre inne ośrodki religijne, zaczęły na szeroką skalę współdziałać z hippisami chrześcijańskimi. Wkrótce zdominowali hippisów chrześcijańskich samą swą liczebną siłą i sprawili, że nurt hippisów chrześcijańskich stał się ich własnością. Odtąd główny trzon w nim stanowili właśnie oni. W ten sposób zawłaszczyli go i zmienili na swoją modłę czyniąc z niego odrębny ruch, zamieniając jego teologię swoją własną. Gdy hippisi chrześcijańscy zostali odcięci od swoich korzeni w kontrkulturze, stali się częścią kultury, którą odrzucali. Ostatecznie pozostałość pierwotnego nurtu hippisów chrześcijańskich nie poddała się nowym tendencjom, albo odsunęła się tak całkowicie, że praktycznie znalazła się w zupełnej izolacji. Wielu wycofywało się ze społeczeństwa. Rozczarowane grupy i jednostki opuszczały rejon zatoki San Francisco, aby zakładać wiejskie wspólnoty. Inni rozpraszali się, migrując w różne strony świata. Na kanwie nurtu hippisów chrześcijańskich powstała Rock Opera Jesus Christ Superstar, choć oczywiście zrobili to ludzie niezwiązani z nimi. Powstały też inne dzieła muzyczne, jak gospel czy piosenka „Droga do Woodstock". Polski reżyser, Andrzej Wajda zrealizował film dla drugiego programu telewizji zachodnioniemieckiej pt. „Piłat i inni", opartej na motywach książki Michała Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata". Film ten wyraźnie był ukłonem w stronę hippisów chrześcijańskich.

64 komentarzy

Europa
2015-03-06 07:14
Hey! Pozdrowienia. Chcialbym sie dowiedziec Janie co sadzisz o dzialalnosci szkol waldorowskich. I czy spotkales sie z symbolika siedmiu aniolow..siedmiu promieni w powiazaniu z antropomorfizmem? To aktualne moje pytania i dla mnie istotne bo zyje w srodowisku gdzie elementy od architektury, szkolnictwa, rolnictwa i wychowania sa mocno powiazane i jakby uzupelnajace sie. To jedna czesc. Zbuntowany nie wiem z jakiej jestem bajki..wszystkiego mam po trochu..natomiast mam swiadomosc ze historia z gazeta Rozne Drogi mogla by nas wprowadzic do tzw.roli ksztaltowania opini. Zabraklo determinacji jednosci w byciu razem i zabraklo wizji co dalej...pieniedzy w konsekwencji tez. Do uslyszenia zobaczenia.hey Ps.przepraszam za literowki pisze z telefonu.
Zbuntowany
2015-02-08 00:58
kstaszynski@evbox.p //Od czego datujesz Zbuntowany, że jest 50-cio lecie, bo wikipedia mówi że jest 48-io lecie?// .............................. Stąd, że jestem dzieckiem epoki. Miałem wtedy 16 lat. ............ Rozumiem, że dla Ciebie nie musi to być argument, tak jak dla mnie autorytetem nie jest wikipedia. ......................... Wpisz w google : hippiesi w 1965 roku i zoobacz. Sam to z ciekawości zrobiłem.
Zbuntowany
2015-02-07 23:12
Prof. Bogusław Wolniewicz o wrogości żydów do Polaków. Podaje same fakty. Aż strach być Polakiem. https://www.youtube.com/watch?v=rkefsf9FyXk https://www.youtube.com/watch?v=TSovkTIOaIo
kstaszynski@evbox.p
2015-02-07 12:17
Od czego datujesz Zbuntowany, że jest 50-cio lecie, bo wikipedia mówi że jest 48-io lecie?
Z okazji 50 rocznicy powstania ruchu hippie *.*.*.*.*.*.*.*.*.*. https://www.youtube.com/watch?v=raNGeq3_DtM
Weronika
2015-01-31 18:48
Jeśli jakaś książka mi się podoba, lubię mieć ją na własność. Często wracam. Ale jasne, że nie ma problemu, zawsze coś znajdę. Kończę na dzisiaj. Hej!
Herbert
2015-01-31 18:43
Przeciez sa jeszcze biblioteki. W uniwersyteckich znajdziesz na pewno. TU JESZCZE INNE SPIEWY RACHMANSKIE: https://www.youtube.com/watch?v=fU_QFvkPJvw
Weronika
2015-01-31 18:38
Faktycznie, na allegro jest sporo jego książek... "Na wysokiej połaninie" nie na moją kieszeń. Cztery tomy to majątek. Będę przepatrywać, pewnie coś dla siebie znajdę. Pieśń wysłucham do snu - teraz za dużo rzeczy naraz weszło mi do głowy i nie odczuję tego odpowiednio mocno. Pozdrawiam!
Herbert
2015-01-31 18:08
„Na wysokiej połoninie", 4 tomy, wyd. PAX (Warszawa) 1980-1983; drugie wydanie ukazalo sie 2001-2005 w wyd. Pogranicze (Sejny): http://pogranicze.sejny.pl/biblioteka_vincenzowska,350.html naklad wyczerpany. sprobuj w antykwariatach, na alegro lub tez na olx.pl (dawniej tablica.pl). A TU PODAM CI JESZCZE PIEKNA PIESN RACHMANSKA: https://www.youtube.com/watch?v=aIlELFzVZU0
Weronika
2015-01-31 17:56
Dzięki. To ciekawe, jakie wędrówki odbywają różne pojęcia, jak tworzy się Mitologia. Jest taki wiersz Tolkiena, który dotyka tego tematu - "Mitopea": http://www.elendilion.pl/2014/10/12/j-r-r-tolkien-mitopoeia/... Herbert, zainspirowałeś mnie dzisiaj tym autorem. Chciałabym poczytać. Pewnie skazuję się na długoletnią wędrówkę po antykwariatach.
Herbert
2015-01-31 17:29
Stanisław Vincenz Wielkanoc Rachmańska Świętowanie rachmańskie, od dawna znane na całym wschodzie Rzeczypospolitej i w dorzeczu Morza Czarnego, zapewne najlepiej zachowało się w górach karpackich i może jeszcze się tam rozwinęło. Od dawna wierzy się, że za morzami, daleko na wschodzie słońca, niektórzy mówią "na największych górach na ziemi" - żyje cnotliwe, życzliwe dla wszystkich co żyje, a pokrewne nam plemię Rachmanów. Oddzieleni są od nas przeszkodami nieprzebytymi. A jednak modlitwą, postem nieustannym, życiem pełnym cnót w miłości i w zgodzie wzajemnej utrzymują ten nasz świat ludzki i odnawiają go. Wszystko co dobre im zawdzięczamy, dzięki nim żyjemy na tym świecie. "Rachmanowie to chrześcijanie" - tak się powiada - ale osobliwi jacyś, mnisi widocznie i zapewne czarownicy potężni lecz łagodni. Dalecy oni a bliscy nam, chyba nie co innego jak ludzie, a jednak nadludzcy jacyś i uświęceni. Z tymi dalekimi istotami możemy się komunikować raz do roku. A może dwa razy? Naprzód my dajemy im znak: w Wielkim Tygodniu zaczynając od środy, czasem aż w piątek lub w sobotę, taki jest obyczaj, rzuca się skorupki jaj wielkanocnych lub pisanek przygotowanych zawczasu, na wodę płynącą. Za pięć i pół tygodnia skorupki przemienią się znów w jaja i dopłyną do Rachmanów, tak się wierzy. Wtedy oni, Rachmanowie, podzielą się jajkiem wielkanocnym. Są tak zgodliwi, że dla dwunastu starczy jednego jajka. Świętują Wielkanoc swoją - rachmańską. Z kolei sami dają nam znak: dzwonią w dzwony. W dniu tym nasi ludzie w górach przykładają ucho do ziemi. Powiadają że słyszą dzwonienie zza dalekich mórz. W tym dniu świętujemy tutaj u nas Wielkanoc nazwaną rachmańską. Trudno w to prawie uwierzyć, ale nie ulega wątpliwości, że do wszystkiego tego dały zaczyń niegdyś wiadomości o Indiach, o Brahmanach czy też o klasztorach buddyjskich, przekazane zachodniemu światu przez ciekawych podróżników i pisarzy greckich. Według relacji znajdującej się u Strabona, uczeń szkoły tzw. cyników, imieniem Onesikritos, który jako morski oficer Aleksandra Macedońskiego przebywał u Indów, napisał pierwszą książkę o Brahmanach czyli jak ich nazywał gimnosofistach. Te wiadomości dostały się do powieści aleksandryjskich, a nowogrecka wymowa zmieniła Brahmanów na Wrachmanów i w tej formie dotarły te tradycje o Urachmanach lub Rachmanach do kronik staroruskich, jak je znajdujemy w tak zwanej "letopisi Nestora". Święto rachmańskie ma ton szczególny: od ludzi - do ludzi zwraca się znak-ofiara i słowo modlitewne. Od ludzi omylnych i niemądrych do mędrców, od skłóconych i zawistnych do zgodliwych, od grzesznych i gnuśnych do miłosiernych i przyjaznych światu - Rachmanów. Jak świętować ten dzień? Przepisów na to nie ma. Jak najgodniej! To rzecz osobista, intymna prawie każdego człowieka lub każdej rodziny. A może jeszcze inne tchnienia się tu dołączyły? Może biblijne powiedzenie, wzruszające lecz dumne starohebrajskie "rachmonim bene rachmonim" - co znaczy: miłosierni synowie miłosiernych (tak Żydzi powiadają o swoim rodzie) - położyło swą pieczęć. Przypuszczano także, co jednak nie tak przekonywujące, że początkowe słowa Koranu "Bismillahi rachmani" (W imię Boga wszechmogącego, miłosiernego) weszły do tego stopu. W mowie pozostały trwałe ślady, jak słowo "rochmanić" w starej polszczyżnie, co znaczy łagodzić, ujarzmiać. A tu u nas słowo "rachmanny" znaczy łagodny, miłosierny, i dalej dają świadectwo swe przysłowia ludowe i liczne nazwy miejscowości na całym wschodzie Rzeczypospolitej. A wszystko to jakby pretekst tylko. By stopić różne tęsknoty: wzniesienie mistyczne Indii i jej tolerancję. Żydowski kult miłosierdzia. A gdyby tamto przypuszczenie co do Koranu było słuszne, mahometański pęd do jednoczenia ludzi. Poprzez starogrecką ciekawość i pasję do charakteryzowania, poprzez aleksandryjską skrzętną uczoność. Całość jak witraż na tle nieba gwiażdzistego na mrocznym tle średniowiecza: nadawało ono wieściom tym taką cechę odległości, taką perspektywę, jakby się działy między niebem a ziemią, albo gdzieś na innej, nieosiągalnej ziemi. Wszystko zaś złączyła słowiańska dobroć, serdeczność ruska, serce miłujące, gościnne dla świata. Uczymy się, czego nas też uczyć powinny dzieje Rzeczyposopolitej, jak potrzebne, jak cudowne nawet są te zaślubiny dalekich światów. Zaślubiny Rusi i Rzeczypospolitej z Indią. ("Na wysokiej połoninie“, t. 4: „Barwinkowy wianek", Warszawa 1983, s. 437-439)
Weronika
2015-01-31 17:25
Herber, wybacz, jeśli Cię tymi pytaniami zamęczam, ale właśnie skończyłam czytać zamieszczony na tamtej stronie tekst pt. "Tylko przyjaźń uzdrowi świat" i... Mam wrażenie, że zdążyłam tutaj, w komentarzach, nad wieloma rzeczami się już pozachwycać, ale chyba nie szkodzi, że... Przecież to jest genialne! http://e-radar.pl/PL/magazyn/10-2014/tylko,przyjazn,uzdrowi,swiat.html Czy "Rachmańska kraina" jest podobna do tej próbki twórczości Vincenza, pisana podobnym językiem i dotyczy właśnie tego?
Herbert
2015-01-31 17:15
https://www.youtube.com/watch?v=1Yi5qxcl698 ... oraz https://www.youtube.com/watch?v=Qlg6AM7WDsQ
Weronika
2015-01-31 16:54
Z tego wywiadu: "Zresztą niech się denerwuje, bo wtedy rozszerza swój horyzont" - bardzo dobre... Dziękuję, że jednak podzieliłeś się historią. Można znaleźć w internecie autentyczną huculską muzykę?
Herbert
2015-01-31 16:15
http://e-radar.pl/PL/magazyn/10-2014/w,poszukiwaniu,slowianskiej,atlantydy,2.html (...) Do Polski trafiłem 37 lat temu razem z hipisami, którzy byli poszukiwaczami sensu, wszystkim się interesowali, grzebali w mitologiach, w religiach, chcieli wszystko wiedzieć. Chciałem ich znaleźć. W związku z tym, że Vincenz doktoryzował się z filozofii Hegla, był miłośnikiem Dantego, tłumaczył jego dzieła, znał sanskryt, interesował się filozofią indyjską, już wtedy znalazłem jakąś wspólną z nim płaszczyznę. Był na swój sposób człowiekiem renesansu, chwytał się spraw bardzo odległych. To wszystko jest mi bliskie, dlatego bardzo mi pomaga. Inaczej bym w ogóle się za to nie brał. Chciałbym zatem, aby czytelnik niemiecki mógł dowiedzieć się, że takie perły w Europie jeszcze istnieją. Na Huculszczyźnie i w literaturze. Czytelnicy tego pokroju na szczęście jeszcze istnieją, i gdy odkrywają Vincenza, są w najprostszy sposób zachwyceni. Pana niegdysiejsza wędrówka jako hipisa również wiązała się z tym nurtem - poszukiwania korzeni, pradawności? Raczej poszukiwania transcendencji, poezji życia, podobnie jak u Edwarda Stachury. Wtedy, już w latach 70. w NRD, byłem bardzo ciekawy, o czym chociażby śpiewa Czesław Niemen. Chodzi tu nie tylko o szukanie archaiczności i dawnego świata, ale pewnej otwartości, tego, czego na Zachodzie raczej już nie ma. To nie jest tylko problem komunizmu, lecz bardziej problem niemieckiej mentalności, można powiedzieć, że jeszcze pruskiej. Napisałem kiedyś książkę "Z Czerwonych Prus do Małych Indii", gdzie NRD to właśnie Czerwone Prusy, a Polska to w tamtych czasach były dla nas Małe Indie. Podróżować do prawdziwych Indii w końcu nie mogliśmy, był to jednak obszar naszej fascynacji. Mieliśmy wtedy wielką potrzebę tworzenia, młodzież była naładowana inspiracjami, muzyką – Osjan, SBB, Niemen, Grechuta… To wszystko również mi pomaga. Chcę podkreślić, że przez również dzięki muzyce natknąłem się na Vincenza. (...) Vincenz jest staroświecki, kontemplacyjny, niezgodny z dzisiejszym duchem czasu. Co prawda wciąż cieszy się zainteresowaniem badaczy, jednak aby poznać świat Vincenza, trzeba wyjść poza literaturę. Znaleźć kontekst, zafascynować się danymi kulturami, muzyką, filozofią, inaczej się nie da. Wychodzi też na to, że Vincenz jest nie na czasie. Tym bardziej mnie to bawi i interesuje, bo ja również nie jestem na czasie. Nie przeszkadza mi to jednak, by spróbować odkryć Vincenza dla niemieckich czytelników. Chodzi bowiem o to, że Niemcy z całym swoim zagubieniem, pustką metafizyczną dobrze, aby odkryli Vincenza. Na pewno wyjdzie to im na dobre. Jeśli nawet nieliczni, będzie to już dla mnie wielki sukces.
Weronika
2015-01-31 16:05
//A pamiętasz o czym rozmawialiśmy w cafe "Między Słowami" na Chmielnej i jak jedna pani z oburzeniem się na nas patrzyła? Albo jak ten pan chodził w tę i we wtę, obserwując nas, kiedy siedzieliśmy na ławce w Parku Saskim?// Oczywiście, że pamiętam. Minęło już trochę czasu, to prawda, ale nie ma powodów, by wątpić w moją pamięć. A na pytanie nie odpowiedziałeś. Mam nadzieję, że kiedyś będzie jeszcze okazja o tym porozmawiać, skoro tutaj nikt nie okazuje zainteresowania tym tematem. Może nawet uda się porozmawiać na żywo i znów znajdzie się ktoś, kto będzie na nas dziwnie patrzył – w końcu mężczyzna po sześćdziesiątce i nastoletnia dziewczyna rozprawiający między sobą swobodnie o ekonomii to widok zaiste niecodzienny :) A Teatrzyk sam się zamknie, kiedy goście się rozejdą. Nie wypraszaj nas jeszcze. Herbercie, mówisz, że nie można żyć tylko nostalgią i masz w tym rację, ale czy nie jest przyjemnie opowiadać historie, kiedy ktoś chce słuchać? Cenię sobie długie opowieści o czasach, które były dla snującego opowieść piękne i do których lubi wracać pamięcią. Lubię oglądać stare albumy ze zdjęciami. Album mojego ojca znam może nawet lepiej niż on sam. Zbuntowany zachęcił Cię do opowiedzenia historii... Nie wiem, o co chodzi, ale tajemnicze hasło “z Czerwonych Prus do Małych Indii” brzmi interesująco. Szkoda, że odmówiłeś nam opowieści.
Herbert
2015-01-30 23:13
Z Czerwonych Prus do Małych Indii. Owszem. Ale to było dawno temu. Nie można żyć tylko nostalgią. Jak Ty żyjesz dziś? Chyba bardziej w internecie niż w realu? A jak żyje Twoja rodzina? Poza pięknymi słowami widzę na Twojej stronie tylko frustrację i polemikę.
Zbuntowany
2015-01-30 18:29
// Zbuntowany, rozmawialiśmy kiedyś o nowej ekonomii // Tak Weroniczko, zgadza się. A pamiętasz o czym rozmawialiśmy w cafe "Między Słowami" na Chmielnej i jak jedna pani z oburzeniem się na nas patrzyła? Albo jak ten pan chodził w tę i we wtę, obserwując nas, kiedy siedzieliśmy na ławce w Parku Saskim? ...................................................................... I tym miłym akcentem- ponieważ nasi goście już się znudzili - chciałem zamknąć już nasz Teatrzyk. A zatem dowidzenia Szanownemu Państwu.
Zbuntowany
2015-01-30 16:32
Hey Herbert ! Kiedyś opowiadałeś jak to Ty z Przyjaciółmi przyjeżdżaliście z Czerwonych Prus do Małych Indii. Po muszą być dla Ciebie niezwykłe wspomnienia.
Weronika
2015-01-30 16:12
//Odpowiedziałem, że siedzieliśmy na podłodze i nic nie robiliśmy, Byliśmy bardzo szczęśliwi, że możemy być razem. I zawsze tak było.// To jedno z najpiękniejszych uczuć... Kiedy się wie, że nie trzeba nic robić i czerpie się z samej obecności drugiego człowieka czystą radość... Jak przy czytaniu pięknego wiersza, taki sam zachwyt... Może nawet bardziej głęboki, bo przecież człowiek jest jeszcze większym dziełem - dziełem najgenialniejszego Artysty. Dzięki, Zbuntowany za ten opis! Czytanie o czymś takim już wprawia w ten nastrój piękna.
Weronika
2015-01-30 15:59
Zbuntowany, rozmawialiśmy kiedyś o nowej ekonomii, ale chyba nie zapytałam Cię wtedy, a jest to dosyć istotne, jakie właściwe widzisz szanse wprowadzenia jej zasad w życie u nas, w Polsce? Pisałeś, że... Czekaj, nie mogę znaleźć cytatu... No trudno, będzie bez cytatu... No więc pisałeś, że nieprawdziwe jest twierdzenie, że nie mamy żadnego wpływu na to, co się dzieje, że możemy zmienić system, jeśli chcemy... Ale jak? Jaką widzisz drogę, jakie szanse? Praca u podstaw, edukacja, marsz przez instytucje?...
Zbuntowany
2015-01-30 15:25
HeY Milimetr, he he:))) To był strzał w dziesiątkę, trafiłeś, bo jest jak napisałeś. Ale może być inaczej, jeśli ludzie się w porę przebudzą i zechcą.
Zbuntowany
2015-01-30 15:08
Szuwarku napisałeś: //Nie zmienia to mojego faktu że się brandingujecie,// ………….Nie wiem co znczy to Twoje słowo „branding-ujecie” i nie chcę się jego nauczyć. Może dlatego, że usłyszałem je teraz od Ciebie w sposób namolnie powtarzany. Z odpowiedzi Weroniki na Twój koment , mniej więcej zorientowałem się, co to słowo znaczy. Ponadto użyłeś je w różnym kontekście tak, że je wyczuwam, ale strasznie mi się nie podoba. Jest to cecha charakteru bardzo mi odległa, wręcz obrzydliwa, a Ty jeszcze mi ją imputujesz. Ty w ogóle patrzysz na świat przez pryzmat Twojego „brandzlowania” :) Zachowujesz się niczym złodziej, który we wszystkich ludziach widzi tylko złodziei. Dyskutujesz nie ze mną, ale ze swoimi projekcjami, które potworzyłeś. Ty nimi mnie obrażasz. To są niczym nie uzasadnione insynuacje. Powiedz mi, gdzie ja kiedykolwiek powiedziałem, lub napisałem, że hippisów-ateistów nie uznaję za prawdziwych hippisów? Nigdy też nie spotkałem hippisów chrześcijańskich, którzy by odmawiali tego tytułu ateistom, którzy uważają się za hippisów. Jeżeli pojawia się nieuznanie hippisów jednych przez drugich z motywów religijnych, to jedynie przez ateistów i to nie przez wszystkich, a tylko przez hippisów nazywających siebie – hippisami ANTYklerykalnymi. Jeśli ja niektórych z nich nie uznaję za hippisów, to nie dlatego, że WIERZĄ w to, że Boga nie ma, ale dlatego, ale dlatego, że ktoś jest agresywny, ciągle mówi, komu zamierza spuścić wpier.ol. Jest arogancki, chamski, znęca się psychicznie nad słabszymi itd. itp. Takie typy zdarzają się w różnych grupach hippisów niezależnie od deklarowanych przez nich przekonań religijnych, czy światopoglądowych. Jak ja mogę kogoś uznawać za hippisa, który niby utożsamia się z z takimi wartościami jak: Miłość, Pokój, Wolność, jeśli widzę, że on mnie nie lubi, że on ludzi nie lubi, że jest agresywny, brutalny, wulgarny, to ja od takich uciekam. To są dla mnie łobuzy, a nie hippisi. Hippis to ktoś więcej niż człowiek nieagresywny. Hippis to także ten przy którym mam poczucie bezpieczeństwa, któremu nie wstydzę się powiedzieć o sobie czegoś, do czego w obawie przed wyszydzeniem ludzie się nie odsłaniają. Wstyd jest samoobroną. Dawniej hippisi nazywali siebie nawzajem przyjaciółmi. Właśnie z racji na tą cechę, że mogli przed sobą nawzajem obnażać swoje wnętrze, bo Przyjaciel to człowiek, który jest przy mojej JAŹNI, a ja przy jego. Przedwczoraj odwiedzili mnie; Frantz z Sokratesem. Rozmawialiśmy o czym my tu piszemy. I zapytał mnie Frantz: Co robiliście, kiedy spotykaliście się razem w latach ’70 na Skaryszewskiej? Co piliście, co robiliście itp. Odpowiedziałem, że siedzieliśmy na podłodze i nic nie robiliśmy, Byliśmy bardzo szczęśliwi, że możemy być razem. I zawsze tak było. Kiedyś nas tzw. młodzież bananowa zaprosiła na prywatkę. A my posiadaliśmy sobie na podłodze i bardzo cieszyliśmy się sobą nawzajem. O jej, co tamci nie robili, żeby jakoś nas rozbawić. Częstowali nas smakołykami, puszczali skoczną muzykę. A tu nic. Podejrzewali, że nimi gardzimy. Mówiliśmy, że jesteśmy szczęśliwi i że jesteśmy wdzięczni, że nas zaprosili. Czy nie jest teraz tak między nami?
Zbuntowany
2015-01-30 01:34
Dobra Wiadomość – część 3 Przyzwyczailiśmy się do tego, że pieniądz jest atrybutem pracownika. To nie jest prawda. Pieniądz ma być atrybutem konsumenta. Jeśli konsument nie ma pieniędzy, to ten produkt jest niesprzedawalny. Więc co prawda oferta jest, ludzie chcą kupić, ale sprzedać tego nie można. MIEJSC PRACY BĘDZIE UBYWAĆ ! .. Dlaczego? Bo jest postęp technologiczny. Odkrycia, wynalazki, nowe technologie. Całe pokolenia na to pracowały, żeby nas uwolnić od ciężkiej pracy. – Jakiś absurd! Najpierw się od niej - ( od ciężkiej pracy) – uwalniamy, a potem o niej marzymy. Maszyny nas wyzwoliły od tej pracy. ……… Popatrzcie: W Hucie Warszawa zatrudnionych było 12 tysięcy osób. Dzisiaj zatrudnionych jest 500 osób. Produkcja ma tę samą wartość. Tam już nie ma hutników. Tam są tylko automaty. No to skoro te automaty wyręczyły nas z pracy. No to co, czy teraz mamy umierać z głodu? Nie! Pieniądz należy się wszystkim i to jest zasadnicza sprawa. Obecnie w USA w rolnictwie zatrudnionych jest tylko 2% obywateli. W całej produkcji w Stanach zatrudnionych jest tylko 10% obywateli i oni wykonują całe zapotrzebowanie konsumentów i jeszcze pozostaje ogromny nadmiar produktów. Sklepy zawalone towarami. Magazyny pękają w szwach. Wiele towarów się niszczy po to, aby utrzymać ceny. Z drugiej strony obserwujemy, jak rozszerza się sfera ubóstwa. Ludzie nie mają jedzenia, opału, mieszkań, pomimo, że to wszystko jest. Są chętni do pracy, są materiały z których można produkować. Ale produkcję się wygasza, ponieważ jest za mały zbyt. … Problem tkwi w pieniądzu. ….. Teraz się zorientowałem, że abyście się zorientowali, na czym polega Dobra wiadomość, to musiałbym Wam, bardzo dużo różnych przedstawić i wyjaśnić. A nie wiem, czy to ma sens z racji na nikłe zainteresowanie tymi zagadnieniami. …………………………………………………………………………………………………………… Świat według Nowej Ekonomii , którą chciałem Wam przedstawić jako dobrą wiadomość, będzie, czy byłby Światem Nowej Cywilizacji. W Nowej Ekonomii będą zlikwidowane wszelkie podatki. Każdy obywatel Polski od niemowlęcia do starca nad grobem będzie otrzymywał co miesiąc dywidendę jako dochód gwarantowany. Według obecnego PKB w Polsce suma ta wynosiłaby na jednego obywatela około 850 zł. Dla każdego człowieka będzie zagwarantowane mieszkanie jako prawo człowieka. To jest dochód gwarantowany dla każdego obywatela Polski, niezależnie czy pracuje, czy nie. Natomiast dochód z tytułu pracy, przedsiębiorczości nie będzie opodatkowany. Będzie to czysty zarobek netto. Rząd cele budżetowe będzie realizował z kredytów zaciąganych w Centralnym Banku Narodowym Polski, a zwracał będzie dług poprzez wykonane projekty. Zlikwidujemy pieniądz dłużny, a wprowadzimy bez odsetkowy. Zlikwidujemy rynki finansowe, pieniądz nie może być towarem. Ponadto zakazane będzie w Polsce GMO. ……… Zakazane będą chemiczne opryski nad Polską - zbrodnicze chemtrails. ……… Skończymy ze zbrodnią przymusowych szczepień. ……….. Zakazane będzie stosowanie do spożycia zabójczego aspartamu. ………. Wędliny nie będą szprycowane obrzydliwościami co praktykuje się obecnie, że z 1kg mięsa, robi się 2kg „szynki”. ……………..Wprowadzimy produkcję samochodów na wodę. Telefonia będzie darmowa. Odmówimy płacenia opłat klimatycznych CO2. ……..Wystąpimy z NATO, UE, WTO i WHO. W sprawie kolonialnego zadłużenia Polski wystosujemy Moratorium. Więcej informacji na ten temat szukajcie w internecie pod hasłami: Nowa Ekonomia, Nawigatorzy Jutra. Dwumiesięcznik: „Michael”, Głos Ulicy. …………………………………………………………………………………………………………….. Obecna ekonomia wykładana na uczelniach, nie jest ekonomią, ale IDEOLOGIĄ. Prawdziwą ekonomię jest w stanie pojąć przeciętne dziecko z V klasy szkoły podstawowej, ale się jej nie uczy. Obecnie światowi oligarchowie finansowi, banksterzy, z wiedzy na temat kreacji pieniądza, zrobili wiedzę tajemną, dostępną jedynie dla wybranych.
milimetr
2015-01-29 17:26
haha, era dobrobytu, wiesz jaka róznica jest? kiedyś chodziło sie do pewexu , dziś pewex sam wychodzi do nas, ale jedno się nie zmieniło.., możesz popatrzeć sobie...
szuwarek
2015-01-29 15:45
Okay Zbuntowany, trochę sobie poleciałem, ale nie nazwałem Cię kretynem, a tylko powiedziałem że z siebie niego robisz. Wypadało by mi Cie przeprosić, więc Cię przepraszam, bo nie o to chodziło mi by Ciebie urażać. Nie zmienia to mojege faktu że się brandingujecie, czy też jak ja na to mówię "brandzlujecie" (wszelkie skojarzenia są przypadkowe). Ciekawy jestem którzy są tymi prawdziwymi hipisami a którzy tymi podszywanymi? Oczywiście wiem co możesz mi odpowiedzieć, tylko Ci chrześciajańscy są prawdziwi, a reszta to bitnicy. Nie pisałem bo mieliśmy eksmisję, po prstu nikt nie poszedł do sądu na rozprawę, (wtedy kiedy pisałem poprzednie komentarze), a potem było jeszcze śmieszniej bo się okazało że goście nie pamiętają gdzie był ten lokal który mieliśmy otworzyć, więc wyszło na to że robimy skauting w nocy, a wiesz zamiast chodzić tak bez celu, to też wolałbym sobie bzdurki popisać. Teraz wpadłem do hackspace (wiesz, muszę używać monitora, bo mam zepsuty laptop a nie chcę mi się pracować jeszcze) tylko po to żeby naprawić sobie grzejnik, bo na tym nowym squacie nie ma centralnego jak w poprzednim a jest jednak trochę zimno w nocy (wiesz, wtedy jak jechałem na to śniadanie, to mi zamarzł hamulec tarczowy - tylnego nawet nie próbowałem używać, bo te koło jakie mam z tyłu to chyba lepiej go nie ruszać i szukam innego ale muszę na czymś jeździć - i się skończyło tak że musiałem zeskoczyć z roweru żeby się zatrzymać przed samochodem - całkowicie moja wina, jeszcze jechałem pod prąd bo mi się nie chciało naokoło wysepki na skrzyżowaniu - no i zdecydowałem że jednak pojadę się wyspać - i bardzo dobrze bo się dowiedziałem o tym sądzie, zaraz potem przyszły papiery z IPO i trzeba się pakować i niestety szukać czegoś). Masz rację że piszę trochę bez sensu, ale ja tak nawet robię świadomie. To trochę taki "strumień świadomości" i wynika z mojego lenistwa - tak jak właśńie teraz to robię - chociaż teraz też nie mam za dużo czasu, a pomyślałem sobie że powinienem Ci odpisać jak najszybiej, no więc robię to bez jakichś poprawek itd. Dlaczego tak robię? A dlaczego mam się wysilać? Czy ty się wysilasz podając jakies informacje jak np. o tym Baudelaire? Bo ktoś tam coś powiedział itd. To taki pudelek jest tutaj więc piszę tak jak do pudelka. Lecę już bo się ciemno robi. Może tu jeszcze wpadnę wieczorem, chociaż mam robotę, bo chcę sobie box na squacie zrobić, taki mieszkalny, już trochę zacząłęm i jeżeli ma go sens robić to właśnie teraz na samym początku, głównie dlatego że prawie wszyscy tam palą. Na poprzednim squacie było tak że paliło się tylko na dole (albo w kiblu), ale tu jest trochę inaczej i nie sądzę żeby to przeszło, no ciężko jest być w mniejszości. A jak to tam z tym KGB i hipisami było? Czy to KGB stworzyła hipisów?
Zbuntowany
2015-01-29 00:06
Dobra Wiadomość – część 1 Chciałem podzielić się z Wami czymś, co może rozwiązać egzystencjalne problemy zwłaszcza ludzi młodych, a szczególnie osoby o mentalności hippisowskiej, ale nie tylko. Pamiętam co było moim największym problemem, kiedy chciałem sobie jakoś życie ułożyć. Pamiętam, co było największym problemem hippisów, zwłaszcza zimą. Hippisi generalnie lubili ciepło i jakieś miejsce, gdzie by mogli spokojnie mieszkać, a potem dopiero szukać zajęcie, które by ich satysfakcjonowało i przynosiło dochód. Mówi się, że dzisiaj w Polsce żyje 80% ludzi w stresie, a reszta w Anglii. Dzisiaj chciałem Wam powiedzieć, że i w Polsce nie musimy żyć w stresie, dlatego, że żyjemy w epoce dobrobytu. Wiele ludzi nie tylko w Polsce żyje w stresie, ponieważ nie mają pieniędzy. Każdy próbuje zdobyć te pieniądze, ale skąd je zdobyć, jeżeli jest ich coraz mniej, ponieważ jest kryzys finansowy. A jeżeli jest pieniędzy coraz mniej, to zaczynamy się bić między sobą o te okruchy, które leżą na stole, żyjąc w obfitości rzeczy i niedostatku pieniądza. Paradoks !!! Zapraszam Was, do zgłębienia tych dramatycznych czasami informacji, jak skonstruowana jest nasza ekonomia, ale tylko po to, ażeby powiedzieć, że INNY ŚWIAT JEST MOŻLIWY, że inna ekonomia jest możliwa. Obecna ekonomia nie służy człowiekowi. A jeśli tak, to trzeba system zmienić. Czas na jego przebudowę, od podstaw, od fundamentów, od zakwestionowania jego założeń. W 2008 roku, na ulice wielu miast Europy i Stanów Zjednoczonych wyszły miliony ludzi, którzy nazwali się OBURZONYMI. Ci ludzie żądali jak niewolnicy, żądali lepszego traktowania, poluzowania im obroży szyi. To nie tędy droga. I ja nie wzywam do wyjścia na ulicę. Potrzeba tylko zmiany świadomości ludzi. Zobaczcie, że obecny system jest systemem zniewolenia kolonialnego całego narodu. Żeby ten stan zmienić potrzeba nam WIEDZY. Przyjmijcie do wiadomości, że nasze uczelnie ekonomiczne, kształcą tylko specjalistów dla korporacji, czyli kształcą specjalistów, którzy będą kolaborantami naszych kolonizatorów, bo przecież te korporacje nas kolonizują.
Zbuntowany
2015-01-29 00:03
Dobra Wiadomość – część 2 Moi drodzy, niepostrzegalnie, ale w sposób widoczny dla każdego z nas zmienił się świat. Z Ery Niedostatku, przenieśliśmy się w Erę Obfitości. Chcę to zilustrować, żeby przemawiało to do wyobraźni. W erze niedostatku, na 10 bosych, czekało 6 par butów. W erze obfitości …, tu trzeba zmienić pytanie. Ile obecnie butów czeka na 10 bosych? Obfitość, prawda. To jest ERA NADMIARU. Dlaczego? Bo możemy zapytać jeszcze tak: Ile par butów mogłoby czekać na 10 bosych, gdybyśmy uruchomili wszystkie rezerwy produkcyjne? Zatem żyjemy w wielkiej obfitości. W obfitości żywności, w obfitości mieszkań, w obfitości wszelkich innych dóbr pomnażalnych. Są to rzeczy, które możemy produkować w nieskończoność. Nie ma ograniczeń produkcji. Żyjemy w Erze Obfitości , a ja nie mogę związać koniec z końcem. Martwię się o przyszłość moich dzieci… Przecież ja ten niedostatek czuję na własnej skórze. O co chodzi? Z jednej strony – Obfitość dóbr Z drugiej, mnóstwo chętnych do nabycia tych dóbr. Czego w środku brakuje? Brakuje pieniądza. Żyjemy w erze PLANOWEGO NIEDOBORU pieniądza. Tego pieniądza SIĘ SPECJALNIE NIE DAJE !!! Pieniądz powinien być tylko pośrednikiem w wymianie, a stał się monstrum, który nas niszczy. Czy można to zmienić? Oczywiście, że tak. /Część 3 – jutro/
milimetr
2015-01-28 18:44
:) ja pałowany nie byłem przez MO , :) widzę Zbuntowany że ten Szuwarek za dużo nie wie o Tobie, no ale trzeba taki zwrot akcji mieć również na uwadze:) Co do Szuwarka tekstów to czuję się za mały by na takie pytania dawać odpowiedzi , A co do wpisu Weroniki:), no czasem tak bywa że są przypadki, czasami tylko a czasami aż....
Weronika
2015-01-28 00:18
Hej, Milimetr. Parę dni temu pokazywałam przyjaciółce pismo "Na zupełnym hayu", gdzie był wywiad z Tobą i właśnie zwróciła uwagę na Twój pseudonim i zapytała: "Ciekawe czemu Milimetr?". Dzisiaj się z nią widziałam i zachęcałam, żeby tu zajrzała, a Ty akurat dałeś odpowiedź na jej pytanie. //Jeśli się nie mylę to kiedyś w tradycji hipisowskiej było nadawanie komuś pseudonimu..// Bardzo mi się to podoba. To tak jak Zbuntowany napisał, że "im więcej będzie w ruchu obrzędowości i rytuałów psychodelizmu, tym ruch hippisowski będzie silniejszy". I piękniejszy.
Zbuntowany
2015-01-27 21:57
Szuwarek napisał: ... //A mnie ciekawi takie pytanie: na ile jesteśmy sobą?// ..... To napisz na ten temat jakiś felieton i będziemy nad nim dyskutować. Czytam sobie tak Twój komentarz i nawet trudno mi coś z tego zacytować, bo to takie rozlazłe. Nie trzymasz się tematu. Piszesz o wszystkim. Skaczesz od ściany do ściany. Nieuważnie czytasz. Często dyskutujesz nie ze mną i nie z Weroniką ale z tym co sam napisałeś, czyli z samym sobą. Napisałeś: //Uważam że za dużo brandingu jest w naszym życiu a za mało rzeczywistości. I wiem nawet dlaczego - bo jesteśmy tak zniewoleni że już nas praktycznie nie ma, nie ma nas jeżeli jakiś branding za nami nie stoi. Jeżeli nie stoi za tym duża reklama i duże pieniądze na wypromowanie tego brandingu. Nie łudź się, nie inaczej było z hipisami ……//STOP , Votum Separatum . Słowo my, jest tu nadużyciem. Zapędziłeś się., Odpowiadaj tylko za siebie. Z hippisami było różnie, bo to ruch pluralistyczny, ale Ty raczej piszesz o hippiso-podobnych .. Dlatego nie będę podejmował na te tematy z Tobą dyskusji , bo przy tak wielkiej z Twojej strony ignorancji, można by się wykończyć. Z uporem maniaka powtarzasz swoje obsesje. ……. Napisałeś: //(Właściwiej to nawet uważam że ta strona jest kreacją tego o co niby cały ten punkowy muzyczny ruch walczył - niezależnej muzyki od wielkich koncernów - ale czemu tak mało teraz tam punka?) Wiesz, ja nawet samego brandingu tak nie krytykuje, może jest on potrzebny w biznesie, ale to wcale nie znaczy ze ja chcę być częścią niego.//……. I znowu. Człowieku, z kim Ty tu dyskutujesz? To nie ten temat. Wiesz co, muszę Ci zacytować Stefana Kisielewskiego, potocznie zwanego Kiślem. Otóż on powiedział: że „Najtrudniej obalić argument, który nie jest na temat.” I oto – UWAGA- następne kwiatki - cytuję Szuwarka: // Ale jeżeli dwóch starych facetów (mówię tutaj o Zbuntowanym i Kubusiu) walczy o te nazwy i o to, kto się może nazywać hipisem, to wiesz jakich oni dla mnie z siebie kretynów robią? A gdzie są Ci prawdziwi hipisi, Ci których policja pałowała a oni trzymali się swoich wartości dlatego że były to ich wartości? Gdzie są Ci ludzie których jeśli nie naśladować to chociaż chciałbym opierać się na nich? Przecież to nie mogą być oni. I pewnie nie są, tylko najgłośniej krzyczą, każdy dla swojej agendy, wedle swojego brandingu. // ……. Szuwarku, a co Ty wiesz o mnie? Na jakiej podstawie takie wyroki wydajesz? Czujesz się niedowartościowany? Dlaczego wyzywasz mnie od kretynów? Na jakiej podstawie stwierdzasz, że prawdziwym hippisem nie mogę być ja? A Weronika i Milimetr też nie? Po prostu pytam z ciekawości? Jeśli pałowanie przez MO – (Milicję Obywatelską) miałoby być, tym rozstrzygającym kryterium o tym, kto jest hippisem, to Weronika nie była jeszcze pałowana. A czy Milimetr?, to nie wiem. …………. Cytat: // Nie wiem, może właśnie dlatego, że bardzo Zbuntowanego lubię, to bardzo mnie wkurza, gdy pisze głupoty. I dla tego go krytykuję. I będę krytykował.// …..O’key! Krytykuj, tylko konkretnie, proszę cytować moje „głupie” wypowiedzi. Proszę o fakty, zamiast obrzucać mnie inwektywą, bo to brzydka postawa.
milimetr
2015-01-27 18:50
Dla czego milimetr?, :) zaczęło się od tego że kiedyś na zlocie w Rumi powiedziałem że Ojciec nazywa mnie malutki a niektórzy mały , na co Poeta stwierdził że małych jest już sporo i będę się nazywał milimetr, tak oto, i to po hipisowsku został moim ojcem chrzestnym:) Nie przeszkadza mi to, przez te lata przywykłem i nie ma sensu mieszać , kto chce mówi milimetr a kto chce mówi wojtek . gdy napiszę np. na yutubie wojtek.., to można się nie zorientować o kogo chodzi , ale gdy napiszę milimetr to prędzej wiadomo o kogo chodzi , nawet jeśli się słyszało tylko o mnie a się nie zna osobiście. To w sumie taki adres pocztowy do człowieka. Jeśli się nie mylę to kiedyś w tradycji hipisowskiej było nadawanie komuś pseudonimu..
Zbuntowany
2015-01-27 16:31
HeY Ludzie ! Witam Was w nowym dniu. Witam Cię Milimetr. Nie zapomnę jak fajnie ugościłeś mnie u siebie w Łukowie i jak klimatowo grałeś na gitarze i śpiewałeś u mnie w tipi. Było już późno w nocy, niektórzy kimali przy ognisku. Witam Cię Grzegorz. Nie miałem okazji Cię poznać, ale dziękuję Ci, żeś przyszedł mi w sukurs. Dziękuję Ci że zdjąłeś ze mnie niesprawiedliwych pomówień. Wątpiącym polecam Maxa Kolonko, który w formie możliwie najdelikatniejszej powiedział jak jest. https://www.youtube.com/watch?v=9v00dFYt_fI Witam Cię Szuwarku. Ach Ty się ze mną masz. Za wolno piszę, żebym mógł z Tobą w tej formie dyskutować. Nikt by naszej dyskusji nie czytał, ze względu na obszerne wypowiedzi. Kaja by nas musiała pogonić. Może spotkamy się kiedyś na żywo (?) Witaj Weroniko. Zaraz zabiorę się do pisania Dobrej Wiadomości, tylko wątpię czy się zmieszcę w jednym komentarzu. Na jutro może będzie .Pozdrawiam wszystkich czających, czających się i uczestniczących choćby poprzez czytanie.
Weronika
2015-01-27 14:36
//Czy jestem nierozsądny? , słuchając dobrych rad osób z pracy to wynika że chyba tak- wszyscy mówią : a z czego będziesz tam żył..? a ja zamiast się uzewnętrzniać, mówię : a to tak na domek na wakacje , a może inwestycję .... bo co mam im mówić...?, że zwariowałem?// - Milimetr... Wolę zwracać się do innych w wołaczu, ale czy "Milimetrze" nie brzmi za poważnie, może nawet trochę groźnie?... Kiedy przeczytałam Twój komentarz, przyszły mi na myśl słowa, które niedawno usłyszałam od przyjaciela, że jeśli człowiek się nie wynurza, to tonie... Życzę powodzenia w stworzeniu oazy dla Ciebie i Twoich Bliskich! :) Zbuntowany, wciąż nie dałeś dobrej wiadomości...
Weronika
2015-01-27 14:19
Szuwarku, co by odpisać? Nie mogę teraz wątku złapać. Ciekawe są Twoje dygresje, które jakby wyrastają z tematu, robią kółko i z powrotem wchodzą do głównej myśli. Przyjemnie się czyta, tylko trudno odpisywać :) Mówisz, że na takich markach jak “hippisi” czy “punki” zarabiał przemysł muzyczny. Tak, ale jakie ma to właściwie znaczenie dla mnie? Czy na mnie też ktoś zarobi, jeśli nazwę się hippisem? No, to mam nadzieję, że dobrze swój zarobek spożytkuje :) Dlaczego nie miałabym nazwać się hippisem, jeśli mogę nazwać się kobietą? Albo poetą? Albo romantykiem? Chrześcijaninem? No, albo człowiekiem? Albo choćby dziwakiem, czego uparcie odmawiają mi różni znani mi ludzie i gdy mówię: “Chyba mam opinię dziwaka”, niezmiennie odpowiadają, jakby jakiś spisek między nimi panował: “Dziwaka? Nieee! Nie dziwaka! Eee... Indywidualisty!”. A mnie się nazwa “dziwak” bardzo podoba. Taka dźwięczna i konkretna. Piszesz: //I wiem nawet dlaczego - bo jesteśmy tak zniewoleni że już nas praktycznie nie ma, nie ma nas jeżeli jakiś branding za nami nie stoi.// Nie czuję tego. Czuję się tak samo BĘDĄCA, a nawet tak samo sobą będąca, jak w czasach, kiedy nie nazwałabym się hippisem. Gdybym się nie nazwała, byłabym tą samą, z tymi samymi dążeniami, osobą, tylko bez nazwy, a ona dla mnie nie jest koniecznością, bardziej może poetyckim przywilejem nazywania – i to ja, a nie nazwa, mam moc kreowania. Piszesz jeszcze: //Bardziej się przejmuje tym na ile świadomi jesteśmy tego co robimy, na ile świadomi jesteśmy naszych nazw a na ile te nazwy i etykietki zastępują nam naszą świadomość. No i oczywiście kwestia identyfikacji. Z czym się identyfikuję? Z czym chciałbym się identyfikować, z czym się zgadzam, co popieram. Kim jestem albo kim chciałbym być. I dlaczego?//. Myślę, że mogłabym sama sobie na te pytania odpowiedzieć. Więc chyba jest w porządku, chyba nie muszę się przejmować, że coś “kupiłam” i że był to zły zakup... Tak myślę. To znaczy myślę nadal, że etykietowanie, metkowanie, branding czy jakkolwiek by to nazwać, to nie problem nazywania samego w sobie, tylko problem zewnętrzny, który powstaje dopiero w starciu z opiniami innych albo w sytuacji, gdy już zawczasu te opinie bierzemy sobie do serca - że to takie gęby Gombrowiczowskie. Z tym że wierzę, że z gęby można uciec nie tylko w inną gębę, ale we własną, naturalną twarz, choć jest to zadanie szalenie trudne. Ale przyjmuję postawę Gimliego z filmu "Władca Pierścieni”: “To samobójstwo! Nikłe szanse powodzenia! Więc... na co jeszcze czekamy?” :) //Ale jeżeli dwóch starych facetów (mówię tutaj o Zbuntowanym i Kubusiu) walczy o tę nazwy i o to kto się może nazywać hipisem, to wiesz jakich oni dla mnie z siebie kretynów robią?// - Kuby nie znam, a Zbuntowany, z tego, co zauważyłam, raczej podkreśla pluralizm ruchu hippisowskiego. Ale to już on sam lepiej by pewnie wyjaśnił. Hm, nie wiem do końca, czy o to akurat Ci chodzi, ale nazwy w końcu są po to, żeby coś określać, więc chyba dobrze, że ktoś stara się określić, kim jest hippis. No, ale to tylko tyle, bo nie znam dyskusji, o której wspomniałeś, więc nie bardzo wiem, co i jak. W sumie to wszystko, o czym mówimy, to są tematy bez dna.
Grzegorz
2015-01-27 11:02
Proszę co o Polakach wygaduje Prof.Szwech Weiss "Za dużo ludzi zginęło na polskich ziemiach. Naród polski nie jest przeklęty, zrozumcie to! Bardzo wielu Żydów czuje się między Polakami jak między swoimi. Ale ziemia polska jest przeklęta. Na tej ziemi jest plama niemiecka. Tu były niemieckie obozy zagłady, niemieckie barbarzyńskie wyspy na polskim oceanie i tego nie można wymazać..." http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/231181-szewach-weiss-na-polskiej-ziemi-jest-plama-niemiecka-tu-byly-niemieckie-obozy-zaglady-niemieckie-barbarzynskie-wyspy-na-polskim-oceanie-i-tego-nie-mozna-wymazac
Grzegorz
2015-01-27 10:59
semityzm/anty - pojawił sie tu ten wątek ---> Nie rozumiem dlaczego informacje na temat tego czego żądają Zydzi albo tego co robia nazywane są antysemickimi. Przecież Zbuntowany nie pisze nigdzie - wykończyć Żydów - tylko uświadamia Polaków. Tu jest lista posłów, którzy głosowali za przekazaniem Żydom 65 miliardów dolarów ze sprzedaży naszych lasów. Odszkodowań, które powinni zapłacić Niemcy - Herbercie !!! Polacy milczą. Polacy się boją takich łatek jak przypina sie Zbuntowanemu. Polacy są iditami !!! http://wsercupolska.org/joomla/index.php?option=com_content&view=article&id=6534%3Apl&catid=5%3Apanstwo&Itemid=14
szuwarek
2015-01-27 09:32
A mnie ciekawi takie pytanie: na ile jesteśmy sobą? Nie żebym przejmował się za bardzo jakimiś nazwami, chociaż one też mają jakieś znaczenie. Bardziej się przejmuje tym na ile świadomi jesteśmy tego co robimy, na ile świadomi jesteśmy naszych nazw a na ile te nazwy i etykietki zastępują nam naszą świadomość. No i oczywiście kwestia identyfikacji. Z czym się identyfikuję? Z czym chciałbym się identyfikować, z czym się zgadzam, co popieram. Kim jestem albo kim chciałbym być. I dlaczego? -- Weroniko, chyba to nie jest jednak to samo co własne imię. Mnie też rodzice jakoś nazwali. Czy ta nazwa ma dla mnie jakieś znaczenie? Małe. Równie dobrze mogli by mnie nazwać krzesło albo komoda. Teraz używam ksywki, nazwy jaką też mi ktoś wymyślił, ale różnica jest jednak taka że ta nazwa mi się spodobała i się na nią zgodziłem świadomie, chociaż już dawno nie jestem tym samym człowiekiem któremu nadawano tę ksywkę (co siedem lat całe ludzkie ciało się wymienia). Wracając jednak do identyfikowania się. Na pewno identyfikuję się bardziej z punkami czy z hipisami niż z tymi 'normalnymi' PRL-u. Tylko boje się o kolejny jakiś schemat. I wiesz co, to co widzę przekonuje mnie że całkiem słusznie. Już nie chodzi mi o to że ludzie sami się 'metkują' czy jak to się mówi w pro-angielskiej nowomowie 'tagują'. Nie o to że robią z siebie przedmioty, że sprowadzają się do rzeczy, ale jeszcze walczą o to który z nich jest bardziej uprzedmiotowiony, kto z nich jest tym przedmiotem bardziej i któremu ta nazwa się należy. Czy chcę taki być - nie. Wiesz, też kiedyś miałem problemy w szkole które właściwie do tego się sprowadzały o czym mówimy. Aż dziwne że nie miałem nigdy wcześniej możliwości żeby to przedstawić. Bo niby komu? Tym ludziom którzy mnie gnoili bo odstawałem od ich normy? Przecież oni byli tak tępi-twardogłowi że dyskusja była by jak z obrazem albo jak z wojskowym trepem do którego docierają tylko rozkazy. Pewnie właśnie takimi byli wojskowymi na straży socjalizmu. Robiłem ze szkoły cyrk bo przyszedłem w panczo, no i jeszcze ogoliłem się na łyso. No i co w tym złego? Przecież oni większy cyrk robili swoim tępym zachowaniem, ale to nie miało przecież znaczenia. To mieli by być nauczyciele? Czego? Jak wyłączyć umysł i być idiotą. A gdzie forma własnej ekspresji? Dlaczego mam nosić coś z czym się zupełnie nie identyfikuje? Krawat? Po co mi krawat? Co on w ogóle oznacza? Dlaczego mam to nosić? Nosiłem długie włosy (stad była też ksywa szuwarek) bo takie mi rosły, a jak złapałem wszy w Jarocinie to je obciąłem. Nie od razu zresztą, najpierw wymordowałem wszy, ale potem doszedłem do wniosku że nie chcę prowokować żadnych żywych zwierząt żeby potem je zabijać i się ogoliłem, wtedy prawie zupełnie - także na brwiach - no muszę przyznać że to ostatnie też pod wpływem "The Wall" więc trochę uległem masowej kulturze, jednak na to wszystko większy był chyba wpływ buddyzmu i zasada ahimsy. I tymi świadomymi wyborami chciałem kreować siebie - tyle że tego nie wolno było. A czy teraz kreuje siebie? A może nie mam już na to tej samej energii którą miałem kiedyś bo ją zmarnowałem dlatego że żyłem w miejscu w którym żyłem? Wierzę że nic jeszcze nie jest stracone, ale najważniejszy jest rozwój a nie bycie za wszelką cenę indywidualnością. A co do bycia indywidualnością to nawet czuję jakby coraz mniej było ważne dla mnie moje ego i karmienie go, bo też jest dla mnie tylko produktem, a bardziej zrozumienie tego świata i zespolenie się z nim. Więc odpowiadając na Twoje pytanie - tak uważam że jest to branding. Uważam że za dużo brandingu jest w naszym życiu a za mało rzeczywistości. I wiem nawet dlaczego - bo jesteśmy tak zniewoleni że już nas praktycznie nie ma, nie ma nas jeżeli jakiś branding za nami nie stoi. Jeżeli nie stoi za tym duża reklama i duże pieniądze na wypromowanie tego brandingu. Nie łudź się, nie inaczej było z hipisami i punkami. Te marki rozwijano po to żeby przemysł muzyczny mógł na czymś zarabiać. I zarabiał. Nie sądzę że było to do końca złe. Np. kapele punkowe rozwijały się dzięki wsparciu ludzi którzy chcieli czegoś alternatywnego do tego co mogli usłyszeć i zobaczyć w mediach głównego nurtu. Ale nie tylko to, to był także inny sposób bycia, przede wszystkim nie oparty na tych wartościach jakimi wcześniej karmiono. Dla mnie osobiście było to przeciwstawienie temu modelowi bycia kretynem-szpanerem o poczuciu małej wartości który próbuje się dowartościować (zazwyczaj kosztem innych). To z czym kojarzy mi się era disco. Punk było totalnym tego zaprzeczeniem, coś z czym o wiele bardziej się identyfikowałem. No i jeszcze niektóre kapele miały całkiem mądre teksty, nie mówię tu o punko-polo, raczej o czymś takimm jak Dezerter, Deuter, może Armia, Kult, Moskwa, Siekiera, Rejestracja, Post Regiment, TZN Xenna, AyaRL (do Skury) i kupa innych (więcej można znaleźć na wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Polskie_zespo%C5%82y_punkrockowe ). Te zespoły i ich teksty to była dla mnie edukacja, a nawet wyznaczały mój sens życia ("Jestem żołnierzem armii tego świata /Jestem okruchem w paszczy smoka /Zdanym na łaskę przeznaczenia /Chcę być kęsem, który zatruje ten organizm - Dezerter "Nas nie ma") - i chyba do dzisiaj coś przekazują, jak teks "Panie Waldku" (ale musiało trochę minąć zanim zrozumiałem o co dokładnie w nim chodzi). Teraz raczej słucham ambient ze słuchawkami na uszach przy komputerze, ale wciąż zostało mi to że wolę coś nie z głównego nurtu, jak teraz właśnie "Chilli Carier - Urban Dreams" z jamendo.com. (Właściwei to nawet uważam że ta strona jest kreacją tego o co niby cały ten punkowy muzyczny ruch walczył - niezależnej muzyki od wielkich koncernów - ale czemu tak mało teraz tam punka?) Wiesz, ja nawet samego brandingu tak nie krytykuje, może jest on potrzebny w biznesie, ale to wcale nie znaczy ze ja chcę być częścią niego. Ale jeżeli dwóch starych facetów (mówię tutaj o Zbuntowanym i Kubusiu) walczy o tę nazwy i o to kto się może nazywać hipisem, to wiesz jakich oni dla mnie z siebie kretynów robią? A gdzie są Ci prawdziwi hipisi, Ci których policja pałowała a oni trzymali się swoich wartości dlatego że były to ich wartości? Gdzie są Ci ludzie których jeśli nie naśladować to chociaż chciałbym opierać się na nich? Przecież to nie mogą być oni. I pewnie nie są, tylko najgłośniej krzyczą, każdy dla swojej agendy,vdla swojego brandingu. Kubusiowi nawet napisałem gdzieś ten tekst Odziału Zamkniętego zaczynający się od "Ktoś nieistotny wstaje, ma zabłocone usta. Terroryzuje zgraję, mieć powinien wszędzie lustra" (Twój każdy krok). Ja wiem, w pewnym sensie to nawet dobrze że ktoś go skontrował (w postaci Zbuntowanego), bo ja jako paranoik to miałem podejrzenia że K. robi polityczną robotę dla jakiejś partii, tak po linii rezolucji Kiszczaka: "Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje,kreowania ich działalnosci i kierowania ich polityką." Nie wiem, może właśnie dlatego że bardzo Zbuntowanego lubię, to bardzo mnie wkuża gdy pisze głupoty. I dla tego go krytykuje. I będę krytykował. Gdzieś na hckrnews.com (znowu nie chce mi się tego szukać) przeczytałem że najgorsze jest nie kiedy Cię krytykują, ale wtedy gdy już się tobą nie przejmują (do not care) co mówisz (bo już położyli na Tobie lagę i nikogo nie obchodzisz - w końcu tyle jest wariatów). Właściwie to powinienem to już pisać do Zbuntowanego, ale to po śniadaniu. Jakoś mi ta nocka tak przemknęła, nawet się nie spostrzegłem, a jeszcze w dzień sobie przysypiałem i nawet brałem tą możliwość że nic nie napiszę bo pojadę się wyspać (sorry, mam uszkodzonego lapka, tak że mogę pisać tylko z podłączonym monitorem, np. z hackspace). Właściwie, szkoda że tak mało się mówi na takie tematy, ja nie mówię że nie ma ważniejszych, jak np. w tej chwili co się chce robić z Polskimi lasami, i dla kogo chce się je sprzedać - czyli jak jeszcze bardziej zrobić z ludzi nad Wisłą niewolników, ale czasem też dobrze porozmawiać o tematach bardziej ogólnych - właśnie o tym jak bardzo otagowani jesteśmy a jak bardzo sami siebie tagujemy. Ja drogę do zrozumienia świata i drogę do wolności uważam za jedno i to samo i na pewno wolność to nie jest dla mnie wybieranie sobie niewoli, jak to kiedyś z jakiegoś telewizyjnego programu słyszałem, a na pewno w wolności mieści się odpowiedzialność. Czy możemy być odpowiedzialni za nas samych, za to co się wokoło nas dzieje a nawet za to co piszemy? Tak, specjalnie poprzedniego tekstu nie czytałem drugi raz ani nie poprawiałem, teraz szczerze mówiąc też mi się nie chce, ale zrobię to chyba choćby z szacunku dla tego kto to może czytać i dlatego że czas jednej osoby która piszę i pewnie i tak będzie krótszy niż suma tych wszystkich którzy to przeczytają, więc już z samego tego faktu lepiej jest się wziąć do roboty po tej stronie. Właściwie to prawie każdy z tych tematów które tutaj poruszyłem mógłbym rozwinąć i pewnie nawet chciałbym kiedyś, ale idę coś zjeść. Bądź sobą, kup ... - nie kupuj.
milimetr
2015-01-26 20:04
Dziś łatwiej ludziom jest przyjąć postawę takiego np. bohatera filmu "Anioł w Krakowie" niż kogoś w realu... i powiedza ..- fajny film, fajny aktor... i tylko zacytować zostało filmowego kloszarda: _świrze ty... :)
milimetr
2015-01-26 19:59
Dzięki Zbuntowany za wiersz Tarzana, jego wiersze są takie ludzkie... i bez łusek. co zrobiłem? w sumie niewiele , ale cały czas - już drugi rok wertujemy ogłoszenia sprzedaży domów , jakoś dziwnie umykają nam , zawsze krok od nas , przed nosem , a może specjalnie bo nie dla nas? Czy jestem nierozsądny? , słuchając dobrych rad osób z pracy to wynika że chyba tak- wszyscy mówią : a z czego będziesz tam żył..? a ja zamiast się uzewnętrzniać, mówię : a to tak na domek na wakacje , a może inwestycję .... bo co mam im mówić...?, że zwariowałem?
Zbuntowany
2015-01-26 17:57
……………. Teraz Polską rządzą Potężne Międzynarodowe Instytucje Finansowe bo jesteśmy zadłużeni. BO JESTEŚMY ZADŁUŻENI !!! Dlatego rządzą i ustanawiają nam prawa w każdej sferze naszego życia. Był człowiek, który chciał się temu przeciwstawić. Był nim John Fitzgerald Kennedy prezydent USA. Miał dość prywatnej instytucji bankowej jaką jest FED (REZERWY FEDERALNE), która w 1913 r zagarnęła konstytucyjne prawo rządu amerykańskiego do drukowania własnych pieniędzy. Kennedy się sprzeciwił. Jego słynne Executive order 11110. Na jej podstawie prezydent John Kennedy wydrukował państwową walutę USA. Niestety, 6 miesięcy później tajemnicza kula, zakończyła jego kadencję. Jego następca London Johnson w pierwszym dniu po zaprzysiężeniu wydał nowy dekret i wycofał wszystkie państwowe dolary z obiegu. Prawie wszystkie, bo dzisiaj można kupić je na aukcjach płacąc 20000 dolarów za jeden banknot……………………………………………………………………………. Ach, szkoda, że nie mogę wam wszystkiego napisać, bo nie przeczytacie. A niemożliwe jest dyskutować z kimś, kogo najpierw należałoby doedukować. …………………………………………………………………………… Chciałem jeszcze wspomnieć o tym co napisała Wernika: // Więc wydaje mi się, że ludzie potrafili jednoczyć się w przypadku jawnego zniewolenia. Sprawy wydawały się jaśniejsze, były rzeczy, które budziły powszechny, cichy czy głośny, bunt. Teraz nie ma wspólnej świadomości...// ale już nie będę tego rozwijał.
Zbuntowany
2015-01-26 17:56
Media tłumaczą ekonomię po swojemu. Jest tak, bo jest. System się wali, bo się wali. Jeszcze bardziej wzrośnie bezrobocie wszędzie. Wszędzie pojawi się syndrom długu. Dlaczego ja mówię o tym z takim przekonaniem. Otóż, moje przekonanie wynika tylko z jednej rzeczy, a mianowicie, że kryzysy finansowe są PROJEKTOWANE !!!!!!!!!! Ten który w tej chwili trwa i się rozwija, ma praktycznie taki sam przebieg, jak ten dotychczasowo największy z 1929 roku. Kryzysy finansowe się projektuje. Po nich następują kryzysy ekonomiczne. Czy wiecie, że Bank Rezerw Federalnych – jest prywatmą instytucją i że jest BANKIEM ŚWIATA? Trzyma rękę na wszystkim, a dolar jest najbardziej hegemoniczną walutą świata. Wartość dolara utrzymywana jest sztucznie. Czy wiecie, że dolar nie jest państwowym pieniądzem Stanów Zjednoczonych i że rząd USA pożycza dolary na procent od kilku prywaciarzy - właścicieli Rezerw Federalnych, którzy je drukują, a koszt wydrukowania jednej 100-dolarówki wynosi 3 centy. Wiecie co, nie chcę was zanudzać szalenie ważnym tematem. Np. że nasza złotówka oparta jest na USD i jakie dla nas wynikają z tego konsekwencje i że nie jest w pełni wymienialna. Ma to wpływ bezpośredni na Twoje i moje, nasze życie. Ale cóż, muszę się streszczać. Więc zapamiętajcie, że kryzysy finansowe są projektowane przez prywatnych właścicieli waluty światowej jaką jest dolar. Cel kryzysów finansowych jest jeden: Przejęcie majątku realnego i bogactw naturalnych. Obecnie, już bardzo dużo za bezcen przejęli majątku rzeczywistego w Polsce. Chodzi o to, żeby wykupili wszystko. I wtedy we własnym kraju poczujesz się jak gość, albo raczej jak niewolnik. To nie jest perspektywa, o którą „Solidarność” walczyła, za którą ludziebyli torturowani i ginęli. Minęło 25 lat, kiedy chcieliśmy się wyrwać z komunizmu. Chcieliśmy wolności. Okazało się, że komuna była tylko pierwszą miotłą, a po niej przyszła druga. Wychodzi na to, że weszliśmy z deszczu pod rynnę.
Zbuntowany
2015-01-26 17:56
……Zapowiedziałem DOBRĄ WIADOMOŚĆ, a teraz widzę, że trochę się z nią pośpieszyłem. Wpierw może pokończę pewne tematy. Wczorajszy komentarz przerwałem na zacytowaniu Milimetra: // Milimetr, napisałeś jeszcze: // … czy jeszcze jesteśmy w stanie coś ocalić dla siebie więcej i czy jesteśmy w stanie w coś uwierzyć więcej. Ja jeszcze w coś wierzę , - mały domek na wsi , życie w harmonii z przyrodą i swoją duszą , mam jeszcze szanse na małą oazę z której czerpiąc będę w stanie coś dać innym, no bo z pustego to i Salomon nie naleje :)) , ale czy się uda ? , mam coraz mniej czasu na to…// . Oj tak, pozwolę sobie zacytować fragment jednego z wierszy „Tarzana”: //…….. - nie masz za co bracie mnie podziwiać - ja dla idei wygód nie rzucałem - ja się tylko chcę spokojnie wyspać - -a od wieków łóżka nie widziałem - wszy wyżarły mi z głowy idee - głód z wnętrzności wypalił skrupuły - więc się nie złość że z ciebie się śmieje - no i nie myśl że jestem nieczuły - nie szukałem umyślnie cierpienia - samo przyszło choć go nie wołałem -- nie szukałem też "samosprawdzenia" - tylko łomot od życia zbierałem - szukam ciszy i serca ludzkiego // Wiecie co, jestem pod wielkim wrażeniem słów pewnego człowieka, który powiedział: „ Hippisowanie hippisowaniem, ale nie możesz zapomnieć, że nie masz butów na zimę, albo że twoje dzieci nie mają butów na zimę. Musisz się rozwijać w dwóch kierunkach jednocześnie, gdy oczekujesz więcej. ………………… Dzisiaj, chyba już nikt nie ma wątpliwości, że z tą ekonomią jest coś nie tak. Minęło 25 lat wolnego rynku, demokracji, a w wielu dziedzinach naszego życia jest gorzej niż było. Nawet w gazetach otwartym tekstem już piszą, że jest kryzys i że będzie jeszcze gorzej. Milimetr, podzieliłeś się z nami swoim życiem, poczuciem odpowiedzialności za swoją rodzinę, a także swoimi marzeniami, które naprawdę należą do minimum, ot mała oaza na wsi, gdzie mógłbyś „swoje akumulatory ładować”, by nie ustać w drodze. Może Ci się uda. Oby Ci się udało. Ty i tak masz trochę lepiej od innych młodych małżeństw, że nie musisz wynajmować mieszkania, czy spłacać rat. Ale wiele osób tak ma. A trzeba przygotować się nagorsze wydarzenia ekonomiczne, które bezpośrednio odbiją się na Twoim i moim, naszym życiu. Bowiem zapowiada się na to, że aby utrzymać rodzinę, będziesz musiał pracować na dwóch etatach. Będziesz biegał 16 godzin na dobę, żeby spróbować zarobić pieniądze na raty, na rachunki za elektryczność, bo już zdrożała, a jeszcze zdrożeje, na utrzymanie twojego samochodu, czy na wykształcenie dzieci. Tak, że będziesz ganiał 16 godzin na dobę za pieniędzmi. …..To gdzie będzie w Tobie miejsce na realizację Twoich hippisowskich marzeń? No gdzie? Kiedy? Kiedy? Gdy śpisz? Jeśli śpisz? Jeśli nie zabija Cię stress? A co ostatnio zrobiłeś, żeby zmienić tą sytuację? ……….
Zbuntowany
2015-01-26 17:55
Moi Drodzy Wiem, że dzisiaj już prawie nikt nie czyta książek. Dłuższe artykuły przelatują wzrokiem. Ludzie żyją w pośpiechu. Na wszystko brakuje im czasu. Jacyś strasznie zaganiani. Ciągle pędzą nie wiadomo dokąd. Mówią: Jeśli masz mi coś do powiedzenia to proszę, ale tylko króciutko. Tym razem proszę Was, przeczytajcie wszystko po kolei . Mam dla nas DOBRĄ WIADOMOŚĆ. Dominika napisała: // … zechciałam razu dołączyć do hippisów. Nie znając ani jednego, nie wiedząc tak naprawdę nic. Dziś jest inaczej. Zupełnie inaczej. Umysł swoje przeżył, o brudy się ocierał, oczyszczał z nich... Wciąż walczy. Nie ma też chęci przynależności. Jest jednak poszerzona wiedza, m.in. dzięki temu artykułowi. Mogę jedynie westchnąć, czytając powyższe relacje, nad Kwiatami. Nad ludźmi, którzy rozpoznając w sobie nawzajem ludzi na ulicy oddawali się niekończącym rozmowom, dzieleniu czasu i radości z tego wszystkiego. Dziś niewiele radości za oknem. Wszystko mętnieje, tonie w sztuczności. W braku szczerości i chęci działania. Trudno wyobrazić sobie wychodzących na ulicę hippisów. A przydaliby się właśnie teraz.// Wiesz co Dominiko; dzisiaj i hippisi popadli w apatię. Już tylko nieliczne jednostki wierzą i walczą, reszta leży pokonana jak większość społeczeństwa. Wybaczcie, że wrócę jeszcze do historii. Była „Solidarność”, byliśmy głodni, w sklepach pustka, tylko sam ocet na półkach. Ale była wiara, chęć walki i chęć życia. Przeciw nam wprowadzili Stan Wojenny. Oni mieli czołgi, ale my serca. Lecz potem stało się coś strasznego, coś co złamało naszego ducha. Zostaliśmy oszukani przez rzekomo naszych. Były to wilki w owczych skórach. Jeden z nich nosił w klapie marynarki Wizerunek Jasnogórski. Drugi, będąc ateistą – dziś naczelny największego dziennika – dał nawet ochrzcić swego syna, i to przez ks. prałata H. Jankowskiego, którego potem niszczył. Tak się uwiarygadniali. Nawet przemawiali do ludu z ambon. W czasach trudnych, kryli się pod parasolem Kościoła, a my nadstawialiśmy za nich plecy. Lecz, gdy tylko po naszych plecach dorwali się do władzy, to już nie dali się nam wyprostować. Obrócili się przeciwko nam i Kościołowi. A my nie po to ginęliśmy, nie po to znosiliśmy szykany, aby dziś Nergal mógł na scenie teatru drzeć Biblię i wypowiadać bluźniercze słowa. Oszukali nas w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Razem z komunistami stworzyli system, w którym tak się pozabezpieczali, tak zabetonowali ten Okrągłostołowy Układ, że minęło już ćwierć wieku, a te same ugrupowania, choć niektóre pod zmienionymi nazwami nadal demontują nasz kraj lat.
Zbuntowany
2015-01-26 12:11
Pisanie wczorajszego komentarza musiałem przerwać w nieodpowiednim miejscu, z powodu nagłego bólu głowy. Teraz patrzę i widzę Szuwarka. A zatem; Witam Cię. Fajnie słyszeć co tam u Ciebie. Pytasz: //Zbuntowany wiesz że Baudelaire zaraził się spacjalnie syfilisem, ktoś Ci to powiedział czy sam to wymyśliłeś? No wiesz, jakieś źródła, cytaty, bo wiesz, tak to sobie możemy tak gadać.: // ............ Przez pewien czas mieszkałem z pewnym młodym poetą, który dla którego Baudelaire był idolem, nawet niektóre jego wiersze przekładał na polski. Był takim samym wrogiem Boga jak on. Chodził z pętlą na szyii, bo zamierzał się powiesić z pogardy Boga, który jest życiem i dawcą życia. I od niego to wiem. Specjalizował się w takich zagadnieniach. A Ty nie musisz w to wierzyć, Większość informacji przyjmujemy na wiarę. Jednym żródłom wierzymy bardziej, więcej drugim mniej. Jedni ludzie wzbudzają w nas zaufanie, inni nie. A w ogóle, to komentarz zacząłeś od fajnego pytania: // Ale o co chodzi?// Super, podoba mi się :) Wybacz, że nie będę Ci tego tłumaczył.Ja nie mam na to czasu. Za chwilę wracam do tematu. Może ktoś inny Ci w tym pomoże? Pozdrawiam.
Weronika
2015-01-26 11:27
Szuwarku, czy nadawanie sobie nazw to już “branding”? Nazwanie mnie hippisem, metkuje mnie nie bardziej niż to, że rodzice nazwali mnie Weroniką. Co prawda pod słowo “hippis” każdy sobie jakieś treści podkłada, a “Weronika” niewiele mówi, można by więc uznać, że hippis jest bardziej ograniczający, ale... dlaczego? Przecież sama nazwałam się Dzieckiem Kwiatem, więc to imię jest w pewnym sensie nawet bardziej moje. I za hippisem, i za Weroniką stoję ja i te dwa słowa wypełniam sobą, bo przecież jestem inną Weroniką niż tamta Weronika i hippisem też jestem po swojemu. Nie rezygnuję z żadnej części siebie, by być hippisem – nie muszę rezygnować. Jeśli mam ochotę dodatkowe imię przyjąć, czemu nie, skoro do mnie pasuje? A jeśli ktoś nie chce, to przecież nie musi. Myślę, że metkowanie jest wtedy, gdy ktoś innej osobie wbrew jej woli i odczuciom nadaje jej nazwę niepasującą do niej albo gdy ktoś, słysząc nazwę, którą ktoś inny przyjął, wpisuje go bezwzględnie w jakiś ogół i każde jego odstawanie od “normy”, przez tę nazwę niby wyznaczonej, uważa za nieprawowierność. Dobrego dnia wszystkim! O, właśnie... Zbuntowany, wprowadzenie zrobiłeś, a dobrą wiadomość zostawiłeś na potem. To byłoby chyba odpowiednie rozpoczęcie dnia, czekam więc na tę dobrą, wielkimi literami pisaną...
szuwarek
2015-01-26 02:39
Ale oso chodzi? Wiem ze zawsze byłem trochę spóźniony z reakcją, no trochę tak odstawałem, żyłem sobie w swoim świecie i niktórych to drażniło że taki 'niedorobiony' jestem, ale mnie zawsze było z tym dobrze i cóż. No więc jak to normalnie, dalej jestem trochę opóźniony i muszę się wszytkich dopytawać o co chodzi bo oczywiście czegoś nie załapałem. Wiem że mówią tu o jakims brandingu i znakach towarowych chyba, 'punki' 'hipisy' i jakieś inne tam trademark. Ale kto kogo znowu okrada? Czy to dla tego mi thepiratebay wyłączyli? A już się tak przyzwyczaiłem, zwłaszcza te najpopularniejsze e-booki w ciągu 48 godzin, to było to co nigdzie indziej. Ale wracajmy do sprawy trademarków. No więc kto jest legalnym hipisem a kto nie? Kto kogo pozwie? Czy to KGB ma licencje, bo przecież chyba ktoś tak pisał (Zbuntowany) że to oni robili hipisowstwo w Hameryce? Ale ja nic nie wiem, a nie będę teraz tego tekstu szukał po internecie. Steve Jobs chodził boso pół życia, a teraz też Apple wszystkich pozywa nawet o zaokrąglone rogi w telefonie. No tak, branding. Hipisiarstwo. To się jeszcze skończy w sądzie. Kto jest właścicielem tej nazwy, a komu ją ukradziono? A ja to zlewam, mnie żaden branding nie interesuje. Ani też tych ludzi z którymi mieszkam? Czy nazywają siębie hipisami albo punkami? Nie - a po co? Żyją sobie tak jak im się podoba i nie przywiązują do tego żadnej nazwy. Żadni z nich marketingowcy. A mi z nimi żyje się całkiem dobrze. Tak poza tym dom wariatów, ale jest dobrze. Są też pewne wady, nie powiem, np. to że prawie wszyscy jadą na jakichś dragach. A ten przyjaciel który nie jedzie to cały czas o żydach gada. I wogóle straszny z niego rasista, aż się dziwie że tak różni ludzie się kupy trzymają, ale w kupie raźniej. No więc mieszkam sobie na squacie, trochę za spokojny żeby go nazywać domem wariatów, ale bywało też ciekawiej. Zreszta zawsze coś nowego się dzieje, zawsze jakies nowe wrażenia, ktoś dochodzi, różne haraktery się zderzają i coś z tego wynika, ale wiecie co, wiemy że płyiemy na tej samej łódce i nikt jej nie topi. Ale mam pytanie, jak mielibyśmy się nazywać? Przecież jesteśmy takimi samymi ludźmi jak inni. No tak, w PRL-u byli sami normalni ludzie, więć trzeba było jakoś tych nienoramlnych ponazywać, ale tutaj, czy ktoś tutaj jest normalny? Tu nawet policja pomaga nam wynosić wózki sklepowe ze squatu po eksmisji - bardzo mili ci policjanci. Szkoda że takich nie ma w PRL-u, ale podobno tym z Westminster dobrze płacą więc też są bardziej profesjonalni, a w PRL-u wiadomo, przejdziesz przez światła i Cię gonia, bo nie mają nic do roboty chłopaki a musza jakoś na pensje zarobić. A to że ktoś ukradł pokrywy do studzienek na drodze, widocznie nie były potrzebne. Ale wracajmy do squatersów (o jest branding!). Ogólnie to jest dobrze i gdyby tak jeszcze nie palili to było by super, mógłbym poćwiczyś sobie jogę na dole bez oczekiwania że mnie będzie głowa boleć. Teoretycznie mógłbym robić to też na górze, ale tam ludzie śpią a w przejściu jest trudno bo ciężko coś robić kiedy ktoś przechodzi. No miałem takie wyobrażenie że sobie poćwiczę bo mieli pójść na jakiegoś rave-a, ale rzeczywiście to są lenie te nowe pokolenie, bo jak się okazało że to jest kawałem a o tej porze do atobusu jest się ciężko wbić na krzywego (metra już nie było) to chyba większości przeszło. Ja też miałem nadzieję że po tej jodze w końcu dorwę się do PS3 ale nic z tego, została mi gitara. Prawdę mówiąc jak byśmy np. musieli się szybko ewakuować i musiałbym wybrać między gitarą a playstation to wybrałbym to pierwsze, więc nie powiem żeby mi też strasznie żal było. W końcu po 20 latach jeżdżenia na zloty, uczę się gry na gitarze, a właściwie który to już raz? W każdym bądź razie, jednego nie jestem w stanie zrozumieć? Po co nam jakiś brandign? Po co mamy się nazywać hipisi czy raveovcy czy słonie? Po co to komu? Kto tu jest od marketingu? Kto tu co sprzedaje? Czy ludzie w tej prawdziwej Christiani w Dani jakoś siebie nazywają? Nie, bo po co? Tak samo nie w tym kolektywie w którym mieszkałem w Szewcji. Był współny dom i samochód, zresztą oba otwarte (nie wiem czy jest tak teraz po tym jak otworzono granice, sory, ale naprawdę tak myślę), samochód zreszta skasowałem, ale odpracowałem ubezpieczenie (wtedy jeszcze nie za bardzo legalnie), w każdym bądź razie, to byli normalni ludzie na tym kolektywie, i było to tam coś całkiem zwyczajnego że taki kolektyw jest. Nie wiem, może się jakoś nazywali, ale ja żadnego brandingu sobie nie przypominam. I jakos nie widzę żeby u ludzi wśród których przebywam była jakaś taka tęsknota za brandingiem, a dla mnie osobiście jest to nawet jakaś pułapka, plakietka, piętno systemu i wogóle. Jak to było "daliście się posegregować jak rasowe bydło" - no i kto to mówił? - gość z Dezertera na koncercie. Jestem sobą i to mi wystarcza. A nawet nie chcę być nikim więcej bo jest mi ze sobą bardzo dobrze. Teraz siedzę sobie w Hackspace bo musiałem wyjść z tego zadymionego squatu bo trochę bolała mnie głowa i piszę jakieś banialuki bo mam fazę chyba z niewyspania. Dzisiaj nie zrobiłem nic specjalnego tylk jakieś obrazki w SVG - ręcznie, to znaczy tekstowo, ale już w tym stanie niewyspanie nic nie będę poważnego robił a popisać sobie mogę, nawet jakoś mam taka wenę bym powiedział, tylko nie będę tego oczywiście czytał bo to się może okazać że to same głupoty są, ale fajnie mi się pisze i tak trzymać. Powiedziałbym nawet że przez to pisanie jakbym się nawet obudził bo już przysypiałem czytając internet, a tu nie można spać. Więc trzeba będzie wracać na squata, no chhyba żeby przedtem pójść w pobliże na jakiegoś skipa i sobie coś do jedzenia przygotować? Pierwsza w nocy to dobra pora na to, mam już dosyć tych ciastek na squacie żygam słodkim i pewnie będę miał cukrzycę chyba żeby buszmen coś przywiózł, jeśli nie poszedł do swoich namiotów w lesie jak straszył. Nie mówie że on tylko tak gada, on się po prostu tak zbiera, co jest całkiem normalne jak się mieszka na squacie. Kończę już bo widzę że trzeba już skończyć. Chciałbym więcej coś na tę stronę popisać, ale chyba nie mam odwagi, uważam że nie powinno się pisać wszystkiego co ślina na język przyniesię ale wykazać się jakąś pracą tak żeby to co się pisze miało jakąś wartość, np. nie mówić jakichś sobie z palca wyssanych opini tylko podpierać się cytatami itd. no ale dzisiaj sobie odpóściłem. Apropos - skąd Zbuntowany wiesz że Baudelaire zaraził się spacjalnie syfilisem, ktoś Ci to powiedział czy sam to wymyśliłeś? No wiesz, jakieś źródła, cytaty, bo wiesz, tak to sobie możemy tak gadać. W każdym razie jak to przeczytałem (na samym początky bo chciałem chronologicznie) to przestałem już dalej czytać. No wiesz, ja już i tak tyle czasu marnuje na czytanie i nie mam go na to żeby sobie jakiś program napisać - a to jest moim celem z cyklu "na każdy dzień zrób jedno zadanie" - nawiasem mówiąc fajna sprawa: http://finishonethingtoday.com/ .
Zbuntowany
2015-01-25 21:10
CD-3 ……………… Jak przeczytałem komentarze: od Milimetra, Kaji i dwa od Weroniki, to nie byłem w stanie od razu odpisywać. Musiałem się ubrać i wyjść . Chodziłem po leśnych ścieżkach i polnych drogach, śnieg pod bytami skrzypiał. Natknąłem się na dwa łosie. Nie uciekały. Obserwowały mnie. Na dworze ciemno, ale nie, aż tak bardzo. Kiedy wróciłem na chatę, musiałem wypić herbę, jakby to powiedział Frantz – żeby się uspokoić i skoncentrować. ………………….. Więc tak,… Najsampierw spróbuję zakończyć mój ciąg myślowy w odpowiedzi na komentarz Dominiki. Zatem jeszcze raz Heyeczka ………………..O jej, i na czym to stanęliśmy? …………..No tak, dobra, już wiem. ………….. No to lecimy………………………………Wiesz co, ja teraz zacznę mówić, pisać - o czymś zupełnie nowym. Mam dla Was wszystkich - dobrą wiadomość. Przez chwilę zastanawiałem się, czy może nie napisać z dużych liter. Nie, jednak najpierw Milimetrowi odpowiem. To będzie dobre wprowadzenie………………….. Hey Milimetr )) ………….Napisałeś: //czasem myślę o tym - młodym się chce coś osiągnąć , przeżyć , zobaczyć, udowodnić itd. a gdy dorosną nie znajdziesz w większości tych osób nawet iskry. I właśnie przekonany jestem że to przez wiarę , - może naiwność ktoś powie ale szczerą , a gdy dorastają pozbywają się złudzeń , a ciężko coś zrobić w co się już nie wierzy... Myślę że rozsądek i odpowiedzialność niszczy ten zapał oraz życiowe doświadczenia - czyli również otaczający świat w którym bytujemy.//……………………..Przypomniało mi się, jak Stachura w „Altance” w Warszawie na Świętojańskiej podchodząc do nas hippisów powiedział: „ Buntownicy, egzystencjonaliści! Młodzi zbuntowani i starzy będziecie pogodzeni.” …………………………………..Milimetr, napisałeś jeszcze: // … czy jeszcze jesteśmy w stanie coś ocalić dla siebie więcej i czy jesteśmy w stanie w coś uwierzyć więcej. Ja jeszcze w coś wierzę , - mały domek na wsi , życie w harmonii z przyrodą i swoją duszą , mam jeszcze szanse na małą oazę z której czerpiąc będę w stanie coś dać innym, no bo z pustego to i Salomon nie naleje :)) , ale czy się uda ? , mam coraz mniej czasu na to…// …………………………………………………………………………..Właśnie w tym tkwi przyczyna !!! .......CDN .
milimetr
2015-01-25 19:50
a mówiłem dziś żonie że tym tekstem może sprowokuje , i dobrze, bo kiedyś takie dyskusje to prowadziliśmy do białego rana:) Tak Weroniko , ja nie umiem udawać i śpiewać do kotleta..., jeśli czegoś nie czuje to nie udaje że czuje... , a jeśli coś czuje to we mnie gra... i mam potrzebę wyjścia z tym, podzielenia się niczym chlebem.... Po za tym ja Kaju nie potrafię jak ty odnaleźć się wszędzie, praktyka pokazała mi że jednak w betonie nie kwitnę..., nie ten typ ze mnie:) by coś napisać szukałem guza tzn. miejsc, pleneru - czy jakoś tak to nazwać, bynajmniej okoliczności sprzyjają i pomagają człowiekowi, taką mam naturę od dziecka. Żeby oddychać potrzebne mi jest powietrze, inaczej mówiąc nie pomedytujesz stojąc za młotem pneumatycznym...
Zbuntowany
2015-01-25 16:43
CD-2 Witaj Dominiko. ........ Półtora roczny „karnawał” pierwszej „Solidarności” został spacyfikowany przez Stan Wojenny. Były szykany. Ile ludzi zginęło, tego nikt dokładnie nie wie. Pierwsza „Solidarność” została zdelegalizowana. W Stanie Wojennym powstał przy Lechu Wałęsie samozwańczy Tymczasowy Komitet Koordynacyjny „Solidarności”. Składający się głównie z byłych „ekspertów i doradców” byłej „Solidarności”. Byli to ludzie wywodzący się z w większości ze środowisk antypolskich. Oni to przez Jaruzelskiego i Kiszczaka byli uznani za opozycję konstruktywną, w przeciwieństwie do środowisk patriotycznych, które były nazwane przez komunistów opozycją destruktywną. …………………………….. Doszło do Układu w Magdalence i przy Okrągłym Stole pomiędzy władzą komunistyczną PRL-u, a uzurpatorami nie pochodzącymi z wyborów pierwszej „Solidarności” , a prawem kaduka ją reprezentujący ją. No i się ułożyli. Podzielili się władzą i stworzyli taki system, żeby tylko oni byli zawsze przy władzy. …………..To oni rozszabrowali, rozgrabili i zadłużyli Polskę na 3 biliony złotych. Naród próbował odsunąć ich od władzy podczas kolejnych wyborów, ale za każdym razem wybrana opozycja , okazywała się być fałszywą opozycja. Zmiany nic nie dawały, ponieważ były to zmiany jedynie wewnątrz Układu Okrągłostołowego. Nikt z poza Układu Okrągłostołowego nie mógł wygrać wyborów ponieważ nie miał pieniędzy i mediów. Pominę jakie spustoszenie w świadomości Polaków w tym czasie pełniła inżynieria społeczna, poprzez prowadzenie wojny informacyjnej. To usypianie i odmużdżanie naszego społeczeństwa trwa do dziś. W końcu ludzie uwierzyli, że jakikolwiek sprzeciw, czy jakiekolwiek działanie nie ma sensu, bo podobno nic od nas już nie zależy, i rzekomo na nic już nie mamy wpływu. ……… a to jest nie prawda, ponieważ mamy ogromny wpływ i możemy wszystko zmienić. O hippisach pamiętam, wrócę do tematu. ………… CDN.
Weronika
2015-01-25 15:15
Kaja: //. Zbuntowany może ludziom nie chce sie tego co Tobie ( i tego co mi też nie bardzo) ale się chce. // - Ach, no właśnie, jakby cudownie było, jakby ludziom w końcu coś się chciało razem! :) Janek: //Dziś możemy się zastanawiać ilu nas się ostało. Po czym dziś się rozpoznajemy? Gdzie dziś znajdują się nasze bratnie dusze, jeśli jeszcze takowe są? Jak je odnaleźć? Weroniko, a może już nie ma hippisów? Może zostaliśmy tylko sami i wszystko musimy zaczynać od początku?// - Na te pytania ciężko mi znaleźć odpowiedź. Pewnie dużo jest jeszcze hippisowskich dusz, ale może nie każda z nich do tej nazwy się przyznaje, jak ja kiedyś? Ludzie chyba trochę boją się nazw, bo dla innych są one jak etykietki. Po czym się dziś rozpoznajemy? Jak te bratnie dusze odnaleźć? Nie wiem, zupełnie nie wiem. Może trzeba liczyć na szczęście.
Weronika
2015-01-25 15:11
Wydaje mi się, że dzisiaj ludzie mają inną świadomość. Mówię: "wydaje mi się", trochę niepewnie, bo przecież żyję tylko dzisiaj, tylko teraz i wszystko, co wiem o "kiedyś", to wyobrażenia, poparte czymś, ale jednak... Więc wydaje mi się, że ludzie potrafili jednoczyć się w przypadku jawnego zniewolenia. Sprawy wydawały się jaśniejsze, były rzeczy, które budziły powszechny, cichy czy głośny, bunt. Teraz nie ma wspólnej świadomości... A wolność wciąż niepełna, zagrożona. Mam na myśli wolność zewnętrzną, którą próbować osiągnąć w jakiejś szerszej społeczności, bo w walce o wolność wewnętrzną jesteśmy sami, wspierani czasem przez przyjaciół... Chociaż wolność zewnętrzna pomaga w zdobyciu wewnętrznej. I w drugą stronę - wolność wewnętrzna w zdobyciu zewnętrznej. To się dopełnia. Czytam ostatnio "Walden" Henry'ego Davida Thoreau i zwróciłam uwagę na taką myśl, że aby tworzyć piękne rzeczy, najpierw musimy sami być piękni i wieść piękne życie. Tak jak powiedział Milimetr, że z pustego to i Salomon... A myślę, że zmieniać siebie to zadanie równie trudne, a przynajmniej równie pochłaniające, jak zmienianie świata. Może między innymi stąd wynika bezradność, brak chęci do działania... Nie mogę wypowiadać się za cały świat, ale wiem, jak jest ze mną - nie chce się wstać i zrobić coś wielkiego; nie chce się sprzątać całego globu, kiedy w mieszkaniu - w duszy cały czas taki bałagan.
kaja
2015-01-25 15:08
ejjj co tak pesymistycznie ??? Mały domek na wsi, mieszkanie w mieście - cóż to ważne ale wydaje mi sie mając doświadczenie mieszkania w bardzo dużym mieście, średnim mieście i teraz we wcale nie małym domku na przepięknej, malowniczej wsi nad jeziorem mogę powiedzieć, że to nie jest aż tak bardzo ważne. Wszędzie może być dobrze jeśli jest nam dobrze samym z sobą i na odwrót. W końcu wyszła mi opcja, że na stałe na wsi a wakacje i wolne dni w mieście. A co do tego, czy ludziom się chce/nie chce.Z dzieciakami można robić wiele fajnych rzeczy, nawet więcej niż samemu Znam bardzo w wielu ludzi, którym, chce sie bardzo dużo i to nawet tu w pielgrzymkowym kręgu - choćby i rodzinie Oldricha, która w tym roku po raz drugi organizuje pielgrzymke (szczegóły wkrótce) I to organizuje całkowicie samodzielnie i naprawdę, a nie tylko gada, że organizuje. Zbuntowany może ludziom nie chce sie tego co Tobie ( i tego co mi też nie bardzo) ale się chce. Dziękuję za Twoje przemyślenia - niektóre moim zdaniem trafne - inne trochę za bardzo powierzchowne i oparte bardziej na Twoich wyobrażeniach aniżeli reczywistości...HEJ !
milimetr
2015-01-25 13:30
Hej Zbuntowany:))) Napisałeś : Wtedy ludziom sie chciało to i owo...Wtedy ludzie wierzyli że się uda. Obudził mnie ten fragment Twojego tekstu, czasem myślę o tym - młodym się chce coś osiągnąć , przeżyć , zobaczyć, udowodnić itd. a gdy dorosną nie znajdziesz w większości tych osób nawet iskry. I właśnie przekonany jestem że to przez wiarę , - może naiwność ktoś powie ale szczerą , a gdy dorastają pozbywają się złudzeń , a ciężko coś zrobić w co się już nie wierzy... Myślę że rozsądek i odpowiedzialność niszczy ten zapał oraz życiowe doświadczenia - czyli również otaczający świat w którym bytujemy. Jedynie co robimy to zakładamy rodziny i staramy się ochronić swoje dzieci rezygnując z siebie. Pytanie brzmi , czy jeszcze jesteśmy w stanie coś ocalić dla siebie więcej i czy jesteśmy w stanie w coś uwierzyć więcej. Ja jeszcze w coś wierzę , - mały domek na wsi , życie w harmonii z przyrodą i swoją duszą , mam jeszcze szanse na mała oazę z której czerpiąc będę w stanie coś dać innym, no bo z pustego to i Salomon nie naleje :)) , ale czy sie uda ? , mam coraz mniej czasu na to. A czas? i tak zrobi co zechce z tym co tak troskliwie chronisz i z tym co tak rozsądnie budujesz , może to śmieszne ale wydaje mi sie że nawet śmierć w swojej konsekwencji jest bardziej szalona i pełna przygody niż nasze jutro..., a tak naprawdę nie wiele trzeba..
Zbuntowany
2015-01-25 00:31
Witam Cię Dominiko! Napisałaś: //… zechciałam razu dołączyć do hippisów. Nie znając ani jednego, nie wiedząc tak naprawdę nic. Dziś jest inaczej. Zupełnie inaczej. Umysł swoje przeżył, o brudy się ocierał, oczyszczał z nich... Wciąż walczy. Nie ma też chęci przynależności. Jest jednak poszerzona wiedza, m.in. dzięki temu artykułowi. Mogę jedynie westchnąć, czytając powyższe relacje, nad Kwiatami. Nad ludźmi, którzy rozpoznając w sobie nawzajem ludzi na ulicy oddawali się niekończącym rozmowom, dzieleniu czasu i radości z tego wszystkiego. Dziś niewiele radości za oknem. Wszystko mętnieje, tonie w sztuczności. W braku szczerości i chęci działania. Trudno wyobrazić sobie wychodzących na ulicę hippisów. A przydaliby się właśnie teraz.// Coś się stało. Coś się zmieniło od tamtych czasów. Wtedy ludziom się chciało to i owo ….Wtedy ludzie wierzyli, że się uda. Takie przeświadczenie panowało powszechnie. I tu nie mam na myśli bynajmniej samych hippisów. W Polsce oprócz hippisów tworzył się i dojrzewał społeczny ruch oporu, który w 1980roku wybuchł „Solidarnością” Pamiętam sierpień 1980 roku. Pamiętam strajki na kolanach. Mszy świętych nielegalnie odprawianych w zakładach pracy, w stoczniach, w hutach, na wyższych uczelniach i innych miejscach i to wszystko działo się w czasie panowania ateistycznej komuny, gdzie to wszystko czynili ludzie z narażeniem życia. Ach, jakie wtedy newsy szły z Polski w świat. Ludzie ze zdumieniem, patrzyli na zdjęcia strajkujących Polaków na kolanach w modlitwie. Mówili: „Patrzcie, jak ci Polacy strajkują!”, a słowo „Solidarność” było odmieniane we wszystkich językach świata. Strajki nie ominęły szkół w Miętnem k/Garwolina, we Włoszczowej, w których młodzież upomniała się o krzyże w szkołach. Naród upominał się o swoją godność, o życie dla najsłabszych, dla nienarodzonych. Żądał prawdy, w telewizji, w radiu, w prasie i w życiu publicznym. Dziś można zawołać: „Polsko, co się z Tobą stało? Gdzie twoja wiara? Gdzie twoja nadzieja? Gdzie podział się twój tamten zapał, wspaniały entuzjazm, pomimo, że wtedy na sklepowych półkach stał tylko ocet?” Była solidarność, była wola walki i wola życia. To na początek lat 80 przypada wyż demograficzny. Dziś Polska wymiera. Młodzi opuszczają Ojczyznę, ponieważ nie widzą w niej dla siebie perspektyw. Cdn.
Zbuntowany
2015-01-24 20:53
Hey Weroniko! Z wielką przyjemnością czytam Twój komentarz. Wzrusza mnie Twoja świeżość w patrzeniu na nasz ruch, nasze idee, kulturę, tożsamość, historię. Patrzysz na to z tą samą nadzieją i wiarą, która i nam towarzyszyła na początku i później, a tym z nas, którzy się nie starzejemy wewnętrznie, towarzyszy zawsze. Ta duchowa młodość sprawia, że nie ma między nami barier, ani wiekowych, ani pokoleniowych. Po prostu, ktoś tylko miał „pecha”, że się wcześniej urodził, a drugi później. Jednak dla nas hippisów – ludzi wolnych, romantyków wszystkich wieków - nie stanowi to żadnej bariery, która, by mogła nas dzielić. Dziś możemy się zastanawiać ilu nas się ostało. Po czym dziś się rozpoznajemy? Gdzie dziś znajdują się nasze bratnie dusze, jeśli jeszcze takowe są? Jak je odnaleźć? Weroniko, a może już nie ma hippisów? Może zostaliśmy tylko sami i wszystko musimy zaczynać od początku?
Dominika
2015-01-20 22:27
Co można rzecz po przeczytaniu tak długiego, a zarazem niesamowitego tekstu, dzięki któremu człowiek wraca do dawnych myśli? Myśli okresu gimnazjalnego, kiedy jeszcze się było infantylnym stworzeniem, a jednak coś potrafiło się wykrystalizować w głowie. Pamiętam, jak zaczynałam interesować się różnymi subkulturami i popychana pragnieniem odrębności oraz przynależności zechciałam razu dołączyć do hippisów. Nie znając ani jednego, nie wiedząc tak naprawdę nic. Dziś jest inaczej. Zupełnie inaczej. Umysł swoje przeżył, o brudy się ocierał, oczyszczał z nich... Wciąż walczy. Nie ma też chęci przynależności. Jest jednak poszerzona wiedza, m.in. dzięki temu artykułowi. Mogę jedynie westchnąć, czytając powyższe relacje, nad Kwiatami. Nad ludźmi, którzy rozpoznając w sobie nawzajem ludzi na ulicy oddawali się niekończącym rozmowom, dzieleniu czasu i radości z tego wszystkiego. Dziś niewiele radości za oknem. Wszystko mętnieje, tonie w sztuczności. W braku szczerości i chęci działania. Trudno wyobrazić sobie wychodzących na ulicę hippisów. A przydaliby się właśnie teraz.
Weronika
2015-01-19 14:09
Szkoda by było dobry materiał usuwać. Przeczytałam i skłoniło mnie to do przemyśleń na temat mojej własnej hippisowskiej drogi. Moja znajoma, ciesząc się parę lat temu z rocznicy powstania któregoś zespołu muzycznego, napisała: "To najlepsze 30-lecie w moim 14-letnim życiu", a ja, mając lat 18, właśnie świętuję swoje-nieswoje 50-lecie. Jestem jednym z tych dalekich hippisowskich pokoleń, już nie "romantykiem XX wieku", ale romantykiem wieku XXI. Skoro Milimetr był pokoleniem drugim, to ja już chyba trzecim? Nie wiem, kiedy stałam się hippisem... Czy hippisem można w ogóle się stać? Pewnie tak jak staje się człowiekiem. Tak, tak bym powiedziała - że razem z moim stopniowym uczłowieczaniem się, bardzo powolnym dochodzeniem do Ideału (ciągle tak oddalonego, ciągle tak mglistego, do którego biec muszę bez przerwy, wytrwale, bez wytchnienia, a ja czasem staję albo w ogóle zawracam), jednocześnie hippisiałam. W odniesieniu do Milimetra, Zbuntowany wspominał o samoczynnym stawaniu się hippisem. U mnie tak to właśnie było. Nigdy nie stawiałam sobie hippisów za wzór, nie mówiłam sobie: "Taka chcę być". O hippisach od dzieciństwa słyszałam, tak jak słyszy się o różnych zjawiskach kultury. Przyjmowałam fakt ich istnienia, nie znałam ich idei... Szłam swoją drogą i w końcu, kiedy doszłam do momentu, w którym odkryłam sztukę i wolność i zakochałam się w nich, by z czasem kochać coraz mocniej, zaczęłam zauważać zbieżność dróg moich i hippisowskich. Na początku zwróciłam uwagę głównie na rzecz niezbyt istotną - na sposób ubierania. Okazało się, że zamiast mówić "piękne ubranie", mogę mówić "hippisowskie" i na jedno wyjdzie. Zachwycały mnie orientalne wzory, samodzielnie szyte rzeczy albo starodawne stroje. Potem odkryłam inne podobieństwa - tak jak hippisi marzyłam o życiu w bliskości z naturą, wśród przyjaciół, chciałam osiągnąć jak największą łagodność, wewnętrzny spokój i wyzwolenie od różnych przyzwyczajeń, od masek, nieszczerości... Mój sprzeciw budził mieszczański sposób bycia, te wszystkie "musisz mieć, musisz się ustawić, musisz się przyzwyczaić". Miałam silne poczucie piękna, piękna zewnętrznego - piękna sztuki, ale też wewnętrznego, do którego starałam się dążyć. Być pięknym człowiekiem, Wolnym Człowiekiem. Wzorem Człowieka jest dla mnie Jezus. Człowiek i Bóg. Wzór nieosiągalny, ale przez to właściwy. To jest ten Ideał, do którego biegnę i zawracam, i znów biegnę, i staję, a potem tylko powoli idę... Myślę, że gdybym była ateistą, Jezus wciąż byłby dla mnie wzorem, jakiegoś rodzaju "idolem". O chrześcijańskich hippisach nie słyszałam, myślałam, że pewnie jacyś tam byli, wiedziałam zresztą o pielgrzymkach ks. Szpaka, ale nie spodziewałam się, że istniał taki nurt i to w Ameryce dosyć silny. Czasem nazywałam się hippisem, bywało też, że ktoś znajomy mnie tak nazwał i nie protestowałam, ale wolałam unikać tej nazwy, bo było kilka rzeczy u hippisów, które mnie odpychały, np. silne nawiązania do duchowości Wschodu. Kojarzyłam też hippizm z neomarksistowską rewolucją seksualną. Ponad rok temu znalazłam przypadkiem stronę Zbuntowanego (pozdrawiam!), przeczytałam o nurcie chrześcijańskich hippisów i zachwyciłam się. Więc z dumą teraz mówię: jestem hippisem i wszystkim hippisom składam serdeczne życzenia pokoju, wolności i miłości z okazji naszego półwiecza!
Zbuntowany
2015-01-19 11:45
Administrację DoZiemiObiecanej.pl proszę o usunięcie z witryny mojego materiału pt. ZBUNTOWANY - HISTORIA RUCHU HIPPISOWSKIEGO.
Zbuntowany
2015-01-19 02:08
Witaj Herbert. Bardzo miło, że się odezwałeś. Trochę szkoda, że zbytni odbiegasz od tematu, bowiem dyskusja nie miała być o mnie, ale o początkach ruchu hippisów, którego początek przypada na 1965 rok. Jeśli czujesz, że musisz koniecznie o mnie napisać, to może zrób to w odrębnej notce zamiast trolować, obrzucając mnie inwektywami. Rozumiem, że nie wszystko musi Ci się podobać, co wklejam na swojej stronce. Nie wiem, czy zauważyłeś fajny filmik ze wspaniałą wypowiedzią ukraińskiej Żydówki, dla czeskiej telewizji. Posłuchaj, bo naprawdę ciekawe rzeczy mówi. Podaję link: ---------- https://www.youtube.com/watch?v=doKQBUXZ51g ........... Następny film, który polecam dotycz obrony Polaków przed holokaustem. A broni nas wspaniała Żydówka Eliza Walczak. Zobacz, tą dzielną dziewczynę przed Komisją Senacką. Jestem jej bardzo wdzięczny. Wspaniała Kobieta. Eliza Walczak - Przymusowe szczepienia w Polsce https://www.youtube.com/watch?v=tKd-Rx4JQ48 Następny filmik jaki proponuję, - w związku z poruszonym przez Ciebie tematem, który ma pokazać te mój jad - jest to wspaniała wypowiedź historyka dr. Ewy Kurek i jej przyjaciółki Żydówki, również naukowca na temat stosunków żydowsko - polskich. Obie mówią jednym głosem zgodnie z prawdą. Posłuchaj zanim mnie znowu zaczniesz wyzywać od antysemitów . Wpierw poznaj prawdę. Prawda wyzwala. https://www.youtube.com/watch?v=ciSIVyk83QI -------- Posłuchaj jeszcze tego wywiadu z nią. https://www.youtube.com/watch?v=frHWwg_32Lc A skoro mi tak przyklejasz łatkę antysemity, to Ci wypomnę, że nie przyjąłeś u siebie mojego Przyjaciela - Żyda, kiedy zapukał do Twoich drzwi. Szkoda, że nie żyje już Marek Radecki "Kriszna" też Żyd, który wspaniale bronił mnie przed Jarkiem "Filozofem" z Rudy Śląskiej, kiedy rozmawiałem z nim na tematy polsko-żydowskie. Wtedy dowiedziałem się, że Mareczek jest Żydem. Nie widzę sensu, żebym dalej miał tłumaczyć się przed Tobą z powodu bezpodstawnych zarzutów. Mary Koszmary, Zadziwi się Europa reżyser z IzraelaYael Bartona antypolski film za pieniądze polskiego podatnika, wyłożył minister Bohdan Zdrojewski https://www.youtube.com/watch?v=6KyXSqH8hac
Herbert
2015-01-18 08:52
Przecież znam Zbuntowanego, ale nie mogę się z tym pogodzić, że za pięknymi hasłami o chrześcijańskich hippisach kryje się tam tyle jadu i nienawiści...
Herbert
2015-01-18 08:38
Dark Side of Zbuntowany (wystarczy poczytać trochę niżej): http://christiania.pl/forum Zbrodnie przeciw Polsce żydowskich zbrodniach piątek, 16 stycznia 2015 14:46 Wpisany przez Administrator
Kubuś Szczecin
2015-01-18 00:33
Lepiej zginąć z podniesioną głową niż żyć na klęczkach
doziemiobiecanej
2015-01-17 12:51
Zbuntowany przeniosłam tu Twoje komentarze, bo się zawiesza strona strona jesli komentarz jest zbyt długi.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych