Jesteś tutaj: Strona główna / W pustelni u Jano

W pustelni u Jano

2011-06-01

 

 

 

 

 

Jan Darecki Jano, to mistyk, pustelnik, autor kilku albumów o Bieszczadach, organizator corocznego Zlotu Zakapiorów nad Soliną. Pustelnia w potocznym wyobrażeniu, funkcjonuje, jako ponure miejsce z   nieprzystępnym dziwakiem - jej lokatorem. Jednak Jano i jego pustelnia jest zaprzeczeniem tego obrazu. Mieszka on  w Polańczyku, w prostym, przytulnym pokoju, z zapierającym dech widokiem na Solińskie Jezioro. Gdy rozmawiamy jest piękny, wiosenny dzień, a ptaki śpiewają radośnie. W pustelni jest nawet komputer. Podobnie Jano nie wpisuje się w stereotyp. Każdy, kto go zna, wie, że jest on ciepłym i bezpośrednim człowiekiem, nie stwarzającym jakiegokolwiek dystansu i przede wszystkim ma to "coś" - głębię, którą najtrudniej opisać, a  która sprawia, że spotaknie z nim, to niesamowite przeżycie.

 

Pięknie tu u ciebie, Jano !

 

J: - Wcześniej mieszkałem w zatoce, bliżej Polańczyka. Tam, co chwilę przychodzili do mnie, turyści, kuracjusze i brakowało mi spokoju. Zwykle odwiedzali mnie z ciekawości, a wychodzili przemienieni, zapłakani. Odmieniali swoje życie. Choć był to cenny czas - powiedziałem dość, nie chcę turystów, nie chcę gapiów, potrzebuję spokoju do pisania. Pisząc, docieram do większej liczby osób. Poprzez artykuł w czasopiśmie Bieszczady poznałem np. prof. Jadwigę Mizińską z UMCS, która wspiera mnie książkami, a ja ją modlitewnie. Wspaniała kobieta, bardzo się zaprzyjaźniliśmy.Wydaję też albumy o Bieszczadach. Chcę tym sposobem przyciągnąć tu turystów.

 

Wielu się obawia, że Bieszczady stracą swój urok, pod naporem turystów. Przestaną być dzikie.

 

- To prawda. Bieszczady się zatracają – ale to dobrze, bo tu nie ma przemysłu, a ludzie muszą z czegoś żyć. Faktycznie dzieje się to kosztem dzikości Bieszczad. Ekolog może powiedzieć: „Po co ty zapraszasz ludzi, niech Bieszczady będą dzikie”. Jednak dla mnie są ważniejsi ludzie. Przecież człowiek, to także część natury, ja stoję po stronie ludzi. Choć trzeba to też robić z rozsądkiem, by jednak Bieszczad nie zadeptać. Nie odpowiada mi fanatyzm, litowanie się nad roślinką, pieskiem, gdy tu niektórzy dosłownie głodem przymierają. Przykładem może być akcja przeciw wypałowi drewna w Bieszczadach – ekolodzy szumu narobią, a potem sobie do miasta wyjeżdżają, do ciepełka. Intencje każdy ma dobre, jednak ważne, jaki jest efekt i żeby wyważyć interes ludzi i przyrody.

 

Nasza rozmowa ma się ukazać na stronie www.doziemiobiecanej.pl, więc zapytam jak zaczęła się Twoja przygoda z hipisami, z pielgrzymką?

 

Z hipisami, ze Szpakiem zetknąłem się na początku lat 80-tych, w okolicy stanu wojennego. Mieszkałem wtedy nad Jeziorem Solińskim. W szałasie u Zdzicha Radosa poznałem hipisów. Z nimi pojechałem na zlot do Krakowa, do salezjanów i tam poznałem Szpaka, z którym się zaprzyjaźniłem. Zapraszał mnie na pielgrzymki. Liczył na mnie, że bedę głosił Słowo Boże. Jednak ja nie lubię nawracać, wygłaszać. Na pielgrzymce byłem milczący. Modliłem się. Czytałem Mertona. Jednak zdarzały mi się takie natchnienia Ducha Św., które powodowały momentalne nawrócenia. Jedna z takich historii przytrafiła mi się, gdy kiedyś na zlocie szedłem przez pole namiotowe - stały dwie ładne dziewczyny, miały około 18 lat, i jedna z nich mówi:

- „Ale jestem szmatą” , a ja jej na to:

-„Nie, nie jesteś szmatą – jesteś świątynią Ducha Świętego”. Na co ona znowu: -

Ale jestem szmatą” - no to ja jej znowu:

- "Nie, jesteś świątynia Ducha Św." i tak ze trzy razy.

W końcu powiedziałem:

-”Ty nie słuchaj siebie, tylko tego, co o tobie mówi Bóg”. Po tych słowach ona  padła na kolana. Położyłem jej ręce na głowie, a ona zaczęła płakać. Momentalne nawrócenie. To dla mnie był szok. To było właśnie działanie Ducha Świętego.

 

Takich historii było więcej. Z bardziej poruszających, wartych opowiedzenia, pamiętam wydarzenie w Warszawie na dworcu. W Warszawie była „hipmama”- podobnie jak siostra Jasia w Przemyślu - u której zresztą także bywałem. Szpak wysyłał mnie i Sarę – charyzmatyczkę, mistyczkę - żeby ludzi z dworca ściągać do tej „hipmamy”, która dawała jeść, nocleg itd.. Namawialiśmy na tym dworcu ludzi, żeby wracali do domów. Przekonywaliśmy ich, że nie ma sensu ćpać i włóczyć się. Czasem skutkowało, a czasem nie. Tam też grasował gang młodzieżowy - jego przywódca znany jest w całej Polsce - nie będę wymieniać jego ksywki, bo nie chcę go narażać na oficjalną sytuację. Pewnego razu ten gang nas zaatakował – nagle za plecami usłyszeliśmy:

-„Kogo bić? Kogo bić?” Odwracamy się, a Sara mówi:

-„Dlaczego od razu bić, a jeśli chcesz bić, to możesz mnie pobić”.

Mnie wypadało bronić koleżankę, a nie byłem przecież silnej postury, ich było kilku. Postawili zresztą jednego „bysiora” koło mnie, żebym nie zaczął jej bronić. No i szef tej bandy zaczął się do Sary dobierać. Zabrał jej zegarek, zaczął ją obmacywać, a ona miała taki dar, że jak zamykała oczy, to wchodziła w kontakt z Duchem Św.

Zapytała się go:

-„Czy ty wiesz, że  Bóg cię kocha?”, a on na to:

-Pana Boga to ja mogę w d... kopnąć.” Wtedy zamknęła oczy, a on w kilka sekund zaczął płakać. Wszyscy patrzą zdziwieni: On położył głowę na jej ramieniu i  spontanicznie zaczął wołać: ” Mamo! Mamo!”. Okazało się, że ten okrutny facet, to biedny człowiek, miał swoje problemy, życie go zniszczyło - w dzieciństwie starcił rodziców i wychował się na ulicy.

To było bardzo mocne doświadczenie - to jak on z agresji przeszedł w płacz i zaczął przepraszać. Wrócił jednak wkrótce na złą drogę, ale przynajmniej miał wstrząs duchowy i poczuł, że jest coś innego. Takich doświadzeń było mnóstwo.

Wśród hipisów było kilku charyzmatyków, a Szpak na nich liczył, że wejdą do Ruchu, po to by nawracać - nie w znaczeniu doktrynalnym, ale do Boga kierować. Były takie akcje, że ludzie się nawracali, narkotyki rzucali, ale byli tacy, których nie udało się uratować np. Dekabrysta, czy wielu innych.

 

Często nawet wierzący ludzie przegrywają z nałogiem.

 

Zasada jest taka, że doktryna nikogo jeszcze nie uzdrowiła. Litera jest słuszna ale martwa.

Dopiero to Duch Św. uzdrawia. Boga trzeba przyjąć całą osobowością, całym człowiekiem, uczuciami. Uzdrowienie to trudny proces. Trzeba doświadczyć uzdrowienia. W Kościele istnieje problem dominacji doktryny nad Duchem Św., bo Duch wieje tam, gdzie chce. Wręcz niektórzy ograniczają jego działanie, bo trudno go kontrolować.

 

A jaki jest twój stosunek do Kościoła. Mówi się o kryzysie.

 

Niestety jest wiele niedociągnięć. Jednak Kosciół to przede wszystkim Eucharystia, która jest uniwersalna -  dla każdego, kto wierzy.

Tu jest sekret tych źródeł. Swoją wiarą uaktywnia się to źródło. Podchodzi się jak do kranu. Jeśli ma się wiarę, to jak by się odkręcało kurek. Jeśli odkręcisz, to woda leci. Podobnie jest z Eucharystią. Jeśli nie odkręcisz – woda nie poleci. Jeśli nie ma wiary – to tylko pusty obrządek.

W Eucharystii jest wszystko: uzdrowienie fizyczne, psychiczne, duchowe. Dosłownie wszystko – nie trzeba jechać na drugi koniec świata – za papieżem, ma się to, za rogiem w kościele. Nie na zasadzie magii ale wiary.

Gdybyśmy nie mieli tych źródeł duchowych – bylibyśmy skazani na pustkę, ale mamy – Spowiedź, Eucharystię. To nie są symbole, a konkretne źródła – fakty duchowe, które żyją.

Wiara czyni cuda, nie wiedza – nie trzeba wielkiej wiedzy i to dlatego jest takie piękne. Dostęp do łaski, to coś prostego. Proste, a jednocześnie trudne. W Eucharystii przychodzisz do Boga i masz dostęp bezpośredni. Nie każdy może wpaść w ekstazę i widzieć Boga twarzą w twarz, ale każdy może go widzieć w Eucharystii.

Od Kościoła na Zachodzie odchodzą tłumy ludzi – niech odchodzą – są wolni. Siła Kościoła jest w jakości nie ilości. Na tym polega wolność - każdy może odejść. Ale jest zasada: od Boga odejdziesz, to owoców nie zbierzesz. Są zasady ruchu drogowego i duchowego. Jeśli pojedziesz pod prąd, to spotka Cię tragedia. I jest wszystko i jest czytelne. Jeśli zasieję głupotę to głupotę zbiorę.

W każdej zasadzie jest precyzja. Tego nie rób – ale możesz, jeśli chcesz możesz. Nie pij, bo będziesz chory. Sami siebie skazujemy na tragedię.

Jednak ogólnie z duchowością katolików jest mizernie. Jak szedł u nas obraz Maryjny, to kobity płakały, a na adoracji kilka osób. Mają przecież Jezusa żywego w adoracji. Zniechęcają mnie takie imprezy. Nie każdy może być mistykiem, ale każdy może widzieć Boga w adoracji Świętego Sakramentu. Tak samo Zmartwychwstanie, to nie święcenie jajek. To folklor dobry dla dzieci. Zmartwychwstanie ma się dokonać w człowieku.

Boże narodzenie to samo. Przez post, ascezę osiąga się głębię, a nie przez folklor. Tak samo spłycono Jana Pawła II.

 

 

Często Janowi Pawłowi II zarzuca się, że był ikoną popkultury:

 

On nie był ikoną popkultury, tylko spłycono go. On był gigantem duchowym, mistykiem. Jednym z największych ludzi w historii świata - a ludzie urządzali mu festyny - bo on lubi muzykę. Tłum się roztańczył, zamiast się wyciszyć duchowo. On to wyczuwał i nie chciał tego. Komu chce się czytać to, co pisał?

 

Potocznie myśli się o mistyku, jako o kimś, kto żyje "w innym świecie",  wizji, objawień,  chyba jednak mistycy twardo stąpają po ziemi?

 

Mistyk twardo stąpa się po ziemi. Można ulecieć w iliuzję, skoro mam wizję, to ochocho, a zasada jest prosta : jakie życie, taka duchowość.

Teresa z Avilla wiele konkretnych rzeczy zrobiła, podobnie jak św. Jan od Krzyża, który przeprowadził wielką reformę zakonu.

Można odlecieć w iluzję, zakłamanie, wmówić sobie, bujać w obłokach, jednak autentycznego mistyka poznaje się po owocach. Trudności dnia codziennego sprowadzają nas na ziemię.

Można sobie wmawiać cuda, wianki. O to chodzi, żeby wszystko odrzucuć, żeby tylko Bóg został. Nawet charyzmaty ,nawet łaski. Otrzymujesz łaskę, to dobrze. Przyjmujesz ją i idziesz dalej. Bo do Boga idzie się tylko do Niego. Nie można przy okazji załatwiać, tego, czy tamtego. Duchowość to jest fakt duchowy, rzeczywistość. Szukamy go wszędzie, a on tu jest.

Św. Paweł o tym pisał, a był genialny: - „W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz17,28) - mówi wyraźnie - ,,Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? "(2 Kor13,5)

Św. Paweł był Christophorosem (z grec. noszący Chrystusa). W sobie należy nosić chrystusa, a nie wiedzę o Chrystusie – wiedzę może nosić nawet niewierzący. Zdarzało mi się uzdrowiać z fizycznych dolegliwości, mogłemy być znany, popularny, ale to nie jest to. Nie chcę tego, bo to nie jest duchowość. Nie chcę być uzdrawiaczem. Cała moja duchowość jest skoncentrowana na Chrystusie - jest Chrystocentryczna. Jestem Christophorosem. Na podstawie mojego widzenia Artystka Bieszczadzka namalowała obraz Jezusa, wg tego, jak mi się ukazał. Zresztą piszę o tym w mojej książce. Jest już zakończona. Mam nadzieję ją wydać w połowie tego roku.

 

 

Zechciałbyś coś więcej na temat ksiązki powiedzieć?:

 

Książka ma roboczy tytuł: „Mistyka Bieszczadów Pustelnika Jano”. Bieszczady dlatego, bo tu się zaczęła moja przygoda duchowa i hipisowska. Głównie opisuję swoje przeżycia mistyczne, począwszy od dzieciństwa, a miałem ich mnóstwo. Jednocześnie opowiadam o ludziach, których spotykałem - artystach, hipisach, zakapiorach, pisarzach. Tym samym wspominam też o Szpaku i pielgrzymce. Oceniam jego dzialalność bardzo pozytywnie, choć niektórzy sądzą, że przez zbyt dużą wolność na pielgrzymce, była ona demoralizująca. Jedank ja tak nie uważam. Kościół unika trudnych środowisk, bo to wiąże się z dużymi problemami. Próbowałem znaleźć kapłana dla naszych zakapiorów. Pisałem nawet do władz kościelnych. Bezskutecznie. W książce nie piszę językiem teologicznym, który potrafi zniechęcić, więc myślę, że będzie ciekawa. Będę opisywał rzeczy trudne: widzenia, ekstazy, doświadczenia mistyczne ,wyjścia z ciała, ale nie ezoteryczne, tajemne, a na zasadzie, że Bóg daje ekstazę. Bazuję na św. Janie od Krzyża. Jan od Krzyża jest genialny, a mało ludzi go czyta, bo jest za trudny. Chciałbym go niejako przełożyć na język współczesny. Przybliżyć go.

 

A św. Faustyna, której obraz Jezusa Miłosiernego prowadzi pielgrzymkę?

 

Faustyna również jest genialna, ale niewielu ją rozumie. Chociaż była niewykształcona i pisze prosto, potocznie, żeby ją zrozumieć trzeba znać język mistyki. Ona stała się żywą hostią – opisuje swoje zjednoczenie z Chrystusem – także stała się Christophorosem. To jest szczyty góry Karmel, najwyższe zjednoczenie z Chrystusem. Miała widzenie Trójcy Świętej. Jednak odnośnie Faustyny także idzie się w folklor. Wpada się w pułapkę, że skoro jest Chrystus miłosierny, to mogę grzeszyć do woli, bo Chrystus i tak wybaczy mi wszelki grzech.Właśnie na sądzie będzie sprawiedliwość. Teraz jest czas miłosierdzia, a tam jest już koniec miłosierdzia, a o tym nie wszyscy wiedzą, albo nie chcą wiedzeć, a ona mówi to tak zdecydowanie, że aż strach to słuchać. Wyraźnie o tym mówi w kilku miejscach. Ludzie nie chcą tego słuchać. Myslą, że skoro jest miłosierdzie, to hulaj dusza piekła nie ma.

 

Ale chyba także sprawiedliwośc rozumiana, jako nazywanie zła po imieniu. Innymi słowy szczerość, która jest podstawą wszelkich relacji między ludźmi. Bez szczerości miłosierdzie jest pobłażliwym poklepywaniem po plecach.

 

Zło jest złem. Nie można łagodzić zła.

 

A jaki jest po latach Twój stosunek do Ruchu hipisowskiego?

 

Idea była dobra, jak najbardziej pozytywna, pacyfistyczna ale zniszczyły ją narkotyki.

Ja w swojej książce piszę wyraźnie - niektórym hipisom się pomieszało: miłość – z wolną miłością.

Wolność z samowolą – hipisi poszli w narkomanię i w imię wolności się zniewalali. Dwa zjawiska, które się pomieszały ze sobą. Gdyby Ruch hipisowski był czysty, to trwałby do dziś. Tak jest z każdym ruchem, gdzie wkracza wolność źle pojęta. Wielu hipisów znalazło swoją ziemię obiecaną tu w Bieszczadach, żyją, mają gospodastwa agroturystyczne. Są zdrowi. Ale wielu poszło w narkotyki i przepadli.

 

A co z mistyką i narkomanami?

 

Często dosłownie słyszałem, jak narkomani mówili, że są mistykami, bo mieli wizje.

Doświadczenie mistyczne zsyła Bóg, sam człowiek nic tu nie może, to jest czysta droga. Czysta droga duchowa. Bez żadnych wyzwalaczy, eksperymentów. Mistykiem jest się z woli Boga - albo się nie jest. To chore, gdy ktoś, kto ma halucynacje narkotykowe, twierdzi, że jest mistykiem. To wchodzenie w iluzje – chore rzeczy. Ekstaza religijna pobudza te same receptory, co euforia narkotykowa. Stąd zamieszanie. Charyzmatykiem można zostać przez pracę nad sobą, przejść seminarium Odnowy w Duchu Św., ale mistykiem jest się jedynie z woli Boga. Nie ma na szczęście jeszcze seminariów dla mistyków. Raz jest nim prosta Faustyna, a innym razem teolog.

 

Teolog także?

 

Tak. Oczywiście.

 

Więc tym optymistycznym akcentem zakończmy naszą rozmowe. Dziękuję.

 

Dziękuję.

 

(k.)

 

Zdjęcie Jano - podobne ukazało sie w Gazecie Milicyjnej z opisem:

"Element społeczny"

 

Fot. E. Osiecka.

6 komentarzy

qatro3
2014-10-17 20:39
czuje się podobnie, szukam ciebie brachu i chce się z tobą spotkać
prorok
2011-08-04 00:52
dzisiaj światu potrzeba tak autentycznych ludzi
prorok
2011-08-04 00:51
jestem pod olbrzymim wrażeniem, dzisiaj światu jak nigdy potrzeba tak autentycznych ludzi !
szpaku11
2011-06-05 21:39
Drogi Jano. Witam Cię serdecznie. I ja dziękuję za świadectwo. Szczególnie za wiarę w Eucharystię. Masz we mnie wspólnika. \"Dałeś nam Chleb z Nieba, wszelką rozkosz mający w sobie\". Chciałbym bardzo być na zlocie za rok w Bieszczadach. Ale WY przyjedźcie na pielgrzymkę br. Trasa jest na głównej stronie www.doziemiobiecanej. Możemy mieć kłopot z duchownymi w tym roku, więc czas oddać Wam Mistykom jej prowadzenie. Może urządzimy promocje Twojej książki w czasie pielgrzymki.
IGa
2011-06-04 12:21
przepiękne oczy ma ten Jezus...
Herbert
2011-06-01 21:23
Wielkie dzięki za ten wywiad - i serdeczne pozdrowienia dla Jano!

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych