Alfabet Szpaka - H jak Herbata
2018-07-02
Ekran komputera świeci dyskretnym blaskiem, kusząc niezdecydowanego potencjalnego użytkownika: „no napisz coś, napisz”. Tuż obok stoi biały, pękaty kubek po brzegi wypełniony miodowym płynem, który sączę z przyjemnością, wpatrując się z namysłem w leżącą przede mną pustą białą kartkę i nagle, ni stąd ni zowąd, przed moimi oczami pojawia się obraz.
Jest gorąco, słońce tak strasznie świeci, a dopiero rano, przechodzi mi przez myśl, ale niezrażona tymi spostrzeżeniami bardziej zagłębiam się w obraz. Szpak siedzi na ławce, dookoła normalna poranna krzątanina. Mój wzrok skupia się na trzymanej przez niego przezroczystej ikeowskiej szklance, z której od czasu do czasu bierze łyk czarnej jak noc kawy. Czy on pił kawę bez mleka i cukru?, pytam samą siebie, ale nie znajduję odpowiedzi.
Po raz kolejny wracam myślami do pielgrzymkowych trunków i ze zdziwieniem uświadamiam sobie jedno. Przy każdym posiłku zawsze stały dwa ogromne gary z herbatą: jeden z napojem kompletnie gorzkim, a drugi z tym kompletnie przesłodzonym. I z chochlą wazową do nalewania. Zastanawia mnie, czemu piłam albo gorzką, albo tę za słodką. Czemu nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby nalać pół kubka z tego naczynia i pół z drugiego.
Gdy zastanawiam się nad tym dłużej, przychodzi mi do głowy głupia myśl. Że z tą herbatą jest trochę jak z życiem: albo słodko, albo gorzko i nikomu nie przyjdzie do głowy nalać chochlą pół szklanki przesłodzonej i pół gorzkiej, po czym to wymieszać. Chociaż z drugiej strony po co, kiedy jest dobrze i cudownie, chcieć i szukać czegoś, co by mogło to popsuć? Ale z drugiej strony czy to nie jest tak, że jest dobrze, kiedy… nie wszystko jest dobrze i nie wszystko wspaniale się układa? Że wtedy jest… normalnie. I jak najbardziej do wytrzymania. Zwłaszcza, gdy nie jest się samemu, ale z Nim(i) i innymi ktosiami. A wychodzi się z tych „niedosłodzonych” sytuacji silniejszym, mądrzejszym i lepszym. I z przyjemnością idzie się wtedy po cukier drogą z napisem „którędy do szczęścia”.
Ale cukier kiedyś był drogi i samemu się go nie używało, żeby dzieci mogły wypić herbatę nie do końca gorzką, myślę sobie zaraz, zanim wrócę do rozmyślań życiowo-herbacianych. A w tym kontekście chyba drogi jest nadal...
Boże… herbata jako metafora ludzkiego życia. Polonistka z ogólniaka byłaby dumna.
Machinalnie sięgam po kubek i przechylam. Z wyrzutem patrzę na puste dno i z westchnieniem rozpaczy wlokę się do kuchni po dolewkę.
2018-07-10 13:40