JAK BYŁO ...
2011-08-14
No i doszliśmy...
Jak było?
- Gdy czekaliśmy na „wejście”, Jurek Maharadż wspominał, jak to drzewiej bywało, kiedy na Jasnej Górze tańczyło tysiąc hipisów, a on w ekstazie uderzał w bęben przez 9 godzin, zdzierając palce aż do krwi.
Zostało nas około trzystu osób. Można powiedzieć, że to garstka, można żałować, że nas już tak mało, szukać winnych, politykować, dumać nad kondycją Ruchu, Kościoła itd. itp. - dlaczego nie jest jak dawniej?
- Chyba opuścili nas ci, dla których pielgrzymka była tylko i wyłącznie wydarzeniem towarzyskim, turystycznym, jedną z wielu imprez w wakacyjnym grafiku – czy jak za komuny - manifestacją polityczną - oazą wolności.
Można biadolić, że „wejście” jakieś, takie anemiczne, ale można też uronić łzę wzruszenia- widząc Jasię, Szpaka wchodzącego już 33 raz, w tyle za pielgrzymką - z chorą nogą - wiernego Drodze do Matki... Dać się unieść natchnieniu Cordiana...
Byliśmy, bo chcieliśmy być właśnie tu – Ania, na stopa przyjechała, aż z Hiszpanii, Mirek z niewydolnością serca, któremu lekarz zabronił chodzić już kilka lat temu, Kiju, Bernatka z niesprawnym biodrem, niesamowita Jadzia i Irena z ósemką dzieci - w tym – piątką adoptowanych. Po raz kolejny nie zawiódł Ota, Cygan, Dżuma, Łoś, Belfegor. Wojtek Karpowicz z rodzinką, który zorganizował świetny koncert. Z dobrym słowem odwiedził nas Pastor, "Dominiki" i Adam Mioduchowski z obrazami. Flagowy przygotował niezapomniany poczet Flag. Kajtki z ponadczasowym hasłem na dziś: „głowa do góry” i wielu, wielu innych. Nowe, młode, nietuzinkowe postacie - choćby "Kasia z kijkami", czy Magda, szalony Dawid z piekną Klaudią, Dzika - pełnych energii, młodości i radości życia.
W tym roku spora większość idących, uczestniczyła we mszach i trwających do północy adoracjach - mocnych, przenikających głęboką komunią z Bogiem. Pozostawialiśmy wspaniałe wrażenie na miejscowych, którzy widząc nasze rozmodlenie wybaczali totalne niezorganizowanie, spóźnienia i inne „niedociągnięcia”, nierzadko ukradkiem ocierali łzę...
Można biadolić, krytykować w nieskończoność, ale można też przysiąść w cieniu krzyża na adoracji i zachwycić się tymi, co zostali - najbardziej autentycznymi - prawdziwie poszukującymi Nadprzyrodzonego - niekoniecznie katolikami. Zadumać się nad słowami Szpaka – którego marzeniem jest, abyśmy żyli pełnią życia - (dlatego wybaczamy mu, gdy zdarzy mu się „trochę pokląć”), pożartować z Cordianem (wierzymy, że zostanie z nami), czy odpłynąć przy śpiewie Andżeli, Chrzanki, Domana, Waldiego, Wrony i innych...
Zachwycić się wszystkimi razem i każdym z osobna. Można było być w komunii z Bogiem albo przyglądać mu się tylko z daleka - niedowierzając. Jak co roku byli tacy, co się nami wzruszali, i ci co się oburzali. Można widzieć w nas tylko zło, a można dostrzec, jak oswajamy, zimne niekiedy kościoły, wnosząc do nich radość, zadumę, ufność zasypiających pod ołtarzem dzieci, szczerość i prostotę modlitw: próśb, podziękowań, uwielbień – pamiętając o słowach, które wypowiedział "Król" przy śniadaniu - że piękno potrafią dostrzegać tylko ci, którzy mają piękną duszę.
Na zawsze w mojej pamięci pozostanie widok modlących się dzieci, niosących pośród kaszubskich jezior i lasów pielgrzymkowy obraz i to wcale nie dlatego, że tak kazała mama albo ksiądz.
No i oczywiście niesamowita gościnność Kaszubów, którzy wcale z niej nie słyną – co pokazuje, jak krzywdzące są stereotypy i tzw. obiegowe opinie.....
2011-09-03 17:56