Jesteś tutaj: Strona główna / GARŚĆ WSPOMNIEŃ - Andrzej Paturaj

GARŚĆ WSPOMNIEŃ - Andrzej Paturaj

2012-05-31

Łódź maj 2012r.

 

Chcąc rzucić nikłe choćby światło na historię hipisowskich zlotów jakie odbywały się w Polsce w początku lat 70-tych – trzeba mieć świadomość, że dzieli nas od wydarzeń onych ponad 40 lat. Źródła pisane to margines; zachowane listy, notatki  gryzmolone na skrawkach papieru – one oddają co najwyżej nastrój tamtych dni. Fotografie – te mówią to co mówić mogą: kto i gdzie. Istnieją zapewne w archiwach (Filmoteka Polska oraz IPN) materiały filmowe, ale dostęp do nich jest ograniczony.

Pozostaje zatem pamięć nasza: zawodna, ulotna, nietrwała, na której ciąży piętno subiektywności przestroga jakiej każdemu studentowi historii już na pierwszym  roku udzielają: nikt tak nie konfabuluje jak naoczny świadek…

Pomny na wszystkie te ograniczenia i niedogodności postaram się przelać na papier (dosłownie: piórem marki PARKER) to co pamięć moja zachować zdołała.

Chcąc pisać o zlotach, koniecznie wspomnieć trzeba o instytucji zwanej Auto – Stopem. Zapoczątkowana bodaj w latach 50-tych, zrazu powoli, w połowie lat 60-tych stała się instytucją kultową. Mając legitymację szkolną, często spreparowaną tak, byle tylko być szesnastolatkiem, do tego książeczkę PKO z wkładem – 200 zł – kupowałeś książeczkę Auto- Stop i stawałeś się na dwa miesiące wakacji wolnym jeźdźcem, którego wolność wyznaczała jedynie własna wyobraźnia. A może ona niezwykłych rzeczy dokonywać. Może podchlorynem sodu mikrego czternastolatka uczynić dwa lata starszym ( po to wymyślono Technika Chemiczne). Może rodziców utwierdzić w przekonaniu, że latorośl u rodziny na wsi bawi, kiedy delikwent z włosem rozwianym mknie na „pace” odkrytej ciężarówki w tajemnicze „przed siebie”.

Rzucało się co roku w ową przygodę dziesiątki i setki tysięcy młodych ludzi, kuszonych nadzieją przeżycia czegoś niezwykłego. Bo każda wyprawa, każdy jej etap były inne. Nie wiedziałeś jak się zacznie, ani jaki będzie jej finał. Byłeś ty, sam na sam z przyrodą, która cię wabiła  i onym tajemniczym imperatywem – „przed siebie”. On to czynił że spokojnie znosiłeś, bywało, wielogodzinne daremne umizgi do pędzących ciężarówek, obolałe kości po noclegach na parkowej ławce czy przydrożnym rowie lub codzienną dietę złożoną z pięciu bułek z powidełkiem i litrem kawy  w mlecznym barze.

Mimo, a może temu dzięki temu właśnie, przez sześć kolejnych wakacji przemierzałem wszerz i wzdłuż kraj mój ukochany.

Nieodmiennie wraz z końcem roku szkolnego, razem z kolegami, później z koleżankami a w końcu często samotnie wychodziłem na trasę. Słowo „trasa” miało swój niepowtarzalny, dzisiaj nie istniejący koloryt.

Trasa – to była droga gdziesik wiodąca, ale nade wszystko byli to ludzie, tacy jak ja autostopowicze, ludek  mający swoje zwyczaje, niepisane prawa, swój sznyt, nieomylnie odróżniający ich od całej reszty, czyli zwykłych „łebków”. Na trasie rzeczywistość nabierała nowych wymiarów: były samochody, „łebki” i autostopowicze.

W końcu lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych Mekką, Ziemią Obiecaną, letnią stolicą autostopowiczowskiej braci stał się Sopot, a w  nim trzy szczególne miejsca: Kamienny Potok ze swym polem namiotowym, gdzie się sypiało, „Monciak” – czyli Aleja Monte Casino, gdzie zobaczyć można było, jak i zostać zobaczonym; W końcu Sopot- Wyścigi ze swym Non - Stopem gdzie wieczorami tańczyło się przy żywej muzyce.

A było przy czym tańczyć i było czego słuchać. Koncertowali tutaj: Niemen ze Skrzekiem, Breakauci, Maryla Rodowicz, Niebiesko-Czarni. Pamiętam, że przez dwa kolejne lata ( 1969-70) występowała tam znakomita grupa „Blue Effect”.

Sopot, jak magnes przyciągał dodatnio naładowanych, czy mówiąc inaczej, tych jakby nieco innych. Ani lepszych, ani gorszych, tyle, że o innej nieco wrażliwości. Wśród tychże, których wrażliwość buntowała się przeciwko socjalistycznemu status- quo, a którym dane było wymieniać myśli i młodzieńcze doświadczenia z podobnymi sobie – bez obawy pomyłki szukać można prekursorów ruchu hipisowskiego w Polsce.

Kończąc wątek autostopowy postawię taką oto tezę: bez Auto –Stopu, bez swobodnej wymiany ludzi i ludzi tych myśli, bez Sopotu, bez Non Stopu – ruch hippie w Polsce albo wcale by się nie narodził albo narodził się znacznie później i od początku dziedzicznie już był obciążony przekleństwem „polskiej heroiny”.

Te sopockie letnie spotkania mimo, że nikt formalnie ich nie organizował, były zaczynem tego co później zyskało nazwę „zlotu”.

Pierwszy zasługujący na to miano, a w którym dane mi było uczestniczyć miał miejsce w Rucianem, a odbywał się w okresie od 15 do 18 lipca 1971 r. Spotkaliśmy się nad małym jeziorkiem otoczonym z trzech stron lasem. Po 35 latach byłem tam ponownie (ileż problemów było z lokalizacją) i na tej podstawie bardziej niźli na pierwotnych wspomnieniach staram się odtworzyć w pamięci gdzie stał namiot, gdzie płonęły ogniska etc...

Było nas 100 może więcej osób, które rozłożyły namioty na łagodnym obniżeniu zbocza, w zatoce lasu zstępującej do jeziora.

Pamięć osób jest bardziej zawodna; poza tymi, z którymi przyjechałem (śp. Jola, śp. Andrzej, Hermes, Staszek. Jurek) pamiętam zaledwie dziewczyny z Bydgoszczy o imieniu Delfina i chłopaka dwudziestokilkuletniego „Dzikiego” z Ostródy?

Jego przez fakt, że dołączył do zlotu w szokujący sposób. Kilka dni wcześniej zagubił się w tutejszych lasach i po kilku dniach błądzenia, wygłodniały trafił tam gdzie zamierzał tzn. na zlot. Widziałem na własne oczy jak zarośnięty, brudny i niesamowicie głodny zjadł żywa rybę, którą ktoś właśnie wyciągnął z jeziora. Samą atmosferę, to co działo się podczas zlotu (bez wnikania w literackość owego dokumentu) oddają dwa teksty: Andrzeja Krakowskiego „Hermesa”.

25.05.2012 r. Andrzej Paturaj

CDN...

 

Prawda

 

Już drugie słońce się topi w jeziorze

Stracone wiele godzin życia

Z drugiego końca mego kraju

Przybyłem tutaj goniąc prawdę

Której zadaniem świat odmienić

 

Znalazłem prawdę, lecz ukrytą

Nikt mnie nie nazwał swoim uczniem

Jesteś, więc bądź, nie odpychając

Chleba i wody nie odmów

 

Twarze skupione, Twarze Ludzi

Tych którzy chcą dać wolność świata

Choć czuje przedsmak przyszłej klęski

Nie rezygnują. Chcą choć kosztem

Własnego życia, rozbijać mury konwenansów

Chcą wznieść kaganek swej idei

Pod dachy ludzi nieświadomych

Żyjących marną wegetacją

 

Lecz źle się dzieje: Zamiast

Radzić, szukać dróg do szczęścia świata

Wciąż wytykają błędy swoje

I oskarżają się nawzajem.

 

Lekomania resztę inwencji

Zabiera nam w Tartaru głębię

Ludzie się bawią.

Odpychają tych co się wahali.

 

Gdzież idea? Każdy ma swoją

Sam free, więc gdy ktoś powie

Mądre słowo, inny swe veto

Mu postawi. Sejmikowanie dla zabawy,

Kłótni i swarów.

 

Apostołowie jeśli takich jak oni

Nazwać wielkim słowem

Czekają na okazję by wzbudzić jaką bądź sensację

 

Lecz szkoda tej ideologii

Bo piękna jest odmiana świata

Ja będę uczył kogo to wiem

Lecz, gdy się skończy wiedza moja

 

Czy znajdzie się ktoś, kto nauczy

Mych uczniów i mnie samego.

Czego brakuje, co chcę zdobyć

Bym nie szedł w ciemność niewiadomą !

Jak w owczym pędzie inni idą?

Niech tak się stanie!

Ruciane 17 III 1971 r. Hermes

 

 

 

Noc wolności

Z dymu ogniska ulatują ku niebu

Gwiazdy szczerozłote.

Matka natura je rozwiesza

Na firmamencie granatowym.

Kołysze nimi letni wietrzyk

Figluje, psoci szkrab nieznośny

To wielki wóz przesunie sobie,

To czapke zaciągnie księżycowi

Który się swej łysiny wstydząc

Zaciąga twarz kotarą z chmury

Gdzieś, ciągnąc z tyłu za sobą,

Ogon spleciony z jasności promieni,

Przetnie jak mieczem mrok kosmosu

Kometa. Gdzie kres jej drogi?

Nikt nie powie i ona sama

Niewiadoma. Szuka, gdzie spojrzeć,

By po locie dość sił mieć,

Żeby się radować…

Ogniska blask wydłuża ludzi

Do monstrualnych wprost rozmiarów

Gdzieś świerszczyk zacykał przebudzony,

Gdzieś sowa zahukała z cicha.

Miarowo stuka tu siekiera

By zrąbać cos na żer płomieni.

Blues otacza zmysły kręgiem upojnej

Ekstazy kochania

Wśród dźwięków nocy, wśród hałasów

Panuje niezmierzona cisza.

Cisza kojąca, cisza- matka spokojem duszy.

Któż tak się do mnie tuli, łasi?

Kto błądzi dłonią po mej twarzy?

Kto szepce cicho: jestem twoja?

To Ona. Jednak ją spotkałem

Po latach biegu wśród przestworzy

Dobiłem swego, jak kometa.

Jakie twe imię jest dziewczyno?

Wolność? Ty moja ukochana…

18 III 1971r Hermes

 

Wspomnienia przesłał Andrzej Paturaj - za co serdecznie dziękujemy.Z niecierpliwością  czekamy na jeszcze, zachęcając jednoczesnie innych, do podobnych  podróży w czasie ...

 

2 komentarzy

ohtaMzedamaR
2013-04-07 22:20
Niestety nie dane mi było żyć w tych czasach, z każdym dniem żałuję coraz bardziej. Życie z opowieści wydawało się tak piękne i beztroskie. Płaczę.
Adam
2012-06-07 12:35
ciekawie napisane - kiedy dalszy ciąg?????

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych