Jesteś tutaj: Strona główna / GRUNT TO BUNT 2 ROZMOWY O JAROCINIE _ GRZEGORZ WITKOWSKI

GRUNT TO BUNT 2 ROZMOWY O JAROCINIE _ GRZEGORZ WITKOWSKI

2012-07-28

Wydawnictwo: In Rock

Oprawa: miękka

Ilość stron: 685



To pozycja, która obok wnikliwego potraktowania tematyki festiwalowej i ściśle muzycznej stanowi  interesujący socjologicznie zapis lat 1970-1994.
Polecamy drugą część rozmów z ludźmi, związanymi z Jarocinem: artystami, organizatorami, pracownikami służb porządkowych, milicji i SB oraz widzami.


Ponad 200 unikatowych zdjęć.

 

 

W książce wypowiada się 65 osób, w tym m.in. Marek Jackowski, Walter Chełstowski (twórca festiwalu), Lech Janerka, Martyna Jakubowicz, Piotr Banach Robert „Robal” Matera, Jacek Lang, Paweł „Guma” Gumola, Grzegorz Markowski, czy nawet Ojciec Madej, a także Jarek Mixer Mikołajczyk - dziennikarz muzyczny z Gniezna. Fragmenty rozmowy z "Mixerem", ściśle związane z tematyką naszej strony zamieszczamy poniżej.

Książka do nabycia w sklepach internetowych oraz na allegro.

 

 

 

Fragment rozmowy z Jarkiem Mikołajczykiem "Mixerem":

- Na czas "Jarocinów" przypadał zlot w Częstochowie oraz le-
gendarna pielgrzymka hipisów na Jasną Górę ...



- W "Jarocinie '83" na pewno była grupka hipisowska, nawet chyba
Szpak był wtedy. Dość dużo nas było i nie wiem, czy nawet pielgrzym-
ka nie zahaczyła o Jarocin. Ze względu na Festiwal rzadko szedłem
z pielgrzymką całą trasę. Pamiętam, że na czas "Jarocina" pielgrzymka
nieco topniała. Część z nas jechała na Festiwal, a potem znowu wra-
cała na trasę pielgrzymki.

- Szpaku, Szpak, Andrzej Szpak, ksiądz, salezjanin, hipis ... To
dość niezwykła postać w historii Ruchu hipisowskiego, a przez to
też w polskiej muzyce. Postać przemilczana przez kronikarzy, dzien-
nikarzy, celebrytów ... Rozmawiałem z nim, ale chyba przez skrom-
ność nie opowiedział o wszystkim. Czy mógłbyś przybliżyć tę postać?



- Ktoś wymyślił  kiedyś takie  hasło  -  "Dzieci  Szpaka".  Dla  części 
środowiska  hipisowskiego      Szpak był naprawdę      bardzo  ważną  posta- 
cią. Poza głównym      zlotem  w  Częstochowie      po  zejściu pielgrzymki, 
spotykaliśmy  się co miesiąc w różnych  miejscach. Nie było telefonów 
komórkowych,      czasami na jakimś  zlocie był podany      termin  i miejsce 
następnego,    ale jak  się gdzieś nie było, to ludzie i tak  dowiadywali  się 
od  siebie. 
Myślę,  że gdyby  nie  Szpak, tych  zlotów  by nie  było.  Między      in- 
nymi  dlatego,  że najłatwiej  było załatwić noclegi  dla tak dużej grupy 
gdzieś przy parafiach  albo w klasztorach,  a to  umożliwiał  Szpak. Był 
pewnego  rodzaju  buforem. W  sferze intelektualnej duchowej  scho- 
dziliśmy na tak zwane manowce  i Szpak wprowadzał  element  ducho- 
wy. Dbał  o to, żeby była msza. Nie  dla wszystkich to miało znaczenie, 
nie  wszyscy musieli  w  tym  uczestniczyć,      ale podczas    tych  spotkań, 
podczas tych mszy były dyskusje. Był ktoś,  kto  był od nas starszy, ale 
mimo    to  słuchał naszego głosu. Słuchał nas.
Najfajniej  było na zlotach, bo podczas pielgrzymki  bywał przemę-
czony. Czuł się odpowiedzialny  za dużą grupę.  Czasami było przecież
z 500,  600  osób. Pomagali mu  inni  duchowni,        ale oni  się zmieniali. 
Szpak był  osobą, wokół  której  część polskiego  Ruchu  hipisowskiego 
się spajała.  Zbierał  nieraz  niezłe  cięgi od  hierarchii  i nie  tylko.  Byli 
też tak zwani głupole w Ruchu,  którzy  uczestniczyli w dwóch,  trzech 
zlotach,  a potem  -  może zabłysnąć chcieli -  opowiadali  różne bzdury 
na temat  Szpaka. Ten człowiek mimo  wszelkich przeciwności był cały 
czas wierny  swojej misji. 
Dziś może jest  inaczej, ale były czasy, że jeśli  ktoś  miał  problem, 
a wiedział,  gdzie szukać Szpaka, na jakiej jest  parafii,  to  pakował  się 
i stopem  albo pociągiem  jechał,    żeby pogadać.    Czasami  przyjeżdża- 
li z pierdołami,  ale wiadomo,  jak ktoś jest  młody  i dorasta,  wszystko 
czasem urasta  do poważnego  problemu.        Szpaku wysłuchiwał,  a za ja- 
kiś czas słuchał kogoś  innego  i brał  to wszystko na  siebie. Zawsze go 
podziwiałem    za to,  że on  to  wszystko  gdzieś tam  dźwiga. Nie  wiem 
do końca,  skąd się bierze w nim  taka  siła. Pamiętam  na którymś      zlo- 
cie był ołtarz  ułożony  z jakichś  wapieni ...  albo na plecakach ...    I za- 
wsze dopuszczanie  innego  zdania. To u  Szpaka można  było zahaczyć 
się o krisznowców. Ja przynajmniej      poznałem    ich u niego.  Przezjakiś 
czas pojawiali  się na zlotach  hipisowskich ...    Bywał też samozwańczy 
guru,  ale też pozwalał    mu  mówić.    Pamiętam,  jak  Kundalini,  jeden 
z tych samomianujących  się guru, przerwał jakieś kazanie. Było to dra- 
matyczne. Ale wspominam        o tym, bo jest  to dowód  na to, że Szpaku 
nie tylko słuchał, ale pozwalał mówić. Były też tak zwane homilie  dia- 
logowane,  gdy podczas  kazania  każdy mógł  dodać  swoją refleksję na 
temat. 
Andrzej  przyjmował    naszą  ciekawość  świata,  nasze błędy, przyj- 
mował  nas -    takimi, jakimi  byliśmy. I tu  nie  chodzi  o idealizowanie 
człowieka, bo widziałem  Szpaka, który potrafił  się wkurzyć, kiedy cała 
pielgrzymka  miała gdzieś, że trzeba było wyjść, a wszyscy chcieli spać, 
albo  kiedy  trzeba  było  coś zrobić,  a nie  było  nikogo  chętnego.  Wi- 
działem  czasami wybuchy  gniewu,  ale de facto  cały czas-był  dla tych 
ludzi i myślę, że jest  do dziś. 
Szpaku czasem też schodził na manowce.  Gdyby  popatrzeć    przez
pryzmat  teologii  katolickiej, to wspólne  pielgrzymki,    gdzie śpiewało
się wspólnie  z krisznowcami  i inne,  to też wszystko było po  "bokach  . 
Ale myślę, że gdyby  tych  "boków      nie  było,  to  tylu  ludzi  za nim by 
nie szło i tylu by nie przyjeżdżało co miesiąc na zloty. Przy tym,  to my 
szliśmy za nim,  ale on zawsze wskazywał na  Chrystusa. 

- Wydaje mi  się, że dotychczas więcej wiedzieliśmy  o subkulturze 
punków    czy rasta  niż  o hipisach. Zloty ...  czy możesz je przybliżyć?


-  Jeździliśmy na  te zloty, żeby się ze sobą spotkać.  Ludzie, którzy 
jeździli  od lat, przybywali do Częstochowy na główny zlot, na wejściu 
pielgrzymki. Szpaku zawsze dbał o to, żej est msza, bo to był zlot z księ- 
dzem. Natomiast,    w zależności od pomysłu      organizatorów  w innych 
miejscach, były też koncerty,  konferencje,    spektakle teatralne.  Pozna- 
łem  na  takiej  imprezie  Teatr Terminus  A  Quo    - obecnie  przyjaciół. 
Jeśli nie było jakiegoś  ustalonego  programu,    to wieczorami  siadało się 
przy ognisku z gitarami,  żeby pośpiewać i pogadać.  I myślę, że te zloty 
mogły  być tylko  i wyłącznie  dzięki osobie  Szpaka. Było się pewnym, 
że raz w miesiącu  coś się będzie  działo, bo  Szpaku przyjeżdża 

- Dużo    osób  brało  udział w zlotach?


- Różnie.  Jeśli chodzi  o  samą pielgrzymkę,    to  trudno  dokładnie 
określić, nawet dla tego zlotu w Częstochowie, bo część ludzi dojeżdża- 
ła prosto  na zlot. Pamiętam,  jak wchodziliśmy  w '84  roku,  to Dzien- 
nik Telewizyjny podał,  że grupa  około 400  narkomanów          wchodzi  do 
Częstochowy  (śmiech). Tak naprawdę  było nas około  500 osób. Oczy- 
wiście narkomanów      może było kilkudziesięciu,  a chyba i to przesada. 
Natomiast    zloty? Myślę, że do    1000 osób te częstochowskie. A inne, 
odbywające się w różnych miejscach co miesiąc zbierały z 50 osób. Ale 
były zloty, na których  było  300-400    osób. Najwięcej,  z zasady, spoty- 
ka się na zlocie krakowskim,  który  zawsze zaczyna się pod  ,,Adasiem". 

-  Zloty,  czyli nielegalne  zgromadzenia,    tak jak  mówisz,  liczyły 
czasem  nawet    1000  osób,  to  przecież  mógł  być  problem    dla  ów- 
czesnej  władzy.


-  Jeśli mieliśmy jakieś kłopoty, to raczej w czasie trwania  stanu wo- 
jennego.  Później  oczywiście pojawiali    się tajniacy,  ale o tym  dobrze
wiedzieliśmy, no  i wtedy  pojawiali  się wszędzie. Myślę, że nawet  nie
do  końca,  żeby inwigilować,  tylko po  to,  żeby dać znak,  że trzymają 
rękę na pulsie. Komuna,  już  ta późniejsza, po  zabiciu  księdza Popie- 
łuszki nie miała  odwagi na jawne  naloty  na Kościół. A zloty z zasady 
były przy kościołach,  spanie było w salkach katechetycznych. 

Hipisi  jakoś  nie kojarzą się ludziom    z  Kościołem.

-  To  prawda  i myślę,  że Polska,  dzięki  Szpakowi,  jest  pewnym 
ewenementem.      Chociaż  o dziwo, sporo  Czechów przyjeżdża  na zloty 
Szpakowe  i też chodzą  z pielgrzymkami.        W  '94 z Czech wychodzi- 
ła nawet pielgrzymka.  Hipisi  byli w części fragmentem        oporu,  buntu 
przeciwko  komunie,      a przynajmniej    tak  byli postrzegani.  Nie wpisy- 
wali  się w  układ  i dlatego  Kościół początkowo      dał  przyzwolenie  na 
pielgrzymki.  Mądrość  Prymasa Wyszyńskiego i to, że dał Andrzejowi 
do  śmierci taką misję i nikt  tego nie może mu  zabronić ... 

Prymas Wyszyński  pozwolił?

-  Tak,  to  Prymas Wyszyński wyraził  zgodę  na  taką  misję  i tylko 
i wyłącznie  dlatego Andrzej  mógł  robić pielgrzymki  i zloty. (Ks. An-
drzej Szpak: Kardynał    Wyszyński po wiedział  z Wałów jasnogórskich jed- 
no zdanie  w  1979 roku,    kiedy wchodziliśmy    czterdziestoosobową  grupą 
hipisów,  wraz  z  grup ą warszawską    tak  zwaną  Czarno-Białą: "Matka 
Boża  na Jasnej Górze  ma  miejsce dla  hipisów”: Od  następnego  roku  
chodziliśmy jako  samodzielna  pielgrzymka    hipisowska.  Później  witał nas 
także  Kardynał  Glemp -  przyp.  gwit). 
To jest zresztą ciekawy temat.  Z jednej    strony - jak  zaakceptowało 
obecność  księdza i msze środowisko  hipisowskie,  czyli subkulturowe. 
A druga  strona  - jak  mógł to zaakceptować  Kościół. Myślę, że wtedy 
jeszcze nie opowiadano    głupot,  że pacyfka jest  symbolem  satanistycz- 
nym.  Nie  znam  źródła,  na  które  powołują      się zwolennicy    tej  teorii, 
natomiast    nigdy  dla mnie    nie  była  ona  symbolem    szatana  A wręcz 
przeciwnie    Po prostu  odnosiła  się do pokoju  i nie była symbolem  zła. 
Kościół bardzo  różnie  nas przyjmował. Jak szliśmy        z pielgrzymką,  to 
było : ,,0, tacy dziwni ludzie, ale idą z Panem Bogiem, idą z księdzem, 
000  trzeba  im pomóc",    czyli jakaś  pobłażliwość.  Ale bywało,  że Koś- 
ciół odnosił  się do  nas bardzo  wrogo.    Były lata,  kiedy  pielgrzymka, 
wchodząc do Częstochowy, nie była wpuszczana przez główne wejście,
nie  była  witana  i puszczano    ją  gdzieś  bokiem    -  tak przynajmniej    to 
wspominam.      Na  pewno  j ednak  po  przemianach      ustrojowych    paulini 
przeganiali    nas z pola  namiotowego      dla  pielgrzymów,    tego  doświad- 
czyłem    osobiście.  Tak  się zaczęło  robić  po  Okrągłym      Stole.  Wcześniej 
byliśmy  mile  widziani,  bo  byliśmy  przeciwko    komunie,    ja ko część cze- 
goś,  co  się  działo "poza  kontrolą. 
Natomiast    dlaczego  hipisi  zaakceptowali    Szpaka?  Jest  to środowi- 
sko, które  poszukiwania      duchowe    traktowało    bardzo  poważnie.    Były 
wycieczki    na  Wschód,    joga, buddyzm,    wszelkie  inne  filozofie, ale naj- 
bardziej  dostępną    filozofią,  w  tym  kraju , była  duchowość  chrześcijańska 
i katolicka.  I oto  znalazł się taki  duchowny,    któremu    nie  przeszkadzało, 
j ak  na  pielgrzymce  człowiek  medytował    i nie chodził  na  msze.  Młody 
-  więc  nie  zawsze  dojrzały  - człowiek,    szukając  gdzieś  własnej  drogi 
duchowości,    czuł  się u  Szpaka  bezpiecznie,  bo  brano  j ego  problemy  na 
poważnie.    Przede  wszystkim    - nie  wyśmiewał    go  kapłan,  przedstawi- 
ciel jaki ej ś tam hierarchii.  Chyba    dlatego  ludzie  go  akceptowali    i dla- 
tego  stał się  postacią  dla  wielu  bardzo  ważną.  W  jakim ś  sensie  moje 
spojrzenie    na  świat  - a wcale  ono  nie jest,  jakby ktoś myślał,  bardzo 
katolickie  - w  dużej  mierze  kształtował  Szpaku. 

-  A to nie było  tak,  że były  dzieci  Szpaka,      a obok  gdzieś w Pol- 
sce istnieli  hipisi,  którym    nie pasowała  ta  "ideologia      i robili  włas- 
ne  zloty?

-  Nie  słyszałem  o innych  zlotach.  Podział  jakiś tam  był,  ale to  raczej 
była  kwestia  pokolenia    przedszpakowego",      które  hipisowało    dawno, 
a które  nie zaakceptowało      religijnego  aspektu.  Ci, którzy  nie  utożsa- 
miali  się ze Szpakiem,    przyjeżdżali  do  Częstochowy    tylko  na  zlot. Nie 
szli z pielgrzymką,    ale przybywali,    żeby  się spotkać  ze znajomymi      z ca- 
łej  Polski. Bo  to  była  tak naprawdę    jedyna  okazja,  żeby  się zebrać. Na 
małe  zloty też bardzo  często  przyjeżdżali  ludzie, którzy  kompletnie    byli 
obok    "szpakowego    środowiska  .  Te  grupy  się  przenikały.  Ciekawost- 
ką  jest, że  na zlot w  '84  roku  przyjechała    część  ekipy  zespołu    Izrael 
lub  Kultura.  To  też  nie było  środowisko    hipisowskie,    przynajmniej 
nie  w  takim  znaczeniu,    o jakim  mówimy      (również  Tomasz    Adamski
z Siekiery  wspominał    mi  przy  okazji  rozmowy    w  roku  20 11, że był  na 
jednym    ze zlotów    w  Częstochowie - przyp.  gwit
). 

- Na  czas  "Jarocinów"    przypadał    zlot w  Częstochowie      oraz  le- 
gendarna    pielgrzymka    hipisów    na  Jasną  Górę  ...


- W  "Jarocinie  '83"  na  pewno  była  grupka  hipisowska,  nawet  chyba 
Szpak  był  wtedy.  Dość  dużo  nas  było i nie  wiem,  czy nawet  pielgrzym- 
ka  nie  zahaczyła  o  Jarocin.  Ze  względu    na  Festiwal  rzadko    szedłem 
z pielgrzymką    całą  trasę. Pamiętam,    że na  czas  "Jarocina"  pielgrzymka 
nieco  topniała.  Część  z nas jechała  na  Festiwal,  a potem    znowu    wra- 
cała  na  trasę pielgrzymki.
Myślę, że w latach  80., o których ja  mogę mówić, kiedy rzeczywi- 
ście zacząłem w  tym  uczestniczyć,  podziału      generalnie  nie  było. Na 
pewno  byli hipisi,  którzy  stali kompletnie    z boku  Kościoła, może nie 
akceptowali  tego,  ale w dużej mierze polski hipis  lat 80. i później  był 
zdominowany      przez  środowisko  szpakowe      . 

-  W  trakcie  Festiwalu  w  Jarocinie  odprawiano      msze  dla  mło- 
dzieży.


-  Były msze. Przedziwne  było  to, że uczestniczyli w nich  również 
.ludzie, którzy  do  kościoła  w  ogóle  się nie  garnęli  i nie  chodzili.  To 
chyba  działało na podobnej      zasadzie jak  sam  Szpak. W  kościele pod- 
czas mszy nikt  nam  nie narzucał  lakierek, białej koszuli czy siedzenia 
prosto. Można się było poczuć na takiej mszy swobodnie  i pewnie  dla- 
tego, chcąc nie chcąc, przeżywaliśmy  to duchowo.  Przez to, że miały 
one charakter  zbliżony do reszty tego, co się wtedy w Jarocinie  działo 
-  były w pewnym  sensie częścią tych wszystkich zdarzeń. Były modli- 
twy za zmarłych  muzyków  -  Rysiek Skibiński, Janis joplin ,  Jim Mor- 
rison ... Modlitwy    za ludzi  - choć  nigdy  niespotkanych    -  to j ednak 
bardzo  ważnych  dla    Jarocina'.  To było  takim  magnesem,  z powodu 
którego nie zaryzykowałbym powiedzenia, że szliśmy na te msze szukać 
Boga. Choć  na pewno  wiele osób  i w Jarocinie,  i podczas  tych  mszy 
zwróciło  się w jego  kierunku.  To było bardzo  naturalne. 

- Z  perspektywy    czasu  myślisz  że  można  dać  znak  równości  - 
hipisi  równa  się  narkomani?    Tak  często  myślano.


-  Ze swojej perspektywy pewnie musiałbym postawić ten znak, bio- 
rąc pod  uwagę własne      doświadczenia", to, co przeszedłem, co brałem 
j a i wielu moich  znajomych .  Licząc tych, którzy  odeszli z przećpania, 
mógłbym    taki  znak  równości  postawić ...  Ale byłoby  to  krzywdzące 
dla niektórych.  Znam  wielu, zwłaszcza z ekipy szpakowej. którzy  by- 
li czyści. Było w  niej  dużo  ludzi,  którzy  wcale nie  eksperymentowa- 
li z narkotykami,    nie  brali. To nieprawda,    że każdy  z hipisów jech ał 
kompotem      po żyłach i tak dalej . Ja mam  takie doświadczenia,  ale wi- 
nię za to konkretnych    hipisów, których    spotkałem,  a którzy  byli kom- 
pletnymi    idiotami.  Miałem    12 lat  i zapytałem  ich,  czym jest  Ruch 
hipisowski,  a oni,  może  dla  zgrywy, powiedzieli,    że jak  przeczytam
Witkacego,    to  zrozumiem.    No  i biedne  dziecko  poszło  do  bibliote- 
ki i akurat jedyną  książką były    Narkotyki.  Niemyte    dusze". I poszło 
nie w tę stronę,  co trzeba. Ale to było dwóch  takich  ludzi,  a spotyka- 
łem  też innych,  którzy prezentowali  zupełnie  inną postawę. Czyli pa- 
trząc z perspektywy  czasu, nie  stawiałbym  znaku  równości.  Mimo  że 
sam brałem  i zacząłem przez kontakt      z Ruchem    hipisowskim,    to  ni- 
gdy w życiu nie powiedziałbym,      że hipisi równa  się narkomani,    a już 
na pewno  nie narkomani      równa się hipisi. Krzywdzi się wielu, którzy 
przeszli czysto przez to wszystko i którzy do dzisiaj jeżdżą na pielgrzym- 
ki,  na  zloty,  są już dorosłymi,  poważnymi    ludźmi.  Poważnymi,    ale 
wolnymi.


Co dały  ci pielgrzymki?


- Myślę, że pielgrzymki    i zloty  dały  mi  też okazję poznania  wie- 
lu  ciekawych ludzi, trudno    byłoby  ich wymienić:  Julian  Pakuła,  Or- 
ganista,  Buszmen,  Cydon,  Tarzan,  Marcepan,      Cygan  i wielu innych. 
Ważna    pozostałość  po  pielgrzymkach    to moja  żona, która  rów- 
nież chodziła. Jesteśmy takim pielgrzymkowym małżeństwem (śmiech), 
które  z kolei dało mi  siłę, żeby przestać brać narkotyki.  I tu  dochodzi 
aspekt  duchowy,  na  który    byłem  otwarty  właściwie  dzięki  temu,    że 
gdzieś ten  Szpak zawsze był w mojej      głowie, nawet jak  nie  dotarłem 
na jakiś zlot czy pielgrzymkę. Te msze, które odprawiał, te słowa, które 
mówił,  czasami chaotyczne,  bo  często go doprowadzaliśmy        do  sytua- 
cji, gdy był przemęczony  i nie miał siły mówić -  to wszystko sprawiło, 
że byłem  otwarty  na to,  żeby zacząć się modlić,  żeby otworzyć  się na 
działanie boże. Bardzo wcześnie zacząłem dawać po kanałach, wiele lat 
miałem  problemy    z nadmiernym      paleniem  trawska. Najgorsze  oczy- 
wiście były kwestie kompotu.      I choć z tego jakoś się wyciągnąłem,  to 
cały  czas miałem  sytuacje  przyklejania  się do  pewnego  rodzaju    spe- 
cyfików. No  i życiowe rozjazdy ... W  pewnym  momencie        nawrócenia 
po prostu  przestałem  brać. Trudno    mi jest o tym w tej chwili mówić, 
bo nie jestem  w tym  punkcie,  w którym      byłem,  czyli w punkcie  żar- 
liwego nawrócenia    -  choć  płyta  z autografem  Davida    Pierce'a z No 
Longer  Musie  cały czas na  widocznym      miejscu  na  półce  (śmiech). 
Teraz myślę, że jest  mi  do tego daleko,  ale pielgrzymki,  otwartość  na 
działanie  Boga sprawiły, że wyszedłem  i w  sumie  zapominam    o tym
często  jaka była  przyczyna.  Myślę  że nawet  jeśli nie  rozpatrujemy  te- 
go  w  kategoriach  cudu  to ta otwartość  na jakieś  duchowe    doznania 
otwartość  na  refleksję że jest coś więcej  niż  tylko dzień dzisiejszy  wy_ 
prowadziły  mnie  z nałogu  i chyba  częściej  powinienem  to  sobie  uświa- 
damiać.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych