Jesteś tutaj: Strona główna / Żalno - Pokojowa Rewolucja

Żalno - Pokojowa Rewolucja

2012-08-27

Na TRASIE XXXIV Pielgrzymki Młodzieży Róznych Dróg przygotowalismy przedstawienie o pokojowej rewolucji na Filipinach, która miała miejsce w 1986 r.

 

 

 

Przygotowania:

Zdj. Jarek Goc

Zdj.Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Z

zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc.

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc.

Zdj. Jarek Goc.

 

Zdj. Jarosław Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj.Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. P. B.

 

.

 

Zapraszamy na przedstawienie:

Zdj. P.B.

W 1972 r. Filipiny stały się krajem totalitarnym pod przywódctwem Ferdinanda M. Marcosa. Pragnienie władzy popchęło go do zlikwidowania wolnej prasy, a niedługo potem uwięzienia wszystkich przywódców opozycji oraz siedmiu tysięcy „niepoprawnie myślących” żołnierzy i oficerów. Próbował również zaatakować Kościół, ale spotkał się z tak ostrym sprzeciwem kard. Jaime L. Sina, że zaniechał.

Marcos bał się kardynała, a lud podziwał swego pasterza. Kiedy Sin mówił, wszyscy go słuchali. Kiedy piętnował i oskarżał rząd, kiedy bronił tysięcy więźniów politycznych, słuchał go nawet Marcos. To dzięki kardynałowi zwolnił on kilkuset więźniów przed Bożym Narodzeniem 1974 r.

Kardynał zawsze powtarzał, że zmiany muszą się dokonać nie przy pomocy karabinów, ale na drodze rewolucji serca, rewolucji miłości.

Rzeka goryczy narodu przelała się w dniu, w którym ludzie prezydenta zamordowali Benigna Aquino, bezkompromisowego opozycjonisty

Jego śmierć obudziła Filipińczyków z trwającej 10 lat apatii. Była jak kamień rzucony w wodę, wzbudzający fale, które zataczają coraz szersze kręgi.

Filipińczycy sie budzą:

 

Była sobota, 22 lutego 1986 r. Prezydent wydał rozkaz aresztowania ministra obrony, Juana Enrile’a i kilku innych. Enrile, gen. Fidel Ramos, zastępca dowódcy sił zbrojnych, wraz z trzystu innymi wojskowymi zamknęli się w koszarach przy autostradzie Epifanio de los Santos Avenue (w skrócie EDSA) – Alei Objawienia się Świętych. Ogłosili, że będą walczyć, aż polegną, ale nie oddadzą się żywi w ręce Marcosa.

Na biurku kardynała zadzwonił telefon. „Eminencjo –odezwał się ktoś drżącym głosen w słuchawce – musicie nam pomóc. Jeśli nie pomożecie, za parę godzin nie będzie nas wśród żywych”. Wszyscy wiedzieli, że wystarczyłoby kilka czołgów lub eskadra śmigłowców, by zlikwidować buntowników.

Na półtorej godziny kardynał zamknął się w kaplicy. Kiedy wyszedł, wiedział już, co trzeba uczynić. Przez katolickie radio „Veritas” wezwał ludzi, by bronili „naszych przyjaciół”: „Wyjdźcie na ulice, stańcie pomiędzy siłami Enrile’a i Romosa a nadjeżdżającymi czołgami!”

Kardynał przez radio „Veritas” wezwał ludzi, by bronili „naszych przyjaciół”: „Wyjdźcie na ulice, stańcie pomiędzy siłami Enrile’a i Romosa a nadjeżdżającymi czołgami!”:

Zdj. P.B.

Ludzie posłuchali i wyszli. Ze wszystkich części miasta, ze slumsów i dzielnic bogaczy popłynął tłum. W kilka godzin w Alei Objawienia się Świętych stanęły dwa miliony ludzi. Przyszli na EDSA całymi rodzinami, z małymi dziećmi. A co najważniejsze, przyszli z różańcem w ręku i modlitwą na ustach. Na ulicy trwało wielkie nabożeństwo różańcowe, śpiewano bez końca maryjne pieśni, na pospiesznie przygotowanych ołtarzach kapłani i biskupi odprawiali niezliczone Msze św. Ludzi błagali Matkę Najświętszą o pomoc. Bali się, nawet bardzo. Wiedzieli, że uzbrojona po zęby armia Marcosa może zetrzeć ich na krwawą miazgę.

Trwali na posterunku cztery dni i noce.

W tym czasie w trzech klasztorach kontemplacyjnych zakonnice nieustannie modliły się. Kardynał Sin powiedział im: „Idźcie do kaplicy i módlcie się. Módlcie się z rozłożonymi rękoma i poście dopóty, dopóki nie powiem, że możecie przestać”.

Ludzie posłuchali i wyszli:

 

Ze wszystkich części miasta, ze slumsów i dzielnic bogaczy popłynął tłum. :

 

 

Ze wszystkich części miasta, ze slumsów i dzielnic bogaczy popłynął tłum. W kilka godzin w Alei Objawienia się Świętych stanęły dwa miliony ludzi. Przyszli na EDSA całymi rodzinami, z małymi dziećmi. A co najważniejsze, przyszli z różańcem w ręku i modlitwą na ustach. Na ulicy trwało wielkie nabożeństwo różańcowe, śpiewano bez końca maryjne pieśni, na pospiesznie przygotowanych ołtarzach kapłani i biskupi odprawiali niezliczone Msze św. Ludzi błagali Matkę Najświętszą o pomoc. Bali się, nawet bardzo. Wiedzieli, że uzbrojona po zęby armia Marcosa może zetrzeć ich na krwawą miazgę.

Trwali na posterunku cztery dni i noce.

W tym czasie w trzech klasztorach kontemplacyjnych zakonnice nieustannie modliły się. Kardynał Sin powiedział im: „Idźcie do kaplicy i módlcie się. Módlcie się z rozłożonymi rękoma i poście dopóty, dopóki nie powiem, że możecie przestać”.

To, czego się obawiano, stało się niebawem faktem. Na ulicy ukazały się wojska i czołgi. Kierujący nimi zobaczyli armię bezbronnych ludzi, zawyły motory, maszyny ruszyły na tłum.Wszystkich czołgów było dwadzieścia pięć, żołnierzy – sześć tysięcy.

Na ulicy ukazały się wojska i czołgi:

Zdj. Janek Franek

 

 

Dwa miliony ludzi, bladych i drżących ze strachu, uklękło twarzą w kierunku nadjeżdżających czołgów. W pierwszym rzędzie klęczały siostry zakonne. Podniosły w górę różańce i zaczęły się głośno modlić. Nie, ludzie nie mieli zamiaru się cofnąć. To czołgi się cofnęły. Nie padł ani jeden strzał. Armię pokonała moc modlitwy.

W stronę, która sióstr prowadziła różaniec, zbliżał się czołg z samotnym żołnierzem w wieżyczce. Czołg zatrzymał się przed klęczącym tłumem. Żołnierz patrzył długą chwilę z zachwytem, po czym powiedział: „Czy mogłaby siostra modlić się głośniej? Moi ludzie w czołgu nie słyszą.” Kiedy zakonnica skinęła głową, twarz żołnierza rozpromienił szeroki uśmiech. Po chwili załoga czołgu dołączyła się do wspólnej modlitwy.

Staruszka na wózku inwalidzkim wysunęła się do przodu. Trzymając w rękach różaniec, zawołała do dowodzącego innym czołgiem: „Możesz mnie zabić, bo i tak jestem już stara! Ale nie rób krzywdy tamtym ludziom.” Czołg zatrzymał się kilka metrów przed starą filipińską kobietą.

Trzynastoletnia Risa z zerwanymi w ogródku stokrotkami klęczała i patrzyła na zbliżający się czołg. Pod jej kolanami asfalt był mokry od potu. „Panie żołnierzu, niech pan nas nie zabija. Jesteśmy Filipińczykami, tak samo jak pan.” Wyciągnęła bukiecik ku czołgiście. Żołnierz długo na nią patrzył przewiercającym na wylot wzrokiem. Wreszcie uśmiechnął się. „Nie bój się, maleńka, nie zabiję nikogo.” Zeskoczył z czołgu i wziął z rąk dziecka kwiaty. Risa przytuliła się do niego. Z oczu żołnierza i dziewczynki płynęły łzy.

Tak działo się wszędzie. „Rozmawiałem – wspomina kard. Sin – z kapłanem, który był tam owej niezapomnianej nocy. Mówił, że w tym rozmodlonym tłumie czuło się obecność Boga. Opowiadał, że modlili się również żołnierze. Widział, jak poruszają się ich wargi, wypowiadające słowa «Zdrowaś Maryjo». Niektórzy z nich przyłączyli się do śpiewu «Ave, Ave», kiedy pod milczącymi gwiazdami tłum zaintonował pieśn, którą każdy Filipińczyk zna na pamięć od wczesnego dzieciństwa”.

Dzieci przyszły z kwiatami i wkładały je w lufy karabinów, które miały służyć do zabijania. Klerycy wychodzili naprzeciw żołnierzy i obejmowali ich w uścisku braterstwa. Byli przecież w tym samym wieku co oni. Kobiety i dziewczęta robiły kanapki dla okupujących Aleję i częstowali nimi żołnierzy jadących ku nim w czołgach.

Wtedy nadszedł rozkaz rozpędzenia tłumów gazem. Wykonali go specjaliści, zaprawieni w podobnych akcjach. Cisnęli w tłum pojemniki z gazem. Ale to oni zaczęli kaszleć i uciekać – nagle odwrócił się wiatr! Dwie godziny później ponowiono atak gazowy. Znów nieoczekiwanie odwrócił się wiatr.



Dzieci przyszły z kwiatami i wkładały je w lufy karabinów:

Zdj. Janek Franek


Potem nakazano ostrzelać Enrile’a ogniem z moździeży. Po dwóch godzinach od wydania rozkazu nie padł ani jeden wystrzał. „Wciąż poszukujemy odpowiedniego celu dla naszych baterii – tłumaczył Marcosowi oficer dowodzący. – Nie chcemy zabić cywilów.” Po kolejnych dwóch godzinach nadal „poszukiwano odpowiedniego celu”. Kiedy wreszcie ustawiono działa, moździerze nie wypaliły. Wszystkie naboje były niewypałami! Natomiast wysłane do akcji helikoptery wylądowały wśród rebeliantów, a ich załogi przyłączyły się do nich. Dlaczego dowódca eskadry nie zaatakował? „Ponieważ – tłumaczył później kard. Sin – został dotknięty przez Bożą łaskę”.

Jeden z kapłanów obecnych wśród okupujących EDSA „myślał o Bogu spoglądającym z góry na swój lud, błogosławiącym mu i mówiącym do niego słowa, które kiedyś wypowiedział do Jakuba… «Ja jestem Pan»”.

W ostatnim dniu rewolucji obrano panią Aquino prezydentem. Marcos zdecydował się na ucieczkę z kraju. Schronił się na Hawajach, gdzie mieszkał do śmierci w 1989 r.

To było objawienie Matki Najświętszej

 

Radość ze zwycięstwa:

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

 

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc


Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. Jarek Goc

Zdj. P.B.


Zdj. Janek Franek

Jak możliwa była ta bezkrwawa rewolucja? – To pytanie stawiano wiele, wiele razy. Kardynał cierpliwie powtarzał: „Nie ma odpowiedzi. To był cud”.

W tym momencie musimy odnotować pewne nazwisko. Wayne Weible jest dziennikarzem znanym skądinąd również nam, Polakom. To protestant, który stał się gorliwym katolikiem na skutek nadprzyrodzonego objawienia Maryjnego i który całe od tamtego spotkania z Maryją poświęcił Jej całe swoje życie. Otóż ten Wayne Weible zdołał przekonać kard. Sina do udzielenia mu wywiadu. Zupełnie nieoczekiwanie kardynał ujawnił wówczas rąbek tajemnicy filipińskiego cudu. Okazuje się, że w roztrzygającym momencie miało miejsce objawienie Matki Najświętszej, widziane przez setki żołnierzy armii rządowej. Powiedział: „Czołgi próbowały wbić się w w tłum. Ludzie modlili się i podnosili w górę swoje różańce… Wówczas ukazała się im przepiękna Niewiasta… Była piękna, a Jej oczy błyszczały. I ta piękna Niewiasta przemówiła do żołnierzy tymi słowy: «Stop, kochani żołnierze! Nie posuwajcie się dalej! Nie krzywdźcie moich dzieci». Kiedy żołnierze to usłyszeli, zostawili wszystko, wyszli z czołgów i przyłączyli się do ludu…”

To dlatego podczas wręczania doktoratu honoris causa w Boston College kard. Sin mógł powiedzieć: „Myślę, że cały scenariusz [tamtych wydarzeń] był pisany tylko przez samego Boga. Myślę, że całością akcji kierowała Najświętsza Maryja Panna. Byliśmy tylko aktorami. Ale nasza moc pochodziła od Boga”.

„Jestem przekonany – mówił w innym miejscu – że cała cześć, całe uznanie i cała wdzięczność powinna być oddana Najświętszej Maryi Pannie, a przez Nią Jej Synowi i z Nim Ojcu w niebie, bo Bóg naprawdę patrzył na nas łaskawym okiem, naprawdę błogosławił Filipiny i wszystkich nas dotknął swoją łaską”.

 

Ale na tej ziemi wszelkie cuda się kończą. Pula cudów szybko się wyczerpie, jeśli ludzie nie będą ściągać ich z nieba swoją gorliwością…

 

Zdj. Janek Franek

Z przecieków wiadomo, że przedstawienie ma mieć prapremierę na najbliższym zlocie w Rabce.

 

 

Zdj. Janek Franek

Zdj. Janek Franek

 

Tekst na podstawie: http://www.sekretariatfatimski.pl/rozaniec/259-cud-na-filipinach

1 komentarz

chrzanka
2012-08-27 22:49
dziękuję za to wspomnienie!!! idzie nowe! nowa autentyczna era Chrystusa i Maryi!

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych