Jesteś tutaj: Strona główna / CZARNA LEGENDA III INDIANIE

CZARNA LEGENDA III INDIANIE

2012-09-28

Przeglądając podręcznik "Historia dla klasy szóstej", autorstwa: R. Lolo i A. Pieńkowska, zwróciłam uwagę na  temat: Podbój Ameryki. Tak, więc znajduję wzmiankę o odkryciu Ameryki przez Kolumba w 1492 r., Następnie  dowiaduję się, jak wspaniale rozwiniętym ludem byli zamieszkujący tereny dzisiejszego Meksyku Aztekowie. Po obszernym opisie wspaniałości starożytnej cywilizacji, obok obrazka z przemiłym „azteckim bożkiem miłości”, znajduje się krótka informacja o tym, że Hiszpanie zabrali Aztekom ziemię, zniszczyli bogatą kulturę, a podbite ludy nawracali na chrześcijaństwo. W tym samym podręczniku na temat kolonizacji Ameryki Północnej czytamy,  że "na ziemiach zamieszkałych przez Indian, osadnicy z Nowego Świata (Europy) zakładali farmy, co było powodem krwawych walk."

Nie trzeba być historykiem, by zastanowić się nad tym dziwnym, zacierającym prawdę przedstawieniem tematu.

Niedopatrzenie, czy współcześnie obowiązujący trend politycznej poprawności?

 

Pomijają się istotne w tym wypadku rozróżnienie, że  Amerykę Południową i Środkową zajęli  katolicy, a Północną - protestanci. Kolonizacje obu Ameryk wrzuca sie do jednego worka z napisem "chrześcijanie" - co często w domyśle oznacza: "katolicy". Przemilczane tym samym zostają odrębności w sposobie postępowania kolonizatorów  i ich  konsekwencje dla podbitych ludów.

Zdarza się nawet, jak, np.w "Historii Świata w zarysie" A. Dermandt, że dokonuje się powyższego rozróżnienia ale z kolei wtłacza inny stereotyp pt. " okropni katolicy mordercy i protestanci zdobywcy".


W efekcie każdy z nas w internecie, prasie, czy literaturze spotyka się z różnego rodzaju rewelacjami o tym ilu Indian i w jak okrutnych okolicznościach mordowali katolicy w Ameryce. Ponadto gloryfikuje się dokonania cywilizacji zamieszkującej Am. Płn. i to w celu wyolbrzymiania okrucieństwa katolików.


A różnice są istotne:


- Ameryka Północna była w XV i XVI w. kolonizowana głównie przez państwa anglosaskie, a więc przez protestantów. Natomiast Amerykę Południową i Łacińską niemal natychmiast po odkryciu przez K. Kolumba w 1492 r., zaczęli zajmować hiszpańscy i portugalscy katolicy.


- W dzisiejszej Ameryce Północnej  ludność „tubylcza” w zasadzie nie istnieje. Anglosasi na jej terenie dokonali tego, co nie udało się Niemcom w czasie II wojny światowej - zamordowali naród. Z dobrych kilkunastu milionów Indian zamieszkujących Amerykę  na początku XX w., w USA zostało ich zaledwie 20 tyś., podczas, gdy w Ameryce Południowej większość  stanowią Indianie, albo ich potomkowie ze związków z Europejczykami. Przykładowo W Meksyku żyje dzisiaj ok. 20 mln Indian i 70 mln Metysow Indianie stanowią większość mieszkańców Boliwii

- Indianie w Ameryce Płn. pozbawieni zostali jakiejkolwiek możliwości rozwoju i zepchnięci do rezerwatów. Kultura Stanów Zjednoczonych nie zaczerpnęła od indiańskiej nic, prócz kilku słów ponieważ oparła się na gruncie europejskim, bez jakiejkolwiek wymiany z ludnością tubylczą. Tymczasem w Ameryce Łacińskiej wymiana dała początek nowym kulturom i społeczeństwom, a potomkowie Indian mają decydujący wpływ na decyzje państwowe. Przykładowo: w Peru, język Keczua - język narodowy antycznych Inków - funkcjonuje jako oficjalny.

Teotihuacan - Meksyk

Różnice te są konsekwencją odmiennych założeń religijnych protestantów i katolików, co tłumaczy w książce „Czarne karty Kościoła” Vittorio Messori:
W odróżnieniu od katolików hiszpańskich i portugalskich, którzy żenili się z Indiankami, uznając je za takie same stworzenia ludzkie jak oni sami, protestanci (zgodnie z logiką, którą wywodzono ze Starego Testamentu) mieli o sobie wyższe mniemanie, uważając się za „szczep wybrany”, pochodzący od Izraela. To w połączeniu z teologią o predestynacji (Indianin jest czymś gorszym, ponieważ przeznaczony jest na potępienie, podczas gdy wyższość białego jest znakiem wybraństwa Bożego) sprawiło, że mieszanka etniczna, a nawet kulturalna, uważana była za pogwałcenie opatrznościowego planu Bożego. (…) Związków mieszanych między białymi, a Indianami w Ameryce Płn. po prostu nie było.
Hiszpanie nie uważali ludności ze swoich terytoriów za gorszą, którą należy usunąć, aby móc się tam osiedlić jako właściciele i władcy. Nigdy też król Hiszpanii nie koronował się jako imperator Indian, w przeciwieństwie do króla Anglii, i to jeszcze w początkach XX wieku. Niezmiennie od samego początku kolonizatorzy protestanccy uważali, iż mają oczywiste prawo, płynące z samej Biblii, do posiadania bez ograniczeń całej ziemi, jaką tylko zdołają zdobyć, wyrzucając lub eksterminując jej mieszkańcó
w.(…)
Mało kto wie, że praktyka skalpowania znana była zarówno u Indian z Północy, jak i z Południa. Jednakże wśród tych ostatnich szybko zanikła, ponieważ została zakazana przez Hiszpanów. Na Północy stało się inaczej. Przytoczmy obiektywną wypowiedź na ten temat z Encyklopedii Larousse’a: „Praktyka skalpowania rozprzestrzeniła się na terytorium dzisiejszych Stanów Zjednoczonych począwszy od wieku XVII, kiedy biali kolonizatorzy płacili znaczne sumy tym, którzy przynosili im skalp Indianina, niezależnie od tego, czy pochodził od mężczyzny, kobiety lub dziecka”. W roku 1703 rząd Massachusetts płacił dwanaście funtów za skalp, czyli cenę tak atrakcyjną, że polowanie na Indian, organizowane konno i ze sforą psów, zamieniało się w coś w rodzaju dochodowego sportu narodowego. Powiedzenie „dobry Indianin to martwy Indianin”, używane w Stanach Zjednoczonych, powstało nie tylko dlatego, że każdy wyeliminowany Indianin umniejszał kłopoty nowych właścicieli, ale także i dlatego, że władze dobrze płaciły za jego skalp. Była to praktyka, która w Ameryce hiszpańskoportugalskiej nie była znana, a jeśli kogoś potraktowano w sposób bezprawny, oburzało się nie tylko duchowieństwo, które zawsze towarzyszyło kolonizatorom, ale pociągało to za sobą surowe kary ustanowione przez królów w celu obrony życia Indian.

Częstym jest pogląd, że za przyczyną katolików miliony Indian umarło, także w Ameryce Południowej (poglądy takie rozpowszechniają niestety również katoliccy duchowni nap. Jan Kracik, który pisze o 60 milionach Indian zamordowanych przez katolików). Istotnie, wielu Indian wyginęło, ale nie aż tylu, aby stanąć na krawędzi całkowitej zagłady, jak to miało miejsce na Północy i nie z rąk katolików.  Zawyża się liczby i przyczyny zmierzchu omawianych cywilizacji.


Rzeczywiste przyczyny upadku cywilizacji w Ameryce Płn., potwierdzone najnowszymi badaniami archeologicznymi były następujące:


Pierwszą z nich był  ustrój  Państwa Azteków, oparty na niewolnictwie, połączony z barbarzyńskimi i okrutnymi wierzeniami. Spowodował on, że ciemiężony lud potraktował Hiszpanów, jak wybawców i przeszedł na ich stronę.


W XVI w., gdy pierwszy konkwistador Cortez dotarł do Ameryki Południowej, najpotężniejszym państwem tego kontynentu władali Aztekowie. Ustrój panujący wśród nich był rodzajem komunizmu. Ludzie byli tak uciemiężeni, że chętnie współpracowali  z garstką Hiszpanów, przybyłych na ich tereny. Aztecy potraktowali Hiszpanów, jak wybawców, (inaczej było z jego władcami). Vittori Messori w książce Czarne karty Kościoła, pisze: „W XVI w. w Andach, zabronione było posiadanie własności prywatnej, nie istniał prawdziwy pieniądz ani handel, a życie prywatne podporządkowane było regulaminowi ustanowionemu przez państwo. W sensie ideologicznym wyprzedzono nie tylko marksizm, ale także faszyzm. Małżeństwo było dozwolone tylko wówczas, gdy było zgodne z prawami genetycznymi, ustanowionymi przez państwo, aby zapobiec „skażeniom rasowym” i zapewnić rasową „hodowlę ludzi”. 


Drugą przyczyną wymarcia Azteków były ich własne wierzenia, w imię których podczas wojny z Hiszpanami mordowali na świątynnych ołtarzach tysiące ludzi (także swoich), by przebłagać bogów i zyskać ich pomoc w walce. Więcej na ten temat: .http://archeowiesci.pl/2006/08/26/mordowani-i-jedzeni-straszliwy-los-azteckich-jencow/)

Aztecki Rytuał


Wśród Azteków istniała  kasta kapłanów zawodowo praktykujących magię. To właśnie oni stworzyli jedną z najbardziej przerażających religii, (choć właściwiej byłoby mówić o satanizmie, aniżeli religii).  Aztekowie starali się zjednać przychylność wielu bogów i bogiń, którymi dla nich były siły natury: słońce, księżyc, deszcz, wiatr, ogień itd. Wybudowali setki kompleksów świątynnych - piramid, gdzie nieustannie składali ofiary z ludzi. Wierzyli, że tylko w ten sposób zapewnią sobie deszcz, unikną zarazy, głodu oraz innych nieszczęść. Aztekowie uważali siebie za „ludzi słońca”, czyli naród wybrany przez nienasyconego boga (pierzastego węża). Czuli się zmuszeni składać bogom pokarm z ludzkiej krwi. Ofiarami byli najczęściej niewolnicy albo jeńcy wojenni. W Tenochtitlan (obecnie miasto Meksyk) w 1487r. skończono budowę głównej świątyni, w  czasie jej otwarcia, w ciągu kilku dni zamordowano w rytualnej ofierze około 20 tysięcy jeńców. Hiszpanie, po zdobyciu Tenochtitlanu odnaleźli w tym miejscu 130 tysięcy ludzkich czaszek.
Długowłosi kapłani przy pomocy kamiennego noża rozcinali pierś żyjącej ofierze i wyrywali bijące serce, aby wznieść je ku słońcu w geście ofiary i przebłagania. Przed zamordowaniem prowadzono ją w długiej procesji. Po dokonanej ofierze, ciało zrzucano ze stopni świątyni po to, by obecni mogli je... spożyć. Tak więc Aztekowie byli kanibalami.
Zachowała się aztecka ikonografia przedstawiająca ten makabryczny rytuał. Ponieważ azteckie bóstwa domagały się tysięcy ofiar, wymyślono tak zwane "wojny kwietne", czyli łapanie ludzi z innych plemion, aby można było każdego miesiąca składać ich w ofierze dla „pierzastego węża” – makabryczne obrzędy odprawiano niemal nieustannie.
W rzadkich okresach, gdy nie prowadzono wojen, znajdowano ofiary spośród swoich. Wystawiano dwie wewnętrzne armie, które przeprowadzały między sobą rodzaj gry. Przegrana oznaczała, oczywiście, śmierć.
Ludzi poświęcano u Azteków nie tylko po to, by przebłagać Słońce. Bóg deszczu  potrzebował... dziecięcych łez. Niemowlętom w czasie suszy podrzynano gardła. Przed uśmierceniem wyrywano im paznokcie, aby wylały jak najwięcej łez, dzięki którym bożek mógł zesłać upragniony deszcz. Rzadziej, ale również, do roli tej przeznaczone były kobiety. Wszystko to w oparach halucynogenów. P
różno więc szukać u tego ludu łaskawości, wobec powyższego „bożek miłości” prezentowany uczniom klas szóstych jest po prostu zmyśleniem.

O obrzędach Azteków m.in. Der Spiegiel: http://niniwa2.cba.pl/aztekowie_lowcy_serc.htm


Jeden z przykładów okrucieństwa Azteków możemy odnaleźć w książce M. Meyera i W. Shermana The Course of Mexican History czytamy w niej na przykład, że na początku XIV w. Aztekowie walczyli jako najemnicy Coxcoxa, władcy miasta Culhuacanu. Kiedy zdobyli pobliskie miasto Xochimilco, przesłali Coxcoxowi jako dowód zwycięstwa 8 tysięcy ludzkich uszu. Coxcox zgodził się na to, aby z jego córki uczynili aztecką boginię. Bez wiedzy ojca księżniczkę żywcem obdarto ze skóry i złożono w ofierze. Później Aztekowie zaprosili Coxcoxa na ucztę wydaną ku jego czci. Ku swojemu przerażeniu zauważył, że jeden z tancerzy, który miał go zabawiać, jest „ubrany” w skórę jego córki. Coxcox wpadł w gniew, zebrał armię i rozproszył barbarzyńców. Aztekowie bardzo często stosowali praktykę zdzierania żywcem skóry w czasie składania ofiar z ludzi bożkowi Xipe Totek. Szczytem rytualnego barbarzyństwa Azteków był kanibalizm. Spożywali ciała ofiar i uważali to za boski rytuał i największe, prawdziwie królewskie wyróżnienie. W 1519 r. król Azteków Montezuma w geście szczególnej gościnności wobec Corteza i Hiszpanów poczęstował ich podczas przyjęcia daniem z ludzkich serc.

Brutalność tej cywilizacji w sposób bliski ustaleniom archeologów i antropologów ukazał także Mell Gibson w

znanym filmie  "Apocalipto"


Trzecią przyczyną dziesiątkującą Iberoamerykanów w XVI w. był wirus, który w ciągu kilku lat spowodował śmierć połowy ludności (niektórzy mówią o 80%).

Był on badany przez zespół ekspertów z uniwersytetu w Berkeley. Choroby zawiezione przez Europejczyków do Ameryki, takie jak gruźlica, zapalenie płuc, grypa, odra lub ospa, nie były znane w odseparowanej niszy ekologicznej Indian, którym brakowało obrony immunologicznej do walki z nimi, co znacznie przyczyniło się do ich wysokiej śmiertelności.


Należy również nadmienić, że
mówienie o wysoko rozwiniętej cywilizacji wydaje się mocno przesadzone. Aztekowie nie znali koła, ani żelaza. Nie udało się też im oswoić koni - cały transport na tamtych górskich terenach, a także to wszystko, co było konieczne do budowy olbrzymich świątyń i pałaców władców, spadło na barki niewolników.

Tak więc 20 milionowe państwo Azteków zostało zdobyte w latach 1519-1520 przez garstkę Hiszpanów - 550 ludzi i 16 koni, którymi dowodził Cortez. Plemiona indiańskie, które miały już dosyć krwawego terroru i panowania Azteków, dołączały do Corteza. Po jego stronie stanęło około 100 tysięcy sprzymierzonych Indian. Oczywiście nie odbyło się bez krwawych walk. Jedną z pierwszych decyzji konkwistadorów było zniszczenie makabrycznych świątyń azteckich bóstw. Na miejscu największej świątyni „pierzastego węża” powstał kościół Santiago de Tlaltelolco. Misjonarze katoliccy wyruszyli w teren, otwierając katolickie kościoły, szkoły, sierocińce, szpitale. Jednak mocno zakorzenione zwyczaje pogańskie sprawiały, że kandydatów do przyjęcia religii katolickiej było relatywnie mało. Sytuacja uległa radykalnej zmianie dopiero po objawieniach Matki Bożej w 1531 r. na wzgórzu Tepeyac.




Madonna z Guadalupe

Tam zaledwie dziesięć lat po konkwiście, biednemu Indianinowi Juanowi Diego objawiła się ciemnoskóra Madonna. Przemówiła do niego w języku náhuatl i pozostawiła na szacie odbicie swojej sylwetki.
Do dziś biedni, skrzywdzeni przez los modlą się do niej, wierząc w jej opiekę i pomoc. Właściwie trudno jest wyobrazić sobie współczesny Meksyk bez ciemnoskórej Madonny – jej wizerunki są obecne wszędzie: na domowych ołtarzykach, w autobusach, sklepach oraz na ołtarzach w kaplicach i kościołach. Sanktuarium Madonny z  Guadalaupe jest odwiedzane każdego roku przez miliony pielgrzymów z całego świata (*)














Niestety prawdą jest, że głównym celem konkwistadorów zdobywających Iberoamerykę było złoto i inne dobra materialne, a okrucieństwo nie było im obce. Kierowali się pospolitą chęcią zarobku, dla której nawracanie na chrześcijaństwo stanowiło jedynie pretekst. Przykładem może tu być Pizzaro – zdobywca imperium Inków, w którym panowały stosunki społeczne podobne do Azteckich (obecnie Chile oraz Peru). Pizzaro podstępem  zabił władcę Inków wraz z 5 tys. szlachty indiańskiej. Podobnych zdobywców było niestety wielu.

Jednak należy w tym miejscu zaznaczyć, że zapędy poszczególnych śmiałków były skutecznie, hamowane przez hiszpańską  Koronę, a tym samym przez Kościół. Mocą papieskiej decyzji hiszpańscy królowie byli jednocześnie zwierzchnikami Kościoła w podległych sobie dominiach. Inaczej niż w Ameryce Płn., gdzie panowała w tym zakresie „wolna amerykanka”i każdy Anglosas  mógł po prostu kupić ziemię razem z Indianami, (następnie mógł ich bezkarnie zabijać). Dzięki królowej Izabeli Katolickiej i Kościołowi Indianie z Ameryki Południowej nie podzielili losu północnych sąsiadów. Już w początkach konkwisty, po doniesieniach o okrucieństwie kolonizatorów, papiestwo uznało Indian za ludzi. Traktowanie Indian jako gorszy gatunek, nieuzasadniona przemoc i inne tego typu czynności groziły ekskomuniką. Na początku XVI w. - kilkuset hiszpańskich kolonistów zostało nią obłożonych i wygnanych z kolonii hiszpańskich


Uznany historyk Jean Dumont przybliża stosunki panujące między Koroną, a konkwistadorami : „Niewolnictwo Indian istniało z osobistej inicjatywy Kolumba, kiedy ten był wicekrólem odkrytych ziem. Izabela Katolicka zareagowała na to, nakazując gospodarzom Wysp Kanaryjskich przywrócić wolność tym wszystkim, którzy utracili ją po roku 1478. Rozkazała wysłać Indian z powrotem na Antyle, a swojemu specjalnemu wysłannikowi, Francisco de Bobadilli, poleciła, aby zdjął z nich kajdany niewoli. Tenże zajął miejsce Kolumba, a samego odkrywcę uwięził za nadużycia i odesłał do Hiszpanii. Od tego momentu przyjęta linia polityki była bardzo jasna: Indianie są ludźmi wolnymi, jak wszyscy inni poddani koronie i tak też powinni być traktowani zarówno w tym, co dotyczy ich osoby, jak i ich dóbr”.
Kto by zaś uważał te słowa za zbyt idylliczne, niech przeczyta kodycyl Izabeli : „Naszą główną intencją było, aby na przyznanych nam wyspach i lądach zamorskich, zarówno tych już odkrytych, jak i tych, które dopiero zostaną odkryte, wprowadzić naszą wiarę katolicką, wysyłając na te ziemie duchownych oraz inne mądre i bogobojne osoby, by gorliwie uczyli ich mieszkańców wiary i dobrych obyczajów; dlatego bardzo serdecznie proszę mojego Króla i Pana oraz nakazuję to mojej córce, księżniczce i jej mężowi, księciu, żeby ze wszystkich sił postępowali tak, aby nie dopuścić, by mieszkańcom wymienionych ziem oraz ziem, które w przyszłości zostaną zdobyte, działa się jakakolwiek krzywda osobista lub materialna. Czyńcie to, co konieczne, aby byli traktowani sprawiedliwie i humanitarnie, a jeśliby zostali w czymś skrzywdzeni, niech to zostanie naprawione”.


Korona hiszpańska wzięła pod protekcję wszystkich Indian z zajętych terenów, które otrzymały status równy ziemiom Hiszpańskim, zaś Indianie stali się pełnoprawnymi obywatelami hiszpańskimi.

Warto w tym miejscu wspomnieć  o dominikaninie Bartolome, który został mianowany przez Karola V „Oficjalnym Protektorem Wszystkich Indian” i otrzymał od korony zadanie zakończenia ich ucisku.

Ojciec Bartolome opracował formułę „Nowych Praw” które łączyły prawa korony hiszpańskiej i prawa regionalne. Od drugiej połowy XVI w. prześladowania Indian w hiszpańskiej części Ameryki Płd. zostały zatrzymane, aż w początku XVII w. praktycznie przestały mieć miejsce.


Także wyłącznie dzięki zabiegom Korony hiszpańskiej i Stolicy Apostolskiej nie doszło do wyniszczenia języków i kultur ludów ameryki przedkolumbijskiej.
Historyk A. Toynbee (niekatolik) zajął się tym tematem i dotarł do źródeł, z których jasno wynika, że misjonarze nie zmuszali tubylców do nauki hiszpańskiego lub wyrzekania się swych tradycji, za to sami uczyli się rdzennych języków i tradycji. Stworzyli oni gramatykę, składnię i transkrypcję języków quechua, nahuatl, guarani, tarasque i wiele innych. W roku 1596 w uniwersytecie w Limie powołano katedrę języka quechua. W tym samym roku Rada do spraw Indian poprosiła Filipa II o pozwolenie na przymus nauki hiszpańskiego. Król powiedział „Nie wydaje się odpowiednie zmuszanie ich do porzucenia swego języka: można natomiast wyznaczyć nauczycieli dla tych, którzy dobrowolnie chcieliby nauczyć się naszego języka". . Protekcja tubylczych języków trwała do ustanowienia nowych republik w tej części świata w XIX wieku, kiedy to władze kreolskie wprowadziły przymus nauki hiszpańskiego, zlikwidowały katedry z nauczaniem rdzennych języków i wygnały misjonarzy katolickich.


Niestety mit o nawracaniu ogniem i mieczem Ameryki jest powszechnie obowiązujący, a tylko osoby interesujące się historią słyszały np. o tzw. redukcjach: prowadzonych przez jezuitów w Ameryce Południowej misjach, w których Indianie żyli bezpiecznie i dostatnio, gdzie byli chronieni przed wyzyskiem ze strony świeckich magnatów, mogli pielęgnować swą kulturę i języki. Najprężniejsze redukcje istniały w Paragwaju. I właśnie tam dziś większość społeczeństwa to Indianie, a język guarani jest – obok hiszpańskiego – językiem urzędowym.


Owszem, Indianom w Ameryce południowej wyrządzono wiele zła. Torowanie mieczem drogi dla krzyża i krew rozlewana w imię Chrystusa, a właściwie pod jego pretekstem jest najbrutalniejszym szyderstwem z Ukrzyżowanego. Jednak należy wziąć pod uwagę ówczesne realia.Spotkanie dwóch tak odmiennych kultur było wielkim szokiem cywilizacyjnym, a patrząc na to, co wydarzyło się w Ameryce Północnej nietrudno wyobrazić sobie scenariusz jaki miałby miejsce, gdyby Korona hiszpańska i współpracujący z nią Kościół, pozwoliła poszczególnym konkwistadorom na „wolną amerykankę”.


W 1992 roku w Santo Domingo (Dominikana) Jan Paweł II odprawił Mszę z okazji "pięćsetlecia ewangelizacji Nowego Świata", podczas której, wbrew wielu oczekiwaniom  nie przeprosił za udział katolików w kolonizacji Ameryki. W jego przemówieniu dominowała nuta dziękczynienia, podziw dla świętych Ameryki Łacińskiej i uznanie dla jej Kościoła.


Jan Paweł II w Ameryce łacińskiej jest i był kochany w sposób szczególny ale to już inny temat...

Jan Paweł II w Meksyku

(*)władcy Montezumy pokonuje Azteków, równając przy tym ich stolicę z ziemią. Następny okres to ujarzmienie Zapoteków i Huasteków oraz pacyfikacja reszty kraju. Odbudowano Tenochtitlan nazywając go Meksykiem, a Cortés stał się gubernatorem i kapitanem generalnym prowincji włączonej do Nowej Hiszpanii. W 1532 r. H. de Mendoza bada Zatokę Kalifornijską. W następnym roku odkryta zostaje Kalifornia kiedy to dwa okręty dotarły w okolice La Paz. W 1524 r. Pedro de Alvarado dociera do obecnej Wyżyny Gwatemalskiej i podbija tamtejsze tereny wraz głównym miastem Quetezaltengo dalej jego łupem padają tereny dzisiejszego Salwadoru. W 1547 r. podbity zostaje półwysep Jukatan a wraz z nim kończy swój żywot stara cywilizacja Majów. W 1524 r. zagarnięta zostaje Nikaragua przez Hernandeza de Cordobę


(**) Przemówienia i homilie Ojca Świętego Jana Pawła II, Kraków 1997, s. 197

Katarzyna Balwińska

PIÓREM NA KAMIENIU

13 komentarzy

Szuwarek
2012-10-10 21:49
http://imgur.com/EDKp6
Moje Drugie Ja
2012-10-02 22:21
Ależ Tymoteuszu, trzeba być konsekwentny w tym, co się pisze, żeby później, jak ktos zestawi razem przedstawione fakty z róznych wpisów, nie uciekać się do zarzutu kopania po kostkach ;) Muszę przyznać, że znowu mnie rozczarowaleś swoim poglądem na papieży, aż nawet cię zacytuję ,, myślę że katolicyzm przez to że ma papieża ustrzegł się takich zbrodni jak buudyzm i przede wszystkim protestantyzm (mało sie o tym mówi, pisze) - gdzie nie ma hierarchii i panuje samowolka.\'\' Nie zgadzam się z twoim zdaniem, uważam, że hierarchia, a szczegłnie papieże byli prawdziwą zarazą katolicyzmu, ale uważam też, że jeśli spojrzeć pod kątem popelnionych zbrodni przez wyznawców danej religii, to według mnie nie ma absolutnie znaczenia, czy hierarchia w danej religii wystepuje, czy nie. Rzezie, mordy, i prześladowania religijne, zawsze były takie same. . . . . Tak dla przykładu wklejam ci do poczytania, czym zajmowala sie ta hierarchia, wlącznie z papierzem. Nie wybierałem szczególnie, to przypadek, że akurat o Sykstusie IV wkleiłem, szzcerze mowiąc, na tle innych papiezy, to on wcale nie był taki zły. ,,historycznie i po ludzku Papieskie spiski i wojny. Pisałem kiedyś o tym jak rodzina Medicich zyskała na znaczeniu i majątku dzięki przyjaźni z urzędującym papieżem. W drugiej połowie XV w. wielkie bogactwo i znaczenie Medicich budziło zawiść innych florenckich rodów żądnych władzy. Z fortuny Medicich chciał też skorzystać papież Sykstus IV, który jak wielu jego poprzedników i następców postrzegał pontyfikat jako znakomitą okazję do szybkiego wzbogacenia się. Historia jego relacji z Medicimi nadaje się na scenariusz kryminalnego filmu. Dlatego trzeba ją opowiedzieć ze szczegółami i po kolei. Po śmierci schorowanego ojca*, głową rodu Medicich został 21-letni Lorenzo stając się tym samym właścicielem potężnego banku, kopalni ałunu, wielkich obszarów ziemskich i sklepów. Zgodnie z tradycją został też nieformalnym władcą Republiki Florenckiej. Do niego właśnie zwrócił się papież Sykstus IV o pożyczkę 40 tys florenów. Sykstus IV, potomek ubogich rybaków przez długie lata kariery w zakonie franciszkanów uchodził za dobrego zarządcę i intelektualistę, autora rozpraw teologicznych. W wieku 50 lat został kardynałem a trzy lata później papieżem. Od tej pory jego energia koncentrowała się na zapewnieniu bogactwa i wpływów rodzinie. Naciskany przez siostry używał wszystkich swoich atutów, żeby siostrzenice bogato wydać za mąż a siostrzeńców obdarować włościami i stanowiskami w Państwie Kościelnym. Sześciu z nich mianował kardynałami, a dla kolejnego zamierzał kupić toskańskie miasto Imola. Potrzebował na ten cel 40 tysięcy florenów, ale Lorenzo Medici uznając, że dla Republiki Florenckiej jest to punkt zbyt ważny strategicznie – odmówił papieżowi. Ten jednak postawił na swoim i za pieniądze innych bankierów sprezentował Imolę siostrzeńcowi, o którym mówiono, że jest naturalnym synem Sykstusa. Lorenzo popadł w niełaskę, ale to dopiero początek jego kłopotów. W tym czasie zmarł inny siostrzeniec Sykstusa, piastujący godność biskupa Florencji, kardynał Riario. Przy obsadzaniu wakujących stanowisk w Republice doszło do kolejnego sporu, bo Sykstus ustanowił nowe biskupstwo w Pizie dla zaufanego arcybiskupa Salviatiego. Było to wbrew tradycji, bo dotychczas głos decydujący w takich sprawach miała florencka rada miejska – Signoria. Na pogwałcenie jej praw Signoria odpowiedziała tym samym i zablokowała przyjazd nominowanego biskupa. Lorenzo Medici oraz Signoria liczyli na to, że prędzej czy później, w zamian za podarunki lub inne ustępstwa papież wycofa swojego kandydata. Niestety Sykstus sprzeciw Florentyńczyków potraktował jako osobistą obrazę. Czekał okazji, aby się zemścić i kiedy Francesco Pazzi z bankierskiej rodziny wrogiej Medicim oraz zniecierpliwiony czekaniem arcybiskup Salviati uknuli spisek przeciw władcom Florencji – Sykstus ochoczo mu przyklasnął. Jemu też marzyła się zmiana władzy w bogatej Florencji – wielu krewniaków czekało na stanowiska i przywileje. 26 kwietnia 1478 roku podczas mszy we florenckiej katedrze spiskowcy zasztyletowali Giuliano Mediciego, (mlodszego brata Lorenza), natomiast sam Lorenzo zraniony przez dwóch księży zdołał schronić się w zakrystii i doczekał tam pomocy. W tym czasie druga grupa spiskowców z arcybiskupem Salviatim próbowała dokonać zbrojnego przejęcia Pałacu Signorii, jednak próba się nie powiodła. Tak zabójcy z katedry, jak niedoszli puczyści zostali pojmani i natychmiast powieszeni na murach pałacu. Zabójca młodziutkiego Giuliano – Francesco Pazzi usiłował się ukryć, ale postawiona na nogi militia miejska odnalazła go szybko. Spiskowiec został rozebrany do naga i powieszony obok konającego arcybiskupa, którego czerwona szata powiewała na wietrze, wywołując okrzyki zebranego na placu wzburzonego tłumu. Wkrótce znaleziono kryjówki dwóch księży, lecz tu militię wyręczył rozjuszony tłum. Niedoszłych zabójców Lorenza powieszono a wcześniej wykastrowano. Tłum szalał: zdjęte ze stryczka ciało Fransesco Pazziego rozszarpano na strzępy i wrzucono do rzeki. W ciagu trwających przez kilka dni zamieszek, zginęło kilkanaście niewinnych osób. Lorenzo z trudem uratował życie kilku krewnym spiskowców. Ocalałego z rzezi i prwadopodobnie również niewinnego kardynala Riario (kolejnego siostrzeńca papieża) ukrył w swoim pałacu, czyniąc go przy okazji zakładnikiem na wypadek, gdyby papież chciał zbyt dotkliwie mścić się na Florentyńczykach w Rzymie. Tumult i napięcie trwało, żonę i dzieci Lorenzo wysłał do dobrze strzeżonej willi na wsi. Ostatecznie żaden ze spiskowców nie uniknął okrutnej kary, jedynie żołnierza kurii rzymskiej wynajętego przez Pazziego litościwie skazano na ścięcie głowy. Inny spiskowiec Baroncelli uciekł do Konstantynopola, ale został po jakimś czasie wytropiony i za zgodą Sułtana wydany Florencji, gdzie został powieszony (rysunek autorstwa Leonarda da Vinci). Rodzinę Pazzich z Florencji wypędzono i pozbawiono praw obywatelskich a wszelkie jej dobra ziemskie, budynki i banki skonfiskowała Signoria. Na wieść o niepowodzeniu przewrotu papież Sykstus wpadł w furię. Zamknął rzymski oddział banku Medicich i przejął wszystkie jego zasoby pod pretekstem rekompensaty za poniesione krzywdy. Próbował nawet uwięzić ambasadora Florencji, jednak wobec ostrego sprzeciwu ambasadorów Wenecji i Mediolanu, przeniósł swój gniew na florenckich kupców mających swe oddziały w Rzymie, których spotkały represje i szykany. Ta forma zemsty jednak Sykstusowi nie wystarczyła: wydał specjalną Bullę, w której ekskomunikował Lorenzo Mediciego i wszystkich jego zwolenników. Nakazał florenckim władzom włączenie do dóbr koscielnych posiadłości Medicich oraz zrównanie z ziemią wszystkich budynków, „aby widoczna była wieczna hańba tego rodu”. Oczywiście nic takiego się nie stało, bo Medici mieli we Florencji większy autorytet niż papież. Signoria odpowiadając na groźby i ekskomunikę wystosowała do Sykstusa list: „Mówisz, że Lorenzo jest tyranem i domagasz się jego wypędzenia. Ale większość florentyńczyków nazywa go swoim obrońcą… Pamiętaj, że zajmujesz stanowisko następcy Chrystusa. Pamiętaj, że Klucze św. Piotra nie zostały ci dane, żeby nas tak prześladować… Florencja będzie konsekwentnie bronić swojej wolności, ufając Chrystusowi, który wie gdzie leży sprawiedliwość i który nie opuszcza tych, którzy Mu wierzą.” Ze stanowiskiem Signorii całkowicie zgadzał się biskup Florencji, który z własnej inicjatywy napisał i rozpowszechnił po całej Europie kontr-ekskomunikę nałożoną na papieża Sykstusa IV. Bardzo przydatny był tu najnowszy wynalazek: prasa drukarska. Papież mógł nie mieć autorytetu, ale miał wielkie możliwości perswazji i nacisku. Aby ukarać florenckich grzeszników zawarł pośpieszny układ z królem Neapolu zachęcając go do wspólnego najazdu na ziemie Republiki. Zagrożona Florencja nie mogła liczyć na równie silnego sojusznika. Do niedawna było nim Księstwo Mediolanu, ale dziwnym trafem tuż przed planowanym atakiem na Medicich z rąk skrytobójców zginął młody książę Galeazzo M. Sforza i rządy w Mediolanie przejął jego krewniak nieskory do zadzierania z papiestwem. Inni sprzymierzeńcy z Ferrary i Bolonii dysponowali zbyt małymi wojskami, żeby stawić opór potężnej armii Neapolu oraz papieskim Szwajcarom. W pierwszym roku najeźdźcy zajęli kilka ważnych miast i plądrowali prowincje. Po zimowej przerwie republika florencka poniosła kolejne straty i kiedy wydawało się, że wejscie obcych wojsk do Florencji jest kwestią tygodni – Lorenzo podjął desperacką próbę negocjacji z Królem Ferrante, władcą Neapolu. Wybrał się do niego osobiście, niemal samotnie, zabierając w morską podróż pewną ilość prezentów w postaci dzieł sztuki oraz ponad 60 tysięcy florenów, które podczas kilkumiesięcznego pobytu rozdał mieszkańcom Neapolu. Rozmowy z królem Ferrante do łatwych nie należały, bo machinacje Sykstusa utrudniały królowi podjęcie decyzji o pokoju. Jednak Lorenzo Medici nie ustawał w wysiłkach powtarzając przy każdej okazji, że „nie obchodzi go własne bezpieczeństwo ani nawet życie lecz dobro Republiki, która mu zaufała jako władcy.” Wypływając z Neapolu po kilku miesiącach rokowań, Lorenzo wciąż nie wiedział, czy przekonał króla czy nie. Nieprzenikniony Ferrante podpisał traktat pokojowy już po odjeździe Mediciego i wysłał go w ślad za nim. Wojna wywołana przez chciwego i mściwego papieża, trwajaca dwa lata, dobiegała końca. Przyniosła wielkie straty Florencji i niemal zrujnowała prywatny majatek Medicich, za to Lorenzo przyjmowany był od tej pory jak bohater i zbawca narodu. Pozwoliło mu to na politykę silnej ręki w kolejnych latach, co z kolei przyczyniło się do szybkiego odbudowania gospodarczej potęgi Florencji a przede wszystkim wyniesienia jej do roli kulturalnej stolicy Europy. Jeden fakt do dziś zaprząta historyków: czy niespodziewany atak wojsk tureckich na królestwo Neapolu, który nastąpił tuż po powrocie Lorenza do domu, miał coś z nim wspólnego? Istnieją domysły, że to florenckie złoto zawiezione przez tajnych emisariuszy przekonało Sułtana do wojennej wyprawy. Kiedy siedmiotysięczna armia wylądowała na samym dole „włoskiego buta” i zagroziła marszem na Rzym, oodziały neapolitańskie w pośpiechu opuściły terytorium Florencji. W krótkim czasie wszystkie dotąd skłócone księstwa Italii zawarły przymierze do obrony przed innowiercami. Aktywnym uczestnikiem przymierza był Sykstus IV, który dla obrony wiary zgodził się nawet zawrzeć pokój z Florencją. Co prawda, po dwóch latach wywołał inną wojnę i nałożył kolejną ekskomunikę, ale to już inna opowieść\'\'
puniek
2012-10-02 07:41
PRZEMOC NIE POWSTAJE NAGLE - OT TAK SOBIE . RODZI SIĘ NIEŚWIADOMIE W CZŁOWIEKU JAK NOWOTWÓR MÓZGU . RODZI SIĘ BEZ BÓLU I NIEWINNIE . JEST NA POCZĄTKU NIEUCHWYTNA , NIEOSIĄGALNA I NIE NAMACALNA . NIE MOŻNA JEJ ZOBACZYĆ , DOTKNĄĆ I POCZUĆ . RODZI SIĘ NIEWINNIE W CZŁOWIEKU - JAK NA IRONIĘ , PODOBNIE JAK MIŁOŚĆ . PIERWSZYM GESTEM PRZEMOCY JEST KRYTYKA , POTEM , AGRESJA , A POTEM JUŻ MALUTKI KROK DO PRZEMOCY , DO ABSURDU . CZYŻ LUDZIE CZĘSTO NIE IDĄ W TYM SAMYM KIERUNKU ? CZYŻ NIE LEPIEJ BAWIĆ SIĘ W KRYTYKA MUZYCZNEGO I NA PRZYKŁAD KRYTYKOWAĆ PANIĄ Norah Jones , KTÓRA ŚPIEWA UTWOREK love me tender , ŻE ŹLE GO ZAŚPIEWAŁA W PORÓWNANIU Z WIELKIM ELVISEM . A MOŻE JEST ODWROTNIE I TO KRÓL ELVIS NIE DORÓWNUJE PANI JONES ? A O TO TEN UTWOREK...http://www.youtube.com/watch?v=mlFgTQjScvE&feature=related
Tymoteusz
2012-10-02 00:08
Bliższy nie znaczy taki sam. w założeniach bliższy.myślę że katolicyzm przez to że ma papieża ustrzegł się takich zbrodni jak buudyzm i przede wszystkim protestantyzm (mało sie o tym mówi, pisze) - gdzie nie ma hierarchii i panuje samowolka. całe życie obserwacji i poznawania różnych (pływałem na statkach) ludzi z różnych kultur. co do Ameryki nie zgadzam się z Tobą i długi to temat. dopasowujesz sobie fakty i moje słowa do swoich poglądów. Nie chcę tak rozmawiać bo to bez sensu jest. można sobie chyba spokojnie powymieniać poglądy, obserwacje czy od razu trzeba zgryźliwie łapać za słówka i szarpać??? Bracie ja ciebie się nie czepiam nie czepiaj się mnie. nauczmy się rozmawiać słuchać drugiego a nie walczyć na słowa i kopać po kostkach.
Moje Drugie Ja
2012-10-01 23:23
Tymoteuszu ! W jednym z poprzednich postów napisałeś, jaka morderczą religią jest Buddyzm! Nawet pozwolę sobie zacytować kawałek twojej wypowiedzi ,,ZBRODNIE BUDDYZMU: Zbrodnie buddyzmu: XIII wiek - mongolski władca Kubiłaj Chan ogłasza buddyzm religią państwową. Władca ten uważał, że buddyzm będzie religią najbardziej nadającą się do podboju świata. Kubiłaj nie wybrał na swoją religię Islamu, który mógłby mu również przysporzyć zwolenników w prowadzeniu wojen. Uznał, że buddyzm jest bardziej wojowniczą religią od islamu!!! XIV wiek, Wietnam - \'\'pokojowi\'\' buddyści niemal doszczętnie mordują rdzenną ludność kraju - Czampów. Podobnie czynią z wyznawcami bon w Tybecie. Wieki X - XVII, Japonia - mnisi buddyjscy prowadzą między sobą krwawe wojny. Walczą również z samurajami z powodów różnic dogmatycznych. Kłócą się o władze i pieniądze.. . . . . . . . . . . . .\"\" W następnym swoim wpisie twierdzisz, że twoim zdaniem, Buddyzm jest biższy katolicyzmowi, niż proterstantyzm, zacytuję cię ,, po latach trochę inaczej na to patrzę i nie myślę że wszystkie religie są takie same a w buddyźmie widze więcej podobieństwa do katolicyzmu niż w protestantyźmie. . .. \'\' Napisać mogę tylko, że zgadzam się z tobą ! Bracie, mamy takie samo zdanie ;) Droga Chrzanko, oczywiście, że rdzennych mieszkańców mamy znacznie więcej w Ameryce południowej, ale nie jest to zasługa katolickich najeźdźców, tylko warunków tam panujących. Ameryka południowa nie nadawała się tak pod rolnictwo, hodowlę, budowę miast, i rozwój przemysłu, jak Ameryka północna, bo była porośnięta w większej części lasami tropikalnymi, które wtedy nie były wartością, tylko przeszkodą. Sami Indianie też wartości nie przedstawiali, bo nie nadawali sie na niewolników, gdyż woleli umrzeć, niż dać się zmusić do pracy w niewoli, i właśnie dlatego musiano z odległej Afryki wozić do Ameryki środkowej Murzynów, zamiast korzystać z miejscowego ,,surowca\'\' . Główną wartością Ameryki południowej było złoto, srebro, kamienie szlachetne, i to konkwistadorzy bardzo dokładnie zagrabili, i przywieźli do katolickiej Europy. Gdyby Ameryka południowa miała takie warunki do szybkiego osadnictwa, jak pólnocną, to wierz mi, że Indian w Ameryce południowej nie uchowało by się więcej, niż w północnej. Obecnie wycina się lasy deszczowe w Ameryce południowej, a wraz z nimi, wycina się resztki na prawdę wolnych Indian. Oczywiście robią to katolicy, i nie przejmują się tym, że wycinając Indianom dom, zabierają im życie . . . Zresztą Indian też wycinają, i chyba nawet na tej stronie kiedyś coś o tym było. Pozostaje powiedzieć tylko z Bogiem! Oczywiście katolickim . . .
kaja
2012-10-01 12:31
i jeszcze coś trochę z boku tematu ( o pacyfiźmie i przemocy): Czasem chcielibyśmy mieć odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania ( ja bym np. chciała). Był taki dziewiętnastowieczny prąd w teologii moralnej, który się nazywał kazuistyką - ale to nie była już teologia, bo nie było w niej w ogóle mowy o Bogu. Można być doskonałym kazuistą nie wierząc w Boga. Łatwo zapomnieć o tym, że chrześcijaństwo jest przede wszystkim praktyką duchową, a nie doktryną. Nie kwestionuję oczywiście potrzeby istnienia etyki i doktryny, ale w gruncie rzeczy pełnią one rolę służebną. Dlatego odpowiedzi na pytania kiedy można odpowiedzieć przemocą na przemoc najlepiej szukać w modlitwie i w natchnieniu Ducha Świętego, w pytaniu siebie, jakiemu dobru służę, czy chcę naprawdę walczyć, czy tylko się na kimś wyładować. Wybitny jezuicki teolog Francois Varillon pisał, że ludzki gniew będzie wtedy prawdziwy, gdy zostanie oczyszczony przez modlitwę. Warto prześledzić Ewangelie, zwracając uwagę na to, jak Pan Jezus reaguje na przemoc. Zestawić fragment o nadstawianiu drugiego policzka z tym, który opisuje zachowanie Jezusa po tym, jak dostał w twarz. Okazuje się, że chrześcijanin nie ma być ofiarą losu. Jeśli nie będzie umęczony i zadręczony, to też będzie dobrym chrześcijaninem. Kiedy Pan Jezus dostaje w twarz od sługi arcykapłana, wyraźnie się broni. Trzeba zobaczyć, w jaki sposób to robi. Pokazuje swoją siłę bez uciekania się do przemocy. Nie wrzeszczy na niego: „Ty szubrawcze, ty draniu. Jak śmiesz?! Nie wiesz kim Ja jestem!”. Natomiast otwarcie nazywa zło: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? (J 18, 23).
kaja
2012-10-01 12:12
A mnie zaciekawiło podejście Tymoteusza, że katolikom bliżej do buddystów niż do protestantów. Nie znam się zbytnio na buddyźmie ani na prostestantyźmie - tyle o ile ale tak pobieżnie patrząc to jest wiele podobieństw( co nie znaczy że to to samo) - jeśli chodzi o historię również ( chodzi np. o stosunek buddystów do państwa). Mnie zaciekawiło akurat jak buddyści podchodzą do przemocy (choć u nich jest jeszcze więcej różnych odłamów niż u chrześcijan) i znalazłam coś takiego: <<<"Co jednak ma zrobić buddysta w sytuacji, gdy jest świadkiem przemocy? W przeciwieństwie do pierwotnego buddyzmu therawady, który jednoznacznie stoi na stanowisku nie odpowiadania złem na zło [7], zarówno ślubowania bodhisattwy mahajany, jak i ślubowania tantryczne nakładają na przyjmujących je obowiązek aktywnego przeciwdziałania niesprawiedliwości. Związany z therawadą Joseph Goldstein uważa wprawdzie, że w obliczu przemocy nie można pozostać obojętnym, jednak jednoznacznie nie precyzuje, jak wówczas należy zareagować [8]. Należący do innych tradycji buddyjskich nie mają takich wątpliwości. Mieszkający w USA lama tybetański Gelek Rinpocze powiedział: „Jako buddyści nie mamy prawa skrzywdzić nawet muchy. Ale jeśli mucha rani czujące istoty, musimy ją powstrzymać\". Nick Ribush, były mnich buddyjski tybetańskiego zakonu gelug i dyrektor wydawnictwa Wisdom Publications, stwierdził: „Możesz zabić, jeśli przyniesie to pożytek innym. Nie uczynienie tego oznacza złamania ślubowania\". Rosi John Daido Loori, opat amerykańskiego klasztoru Zeń Mountain, powiedział: „Gdy jest to niezbędne, zabij. Ale czyń to z mądrością i współczuciem\" [9].o rodzi kolejne pytanie: jak można zabić powodując się współczuciem? W buddyzmie o wszystkim decyduje motywacja. Temu należy przypisać fakt wykorzystywania w tradycji mahajany i tantrajany opowieści o jednym z poprzednich wcieleń Buddy, w którym zabił on swojego współpasażera ze statku, gdy dowiedział się, że ów zamierza zabić większą liczbę ludzi, aby wejść w posiadanie ich majętności. Komentarze nauczycieli buddyjskich zgodnie podkreślają, że postąpił on słusznie, gdyż uratował nie tylko życie tych ludzi, ale również uchronił jego samego od dłuższego cierpienia w piekle.">>>- to jak nasza teoria wojny sprawiedliwej - którą zapoczątkował św. Augustyn, a rozwinął św. Tomasz z Akwinu - więcej tu : http://religie.wiara.pl/doc/471891.Buddyzm-a-fundamentalizm-i-przemoc/2 ///W efekcie 25% buddystów było regularnymi wojownikami/// Obecnie buddyści borykają się z podobnymi problemami jak Kościół . choć wydaje mi się że u nich to wszystko osiąga znacznie gorszy przebieg (u nas zakonnicy się jeszcze nie biją ;)) a wszystkim których gorszą nasze moherowe staruszki (jako jedyny bastion chrześcijańskiego fundamentalizmu) niech się zapoznają z hasłem FUNDAMENTALIZM BUDDYJSKI ;);) słoneczne jesienne pozdrowienia
chrzanka
2012-10-01 11:39
nie zgadzam się z czyimś drugim ja. 1. nie wszystkie religie są takie same, wiele z owych \'religii\' wcale nie jest nawet religią, a czasem jest satanizmem nie wprost. bardzo szkoda ludzi poszukujących, często poranionych, którzy tam się zaczepią. 2. po tej stronie można się spodziewać wiele dobrego, a jak ktos pisze, że nie można było, to znaczy, że tak naprawdę nie czytywał mnóstwa mądrości merytorycznie popartych faktami na DOZIEMIOBIECANE.pl 3. nie prawda że indianie sami siebie nie wybijali, Inkowie robili to z niewyobrażalnym okrucieństwem dla swojego \'bożka\', a plemiona czuły się od Inków wyzwolone i ludzie byli wdzięczni, że Europejczycy pomogli opanować tę rzeź. /źródło: Messori/ 4. Ameryka pn i pd to nie to samo... wystarczy popatrzeć na dzisiejszy stan rdzennych, ilu jest ich w pd. Ameryce a ile w Pn???? tu nie trzeba nawet jakiejś szczególnej wiedzy. drugie ja - podaj źródła, albo nie manipuluj więcej.
Tymoteusz
2012-09-30 16:11
zabawne - twój komentarz jest manipulacją o której autor pisze w artykule. ale jak widać, to orka na ugorze mi się nawet nie chce tego komentować. wystarczy chociaż się wysilić i zajrzeć do wikipedii. na początku XVIII w. katolików w ameryce północnej był 1% a potem byli ostro prześladowani przez protestantów. Ale co za różnica dla ciebie jeden czort. niech katolicy przepraszają za protestantów najlepiej i za Eskimosów też bo pewnie też w coś tam wierzą. a co do buddyzmu to też mnie nie zrozumiałeś chodziło mi o tylko o to że było kiedyś u nas takie przekonanie ze buddysta to by nawet muchy nie skrzywdził za to katolik to inkwizycja stosy indianie itp. a a prawda jest inna. i bliżej nam było do protestantów bo bez hierarchii. po latach trochę inaczej na to patrzę i nie myślę że wszystkie religie są takie same a w buddyźmie widze więcej podobieństwa do katolicyzmu niż w protestantyźmie dlatego razi mnie wrzucanie tego do jednego worka pt. chrześcijanie. miłej niedzieli.
Moje Drugie Ja !
2012-09-30 12:06
Bardzo ciekawy temat, i przy okazji bardzo prawidłowy punkt widzenia na niektóre problemy, czego dotychczas po tej stronie nie można było się spodziewać. Okrucieństwo Hiszpanów i Portugalczyków, oraz w niewielkim stopniu Holendrów, którzy podbili Amerykę środkową i południową, w niczym nie odbiegało od okrucieństw Anglików podbijających Amerykę Północną. Francuzi też mieli w tym swój udział, dotyczyło to terenów obecnej Kanady. Nie tylko mordowali i rozpijali Indian, ale również wykorzystywali ich do prowadzenia własnych wojen, a więc powodowali wzajemne wybijanie się Indian, co bez udziału kolonizatorów nie miało by miejsca. Podział na to, że Amerykę Północną podbijali protestanci, a Amerykę Południową katolicy, nie ma najmniejszego sensu, choćby dlatego, że w podboju Ameryki Północnej mieli również udział katoliccy Francuzi, oraz super katoliccy Irlandczycy. Fakt bezsporny jest oczywisty, obie Ameryki podbili Chrześcijanie, a zrobili to ogniem, mieczem, religią, chorobami, alkoholem, i zdradą! I I wszyscy posługiwali się tym samym Pismem świętym, i jakże często na jego podstawie nadawali sobie prawo do nie tylko zagarniania cudzej ziemi, ale również do mordowania jej właścicieli, gdy tej ziemi nie chcieli opuścić, lub próbowali jej bronić. Natomiast z Buddyzmem sprawa wygląda trochę inaczej. . . . . . Dla Europejczyka, lub Amerykanina, Buddyzm, to egzotyczna filozofia ( lub religia, jeśli ktoś tak woli nazywać ), a więc przede wszystkim dostrzega w nim to, co jest dobre, i zazwyczaj poznaję ją jako filozofię, nie zagłębiając się w historię narodów, gdzie buddyzm jest masowy. Z takich właśnie powodów Buddyzm może wydawać się ludziom ,,zachodu\'\' religią pacyfistyczną, natomiast dla Azjaty, Buddyzm jest tak pacyfistyczny, jak dla Europejczyka, lub Amerykanina Chrześcijaństwo. Wszystkie religie są takie same, więc jesli przestrzegasz przed stawianiem figurki Buddy na półce, to przestrzegaj też przed wieszaniem krzyża na ścianie. tak będzie po prostu uczciwiej, bo sens mentalny tych czynności jest dokładnie taki sam !
Tymoteusz
2012-09-29 20:15
Nie o wybaczanie mi się rozchodzi bo to inna para kaloszy a jedynie o świadomość. Ilu z nas zhipiszonych stawia sobie buddę na półce nie mając pojęcia o ciemnych stronach ?? Religie wschodu są takie hipisowskie przecież pokojowe. Każdy wie o: polowaniu na czarownice, inkwizycji i krucjatach.Dla wielu informacje o grzechach buddyzmu mogą być szokiem. Religia ta ma bardzo dobrą reputację i wielu nie chce się pogodzić z jej ciemnymi stronami ale w internecie jest o tym wiele.
WodzuZhipiszony
2012-09-29 19:31
Tymoteusz łatwo jest krytykować wyznawcy jednej wiary wyznawców innej trudniej jest ich akceptować wybacz buddysta ich przewinienia tak jak i ja wybaczam przewinienia chrześcijanom
Tymoteusz
2012-09-29 14:51
tak. mocne. A ilu myśli, że buddyzm jest pokojowy i zarzuca chrześcijanom nawracanie ogniem i mieczem?. Warto poczytać czym była ta \"religia miłości i pokoju\" (czy filozofia),buddyści dopuszczali się okrucieństw o których chrześcijanom się nie śniło.kanibalizm. Tak tak jak człowiek trochę poszpera tu i tam to wychodzi że Jezus był tym jedynym prawdziwym i ...Kościół który załozył... http://wolnemedia.net/wierzenia/krwawe-dzieje-buddyzmu/ ZBRODNIE BUDDYZMU: Zbrodnie buddyzmu: XIII wiek - mongolski władca Kubiłaj Chan ogłasza buddyzm religią państwową. Władca ten uważał, że buddyzm będzie religią najbardziej nadającą się do podboju świata. Kubiłaj nie wybrał na swoją religię Islamu, który mógłby mu również przysporzyć zwolenników w prowadzeniu wojen. Uznał, że buddyzm jest bardziej wojowniczą religią od islamu!!! XIV wiek, Wietnam - ''pokojowi'' buddyści niemal doszczętnie mordują rdzenną ludność kraju - Czampów. Podobnie czynią z wyznawcami bon w Tybecie. Wieki X - XVII, Japonia - mnisi buddyjscy prowadzą między sobą krwawe wojny. Walczą również z samurajami z powodów różnic dogmatycznych. Kłócą się o władze i pieniądze. Od IX do XII wieku włącznie praktycznie żaden mnich buddyjski nie dożył wieku średniego, ponieważ ginął młodo w krwawych wojnach wywoływanych przez fanatycznych buddystów. Mnisi buddyjscy zamordowali nawet króla Tybetu, gdy ten nie chciał oddać im władzy! 1700 - 1721, Wojna północna w Europie Wschodniej - wyznający buddyzm Kałmucy z nad Wołgi zwerbowani przez cara rosyjskiego dokonują masowych mordów. W czasach, kiedy Tybet był rządzony przez Dalajlame (władce absolutnego władającego krajem całkowicie feudalnym) istniała dyktatura tybetańskiej szlachty i mnichów. Prawie 95% społeczeństwa było niewolnikami i wyrobnikami bez jakichkolwiek praw, którzy żyli w nędzy!. Ich właściciele mieli prawo do odsprzedawania i wymieniania niewolników i do dawania ich w prezencie! Mogli także dowolnie wydawać na nich wyroki i okrutne kary, np. wydłubywania oczu, obcinania uszu, dłoni i stóp, podcinanie wiązadeł, wrzucanie do wody. Dalajlama uznaje się za „obrońcę” praw człowieka i „rzecznika” wolnego Tybetu, a nie pamięta co działo się w tym kraju zanim zajęły go wojska chińskie! Obecny Dalajlama był częstym gościem w Berlinie, przyjaźnił się z Adolfem Hitlerem, który za godło III Rzeszy przyjął swastykę - religijny symbol buddyzmu i hinduizmu!!! Indochiny lata sześćdziesiąte XX wieku. Buddyjscy fanatycy popierają komunistyczne bojówki terrorystyczne. W tym samym czasie w Birmie panuje buddyjski totalitaryzm. Buddyści popierają komunistyczne bandy mordujące ludzi. Koniec XX wieku, Korea Południowa - buddyści dokonują masowych morderstw osób, które porzuciły buddyzm przechodząc na inne religie! Palone są chrześcijańskie szkoły i na wet szpitale, mordowane są dzieci i pacjenci!

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych