Jesteś tutaj: Strona główna / Stypendium jednego tekstu

Stypendium jednego tekstu

2010-09-07

Reportaż z 1991 r.,  - autor Piotr Wysocki
Warszawa, Woronicza 17. Blok F

Telewizja Polska - Mała salka z podglądarką, niewielki ekran. Trzask starej, zniszczonej taśmy filmowej...

"BYĆ CZŁOWIEKIEM"

"(...) W domu to był ojciec, komandor marynarki. Słać wyro jak w kryminale to się nauczyłem jak miałem siedem lat. Ciągle tylko mundury i dyscyplina. Wiedziałem, że mam być żołnierzem i tylko żołnierzem. Mam dość. Umoczyłem. To wszystko".

Julian Pakuła - Ten chłopak umarł w kilka dni po nakręceniu zdjęć. O Szpaku? Spotkałem człowieka z ogromną charyzmą. Nigdy nie postępuje według utartych schematów, ciągle szuka mozliwości służenia ludziom. Jeden z nielicznych, o których myślę, że są czyści wewnętrznie. Jest konsekwentnie dobry. Dobry aż do bólu. Zaczynał z gitowcami i hipisami we Wrocławiu. Jego przełozonym to się  nie podobało. Przenieśli go do Przemyśla, a on uciekał stamtąd na zloty hipisów. Widzisz ten tutaj to Wskazówka, Jaś Zbuntowany, a tam Fazzi - pierwsi prorocy hipisowscy. On z nimi wszędzie jeździł. Razem mieszkali, jedli, robili zloty. Tam poznał pierwszych ćpunów. Kiedy był  w Warszawie, w zeszłym roku to organizował im spotkania w św. Benonie. Ale księża im wymówili, bo niektórzy nie wytrzymali i palili w kościele. Nie potrafiono docenić inności tych ludzi. Liczono tylko pozostawione pety i tych co wyszli przed kościół. Zabronili im się tam spotykać. Nieważne było, że wpędzali tym sposobem znowu w narkotyk i samotność.

Od swoich Szpak też nie ma wielkiej pomocy. Jedyne co zrobiono, to zwolniono go z wszystkich obowiązków. Teraz cały czas może być z nimi. Do domu przychodzi tylko na noc. Kiedy kręciliśmy film Andrzej przechodził jakieś załamanie. Miał przeciw sobie wszystkich - Kościół, rodziców, szkołę, władzę i czsem samych narkomanów.

Trzask starej taśmy..."(..) czuję się jak szmata (czuję sie jak psychopata) jestem kurwa załamany!"

* * *

Warszawa. Ochota. Kawiarnia w kinie. Monika Figiel - Zaprosiłyśmy Andrzeja na seminarium w muzeum na Woli, poświęcone trudnej młodzieży. To było jesienią 1988 r. Szpak sie tam strasznie z kims spierał. Dwóch ludzi mówiących "innymi" językami. On o konieczności wewnętrznej przemiany, tamten o praktycznych sposobach leczenia uzależnionych.

O Szpaku nie można spokojnie. Jest jak trąba powietrzna. We mnie budził sprzeczne uczucia. Chciałoby się dać porwać jego zapałowi i energii, z drugiej strony to jego nawiedzenie, żarliwość zapala jakieś pomarańczowe światełko w mojej głowie. Najlepiej zapamietałam w nim dziecięcą naiwność, ładny usmiech i szczere  niebieskie oczy. Taki święty Franciszek od narkomanów. On chodził do domów, na meliny, przesiadywał w kawiarniach gdzie dawali towar. Skarżył się, że tam gdzie mieszka, na Kawęczyńskiej czuje się jak w zamknietej twierdzy.

* * *

- Sutannę załozyłem w wieku 16 lat. Wyobrażasz to sobie? W młodszym Seminarium Duchownym w Kopcu koło Częstochowy. Po maturze, akurat skończył się II Sobór Watykański, podczas spotkania z przełożonymi razem z trzema kolegami strasznie napyskowaliśmy. Nie dopuszczono nas do subdiakonatu za zbyt świeckie życie. Dopiero w następnym roku rektor dał mi sznsę. Najlepszy byłem z filozofii. w prawie kanonicznym nie orientuję sieędo dzisiaj. W seminarium potrafiłem grać 3 godziny na gitarze zamiast się uczyć. Na ostatnim roku kolega powiedział mi: Ty masz słabość do przegranych...

* * *

Warszawa. Hoża. Biuro Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Narkomanii.

Marek Kotański - Szpak? Nie jest skuteczny. On nie rozumie istoty problemu. Mówi im, że powinni odnależć w siebie Boga, że są dobrzy, że jak uwierzą, to przestaną brać... Bardzo naiwne podejście. Im trzeba mówić, że są źli i dopiero jak sobie to uświadomią, to można zaczynać odwyk. Taki brat łata, jest z nimi i chociaż tyle dla nich robi.

* * *

- Spędziłem z nimi dwa tygodnie nad morzem. Takie hipisowskie wakacje. Oni całe życie maja wkacje. Żylismy we wspólnocie. Nie było ważne w namiocie jak spaliśmy obok siebie -- chłopak, dziewczyna, ksiądz, chłopak, dziewczyna....Całe dnie łazilismy, jedliśmy naleśniki po ludziach.

Co to znaczy po ludziach? Ogromna frajda. Wchodzisz do baru mlecznego, tam ludzie jedzą jakieś posiłki, czasem cos zostawią i wtedy to się zjada. Dużo nie pojedliśmy.

Innym razem na zlocie otoczyła nas w nocy milicja. Dwanaście suk na sygnale, z zapalonymi światłami. Wszystkich nas zgarnęli. 40 hipisów. Na komendę prowadzili związanych jednym sznurem. Tak nas to związało, że trudno o lepsze więzy. To pozostaje na całe życie.

* * *

Warszawa. Rynek Starego Miasta. Staromiejski Dom kultury.

Irena Staszewska - Przyszedł do nas dwa lata temu. Prowadzilismy Klub otwartch Serc. Nie wiem dlaczego nie mogli spotykać się w kościołach. To takie niezwyczjne, że ksiądz przyszedł do świeckiego domu kultury. Trochę się na początku baliśmy. To taka inna młodzież.

Na Wigilię zrobilismy szopkę. Szpak grał świetego Józefa, a ja Matkę Boską ( uśmiecha się). Przynosili nam dary. Każdy co innego. Jeden swój wiersz, drugi zaimprowizował scenkę pantomimiczną, trzeci zagrał na gitarze, kolejny zaśpiewał ich ulubionego Kaczmarskiego. Było wspaniale.

Andrzej czasem jest zmęczony, nie dojada, mówi, że nie może jeść, kiedy oni nie mają na jedzenie. Czsem musiłam robic na siłę przerwy, żeby poszedł gdzieś na obiad. W rocznicę smierci Johna Lennona zorganizowaliśmy happening. Było 300 osób. On bardziej jest hipisem niz księdzem. Mówiłam mu: Andrzej może byś osiadł gdzieś w wiejskiej parafii. Nie musiałbyś się niczym przejmować?! A on powiedział mi, że nie umiałby tak żyć.

* * *

Trzeba byc człowiekiem. wszystko jedno gdzie. Na ulicy, w kawiarni, czy na narkomańskim bajzlu. Trzeba z nim być. Funkcjonuje dzięki takim spotkaniom. Nie dzięki zakonowi, gdzie każdy zajmuje się swimi sprawami - probostwem, wydawnictwem, wykładami, budową, inspekcją, czy katechezą. Nikogo nie interesują ci nadwrażliwcy, zdołowani egocentrycy co reagują na piekło tego świata kolejną dawką narkotyku. Żaden ze mnie naukowiec, katecheta, czy kaznodzieja. Po prostu Andrzej. Mówią mi po imieniu nawet największe małolaty. Proboszczów, biskupów, katechetów mają na codzień. Mogą więc miec jednego Andrzeja.

* * *

Warszawa, Kawęczyńska. Dom zakonu Księży Salezjanów od swiętego Jana Bosko. Rozmównica, ksiądz Misiaszek

- Znam Andrzeja od czterech lat. Jest samotnikiem. Kapelanem umierających. Spójrzmy na to realistycznie - tylko niewielki procent zdrowieje. Teraz kiedy tylu z nich zaraziło się HIV - em umierają jeszcze szybciej. A on nie tworzy z nich jakiegoś stałego srodowiska. Nie chce tego robić. Jest tylko z tymi pokonanymi, wlewa w nich dobro, a wieczorem przychodzi zamyślony, zamyka problem w sobie, tylko czsem wybuchnie:

- ta Kaśka zowu bierze!

Nie jestem entuzjastą tego co on robi. Brak form instytucjonalnych budzi mój najwiekszy opór, kiedy go zabraknie, nikt go nie zastąpi, a Szpak się w tym spala. Przełożeni oceniają jego działalność pozytywnie. Kilka lat temu chcieli, by zbudował ośrodek dla narkomanów. Dla Andrzeja nie była to propozycja do przyjęcia. Jest zbyt wolny. W zakonie zwolniono go z wszystkich obowiązków, może zajmować się tylko narkomanami. Nazywa to duszpasterstwem spontanicznym.

- Czternaście lat temu, w Kalwarii Pacławskiej, na zlocie siedzimy przy ognisku. Nagle ktoś przychodzi z telegramem: Filip odszedł ! Wszyscy wstają. Milczenie.

Monika, co miała dziecko z Wesołym dostała zapaści na Centralnym, w zeszłym miesiącu. Dzieckiem zajęli się rodzice. Oni wiedzą kiedy się kończą. Czasem płaczą i modlą się do Boga.

W poniedziałek pochowałem Andrzeja Szklarza 29 lat, poeta. Mówili do niego Indianin. Przyszło ich trochę. Ani mało, ani dużo. Pieniądze na pogrzeb dała Opieka Społeczna.

* * *

Warszawa. Stare miasto. Bajzel. Jedna z kawiarni. Herbata, tonic. barman tych co palą wyprasza za drzwi.

Bogdan - własnie wyszedł z ośrodka.

- To co robi Andrzej miałoby sens, nawet gdyby nikogo z tego nie wyciągnął. Tak nie jest, mi pomógł. A jeśli nawet tylko mi, to tez dużo! kiedy w zeszlym roku Kotański zrobił zlot wychowanków MONAR-u w grupie trzydziestu osób ponownie nie ćpa tylko  jeden.

Kaśka - Ja tam byłam, Andrzej nie pogniewasz się? Nie, nie na towar. Jestem tylko potwornie głodna. Daj, już całe wieki nie dawałeś mi forsy.

Wychodzi. Wraca z bułką. Ma 27 lat, zarazona HIV-em, dziś rano wypisała się na własną prośbe, ze szpitala Wolskiego. Kiwając się zasypia nad szklanką herbaty. Szturcha ją Monika (15 lat, pali trawe, bo wtedy czuje sie fajnie)

- Nie znam Szpaka zbyt długo. To zupełnie inny ksiądz. Nie znam takich jak on. Może to dzięki niemu nie mam ochoty na ćpanie, pokazuje nam tych wszystkich ćpunów. Wtedy mam dosyć. To wystarcza.

D:. ( nie może przestać brać zarabia na towar graniem na gitarze. Mówi, że to chyba jego ostatni sezon, organizm nie wytrzymuje, waży 54 kilo) - zarobiłem 60 tys., ale musze je oddać.

Wczoraj nie miałem na towar, musiałem pożyczać. Chciałbym przestać ale to nie takie proste. Andrzej? Postawił mi herbatę, byłem zmarznięty, a ona, ta herbata była lepsza od najlepszego towaru.

- kiedyś byłem w grupie modlitewnej, przysięgałem przed Bogiem, że nie będe ćpał. Dzisiaj nie mogę przestać. Myślę tylko skąd wziąć towar i przygrzać.

B.: ( przygrzała dzisiaj rano, po trzech dniach presji srodowiska, nosicielka wirusa HIV)

- Chcę przestać, potrzebna mi stała praca, stałe zajęcie. Andrzej, ty nie masz takich problemów, jesteś człowiekiem idei. Wierzę w Boga i co z tego? Mi jest potrzebna praca i forsa, co szczęścia nie daje, ale drzwi otwiera.

M.: (kiedyś brał, namalował portret Szpaka, jeździ w góry, gra łemkowskie piosenki w Orkiestrze im. św. Mikołaja).

- Może Andrzej jest naiwny, w tym co robi, ale kiedy życie daje w dupę to dobrze wiedziec, że jest taki Andrzej !Wszędzie nas przeganiają. Przydałaby się jakaś własna herbaciarnia, bo na ogół nic więcej nie zamawiamy.

Dawniej mogłem dyskutowac po dwie, trzy godziny. Spieraliśmy sie o Boga, wiarę i życie. Ładowałem ich, starałem się dać motywację do życia. Teraz jestem zmęczony i stary. A przecież każdy ksiądz jest powołany do naśladowania Chrystusa.

Polski Kościół katolicki musi przejść swój własny sobór. Trzeba Kościół przewietrzyć, a księża muszą się przestawić. Jeżeli narkoman, potrafi i może byc człowiekiem społecznym to i ksiądz nie musi byc tylko belfrem, a może być BRATEM !

MAJ 1991

4 komentarzy

Nika
2011-12-08 14:21
Znałam kiedyś Indianina i Kriszne ,czy ktoś wie jak oni zmarli ?
Flagowy
2011-06-09 10:47
Chylę łyse czoło pełny szacun!!!!
Adam Mioduchowski
2011-05-31 19:11
Znam Andrzeja od wielu lat i to co zasiał we mnie kiedy taplałem się w narkotykach przez dziesiątki lat po latach wykiełkowało i jestem wolnym człowiekiem od narkotyków od ponad10 lat. Uwierzyłem w słowa Szpaka o Tym który niesie absolutną wolność i jest w stanie wydobyć z najgorszego bagna. Zrozumienie EWANGELII i istoty JEZUSA które głosił Andrzej zajęło mi wiele lat ale dziś dzięki EWANGELII jestem WOLNY. Chyle już swoją posiwiałą głowę z szacunkiem przed Andrzejem dziękując za to Mu,że nigdy nie wątpi w CZŁOWIEKA. Teraz ja pomagam ludziom uzależnionym przez wiare w Jezusa wyjść z uzależnienia.Służę innym-chorym na AIDS zakażonym wirusem HIV,tym którzy źle sie mają. Gdzie dziś bym był gdyby nie miłość Andrzeja do ludzi słabych...
prorok
2010-12-29 01:02
temu Człowiekowi należy się szacunek !

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych