Jesteś tutaj: Strona główna / Reportaż z Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg napisany przez ks.Tomasza Horaka

Reportaż z Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg napisany przez ks.Tomasza Horaka

2010-09-07

Pielgrzymka <> wyruszyła tego roku z sanktuarium Najśw. Maryi Panny Wspomożycielki w Zlatych Horach. To niedaleko Głochołaz, na terenie Republiki Czeskiej. Mój parafianin, Mieczysław Biel, pilot Pielgrzymki, dawno mnie zapraszał. Pojechałem więc w dniu formowania się grupy. Z miejsca zaproszono mnie do konfesjonału. ,,Możemy spowiadać się po polsku?" Może być po polsku, po czesku, po niemiecku i po rosyjsku - odpowiedziałem. Było tylko po polsku. Ale jak! Nie mogę o spowiedzi pisać, mogę zaświadczyć, że przyszli ludzie, którzy - choć słabi - tak bardzo pragną dobra i potrafią z wielka prostotą o sprawach swego sumienia mówić. Przygotowani, zdecydowani, wewnętrznie piękni. Dawno nie słuchałem spowiedzi, które by mnie tak zbudowały. Może nie wszyscy uczestnicy są właśnie tacy - ale jeśli jest taki trzon, to będę z tego Boże owoce.

A potem to już z magnetofonem i aparatem fotograficznym wmieszałem się w tłum. No, niezbyt liczny ten tłum, ale jednak. Bo ta pielgrzymka jest jak rzeka - w pierwszych dniach strumyk niewielki, ale każdego dnia przybiera, staje się większy, szerzej płynący. Cóż, nie wszyscy mogą znaleźć dwa tygodnie wolnego. A chcą iść ze swoimi. Z daleka widać było, jaką ,,firmę" reprezentuję - logo <> widnieje na moim samochodzie. Stanęły przede mną dwie dziewczyny, miny lekko zadziorne, buzie ładne, włosy gładko uczesane, ubiór pielgrzymkowy, ale elegancki. ,,Jak ksiądz będzie o nas pisał???" To nie było pytanie, to była nieomal groźba. Chciałem powiedzieć, że o ładnych dziewczynach można tylko ładnie, ale w tym momencie napatoczył się wspomniany Mietek, mój parafianin. ,,Przedstawię wam. To mój proboszcz. Jak o kimś pisze, to tylko dobrze". Atmosfera rozładowana. Ale dało mi to do myślenia. Jest jakaś bariera, która czasem wyrasta pomiędzy ,,tą" młodzieżą, a ,,resztą świata". Źle, że ta ,,reszta" tak mało zna młodzież, choć żyją nieraz pod jednym dachem... Dwa dni później inni moi rozmówcy z uśmiechem, ale też dość twardo powiedzieli: ,,Ksiądz nas śledzi?" Bo mi się podobacie! - odkrzyknąłem. Uśmiech. Po czterech dniach byłem wśród nich jeszcze raz. Ten sam okrzyk, ale już całkiem innym tonem. Tu widać czasem trzeba przełamywać lody.

,,Pielgrzymka hippisów"? No, tak było kiedyś. Ale już minęło 26 lat. Teraz jest inaczej, to jest różna młodzież. Zresztą, ta ,,młodzież" ma nieraz dobrze ponad trzydziestkę. Albo i pod pięćdziesiątkę. No bo policzcie: 26 + ówczesnych 20 lat to jest... Ale szesnastolatków też widzę. ,,Idź na studia będziesz wykształconym bezrobotnym". To na koszulce Marty. 18 lat. ,,Ale na studia się wybierasz?" Szeroko otwarte oczy, śmiech. ,,Oczywiście". Ale jakiś sprzeciw w dziewczynie drzemie. Echo sprzeciwu tych, którzy jako hippisi, przed ponad trzydziestu laty byli przeciwni wielu sprawom. Bo te sprawy zasłaniały, albo i niweczyły dobro. Określenie ,,hippis" stało się wskutek ówczesnej propagandy lekceważącym określeniem zewnętrznej mody, z zupełnym pominięciem wszystkiego, co było pozytywne. Może stąd odruchy niechęci, gdy ludzie słyszą określenie ,,pielgrzymka hippisów".

Wśród pielgrzymów jest zwarta, spora grupa Czechów - wygląda na to, że całymi rodzinami. Widać (raczej słychać) ich od razu - dużo śpiewają, jak to Czesi. Jest protestancki pastor. Jednym z moich rozmówców był ciekawy człowiek, który nie pozwolił ani na zdjęcie, ani na magnetofon. Prawosławny. Bo że są księża katoliccy, diakon, zakonnicy i zakonnice - to nie wymaga podkreślania. Idą jeszcze trzy... psy. Nastawione bardzo pokojowo, jak na to towarzystwo przystało. I jeszcze mały kotek (nazywają go ,,Negatyw", bo czarny), którego z czułością niesie jedna z dziewcząt. Tak, to jest młodzież różnych, przeróżnych dróg. I dobrze, że spotykają się co roku na drodze do Matki Jezusa.

Z internetu ,,ściągnąłem" program pielgrzymki. Toż to solidnie, teologicznie i biblijnie przygotowane rekolekcje! Do tego śpiewnik pielgrzymki. Poszli przed siebie. Przez góry i lasy, prze pola i wioski. Na pewno zbiorą po drodze wielu starych bywalców i nowych uczestników, aby wbiec na Jasną Górę. Bo oni nie wchodzą, oni dosłownie tam wbiegają. Tym też chcą coś powiedzieć - i Częstochowskiej Matce, i nam, którzy z sympatią na nich patrzą

Ks. Andrzej Szpak - salezjanin

Mój kolega z ławki na studiach powiedział mi kiedyś: Szpaku, ty masz słabość do ,,przegranych". W trzecim roku kapłaństwa, we Wrocławiu, wracałem z obiadu. Przy wykopaliskach pracowało pięciu gitowców [gitowiec - przedstawiciel polskiej podkultury młodzieżowej lat siedemdziesiątych, czerpiącej wzorce ze środowiska przestępczego]. Z kropkami pod okiem, kryminaliści, grypserzy. Zagadnąłem: Jak wam się pracuje. ,,A jakby ksiądz pomógł, to by się lepiej pracowało". Fajny jesteś, to po pracy przyjdź do mnie, to się pobawimy. ,,A gdzie". Przyszło pięciu. Potem codziennie przychodzili, wieczorem, jak kończyłem z ministrantami, ze trzydziestu ich przychodziło. Samych chłopaków, nigdy nie przychodziły dziewczyny. Tak było codziennie przez pół roku. Któregoś dnia pewien ksiądz nie wpuścił ich na karnawał ze studentami. Włamali się, ukradli sprzęt, milicja... Przełożony kazał zamknąć ten ,,majdan". To było straszne - na pierwsze piętro wdrapywali się do mego okna, żeby im salkę otworzyć. Odczuli to jako karę. I to był straszny błąd wychowawczy. Szukali kontaktu z księdzem, z duszpasterzem. On nie chce anonimowego, on nie podejdzie, on chce mieć kontakt osobisty. Po dwóch latach przyszło pięciu hippisów na rozmowę z moim kolegą, duszpasterzem akademickim. Zaczęli przychodzić, znowu trzydziestka. O tych tutaj... To było trzydzieści lat temu. Zostawił to mnie. Zaprosili mnie kilka razy na swoje dzikie zloty hippisowskie, gdzie milicja ich ścigała (tam były już wtedy narkotyki). Poza tym nie byli mili władzy, to była kontestacja, ale władza tego nie rozumiała. A oni tworzyli takie swoje środowiska, mieli swoją muzykę - blues, styl ubierania się. Dżinsy, wtedy tylko hippisi w nich chodzili. Długie włosy, brody. Kiedyś tym się wyróżniali. Mieli ideologię niestosowania przemocy. Z tą ideologią można było dyskutować. Była wspólna płaszczyzna z ideologią naszą, katolicką: pokój, wolność, miłość. To są przecież pojęcia chrześcijańskie. Ale potrzebna była ewangelizacja, żeby tym pojęciom nadać właściwy sens. Sami się przekonali, gdy jeden ich kolega ,,wolny" już jest w piachu, drugi ,,wolny" - już jest w piachu... Miłość bez przygotowania i zabezpieczenia okazuje się nietrwała.

W Częstochowie mieli swoje kilkutysięczne zloty hippisów. Bo tam ginęli w tłumie, to ich chroniło przed milicją. Ludowa władza bała się bić publicznie. Ale jak ich złapali, to pałowali bez litości. A ich odpowiedź była prosta: ,,Dziękuję!" Do wojska nie szli. Pacyfizm. To był ruch wywodzący się z Ameryki - sprzeciw wobec wojny w Wietnamie, sprzeciw wobec materializmu bogatych. Dziś w Polsce są milionerzy... Tworzyli te hippisowskie komuny, alternatywne życie. Szukali wspólnoty, rodziny, miłości. Tego człowiek zawsze potrzebuje. Z czasem zaczęli widzieć, że warto się uczyć, jakoś z rodzicami się dogadywać. Te comiesięczne ich zloty - to zamiast ich ucieczek z domów.

A drugi nurt zainteresowań księdza?

Od lat uczestniczyłem w festiwalu muzycznym, który promował jeszcze kardynał Karol Wojtyła - Sacrosong. Festiwal ekumeniczny. Powstało wiele wspaniałych dzieł muzycznych. Wykonujemy to teraz. Wracamy z chórem i orkiestrą z Međugorje, koncertowaliśmy po drodze w Wiedniu. Wczoraj z pielgrzymami i parafianami z Prudnika do późnego wieczora usiłowaliśmy wyśpiewać naszą wiarę. Muzycy wracają do Rzeszowa, my idziemy na Jasną Górę.

Co w księdza zainteresowaniach łączy tak różne środowiska?

Ewangelizacja. Ewangelia i kultura. A ta młodzież też ma swoją kulturę, ma, księże, ma. Nie, nie można mówić ,,kultura hippisowska", to złe określenie. Ale swoją kulturę ta młodzież ma.

Siostra Jasia

Dlaczego pielgrzymka nazywa się ,,pielgrzymką młodzieży różnych dróg"?

To ma znaczenie podwójne. Pierwsze - to, że chodzimy własnymi drogami, każdego roku wybieranymi na nowo. Z innego miejsca, z innego sanktuarium, szlakami nieraz nieprzetartymi przez pielgrzymów zdążających jak my do Częstochowy. Idziemy przez pola, przez lasy, przez wioski i osiedla. Drugie znaczenie - to, że każdy ma swoją drogę przez życie, każdy inaczej buduje swoją osobowość, każdy ma inną drogę do Boga. Dlatego z nami może być każdy, dosłownie każdy. Każdy ma szansę. Stosujemy się do zasady, że człowiek leczy człowieka. Dlatego dopuszcza się także udział ludzi uzależnionych - oczywiście, muszą zostać zachowane pewne reguły.

Dlaczego siostra Jasia na tę pielgrzymkę chodzi już tyle (ile?) lat?

Moja będzie dwudziesta czwarta. Mój udział łączy się ze znajomością z ks. Andrzejem Szpakiem. Ja tu nie jestem ,,młodzież", ja mu pomagam w organizacji, z całym zresztą przekonaniem, że jest to pielgrzymka bardzo potrzebna w krajobrazie pielgrzymkowym Polski. Prowadzę, ewidencję, trzymam kasę, ubezpieczam ludzi, notuję i prowadzę kronikę pielgrzymek. To moja praca...

Wolontaryjna.

...Oczywiście, wolontaryjna. Ciągnie mnie do tych ludzi. To jest jakaś taka grupa, która przyciąga do siebie. Uczestnicy zjeżdżają z różnych stron, nie tylko z Polski. Niektórzy tylko na kilka dni, jest taki trzon na cały czas pielgrzymowania. Grupa rośnie im bliżej Częstochowy. Dziś nas jest około siedemdziesięciu, na końcu będzie pewnie pięćsetka.

Co tych ludzi łączy?

To wywodzi się z czasów kontestacji wobec totalitaryzmu komunistycznego. Na tym gruncie wyrósł ruch zwany hipisowskim, wzorował się na doświadczeniach amerykańskich. W związku z tym wiele akcentów pacyfistycznych. Jest to widoczne zawsze 6 sierpnia, gdy wspominamy rocznicę Hiroszimy. Są wtedy misteria, muzyka, teatr, poezja. Wspomina się wtedy wszystkie dramatyczne chwile przemocy w świecie. Ta młodzież jest głęboko przeciw przemocy.

A organizacyjnie...

Jesteśmy na własnym rozrachunku. Wśród uczestników są teraz ludzie dorośli, którzy zaczynali jako młodzież. Organizacyjną pracę biorą na siebie. Bardzo nam pomagają mieszkańcy wsi, mobilizowani przez księży proboszczów. Noclegi, posiłki...

Widzę obok kuchnię rodem z ,,Czterech pancernych"...

Tak, ale to tylko uzupełnienie tego, co otrzymujemy. Składki nie wpłacą wszyscy, nikt nie jest do tego obligowany. Ale właśnie dzięki gościnności mijanych wiosek i miasteczek możemy iść tymi swoimi drogami.

O. Borys, franciszkanin

Z prowincji św. Franciszka, z klasztoru we Wronkach. Doktor psychologii, wykładowca w seminarium.

Co ojca trzyma tutaj? Od kilku dni słyszę ,,Borys, Borys"?

Nie jestem spośród organizatorów, jestem uczestnikiem pielgrzymki. Od ponad dwudziestu lat, jeszcze przed wstąpieniem do zakonu. Byłem wśród hippisów. Już w szkole średniej wśród nich się obracałem...

Od zewnątrz, czy od środka?

Raczej od zewnątrz. Nie uważałem się za hippisa, ale miałem przyjaciół w tym środowisku. Chodziłem na pielgrzymki, te tradycyjne. Ale poczułem, że dzieje się tutaj wiele dobra i warto to dobro wesprzeć. Było tu wiele osób z Prudnika, w tym środowisku zacząłem działać jeszcze przed zakonem.

Wspomniał ojciec hippisów, sam jest franciszkaninem. Czy można dopatrywać się w św. Franciszku rysów hippisa?

Były takie porównania. Są jakieś elementy wspólne, ale powiedzieć, że św. Franciszek był hippisem... Nie, to nie do końca jest tak. Na pewno wspólne jest szukanie głębi i ducha poza zmaterializowanym światem, w którym liczy się tylko pieniądz, zysk i kariera. Bunt wobec ojca też może go upodobniać do hippisów. Szukał drogi dla siebie - ale nie takiej, jaką ojciec mu zaprogramował.

Ks. Przemysław Wilk

Jestem dwuletnim księdzem z diecezji poznańskiej. Od czasów seminaryjnych jestem związany z pielgrzymką ks. Szpaka. Co roku staram się być, choć na kilka dni, jeśli nie mogę cały czas. Ksiądz jest to bardzo potrzebny. Rozmowa, duchowe wsparcie, spowiedź - także w drodze. Ludzie ,,różnych dróg", a bywają to nieraz drogi z wieloma zakrętami i splątane. Nieraz drogi cierniste. Każdy człowiek ma swoją drogę do Boga i trzeba pomagać sobie wzajemnie w odkrywaniu tej osobistej drogi. Ta pielgrzymka daje im wiele siły na cały rok, niejednemu przyniosła nawrócenie - a nie jest łatwo trwać na drodze nawrócenia, na drodze zerwania z nałogami.

Ks. Fryderyk Domaradzki

Jestem pastorem Kościoła Zborów Chrystusowych w Łodzi.

Co ksiądz robi na katolickiej pielgrzymce?

Ja tutaj zacząłem swoją drogę. To już 25 lat temu. Na początku jako niewierzący, potem jako nawrócony. Czuję się winien Ewangelię tym ludziom. Staram się zgodnie z formułą, jaka panuje tutaj, głosić Ewangelię i wspomagać ks. Szpaka. Jest to dla mnie też i błogosławieństwo, i cieszę się, że mogę tutaj być. Staram się mówić o tym, co nas łączy, przede wszystkim o Chrystusie Jezusie. Moja obecność tutaj nie jest ,,anty", ale ,,pro". Prochrześcijańska i chrystocentryczna. To taki praktyczny ekumenizm. [Na zdjęciu w jasnej koszuli]

S. Urszula, salwatorianka

Piąty raz idę z pielgrzymką ,,różnych dróg".

Czy dlatego, że matka przełożona posłała?

Nie, nie, nie, nie! Z namowy jednego salwatorianina. Ale jestem bardzo zadowolona z tego, że jestem z nimi. Dlaczego? Trudno to ująć słowami, ale najkrócej powiem tak: w tych ludziach jest prosty, ale Boży duch - mimo, że są na różnych drogach przez życie. Ale, ale... ale jest to cudowny duch. Mimo trudów - życiowych i pielgrzymkowych - ci młodzi ludzie przychodzą i wędrują z Bogiem i do Boga.

Oldřich

[Mówi po czesku] Mnie tu nazywają Olek. Jesteśmy z Ołomuńca. Moja żona jest Polką, poznaliśmy się w Częstochowie. Mamy czwórkę dzieci. Przyjechaliśmy na pielgrzymkę znowu. Charakterystyczne jest tutaj to, że spotykają się na tej pielgrzymce ludzie różnych poglądów i wszyscy są przyjmowani z całym bogactwem ich wnętrza.

...i wyglądu...

Tak, i wyglądu. O to nikt nie pyta, nikt niczemu się nie dziwi. Zresztą człowiek to dużo więcej niż wygląd. Tu spotykają się ludzie wolni i uzależnieni... Uzależnieni od wszystkiego możliwego. To wszystko nas łączy, porozumiewamy się ponad tym, co jest inne. Z Bogiem idziemy robić coś na dobro nasze i wszystkich.

Marta

Jestem Marta z Kurpii, z okolic Łomży. Na pielgrzymkę idę po raz trzeci. Jestem bardzo zadowolona, że mogę znowu iść z tą grupą. Jest w życiu coś cennego, o co trzeba dbać, a ta pielgrzymka bardzo nam pomaga dbać o te najważniejsze wartości. Bóg i wiara - to jest coś nadzwyczajnego w tej pielgrzymce. Jestem szczęśliwa... Jestem szczęśliwa z tego.

Agnieszka

Ta pielgrzymka może pomóc - i pomogła mi - w sprawach osobistych, rodzinnych. Wewnętrznie. Musiałam być jeszcze raz, aby Bogu podziękować za wszystko, co już się we mnie dokonało. I utrwalić to.

Darek

Diakon diecezji warszawsko-praskiej. Od czasów liceum pielgrzymowałem do Częstochowy, autokarami. Kiedyś na parkingu podglądałem taką dziwną grupę krzątającą się tam. I dopiero tego roku udało mi się do nich dołączyć, żeby od środka zapoznać się z tymi ludźmi.

Wojtek i jego kolega

Z Łukowa. Chyba już dziesiąty raz na tej pielgrzymce. Co trzyma w tej grupie? Ludzie są ciekawi. Otwarci. Wiele spraw, takich ludzkich, nas łączy. Także patrzenie na Kościół, który czasem jest zbyt oficjalny - a tu staje się niebywale bliski. Bardzo jesteśmy podobni do siebie. Są wśród nas ludzie, którzy mieli dużo różnych przejść w życiu, niejednego doświadczyli. W czasie pielgrzymkowej drogi wiele rzeczy się rozwiązuje. Otrzymujemy dużą dawkę modlitwy i siłę na następne miesiące i lata życia. W czasie tej pielgrzymki nikt nikomu nie narzuca jakichś postaw, nie zwraca uwagi na włosy, na gołe kolano czy kolczyk w uchu. Każdy może być sobą i jako taki przeżywać swoją wiarę i odnajdować Boga.

Ks. Juliusz, proboszcz z Browieńca

Jak się zdecydowałeś na przyjęcie pielgrzymki?

To normalne, pielgrzymów trzeba przyjmować z otwartymi rękami. Przygotowaliśmy dla nich noclegi, posiłki, nabożeństwo. Ich obecność na pewno wpłynie na parafian, ukazując jak można przeżywać wiarę, wspólną modlitwę.

Mietek

Trudno go sfotografować. Nie tylko dlatego, że jest pilotem pielgrzymki i dlatego wciąż gdzieś lata, ale ciągle się śmieje.

Mamuśka

Mamuśka - tak ją nazywają. Niesie zwykle torby z kanapkami, ciastem, napojami. Żeby mogli w drodze podjeść. Dobra dusza pielgrzymki.

Andrzej

Gdy pielgrzymka odchodzi, ktoś musi posprzątać. To z uśmiechem ale zdecydowanie organizuje Andrzej.

Brak komentarzy

Komentowanie tego wpisu zostało zablokowane.
do góry tworzenie stron internetowych