Jesteś tutaj: Strona główna / Wielkanocnie o cierpieniu

Wielkanocnie o cierpieniu

2013-03-25

 

 

 

 

 

Ania:
Banalne z pozoru wydarzenie sprawiło, że stałam się ateistką – słabo zdana matura - byłam na pielgrzymce, bo ksiądz zapewniał, że dzięki niej zdam lepiej. Przecież Bóg powinien mi pomóc. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem wiary. Pytanie, dlaczego w świecie, którym rządzi Bóg, dochodzi do tylu przejawów agresji, czy niesprawiedliwego traktowania, wciąż pozostaje bez odpowiedzi.

 

Dorota:
Dziś jestem 48 dni po śmierci kolejnego synka i nic a nic mądrzejsza. Jestem na Boga bardzo zła.

Iwona po śmierci dwójki dzieci:

A ja nie mam już sił o proszenie !!! Czasami zadaje sobie pytanie gdzie jest BÓG??? Czy w ogóle słucha moich modlitw , próśb???Hmm...Odpowiedź jest jedna - chyba nie....

Czesto zauważam, że niekiedy gubi się przesłanie Krzyża Jezusa, akcentując cierpienie kosztem miłości i nadziei - sensu Jego męki. W następstwie tego (chyba), powstało kilka powszechnie utartych "odpowiedzi"na pytania o przyczynę cierpienia. Z kolei przez te powierzchowne "odpowiedzi" ludzie odcinają się, od źródła miłości, jakim jest Bóg.
"Odpowiedzi" te funkcjonują mimo tego, że wg teologii katolickiej cierpienie uznaje się za tajemnicę.
Jan Paweł II w liście "O chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia" nie negował pytań o sens cierpienia pisał, że te pytania mają sens, a szukanie odpowiedzi jest potrzebne, choć sam łatwych i powierzchownych odpowiedzi nie dawał - "człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą." - JP II (*)

Jezus przezwyciężył miłością śmierć - dlatego uważam, że Krzyż jest przede wszystkim symbolem miłości, radości i siły, a nie cierpienia, którego jednak nie odrzuca, ale uświęca.

Doskonale to przesłanie Jezusa oddaje tradycja ludowa, wedle której oprawa Świąt Wielkanocnych jest bardzo radosna, akcentująca narodziny, a nie śmierć (jajka, jako symbol narodzin życia, wiosenna wesoła kolorystyka budzącej się do życia przyrody, zabawy etc...). Nie znaczy to, że o cierpieniu Chrystusa i o cierpieniu w ogóle należy zapomnać - chodzi o to, by realnie rozłożyć akcenty w postrzeganiu Krzyża. Nie epatować tylko cierpieniem, a znaleźć harmonię w miłości i cierpieniu.
Bo autentyczny chrześcijanin jest radosny, głęboką radością wiążącą się z odnalezieniem sensu, pełen  ufności, a cierpienie go nie niszczy.

Oto bardzo powszechnie funkcjonujące uzasadnienia cierpienia, budzące mój sprzeciw. Myślę, że w taki sposób uzasadniają cierpienie ludzie, którzy nigdy naprawdę go nie zaznali. Każdy kto zaznał prawdziwego cierpienia, wie że odpowiedzią może być jedynie pokorne milczenie ...


Oto kilka takich powierzchownych odpowiedzi:

1. Cierpienie jest karą za zło – Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za złe karze, a za dobre wynagradza
.

To prawda wiary, jednak nie chodzi tu o ziemską, doczesną sprawiedliwość. W ziemskim życiu - miłosierdzie króluje nad sprawiedliwością - tę dobrą nowinę przyniósł nam Jezus. I o tym mówi Nowy Testament, dodając światło miłości starotestamentowemu postrzeganiu Boga.
Nie wolno jednak, zapominać o sądzie ostatecznym, gdzie Bóg będzie sędzią sprawiedliwym.

Dosłownie pojmując powyższe stwierdzenie, można pomyśleć, że za wszystkimi  nieszczęściami – stoi karzący za grzechy Bóg. Tłumaczenie proste, logiczne...ale do czasu... gdy spotkamy się z takim cierpieniem, jak np. holokaust, czy cierpienie, śmierć dziecka.
Nie trzeba być teologiem, ani filozofem, aby zauważyć, że fakty nie potwierdzają, jakoby cierpienie było zawsze wynikiem grzechu. Czasem jest nawet zapłatą za dobro.
Cierpienie BYWA karą za grzech i  musimy rozgraniczyć cierpienie zawinione – będące skutkiem grzechu i niezawinione;
Jak zauważył już św. Tomasz  – Bóg obdarzył swe stworzenie (człowieka i byty duchowe) – wolną wolą i rozumem.Wolna wola, sprawia, że nie jesteśmy postaciami w „wirtualnej zabawie” Boga – a samoistnymi, rzeczywistymi istotami. Stworzył na własne podobieństwo – a więc - dał rozum, dla odróżnienia dobra od zła, a także tęsknotę za tym, co dobre, piękne, czyste i łaskę miłości.
Mimo tego – niektórzy ludzie wybierają grzech, w który kara  jest wpisana, bo grzech zawsze pociąga za sobą cierpienie, bo zaciemnia więź z Bogiem – to cierpienie zawinione.
Zło wybrał także „zbuntowany anioł” - szatan. Możemy czasem przypuszczać, że on jest sprawcą owego tajemniczego cierpienia niezawinionego.

Często też używa się niezrozumiałego dla laika pojęcia o dopuszczaniu przez Boga cierpienia, które bierze się z  powierzchownego uznania, że Bóg, jako stwórca, jest odpowiedzialny za czyny wszystkiego, co stworzył – jednak  za zło nie odpowiada Bóg, który jest miłością - tylko sprzeciwiający się jego woli człowiek lub szatan. To wygodne przerzucanie odpowiedzialności na Boga za wszystko, co dzieje się na ziemi.


2. Cierpienie jest narzędziem Boga do doskonalenia człowieka.

Cierpienie, jako dłuto w ręku rzeźbiarza - Boga. Bóg za pomocą cierpienia odłupuje to, co złe. Wygładza charakter człowieka, rozwija zdolności i przekształca w doskonałą istotę. Takie wyjaśnienie może nadać pewien sens i pomóc w cierpieniu. Rzeczywiście cierpienie może uszlachetnić człowieka ale może też zniszczyć. Faktycznie skrajne cierpienie znacznie częściej niszczy, niż uszlachetnia.
Czy wszechmogący Bóg nie mógł wymyślić łagodniejszego  narzędzia do "obróbki" człowieka? Jakże okrutnym byłby Bóg, gdyby chciał nauczyć czegoś rodziców, przez obdarzenie cierpieniem, czy śmierć ich niewinnego dziecka! Czego może nauczyć mnie wypadek, w którym utracę życie? Czy nie byłoby to traktowanie przedmiotowe? Czy wobec tego można w ogóle walczyć z cierpieniem? Czy nie oznaczałoby, to walki przeciw Bogu, który zsyła to cierpienie? Przyjmując takie tłumaczenie nie moglibyśmy realizować przykazania miłości wobec ludzi cierpiących, ani naśladować Jezusa walczącego z cierpieniem.

Można na pewno  powiedzieć, że doskonalenie się człowieka jest często efektem cierpienia - możliwe dzięki miłości i łasce Boga, którą nas w cierpieniu obdarowuje - a nie dzięki samemu cierpieniu. Samo cierpienie bez miłości jest zgubne w skutkach.


3. Cierpienie jako próba miłości.

Istnieje też tłumaczenie, że Bóg przez cierpienie próbuje naszą miłość do Niego – często jest tu przytaczana, zdawałoby się nazbyt dosłownie rozumiana ks. Hioba.
Niewątpliwie takie przekonanie może być źródłem olbrzymiej siły do znoszenia cierpienia z rąk Boga. Po głębszym zastanowieniu trudno je przyjąć. Przede wszystkim Jezus ukazał  uprzedzającą i bezwarunkową miłość Boga, niezależną od naszej miłości. Bóg ukochał nas pierwszy, gdy byliśmy grzesznikami, czyli gdy Go nie znaliśmy, nie kochaliśmy, gdy żyliśmy z dala od Niego. W jakim celu wszechwiedzący Bóg miałby sprawdzać naszą miłość do Niego? Poza tym, czy można testować miłość? Czy poddawanie miłości partnera próbie, domaganie się dowodów na jej prawdziwość nie jest manipulacją drugą osobą.
Z pewnością jest ujawnieniem nieufności w jej miłość i ukazywaniem niedojrzałości własnej miłości, bowiem miłość wszystkiemu wierzy i ufa (1Kor13,7). Taka nieufność nie przystaje więc do  miłości, która jest wzajemną akceptacją i zaufaniem. Gdyby Bóg rzeczywiście próbował naszą miłość, to nie nie dawałby jej szansy i świeciłby  złym przykładem. Naśladowanie takiego postępowania byłoby zgubne  nawet dla naszej międzyludzkiej miłości.
Można na pewno powiedzieć, że w cierpienie ukazuje się prawda o naszej wierze, o nas i w tym sensie jest to próba.


4. Śmierć jest wezwaniem Boga?


Szczególnie w przypadku tak wielkiego cierpienia, jakim jest śmierć kochanej osoby, dużym pocieszeniem i źródłem siły może być tłumaczenie, że Bóg wezwał człowieka do siebie, gdyż wykonał on już zadanie lub wystarczająco dojrzał i przygotował się na spotkanie z Bogiem. Bóg wie najlepiej, co jest dobre dla „wezwanego” człowieka i wezwał do lepszego miejsca. Jednak, czy w przypadku matki, umierającej przy porodzie, czyli w momencie, w którym rozpoczyna się jej wielka misja, rzeczywiście można powiedzieć, że Bóg ją wezwał? A co ze śmiercią noworodka lub dziecka, które się nawet nie zdołało urodzić?
W rzeczywistości zwrot “Bóg wezwał do siebie” jest delikatnym wyrażeniem przekonania o tym, że Bóg uśmiercił człowieka.
Czy takie stwierdzenie rzeczywiście nadaje się na pocieszenie, czy raczej wywołuje gniew ludzi, których ukochany bliski został “wezwany przez Boga”? Poza tym, czy Bóg, który jest dawcą życia, który jest samym Życiem, może być jednocześnie sprawcą śmierci?
Śmierć człowieka jest sprzeczna z wolą Boga, który pragnie, aby każdy człowiek żył na wieki? (Mdr 1,13-15; 2,23-24; Rz 5,12)

Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa wyraźnie nam ukazują, że śmierć jest skutkiem grzechu. Bóg przez cierpienie Jezusa wybawia nas od śmierci, a nie zsyła jej.

5. Cierpienie jest niepojętym planem Boga?

Najbardziej pokornym, i chyba najbliższym rzeczywistości jest stwierdzenie, że nie da się rozumem objąć woli Boga, ale kiedyś zrozumienie nadejdzie i zobaczymy, że wszystko było nam dawane dla naszego dobra. Dlatego, nawet to, co sprawia ból i cierpienie, powinniśmy przyjmować z wdzięcznością. Czasami takie działanie Boga porównuje się do tworzenia gobelinu, który z jednej strony ukazuje jedynie bezsensowną gmatwaninę nitek, ale z drugiej strony jest dziełem sztuki. Obecnie widzimy jedynie jego tył. Jednak kiedyś, gdy w przyszłości zostanie nam ukazana ta druga strona, docenimy geniusz artysty.
Jednak to myślenie zakłada, że także cierpienia są częścią planu Boga i pochodzą z Jego ręki i właściwie nie różni się ono od pozostałych, gdyż właśnie takie założenie jest wspólnym i  najistotniejszym elementem tych tłumaczeń.


Tak więc: można powtórzyć w tym miejscu, za s. J. Prusak SJ "Czy Bóg potrzebuje naszego cierpienia?" Tygodnik Powszechny 24.02.2008


Przekonanie, że cierpienie jako takie ma moc odkupienia, jest niezgodne z Objawieniem (...) Trzeba pamiętać, że w żadnym momencie swojego życia Jezus nie szukał cierpienia ani nigdy go na nikogo nie zesłał. Jak ujął to francuski jezuita Francois Varillon "cierpienie nie było Jego sprzymierzeńcem, lecz przeciwnikiem". Jezus nie wyjaśnił istnienia zła, pokazał natomiast jak przeżywać cierpienie, gdy jest ono nieuchronne (..) Cierpienie może pochodzić od nas, od innych, od świata, od Złego, ale nigdy od Boga."


I dalej: " Tylko miłość ma moc odkupicielską, a nie cierpienie. Nie musimy wyrażać wdzięczności, dziękować Bogu za jakieś nieszczęście, chorobę, żałobę; ale poprzez cierpienie, na wzór Jezusa, możemy chwalić Boga, to znaczy zachować pewność, że Ojciec działa w tym, co nas rozbija, alienuje, sprawia nam ból, prowadzi do zwątpienia, aż po samo doświadczenie śmierci.
Wola Boża nie objawia się w tym, że Jezus i my cierpimy, bo Bóg chciał takiego biegu wypadków, lecz w sposobie, w jaki na wzór Jezusa ufamy, że On nas kocha."

Bóg w cierpieniu otula, przygarnia, daje siły, - wystarczy się otworzyć...


Pytającym "dlaczego" polecam książkę:

Miłość i cierpienie

Bogusław Nowak SDB

 

(*) JAN PAWEŁ II - "Chociaż w swoim podmiotowym wymiarze, jako fakt osobowy, zamknięty w konkretnym i niepowtarzalnym wnętrzu człowieka, cierpienie wydaje się jakby niewyrażalne oraz nieprzekazywalne — to równocześnie, może nic tak jak ono nie domaga się, w swej właśnie „przedmiotowej rzeczywistości”, podjęcia, refleksji, ujęcia w kształt wyrazistego problemu, postawienia radykalnych pytań i szukania odpowiedzi.
W głębi każdego z osobna cierpienia doświadczanego przez człowieka, a zarazem u podstaw całego świata cierpień, nieodzownie pojawia się pytanie: dlaczego? Jest to pytanie o powód, o rację, zarazem pytanie o cel (po co?) , w ostateczności zaś zawsze pytanie o sens.
Ból, zwłaszcza fizyczny, rozprzestrzeniony jest szeroko w świecie zwierzęcym. Tylko jednak człowiek cierpiąc wie, że cierpi i pyta „dlaczego” — i w sposób już całkowicie i specyficznie ludzki cierpi, jeśli nie znajduje odpowiedzi na to pytanie. Jeśli nie znajduje wystarczającej odpowiedzi. Jest to zaś pytanie trudne
Jedno i drugie pytanie jest trudne, gdy stawia je człowiek człowiekowi, ludzie ludziom — a także, gdy stawia je człowiek Bogu. Człowiek bowiem nie stawia tego pytania światu, jakkolwiek cierpienie wielokrotnie przychodzi do niego od strony świata, ale stawia je Bogu jako Stwórcy i Panu świata. I jest rzeczą dobrze znaną, że na gruncie tego pytania dochodzi nie tylko do wielorakich załamań i konfliktów w stosunkach człowieka z Bogiem, ale bywa i tak, że dochodzi do samej negacji Boga.
To zło i cierpienie zdają się zaćmiewać ten obraz — czasem w sposób radykalny, zwłaszcza wobec codziennego dramatu tylu niezawinionych cierpień, a także tylu win, które uchodzą bezkarnie. Ta przeto okoliczność — może bardziej jeszcze niż jakakolwiek inna — wskazuje, jak doniosłe jest pytanie o sens cierpienia i z jaką wnikliwością trzeba traktować zarówno samo to pytanie, jak też wszelką możliwą na nie odpowiedź."

Cały tekst Jana Pawła II: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/salvifici.html
(k.)

4 komentarzy

szpaku11
2013-03-26 23:25
CZASAMI BYWA TAK. Piszę w ogromnym skrócie. Rozmawiam z opiekunką 18-letniej dziewczyny chorej na AIDS. Już wtedy była bliska śmierci, dzisiaj na pewno nie żyje. Matka, ponieważ dziecko poczęło się niechciane ze znajomym lekarzem w tej miejscowości oddała je wymienionej opiekunce. Niedługo po urodzeniu dziewczynka zachorowała śmiertelnie. Wtedy opiekunka zawołała: \"Boże jeśli ona umrze to Ciebie nie ma\". Na oczach osłupiałych lekarzy dziecko wyzdrowiało natychmiast. Z wielkim żalem i płaczem mówiła do mnie: \"po co ja uprosiłam ten cud?! Znałem i spowiadałem tą dziewczynę. Z braku ojca i matki, z osamotnienia znalazła rodzinę wśród narkomanów i wystarczyło, że raz wzięła towar igłą zarażoną HIV-em.
Małgorzata
2013-03-26 17:37
FRAGMENT OPOWIADANIA - ARKADIUSZ WAWER „MARIA MAGDALENA” - KTÓRY DOSKONALE ODDAJE ATMOSFERĘ ŚMIERCI JEZUSA CHRYSTUSA. …………………......................... ………………MIŁOŚĆ POTĘŻNIEJSZA OD ŚMIERCI....................... „Siedziała bezradnie koło wielkiego kamienia, wtopiona we wszechobecny pył wzgórza Golgoty. Był piękny dzień, słońce prażyło niemiłosiernie, a jednak nic nie pozwalało przebić się jego promieniom przez ciemne zasłony, które zakryły jej serce. Bo oto umierał On. Spojrzała w górę, gdzie na grubych palach skrzyżowanych poprzecznie przybito Jezusa. Cierpiał. Zmasakrowane ciało, sącząca się krew i ropa przyciągały nienasycone muchy, których nikt nie chciał odganiać. Poraniona cierniami głowa zwisała na zakrwawionej piersi, podnosząc się i opadając nieregularnie w rytm oddechu. Oddechu... Jednak jeszcze żyje. Tak bardzo chciała, aby ten koszmar już się skończył, by ta bestialska orgia już się skończyła. Spojrzała w lewo, gdzie najmłodszy z uczniów podtrzymywał Matkę. Jej twarz, nieruchome oczy wpatrzone w oczy Jezusa, wyrażały przeogromne cierpienie, jakby miecz boleści przeszywał jej duszę. Jej matczyne serce wiedziało dlaczego. Już nie płakała, jej serce biło zgodnie z rytmem jego serca, niewinnego, czystego i potulnego, jak baranka, którego prowadzą na rzeź... Nie umierał samotnie. Po obu stronach jego krzyża znajdowały się dwa inne krzyże. To na nich w bolesnej agonii konali złoczyńcy, umierając śmiercią niewolników. Trzy nagie, obite, opuchnięte ciała na tle błękitnego nieba jawiły się jak trzy samotne cienie. Nie... samotność to nieodpowiednie słowo. Przecież w cieniu ciernistego krzewu rozłożyli się oprawcy, rzucając los o Jego szaty. Pijani, brudni, bezlitośni, czekali z niecierpliwością, kiedy te żydowskie psy w końcu zdechną. Przecież trzeba wreszcie stąd pójść, odebrać zapłatę za dobrze wykonaną robotę, pić, napełniać swe żołądki i łapać chwile uciech z kobietami nie najcięższych obyczajów... Tak, nie ma lepszych w całej Jerozolimie. Oni, słynna gwardia od wieszania niewolników, przygważdżania psów jednym uderzeniem młota... Są najlepsi. Jeden z nich, ten, który bez najmniejszego wahania przebijał dłonie i stopy Jezusa wielkimi stalowymi gwoźdźmi, zniecierpliwiony ślimaczym tempem ich umierania, wstał, wziął do ręki drewnianą, okutą pałkę, aby strzaskać golenie złoczyńcom. Niech umierają szybciej, zanim zabraknie wina. Zbliżył się, podniósł rękę... Rozległ się trzask łamanych kości, przeraźliwy ryk zakłócił ciszę południa, potem drugi. Dwóch psów już zdechło. Kiedy podszedł do trzeciego złoczyńcy, zobaczył, że ten już nie żyje. Wtedy drugi oprawca wziął włócznię i wbił z całej siły w nabrzmiały bok. Żelazny grot rozorał wnętrzności, przebił płuca, precyzyjnie dosięgając serca. Jak z najczystszego źródła żywej wody wypłynęła krew i woda, spływając po nieruchomym ciele, obmywając gwoździe, którymi przybito jego stopy. Maria z Magdali patrzyła tępym wzrokiem, jak kropla za kroplą sączyła się na ziemię krew. Chciała choćby w tym momencie być kielichem, który zbierze w swoją czarę drogocenny napój, chciała podejść i objąć stopy swojego przyjaciela, ucałować je i złożyć ostatni hołd. Chciała, ale cóż z tego. Oto brutalny policzek jednego z oprawców odrzucił ją na kilka kroków. Leżała skulona, łkając i cierpiąc.\"Boże, gdzie jesteś, dlaczego na to pozwalasz? Boże mój, Boże mój... czemuś nas opuścił...\" W odpowiedzi na wołanie serca przepełnionego bólem zerwał się gwałtowny wicher, niebo zapełniło się gęstymi, czarnymi chmurami, jakby słońce nie chciało oglądać tej strasznej sceny... Ziemia zaczęła drżeć, skały pękać a zasłona w Przybytku rozdarła się na dwoje... Tak oddał życie ten, który przywrócił ją do życia. Dał jej życie. On sam był życiem. (…) To ona powinna wisieć na drzewie hańby a nie On, który dał jej nowe życie i nie tylko życie... Ukazywał jej niesamowity świat miłości i przyjaźni, czystej, wolnej od brudu cielesnej pożądliwości, miłości czasami trudnej i wymagającej wyrzeczeń, ale przez to fascynującej. Uczył, że prawdziwa miłość przekracza świat zmysłów i uczuć, że często związana jest z ofiarą... Przysłuchiwała się Jego słowom, które jak najdroższy balsam przyspieszały gojenie się dawnych ran. Przyglądała się, jak z grupką podobnych Mu szaleńców pochylał się nad każdym cierpiącym, uzdrawiał chorych i dawał nadzieję, zwłaszcza odrzuconym przez wszystkich. Z każdym dniem stawała się mocniejsza i piękniejsza sercem. Pokazał jej szczęście bycia dziecięciem Bożym, które zawsze ma szansę powrotu do Ojca, jak marnotrawny syn. To On powiedział, że nikt nie ma większej miłości od tego, kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich a teraz dał tego dowód... Tak oto umierał Zbrodniarz, którego największym przestępstwem było umiłowanie człowieka i pragnienie jego szczęścia... Wpatrywała się więc w każdą kroplę jego krwi, sączącą się z jego przebitego serca i miała jakąś dziwną, szaloną nadzieję, że ta Miłość nie może umrzeć, że jeszcze kiedyś ją spotka. Albowiem nic nie przezwycięży miłości. Wody wielkie nie zdołają jej ugasić, nie zatopią jej rzeki. Bo jak śmierć jest miłość, potężniejsza jest”...
kaja
2013-03-25 22:18
Takie tam chaotyczne reflksje zbyt szumnie chyba nazwane felietonem. Ale niestety mamy te rubryczki i zmienić ciężko.
chrzanka
2013-03-25 20:46
Ostatnio pewien zakonnik pokazał ludziom Księgę Hioba. Po wszystkich straszliwych cierpieniach rzekł do Boga: \"Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem,\" dzięki Kaju za głębię Twego felietonu.

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych