Jesteś tutaj: Strona główna / List złotego serca mamy.

List złotego serca mamy.

2013-05-18

Hej Ludzie! Za oknem aura iście zimowa – śnieg prawie do ud i mrozy – nocą do 18. A tu święta – ale nie te, ulubione przez wszystkich, pełne wzruszenia i ciepła. Święta, jakże inne, jakże trudne do pojęcia, uwierzenia, zaufania, że tak ma być. Czarna noc, samotność, brak nadzieji.. a potem…zwycięstwo. Oglądałam razem z dziećmi film o Matce Teresie z Kalkuty- bo takie filmy oglądamy z dziećmi – mam całą serię” Ludzie Boga”. Tam było pięknie pokazane, jak w tej całej gonitwie, spotkaniach, służbie - Matka Teresa była nieraz samotna. Nawet padły takie słowa. Stąd moje przemyślenia, które zanotowałam na tej „kartce świątecznej”. Było też pokazane wiele złośliwości ludzi, którzy nie dość że sami nie pomagali, to jeszcze usiłowali przeszkadzać. A wielu takich wokół, czasami zbyt wielu. Gdy tak się zastanawiać – te właśnie fragmenty: poczucie osamotnienia Matki Teresy, św. Franciszka, cza nawet samego Jezusa /Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił/ - są najbardziej bliskie człowiekowi – nawet temu niewierzącemu. Bo ile to razy – człowiek ma dosyć, jest sam, plany idą w rozsypkę i…znikąd pomocy. Każdy to zna. To chyba jedyna religia, w której „główny bohater” czyli Jezus, też przeżył moment całkowitego opuszczenia i samotności. Może dlatego bywa on taki bliski człowiekowi…i może dlatego jest tak zacięcie zwalczany. To się w głowie nie mieści, żeby Bóg dał się poniżyć, prawie zetrzeć na proch. Bóg – według ludzkiego wyobrażenia – powinien być wielki, potężny, niezwyciężony. I swoich wyznawców też powinien choć częściowo takimi uczynić. A tu…nic. „Być ołówkiem w ręku Boga” – tak mówiła Matka Teresa. Jaką siłę daje wiara – nawet w czarną godzinę. Gdy już nikogo nie ma. Kiedyś zastanawiałam się nad cierpieniem człowieka. Bo gdy cierpienie jest tak wielkie, że nie ma na nic siły, że nawet przez ból nie widać wyciągniętej ręki pomocy – jeśli taka jest wyciągnieta. Co wtedy? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Pamiętacie? – „Wystarczy siąść u Twych stóp, Jezu” – to kiedyś śpiewaliśmy na pielgrzymce. Jakże często ją sobie nuciłam w czarnej godzinie. I jeszcze: „Nie bój się, nie lękaj się, Bóg sam wystarczy”. Starałam się nauczyć tego dzieci, starałam się dać im tę siłę i wiarę. Czy mi się udało? Nie wiem. Mateusz – pamiętacie go? – postanowił wrócić do swoich rodziców i im pomagać. Powiedział mi – „Mamo sama mówiłaś. Że muszę znaleźć swoją drogę, czuję, że to jest moja droga”. – Sam jeszcze potrzebuje pomocy, ma problemy, żeby zafunkcjonować, problemy, aby otrzymać pracę. Ale zadecydował, ma 19 lat. Jeszcze nie tak dawno ział nienawiścią za to co mu zrobili. Dużo rozmawiałam z nim o wybaczeniu. To były trudne rozmowy. Bardzo trudne. Boje się o niego. Boję się, że rodzice, którzy od kilku miesięcy po raz kolejny nie piją, wykorzystają go, zabiorą mu zaoszczędzone przeze mnie pieniądze, znów zapiją. Boję się, że on może zapić z nimi. Boję się, że może dojść do kłotni i wtedy żal, poczucie krzywdy – może wziąść górę. Tak zdecydował. Wrócił do nich – już jako dorosły. Modlę się za niego, za nich. Spotkało go i mnie od nich wiele złego. Zarzuty, pomówienia, groźby nawet. Teraz on tam jest. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Wie, że jak tylko wyśle mi sygnał, oddzwonię. Że gdyby potrzebował pomocy, pomogę. Módlcie się za niego. Aby go nie zawiedli po raz kolejny lub – jeśli go zawiodą – aby miał siłę to przetrwać. Czy moja miłość, którą obdarzyłam go ponad 16 lat temnu, moje starania, moje przy nim trwanie, da mu siłę? Nie wiem. Nie jest łatwo – wypuszczać dzieci, które nie wiadomo kiedy dorosły – i patrzeć na ich zmagania z życiem. Kilka lat temu jedna dziewczyna, którą przyjęłam, gdy miała 8 lat i z która było naprawdę szalenie trudno – popełniła samobójstwo w wieku 20 lat. Jej siostra urodziła w tym czasie swoje pierwsze dziecko. Teraz ma troje, kłopoty z pracą ale jakoś się trzyma z ojcem dzieci, choć nie z mężem. Nie jest łatwo patrzeć na to wszystko. I ta świadomość, jaką te dzieciaki przeszły drogę, jakie piekło zgotowali im najbliżsi!!! Módlcie się proszę za nich – ja zrobiłam co w mojej mocy – raz lepiej, raz gorzej – mi to wychodziło. Teraz….już ktoś inny kieruje ich krokami. KTOŚ INNY. Chyba się starzeję, bo coraz częściej robię przegląd życia. Wracają złe rzeczy, błędy, które kiedyś popełniałam. Szkoda, że nie zawsze jest kogo za nie przeprosić, odeszli, za późno. A sukcesy, czy coś jest? Ale nie w sensie ludzkim – fura, rura i komóra. Ale tym głębszym. Czy to, że Mateusz pokonał w sobie nienawiść i złość do rodziców, jest sukcesem? I czy moim? Chyba bardziej jego…I TEGO NA GÓRZE. Być ołówkiem. Kiedys Budka Suflera nagrała utwór ”Przechodniem byłem między wami”. Tak przechodzimy między ludźmi. Jaki ślad po sobie zostawimy? Czy dobry? A jeśli zły? Jeśli ktoś przez nas zrobi coś złego – nawet jeśli my nie jesteśmy tego świadomi? Jaka odpowiedzialność, jak ogromnie trzeba uważać na słowa, gesty, czyny. I jak trzeba umieć wybaczyć innym. Wybaczyć, Aby wybaczono. Bo ta osoba, która własnie doprowadziła Cię do szału, na którą się wściekasz – czy ona zrobiła to świadomie? A jeśli tak, jeśli celowo – to co było przyczyną jej postępku? Może ktoś wcześniej tak ją skrzywdził, że już teraz inaczej nie umie? Więc uśmiechnij się, wybacz, przerwij to zaklęte koło. Jakie to trudne. Szalenie. Mam takie dziecko – 15 lat prawie – które od 3 lat, tzn. od początku jak do mnie trafił – doprowadza mnie do szału. Dosłownie. Budzą się we mnie najgorsze instynkty. Znam jego życie, wiem gdzie przyczyna. Ale jakie to trudne.. Modle się często – Boże daj mi siły do tego dziecka. – Proszę Was, módlcie się za mnie. Nie chce być kolejnym ogniwem w jego nieudanym życiu – jak dotąd wielokrotnie odrzucany. Nie wiem ile w nim przyczyny, ile skutku. Staram się być przy nim, pomagać mu, ale czasami mam tylko ochotę mu przywalić i to tak, żeby nie wstał. Módlcie się proszę o siłę dla mnie, o cierpliwość wobec jego zachowań. Kochani! Chodzi mi ostatnio po głowie takie coś – że prze te lata roznosiliśmy – chodząc po drogach pielgrzymek – nasze marzenia, nadzieje, radość i zamyślenie. Teraz wracam do tamtych chwil myślami i..czerpię stamtąd siły. Czas to jednak dziwna rzecz – to było, a we mnie jest nadal. Czasami chciałoby się usiąść gdzieś w kącie kościoła, przy zgaszonych światłach, znów usłyszeć głos Ali, lub kogoś innego. Zamyśleć się, zadumać. To zostało, choć minęlo. Pozdrawiam Was Wszystkich. Czasami na: „doziemiobiecanej” przesyłam słów parę do innych. Ta nasza „wędrująca parafia”, wspólnota rozrzucona po całym kraju, a nawet dalej (Stany, Czechy, Ukraina, Hiszpania…) to dzięki Wam. I jeszcze refleksja – z bajki o królu Nadziei. Takim królem jest nasz nowy papież – prawda? Takim królem był też Jan Paweł II. Dawał, daje, ludziom nadzieję. Kto by pomyślał. Jezuita – duchowo sw. Franciszek. Piękne połączenie, prawda? I za niego trzeba się modlić. Dźwiga ciężki krzyż i to w blasku reflektorów i fleszy – chyba mu przez to jeszcze ciężej. Będą wyłapywać każde potknięcie i powtarzać je po wielokroć w różnych ujęciach. Chciałoby się do niego napisać – trzymaj się, jesteśmy z Tobą w modlitwie. Wysyłam mu to myślami. Dotrze? I to już koniec – pozdrawiam Was serdecznie. WIELKA ŚRODA 2013.

Taka Jedna Ela W.

7 komentarzy

Wojtek
2013-04-19 01:14
się miło czyta...więc się budzę i pozdrawiam nawet Kubę ...który potrafi być miły na forum ;)
chrzanka
2013-04-18 20:59
u obudzonych wiosna trwa cały rok:) pozdr
Kuba Szczecin
2013-04-18 20:14
Obudżcie się - za oknami wiosna
alicja
2013-04-13 20:35
Witaj Elu Jeszcze zaśpiewamy razem na chwałę Bożą, zaśpiewamy na pewno, nie może być inaczej. Tylko jeszcze czasu nie znamy, w którym Bóg zaplanował nasze wspólne śpiewanie :)
chrzanka
2013-04-11 07:50
Ela! Dajesz życie!!!!!!!!!!!!!!!! czekam na dalsze listy!!!!!!!!!!
kaja
2013-04-10 19:03
Te słowa budzą wewnętrzne życie. W całym tym internetowym zgiełku są jak łyk świeżego powietrza po wyjściu z dusznego pomieszczenia. Dzięki
szpaku11
2013-04-09 09:56
KOCHANA EWUNIU LETKI, Z POMOCĄ KASI WEŹ MI OZDÓB TYMI CUDOWNYMI RYSUNKAMI TEN GŁĘBOKI, SZCZERY I PIEKNY LIST MAMY Z BIŁGORAJA. ON JEST CUDOWNĄ LEKCJĄ SZTUKI WYCHOWANIA TRUDNYCH I NIESZCZĘŚLIWYCH DZIECI. A JAK TO MÓWI MAŁGOSIA PSYCHOLOG - Z ZABURZONYMI PROCESAMI MIŁOŚCI I SZCZĘŚCIA W SERCU I W MÓZGU. CZY NIE TRZEBA CUDU BY TO ODMIENIĆ? I CZY ELA NIE TORUJE DROGI DLA TAKIEGO CUDU?

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych