Magdalena Zaręba...Wiersze...
2013-09-27
***
gdy myślę: jesteś silna, jesteś pewna
widzę siebie jako las. po zmroku,
moje myśli są wplątane w czarne gałęzie
gęstych męskich bród. i ręce, mocne i twarde,
co rąbią drewno na małe klocki.
klocki są kolorowe i równe. układam z nich
osiedle, miasto. jest w nim miejsce dla ślepego
psa, co pod latarnią wydrapuje z sierści
gryzące promienie, jak pchły. są trawniki
z wodorostów i muszli. a w muszlach szumisz.
księżyc jest płaski jak zdrapka.
rano budzę się jako część tego miasta,
krzak w małym parku. piwo i papierosy.
teren psów i dziecięcych wózków. ławka,
gdzie przysiadasz. bezruch. ptaki, o pustych
kościach, niezdarnie podnoszą się do lotu.
jestem pewna, że zaciśnięte pięści lata są po mojej stronie
Obraz: Josef Kote ``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Frędzle
albo motyw przewodni. historie których nie wymyślisz
a które się zdarzają mimo, najczęściej wtedy gdy z całej siły
zatrzaskujesz oczy na zamki, aż do błysku. patrz. opaczność woli
przychodzić zza zasłony, która choćby najbardziej niebieska, sinieje
na żabkach by przykryć niebo i nie dopuszczać słońca do wejścia
we mnie. jestem kłębkiem wełny którego nie rozwiniesz.
z którego nie uszyjesz, nie jesz uszu szyi, chyba że jesteś brutalny,
ale takich numerów nie wywija się z kłębków wełny, z sytuacji
codziennych, potocznych, chociaż przecież mocniej absurdalnych
niż te z przygodnych książek. kradnę ci rower indygo
i jadę, jadę nad morze, butelkowa zieleń, źrenice.
Hovard Behrens
```````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
***
pewnego dnia śpiewałem na ulicy
w poszukiwaniu złota
i lśnienia zębów dziewcząt
świat sączył przez słomkę ze słońca
serce, spało światło
lata samotności krzyknęły we mnie wniebogłosy
świat jest dźwiękiem, czasem drzewem
świat jest domem
w domu mogę śpiewać głośno, a przecież
samemu jest się domem, do którego inni wchodzą
w butach. trzeba się ratować, rozebrać. słońce
stoi wysoko i prowokuje. czyj to dom
dokąd dojdzie dźwięk, nie wiedziałem
wiedziałem, że nad niczym nie panuję,
ale jestem.
śpiewałem
Obraz: David Croitor
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
***
„każdy z nich miał po sześć skrzydeł;
dwoma zakrywał swą twarz,
dwoma okrywał swoje nogi,
a dwoma latał.”
nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy
maluję go na tle szachownicy z głową króla
wiem że woli spać w obrazach bo jest tam cieplej
dni schodzą się z nocami
na partyjkę i pożywną wódkę
lecz on wychodzi z ram i pewnie
przegapia grawitację zakrywa znów twarz i krąży
obecnie jestem niebieskim balonikiem z helem
lecę w stronę światła znikam z oczu
śnieg zagęszcza się w kwaśne mleko
rzeki ślinią się zamiast płynąć
przebłyski przychodzą nocą
bezdomni ogarniają matczynym spojrzeniem
wózki ze złomem ja w pokoju błogosławię
rury ciepłowni grzejniki ziemię
pytam się kto podkłada do pieca
kto nosi węgiel kto spiera pola wybiela
kto odkrywa przede mną wielkie nieba
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
***
wieczny powrót
były już te wszystkie próby dogonienia teraz, dotrzymania wam kroku
były kamienne tablice, marnotrawne odchodzenie, powracanie
oglądanie bajek i tamte włosy. liście pachniały, ich kolory
skrzypiały pod podeszwą, noce jasne. biegnij z całej siły. nie patrz
na drzewa, co się przy tobie rozbierają. miej cele.
jesteście za szybcy, więc przegrywam i idę swoim torem.
spotkanie ze sobą przebiega tradycyjnie, jestem barowym gościem
i jestem barmanem, zwierzam się swoim oczom, uszom, myślę krytycznie.
i myślę, że tego bałaganu nie da się uporządkować. znów za późno,
choć jesień uprzedzała, że chodzi szybciej, niż ja biegnę.
mam gdzieś dyskrecję. bez skrupułów patrzę na nagie kolana drzew.
podpinam poezję pod głośniki, ryczy o niczym. przerzucam z lekkością,
a przecież porządne głośniki ważą po osiem kilo. zastanów się,
co robisz źle. jutro powtórzę to wszystko kolejny raz.
mówicie do mnie jakimś obcym językiem.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
***
co to były za kwiaty przy cerkwi? ich zapach. czekaliśmy, aż niebo
się otworzy, a otworzył się tylko spust, apetyt na papierówki.
możesz przyjść, jeszcze jedna samotność z jabłkiem w ręku
nie przeciąży mi ziemi, choćby świeżo rozoranej.
stojąc na tle żniw nie mamy zbyt wielkiej urody,
opala nas dopiero skromność (niech rumieńce będą pochwalone).
kontrast między nami a tłem razi w oczy, palimy się do snu jak cygara.
gęsty wiatr podnosi kielichy tych kwiatów przy cerkwi, gdzie czekaliśmy.
dziś już nie czekam, czekanie zostało na szkolnym boisku, a tam
panuje nieustanna zadyszka. dziś jem krówki. czekanie włóczy się po
szklanym ekranie, gdzie je ktokolwiek widział? ktokolwiek wie.
choćby rozebrać świat do nagości, znajdziemy tylko drogę.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
***
„żebym pojęła jak bardzo mnie nie ma
z tobą przy tobie w każdym włóknie drżenia”
J. Mueller
uszczypnę się.łagodne falowanie, obmywanie lądu delikatne
jak ta nasza nieobecność. powinno się ją karać
bo przecież mamy serca.
prądy znoszą nas w zatokę, dźwięki są śpiewne
i czyste, syreny pięknych początków kołyszą
twoimi biodrami, masz plamę na sumieniu, plamę
ciała. a wokół szumi wspaniałość, znam tę płytę
i to wpatrzenie, a nawet łzy, choć to nie łzy bólu.
znam z widzenia, czasem zerkam przez lufcik w piwnicy.
tętno jest glebą.
odczuwania uczę się od miasta o świcie, wylewa na mnie
wiadro różowych chmur. spłukana, osobna,
z arytmią kroków, zapominam o wszystkim.
to co się przytrafia jest zbudowane z małych włókien
mimo że uszy mają i ludzie i ściany
słowa nie dochodzą do adresatów
Obraz: Josef Kote
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
***
to że możesz jechać rowerem bez trzymanki
i się nie wywracasz. jesteś niezwykle trzeźwy
powietrze w nocy jest tak samo ciepłe jak w dzień
usta słone i oczy niebieskie
to że możesz smakować być w ruchu i w miejscu
między nami gdzie podłoże jest twarde
można bezpiecznie skakać i turlać się krzycząc głośno
to że masz imię i mogę cię zawołać
to że zawsze możesz zawrócić
to należy do ciebie. sprawy ostateczne Ja wrócę
ich miękkiemu porządkowi, ty ich porządek przyjmij
poczuj ciało i miejsce tak wyraźnie
aż zaczniesz widzieć jasno - to jest istotą
a to jest tłem. weź głęboki oddech i odpocznij
skoro Jestem.
Obraz: Josef Kote
2013-10-08 17:00