Wspólnota okłamanych. O aborcji w duchu miłosierdzia
2013-10-21
Nasza Alicja na swoim blogu napisała:
Długo czekałam na takie świadectwo...:
"Kiedy byłam młoda usunęłam 2 razy ciążę (zabiłam dwoje dzieci). Później jeszcze raz usunęłam ciążę (zabiłam dziecko). W tym czasie nie miałam świadomości jak bardzo będę tego żałować. Przy ogólnym przyzwoleniu, a także pod bierną presją męża. Mimo, że urodziłam i wychowałam czwórkę dzieci nie przestałam myśleć o tamtych, którym nie dałam żadnej szansy. Codziennie odmawiam wieczne odpoczywanie za moich zmarłych rodziców i za trójkę dzieci moich nienarodzonych. Ufam Bogu, że kiedyś mi przebaczy. Czasu nie cofnę, a żyć z tym nie potrafię. Błagam o modlitwę za mnie i wiele kobiet, które są w podobnej sytuacji. Mówcie i krzyczcie głośno, że to nieprawda że kobieta pozbywając się ciąży pozbywa się problemu. Tak naprawdę wtedy go sobie przysparza. Boże wybacz mi, bo tak naprawdę nie wiedziałam wtedy co czynię."
***
Poprosiłam o zgodę umieszczenia go na swoim blogu i dostałam odpowiedź:
"Kocham Jezusa całym sercem. Możesz umieścić ten wpis na swoim blogu. Może uda się przemówić choć do jednej kobiety i uratować jedno istnienie. Moje serce wyje z bólu, ale kiedy wiem, że Jezus mnie kocha jestem szczęśliwa. Bóg z wami."
***
Janino, razem z Tobą będę wołała ... prosiła ... błagała ... płakała ... Dzięki Tobie mogę otworzyć na swoim blogu nowy temat, który nie będzie przepychanką słowną odmiennych światopoglądów. Nie będzie potępieniem, lecz zrozumieniem pułapki, w ktorą wpada tyle kobiet.
Kobiety, wystraszone pojawieniem się w nich nowego życia, stoją na rozdrożu i pytają siebie - co zrobić? Decyzję muszą podjąć same. Nikt tego nie uczyni za nie. Nikt im nie zakaże, nikt na siłę je nie powstrzyma. Dobrze jednak, by miały pełną świadomość i rozeznanie czynu, który chcą dokonać. Jest wiele kobiet po aborcji, które do tej pory nie mogą sobie wewnętrznie z tym faktem poradzić.
Dla tych kobiet Ty jesteś wiarygodnym świadkiem!!!
Dziękuję Bogu, że stanęłaś na mojej drodze. Ufam, że dzięki Tobie otworzą się oczy wielu, którzy bardziej lub mniej świadomie poszli drogą śmierci. Patrząc na Ciebie na nowo wzrosła we mnie nadzieja, że nie wszystko stracone. Pokazałaś drogę powrotu do pokoju serca ... dziękuję.
***(koniec cytatu z bloga)***
Cóż przyznam się, że brakuje mi powyższej optyki w odniesieniu do aborcji - dlatego postanowiłam temat w tym duchu pociągnąć. Kościół wprawdzie zajmuje się pomocą kobietom po aborcji - ale mam wrażenie, że zbyt często na marszach, w dyskusjach o aborcji na pierwszy plan wysuwa się potępienie i agresja, która skutecznie przekraślają konstruktywny dialog i sensowność antyaborcyjnych "krucjat".
Na apel Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia o dzielenie się swoimi przeżyciami związanymi z przeżytą w wyniku aborcji stracie dziecka, wpłynęło około stu listów. Oto kilka z nich:
PŁACZ DZIECKA
Kobiety, słuchajcie zawsze głosu swego serca!
Ja, jako katoliczka, wierząca i praktykująca, także zabiłam. Poszłam na zabieg sama i sama wróciłam. Idąc ,,na zabieg” wmawiałam sobie bez końca, że nic mi nie będzie, przecież to 'jeszcze nie, dziecko. To tylko mała martwa, nieżyjąca kuleczka, którą lekarz usunie i po wszystkim. To był ciężki potworny ból, nie pomogło nawet znieczulenie. Ja wszystko czułam. Wydawało mi się, że zabieg trwał wieki i nigdy się nie skończy. Podczas zabiegu jęczałam z bólu, waliłam pięściami, aż w końcu złapałam się mocno leżaka, abym nie zaczęła z bólu gryźć palców. Lekarz powtarzał, że jeszcze trochę, że zaraz będzie koniec. Uniosłam głowę i patrzyłam przez chwile na twarz lekarza, jego oczy były bardzo dzikie, jego twarz także przerażająca. Kiedy przyszłam do domu, usiadłam i usłyszałam bardzo wyraźny i głośny „PŁACZ DZIECKA". I dopiero wtedy otworzyły mi się. oczy i powiedziałam - Boże, co ja zrobiłam. To było silniejsze ode mnie, sięgnęłam po tabletki. Po dwóch latach tego samego miesiąca, w którym dokonałam zabiegu, urodziłam syna. Mąż nawet nie odwiedził mnie w szpitalu z nowo narodzonym dzieckiem — opijał syna. Poczułam się samotna i nikomu, niepotrzebna. Pozostał mi tylko Bóg. Zwróciłam się do niego tymi słowami: „Boże, jeżeli lepiej ukarać mnie nie mogłeś, to wszystko za mój grzech". Syn rósł i pięknie się rozwijał, a ja ciągle wracałam myślami do tamtego dnia i zastanawiałam się, gdzie ono teraz jest, przecież miało duszę. Jakie były jego oczka, włoski, rączki, nóżki, kim by było w życiu. Boże, jak ja mocno cierpiałam i musiałam z tym żyć na co dzień. W późniejszym czasie, musiałam pójść do lekarza, ponieważ bolał mnie brzuch i wszystko w środku (...) Nigdy w życiu, przed żadnym lekarzem nie przyznawałam się, że usunęłam. Miałam wszędzie czystą kartę, a stargane sumienie. Wracałam do domu bardzo przygnębiona. Pomyślałam, że to nic innego jak tylko rak. Aż taką cenę muszę zapłacić, że dziecko zostanie sierotą i tylko przez to cierpienie może Bóg mi przebaczy. Z tym grzechem i dręczącym sumieniem męczyłam się przez siedem lat. Nie liczyłam nigdy na rozgrzeszenie. Po spowiedzi poszłam pod, obraz Matki Boskiej, płakałam gorzko i prosiłam, żeby mi wybaczyła. Poczułam mocną ulgę, zniknęły wyrzuty sumienia, ale wewnętrzny niepokój pozostał. Ciągle słyszałam płacz dziecka. Nie ułożyło mi się w życiu, to nie było życie, to była wieczna udręka. Wiedziałam, ze Bóg zsyła na mnie cierpienia, bo inaczej nigdy nie dostąpię przebaczenia. Po piętnastu latach po dokonanym zabiegu, obejrzałam film pt. „Niemy Krzyk". Obudziło się we mnie na nowo sumienie, do tego stopnia, ze odchodziłam od zmysłów. Oglądając film. powtarzałam bez końca, co ja zrobiłam, po co ja tam poszłam. To nie był zabieg, to było potworne, zabijanie mojego nienarodzonego dziecka, które żyło, które miało dusze. Pytałam się i powtarzałam: „Boże, dlaczego właśnie mnie to spotkało, ja z takiego domu, katoliczka, przecież byłam tak bardzo wierząca, po co ja tam poszłam i co ja zrobiłam? Nie zapomnę, tego dnia, podczas kłótni z moim bratem, kiedy wykrzyczał na cale gardło, że „się wyskrobałaś". W tym czasie ból przeszył moje ciało na wylot, nikt w życiu tak mocno nie zranił mnie jak on. Żałowałam, że nie umarłam, żałowałam, że narodziłam się na ten świat i prosiłam Boga, aby mnie zabrał z tego świata. Dzisiaj wiem, ze trzymała mnie siła Boga, bo inaczej tego bym nie wytrzymała. Jezus powiedział „nie zabijaj". I będę musiała stanąć przed Bogiem z tym ciężkim grzechem, co ja powiem Bogu? Z mojego sumienia nie da się wymazać tej zbrodni, ona, pozostanie, do końca. „Żeby matki nie zabijały swoich nienarodzonych dzieci "— codziennie tymi słowami modlę się za wszystkie matki na całym świecie.
Maria
(...) Szokiem dla mnie było, gdy w kilka lat po zabiegu, podczas rekolekcji zamkniętych oglądałam film o życiu płodu w łonie matki od poczęcia do urodzenia oraz film o dokonaniu. aborcji. Bóg jeden wie, co wtedy przeżywałam.Takie filmy powinno oglądać całe nasze chore społeczeństwo. Ale oprócz uświadamiania trzeba wielu kobietom przyjść z pomocą. Cieszę, się, że od lat zamiast potępiać kobiety przychodzi im się z konkretną pomocą - jest to najskuteczniejszy sposób walki z aborcją. Ucieszyła mnie również wypowiedz, jednego z biskupów, umieszczona na pierwszej stronie „Gościa Niedzielnego", o tej mniej więcej treści: Nie byłoby kobiet poddających się aborcji, gdyby nie było nieodpowiedzialnych mężczyzn. Jestem przeciwko prawu do aborcji, ale i przeciw karaniu za nią kobiet. W ciągu dwudziestu kilku lat wysłuchałam wiele kazań, w których surowo potępiano za aborcje kobiety i żadnego potępiającego mężczyzn, a jeśli już, to tylko lekarzy. Czy dzieci nienarodzone nie miały ojców? Czy w walce z aborcją nie powinno się bardziej apelować do sumień mężczyzn, którzy mają bardzo duży wpływ na decyzje kobiet w tym zakresie, a którzy czysto nawet wymuszają na kobiecie aborcje?
Ewa
Trudno mi pisać te. słowa, gdyż jest to dotykanie wciąż bolesnej rany. Niedawno zmobilizowałam się, by napisać list w te] sprawie do Sejmu, a teraz chcę odpowiedzieć na Wasz apel. Wiem, że to mój obowiązek, aby przestrzec innych, a jednocześnie czułam od dawna taką potrzebę w głębi serca. Wyszłam za maź za swojego rówieśnika. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Wkrótce urodziłam dziecko. Mąż bardzo je kochał, ale myślę, że wtedy nie dojrzał jeszcze do roli ojca. Wszystkie obowiązki związane z wychowywaniem dziecka i prowadzeniem domu spadły na mnie. Oboje pracowaliśmy zawodowo, ale zarobki nasze były skromne, (ciągle kłopoty i szarpanina między pracą a domem odbiły się niekorzystnie na moim zdrowiu. Zaczęłam chorować. W tak trudnym dla mnie czasie okazało się że jestem w ciąży. Mąż nie chciał słyszeć o drugim dziecku. Krzyczałam, że nie dam sobie rady, umęczę jego i całą rodzinę. Faktycznie ostatnio szybko męczyłam się i zwykłe prace domowe sprawiały mi kłopot. Chciałam jednak urodzić to dziecko. Z podwójną energią; zaczęłam wykonywać swoje obowiązki. Zaczęłam starać się o lepsze warunki mieszkaniowe. Na próżno. W domu zaczęły wybuchać awantury. Nieprzespane i przepłakane noce osłabiły mnie. jeszcze bardziej. Przestrzegano mnie, że mogę nie wytrzymać porodu, co wtedy będzie z dzieckiem, które, już mam? Bałam się. Skapitulowałam. Lekarz, do którego zgłosiłam się, nie miał żadnych hamulców. W wyznaczonym terminie czekałam wraz z innymi kobietami na swoją kolej. Pamiętam, że jedna z nich, bardzo młoda, stwierdziła że jest tu już piąty raz. Pierwszy raz też się bała, a teraz to dla niej „normalka". Przeraziło mnie. jej zwyrodnialstwo. Była przecież młoda i zdrowa. Coś we. mnie krzyczało: „ Uciekaj!" Siedziałam jednak jak sparaliżowana. Nie mogłam, się ruszyć, Zdumiała mnie tylko taśmowość wykonywania tzw. „zabiegów". Wszystko odbyło się oczywiście pod narkozą. Kiedy obudziłam się byłam oszołomiona. Nie myślałam jeszcze normalnie. Na ulicy czekał na mnie mąż. Mówił że cały czas bał się o mnie i bardzo się. denerwował. Później powiedział mi, że. wyglądałam, wtedy, jakbym nie żyła. Rzeczywiście— coś we mnie umarło. W domu prawie, natychmiast usnęłam. Najgorszy był moment po przebudzeniu. Mogłam już wtedy myśleć normalnie. Poczułam się jak pusty, niepotrzebny wór. Świadomość nieodwracalności tego co się. stało, była straszna. Nie mogłam sobie darować swej uległości. Nie. mogłam na siebie, patrzeć. Och,, gdybym wtedy magla cofnąć czas! Niestety. We śnie słyszałam płacz niemowląt. W dzień, na ulicy odwracałam głowę na widok maleńkich, dzieci. Znowu łzy lały się. strumieniem. Jednocześnie czułam, że wyrządzono mi straszną krzywdę. Nienawidziłam wszystkich, którzy przyczynili się do tego. Myślałam, że gdyby nie było możliwości aborcji, tego rzekomego „dobrodziejstwa" dla kobiet, tej furtki dla tych, którym to jest wygodne, nie byłoby też takiego nacisku na mnie ze strony otoczenia. Miałam żal, że nikt mi nie pomógł. To był koszmar. Kiedy tylko poczułam się lejnej poszłam. do kościoła. Bałam .się, że jeśli teraz stchórzę, nie wrócę tu już nigdy. Wyspowiadałam się. Żałowałam, że nie trafiłam wcześniej do tego księdza, chociaż bardzo na mnie nakrzyczał. Byłam w tym wszystkim też niejako ofiarą. Usprawiedliwiałam jednak najbliższych, że nie. zdawali sobie sprawy z wielkości zła, jakie wyrządzili. Byli przecież przekonani, że to nic takiego. W naszym społeczeństwie brak było rzetelnej informacji medycznej na lemat rozwoju dziecka w poszczególnej fazie ciąży. Jeśli chodzi o stosunki w małżeństwie, to już nigdy nie było tak, jak przedtem. Pozostał uraz. Nie. czułam się bezpieczna. Nie miałam oparcia. Bałam się aby sytuacja nie. powtórzyła się. Żyliśmy niby razem, ale osobno. Ciągle popłakiwałam. Mąż stwierdził, ze dłużej tego nie zniesie. Chciał odejść i zabrać dziecko. Wtedy zbuntowałam się. Coś we mnie pękło. Postanowiłam, ze już nigdy nie będę taka słaba, aby dać sobą kierować. Wzięłam się w garść. Po kilku latach, kiedy poczułam się dość silna, znów zaszłam w ciążę. Niestety, już w trzecim miesiącu zaczęty się komplikacje. Plamienia, później krwawienia. Byt to niewątpliwie skutek tzw. „zabiegu". Lekarz rejonowy stwierdził że są nikłe szanse na donoszenie ciąży. Zmieniłam lekarza. Pozostałe, miesiące ciąży przeleżałam w domu i w szpitalu. Cały czas gorąco modliłam się. Wierzyłam, że musi być dobrze. Poród był lekki. Urodziłam wspaniałe dziecko. Mąż od razu je pokochał. Wraz ze starszym dzieckiem bardzo mi pomagali. Staliśmy się znów szczęśliwą rodziną. Jednak czasami przychodzi taki moment, że, żal ściska mi serce. Wspomnienia wracają, a ja zamykam się w łazience, żeby szum wody zagłuszył mój płacz. Obecnie staram .się pomagać rodzinom wielodzietnym. Przez wiele lat wspomagałam, w miarę swoich możliwości Fundusz Ochrony Macierzyństwa, a teraz Dom Samotnej Matki. Kobiety, słuchajcie zawsze głosu swego serca!
Krystyna
Nie łatwo przychodzi mi napisanie tego listu, jednak myśl, że mógłby on chociaż jedną kobietę powstrzymać przed podobnym desperackim krokiem, który zaważy na całym jej życiu, oraz dług wobec Boga i nienarodzonego dziecka każe mi go napisać.
Miałam 21 lat —poznałam chłopaka, jak mi się wydawało, na całe życie. Byłam zakochana i szczęśliwa. Znaliśmy się przeszło rok. Snuliśmy wspólne plany. Nie mieliśmy gdzie zamieszkać i to wstrzymywało nas od małżeństwa. Kiedyś zaprosił mnie. do siebie - myślałam, że poznam rodzinę, tymczasem byliśmy sami. Nie podobało mi się to, jednak uległam na jego słowa, że jeśli odejdę to będzie dowód, że go nie kocham i koniec z naszą znajomością. Spędziliśmy tę noc razem, w wyniku czego zaszłam w ciążę. Gdy mu powiedziałam o tym, nie tylko nie było mowy o małżeństwie, ale to, co usłyszałam zamurowało mnie zupełnie. Był jedyną osobą, która mogła mi pomoc i na której oparcie liczyłam. Chodziłam. jak obłąkana w samobójstwie, widząc jedyne wyjście z .sytuacji. Jednak zabrakło mi odwagi. Zrobiłam to, co doradzili mi lekarze. — poddałam się aborcji. (...) Po zabiegu nie czułam ulgi lecz przerażającą pustkę. i przytłaczający ciężar w sercu. Początkowo nie mogłam bez bólu i łez spojrzeć na kobietę spodziewającą się dziecka, ani na matkę wiozącą w wózku swą pociechę. Później było okres, że w twarzyczce każdego malucha szukałam rysów swojego nienarodzonego. Teraz niekiedy podświadomie myślę o nim jako dorosłym człowieku, liczę mu lata, myślę kim by był. Pewnie, bym od tych natrętnych myśli albo zwariowała, albo popełniłabym samobójstwo, gdyby Jezus nie przyszedł mi z pomocą i nie wyciągnął mnie z tej matni. (...) Od 10 lat mam kierownika duchowego, któremu udało się uświadomić mi prawdę, że Bóg mnie kocha, bo wydawało mi się, że po tym wszystkim, co zrobiłam jest to niemożliwe. (...)
Barbara
Kobiety piszą, ale życia po aborcji nie da sie opisać. Jak widać po aborcji większość kobiet doświadcza ciągłego uczucia żalu i winy, stanów lękowych lub ciężkich depresji. W licznych przypadkach kobiety po aborcji dokonują prób samobójczych. Zapadają na paranoje i inne choroby psychiczne wymagające leczenia w szpitalach psychiatrycznych. Prosto mówiąc piekło na ziemi. Do tego dochodzą zaburzenia somatyczne: migrena, zakłócenia rytmu serca, dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Skutkiem duchowym aborcji są: wyrzuty sumienia, widmo wiecznej kary, świadomość potępienia za zbrodnię, za naruszenie przykazania "Nie zabijaj!". Kobiety po aborcji nie czują się uwolnione lecz zniewolone i pozbawione na długie lata wewnętrznego spokoju i harmonii. Wszystkie złe wydarzenia swojego życia postrzegają fatalistycznie jako skutek dokonanej aborcji. Odczuwają lęk przed Bogiem, który zamyka je na doświadczenie Bożego Miłosierdzia. Pojawia się Syndrom post-aborcyjny
jest to zespół zaburzeń somatycznych, psychicznych i duchowych, które występują w wyniku aborcji. Dotyczy on przede wszystkim kobiet, które poddały się aborcji, a także mężów (ojców dzieci), rodzeństwa oraz personelu medycznego. Zaburzenia te są skutkiem działania mechanizmów obronnych: zaprzeczania oraz tłumienia poczucia winy i żalu za utraconym dzieckiem. Kobieta nie przeżywa żałoby po stracie dziecka. W jej uczuciach dominuje ból i rozpacz oraz agresja skierowana do siebie lub innych osób. Zranienia powstałe w wyniku aborcji przypominają bombę z opóźnionym zapłonem, która kiedyś musi wybuchnąć. Kobiety po aborcji w relacji do partnera przeżywają uczucie nienawiści, chłód i chwiejność emocjonalną oraz oziębłość seksualną. Aborcja często staje się powodem kryzysów w małżeństwie, rodzinie i środowisku oraz ma poważne konsekwencje społeczne. Jako przejaw braku szacunku dla ludzkiego życia, redukuje człowieka do rzeczy, przedmiotu.
Papież Jan Paweł II w encyklice "Evangelium vitae " broniąc świętości i nienaruszalności ludzkiego życia, zwraca się z troską do wszystkich kobiet obarczonych grzechem aborcji:
"Szczególną uwagę pragnę poświęcić wam, kobiety, które dopuściłyście się przerwania ciąży. Kościół wie, jak wiele czynników mogło wpłynąć na waszą decyzję i nie wątpi, że w wielu przypadkach była to decyzja bolesna, a może nawet dramatyczna. Zapewne rana w waszych sercach jeszcze się nie zabliźniła. W istocie bowiem to, co się stało, było i jest głęboko niegodziwe. Nie ulegajcie jednak zniechęceniu i nie traćcie nadziei. Starajcie się raczej zrozumieć to doświadczenie i zinterpretować je w prawdzie. Z pokorą i ufnością otwórzcie się -jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście - na pokutę. Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w sakramencie pojednania. Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu. Wsparte radą i pomocą życzliwych wam i kompetentnych osób, będziecie mogły uczynić swoje bolesne świadectwo jednym z najbardziej wymownych argumentów w obronie prawa do życia. Poprzez wasze oddanie sprawie życia, uwieńczone być może narodzinami nowych istot ludzkich i poświadczone przyjęciem i troską o tych, którzy najbardziej potrzebują waszej bliskości, ukształtujecie nowy sposób patrzenia na życie człowieka".
(Encyklika "Ewangelium vitae" 99)
Obie chciałybyśmy zwrócić uwagę, na leczenie syndromu post-aborcyjnego w duchu chrześcijańskim.
polegające na:
• Uznaniu prawdy wobec Boga, dziecka i siebie.
Prawda wobec Boga to uświadomienie sobie naruszenia przykazania "Nie zabijaj!", wyłącznego prawa Stwórcy do decydowania o życiu ludzkim. Prawda wobec dziecka to uznanie jego prawa do życia, godności i jego przyszłości wiadomej tylko Bogu. Prawda wobec samej siebie to uznanie swojej odpowiedzialności za zabicie dziecka. Uznanie tych trzech prawd skłania do postawy skruchy, głębokiego żalu oraz nawrócenia: "Gdyby można to było odwrócić, postąpiłabym inaczej, opowiedziałabym się za życiem". Wyznanie aborcji w sakramencie spowiedzi i przyjęcie wyznaczonej pokuty jest zanurzeniem w Bożym Miłosierdziu. Jest to punkt wyjścia w leczeniu syndromu post-aborcyjnego.
• Podjęciu terapii.
Owocne jest łączenie osobistego nawrócenia z pracą terapeutyczną! Leczenie syndromu postaborcyjnego wymaga działania łaski i specjalistycznej terapii. Celem terapii jest pozwolenie na przeżycie poczucia winy, żalu - żałoby po śmierci dziecka. Najtrudniejszym zadaniem jest przebaczenie samej sobie, a następnie równie trudne, pozwolenie, by nienarodzone dziecko "odeszło z jej życia". Oznacza to rozstanie się z wszelkimi fantazjami na temat jego wyglądu, zachowania oraz jej roli jako matki. Przebaczenie samej sobie pozwala na nowo pokładać ufność w innych ludziach.
• Akceptacji swojego życia.
Z niektórymi skutkami aborcji trzeba nauczyć się żyć, podobnie jak ktoś po amputacji jakiegoś organu, wiedząc, że jego życie ma i będzie miało pełny sens ludzki i Boży. Nie warto w chwilach zwątpień poddawać się negatywnym uczuciom i wyrzutom sumienia, ale kierować się wiarą, pewnością, jaką daje Kościół poprzez sakramenty pojednania i pokuty oraz eucharystii: "Bóg mi wszystko przebaczył, na powrót jestem Jego umiłowanym dzieckiem".
• Obronie i promocji życia.
Bolesne doświadczenia związane z aborcją skłaniają do przyjęcia nowej postawy wobec ludzkiego życia, nowej mentalności, wyrażonej w modlitwie i podejmowaniu konkretnych działań. Mogą to być m. in. Krucjata Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci, Duchowa Adopcja i inne formy modlitwy w intencji promocji życia. Małżonkowie mogą zdecydować się na jeszcze jedno czy więcej dzieci, podjąć starania o adopcję lub rodzinę zastępczą. Inne formy służenia życiu to: praca w domach dziecka, świetlicach, grupach terapeutycznych, pomoc rodzinom wielodzietnym, opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi lub ludźmi w podeszłym wieku, samotnymi i chorymi.
Istnieje wiele placówek katolickich udzielających pomocy kobietom po aborcji. Jednym z nich jest działający w Warszawie: Ośrodek Pomocy Psychologicznej
Alicja i Kaja
2014-11-03 21:15