BAJKI Leona Wagabundy DLA DZIECI I DOROSŁYCH - Bajka o Świstaczku
2013-11-21
"Gdyby ludzie wiedzieli, że są dziećmi"
Rozdział 1, w którym rodzina Niedzielskich podejmuje decyzję o wyjeździe w góry.
Do wyjazdu w góry rodzina Niedzielskich zawsze była chętna. Nadarzała się bowiem okazja do wejścia na jakąś „nową” górę, przejścia „nowej” przełęczy, przedeptania znanej lub nieznanej doliny. Albo poznania nowych ludzi czy zgłębienia wciąż ukrywających się przed nami tajemnic przyrody. A cóż dopiero za gratka gdy mowa była o Tatrach. Chętni byli wszyscy a pojechać mogli tylko ci , którzy mieli wolny czas. Starsi na urlopie, a młodzież na wakacjach lub feriach.Tym razem, po długich wieczornych „rozmowach Polaków” wybór padł na ojca Leona i syna Damiana. Oni mieli pójść w góry wysokie. Mama Eleonora z roczną Jagusią znalazły się też w składzie ekipy ale pozostać miały na Podhalu u gościnnych górali w Murzasichlu. Chłopcy zaś młodsi szykowali się na rejs żeglarski po Bałtyku..Rozpoczęły się przygotowania. To sprzęt, to ubrania a także żywność. Kto nosi, nie prosi – mówi stare przysłowie. Światło ujrzały plecaki, kijki, buty górskie, domowym sposobem robione raki i czekany. Do domu przybywały towary spożywcze, które skrupulatnie „z kartki” kupowała mama i inni przy każdej okazji. Jagusia też miała swoje wymagania i kompletowała wybór lalek oraz smakowite serki.
Rozdział 2, w którym wyprawa rusza i dociera do Murzasichla.
W połowie sierpnia wszystko było gotowe. Stary wysłużony peugeot zapakowany po brzegi stał w piątkowe popołudnie gotowy do startu w stronę Zakopanego. Wyjeżdżającej ekipie towarzyszyły słowa pożegnania i uściski Felka i Maksa. Po dachu dzwonił ciepły sierpniowy deszcz. Ruszyli. Dopiero koło Częstochowy, gdy mała Jagusia zasnęła znużona całodzienną krzątaniną przedwyjazdową, zaczęli konstruować ostateczny program. Morskie Oko, potem Dolina Pięciu Stawów, a może lepiej od Kondratowej na wschód w Tatry Wysokie ? W okolicach Krakowa plan był już ustalony a w Myślenicach nowy pomysł : Może zaczniemy od Słowacji? Paszporty są. Wyobraźnia dalej pracuje. Już w głowie Damiana rysuje się trasa wielokrotnie odczytywana z map, nad którymi wiele wieczorów ślęczał z braćmi i ojcem. I marzyli i marzyli. W Nowym Targu zdecydowali, jedziemy na Słowację. Jeszcze stacja benzynowa w Poroninie, jeszcze kąsek i skręcają w prawo w znajomą drogę przez Majerczykówkę na Budzowy Wierch. A tam jak zawsze gorące powitanie z Hanią i Jędrkiem, młodymi gazdami, którzy częstują gorącą herbatą (niektórych góralską). Nie zważając na jutrzejsze trudy goście i mili gospodarze bajają do północy.
Rozdział 3, w którym Leon i Damian ruszają w góry.
Wczesnym rankiem Leon i Damian po cichu, by nie budzić gospodarzy i gości, opuszczają gościnny dom na Budzowym Wierchu. Wkrótce, w pełnym górskim ekwipunku docierają do Brzezin, skąd okazyjny busik dowozi ich do granicy na Łysej Polanie. Odprawa jest szybka i sprawna a po niedługiej chwili autobus CSAD powiózł ich do Starego Smokowca. Potem jeszcze kolejka elektryczna i wreszcie Popradske Pleso i start w góry wysokie. Droga na najwyższy polski szczyt, Rysy ale od słowackiej strony jest długa i trudna. Dzielni wędrowcy najpierw meandrują wąską ścieżyną w Kosówce, potem wychodzą na coraz nowe, wyższe tarasy z pięknymi stawami górskimi. Dobra pogoda sprzyjała i w południe byli już na szczycie. Spojrzeli w dół na polską stronę. Bajeczne Morskie Oko i Czarny Staw oraz wspaniałe okalające góry.Kiedy odpoczęli, napatrzyli się na zapierające dech widoki i poleniuchowali w promieniach sierpniowego słońca, przyszedł czas na zejście. Trochę się dłużyło ale po kilku godzinach czekała na nich w schronisku niezastąpiona herbata i gorący gulasz a także wygodna …podłoga.
CDN...
zdjęcia: Wagabunda Leon
2013-11-25 20:47