Jesteś tutaj: Strona główna / BAJKI Leona Wagabundy DLA DZIECI I DOROSŁYCH - Bajka o Świstaczku cz. II

BAJKI Leona Wagabundy DLA DZIECI I DOROSŁYCH - Bajka o Świstaczku cz. II

2013-11-30

Rozdział 4 ,w którym wędrowcy przemierzają Świstówkę i docierają do Doliny Pięciu Stawów.

 

Kolejny słoneczny poranek. Promyczki słońca zaglądają do schroniska i budzą turystów. Wyznaczona na mapie trasa wiedzie przez Świstówkę, górę opadającą ku północnemu wschodowi, ale którą trzeba pokonać aby dostać się do Doliny Pięciu Stawów. Idąc pod górę przemknęło im pewnie przez myśl, że oto na Świstówce spotkają jakiegoś miłego świstaka albo ich gromadę. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Jakież było ich zaskoczenie gdy na samym grzbiecie, gdzie szlak skręca ku zachodowi, ujrzeli na rozległej łące stado kozic. Było ich sześć. Krótka obserwacja pomogła ustalić, że była to kozia rodzina 2+4. Wędrowcy zauroczeni przysiedli na skałce przy szlaku i patrzyli. Zwierzęta pasły się spokojnie. Rodzice zerkały w stronę ludzi i co chwilę strzygły uszami. Młode koźlaki beztrosko skakały z kępy na kępę i skubały trawę. Gdy ruszyli dalej, stado odsunęło się na 10 kroków od szlaku, by wrócić tam z powrotem gdy turyści zniknęli za skalnym załomem. Widocznie trawa w tym miejscu była smaczniejsza.

Dalsza droga upłynęła Leonowi i Damianowi bez niespodzianek. Wkrótce ujrzeli schronisko.

 

Rozdział 5 , w którym Leon i Damian spotykają świstaka Grzegorza po raz pierwszy i od tej chwili On zostaje bohaterem tej opowieści.

Dochodziło południe gdy wypoczęci i najedzeni ( zjedli smaczną szarlotkę ) ruszyli na szlak. Czekało ich teraz żmudne podejście na Kozi Wierch. Na drugim „popasie” gdy do szczytu było już niedaleko zjedli ostatnie gotowane jajka i odpoczywali. Podczas gdy Leon przymrużył oczy bo słońce przyświecało mocno, Damian rozglądał się po okolicznych skałkach. I wtedy wzrok jego spotkał się z uważnym spojrzeniem małego świstaka; który ostrożnie wyglądał zza omszałego głazu. Damian trącił ojca i spokojnie wskazał ręką kierunek, z którego dopłynęło ciche świśnięcie. Czyżby się z nami witał? – Cześć-zażartował Damian. – Ceść – odpowiedział świstak. Niedzielscy zbaranieli ( nie obrażając baranów ). O tym, że zwierzęta mówią ludzkim głosem słyszeli na lekcjach religii i w baśniach. – Jak masz na imię ? – spytał Damian chcąc upewnić się czy nie śni. – Gzegoz, a ty ? Tak, teraz nie było już wątpliwości. Stali się uczestnikami niezwykłej przygody życiowej, której przebiegu i finału nie byli w stanie przewidzieć.

Między Damianem a Grzegorzem, naszym nowym bohaterem, wywiązała się spontaniczna rozmowa, w której obaj opowiadali o swoim życiu, kolegach , zabawach. Początkowo wymieniali zdania na przemian, wchodząc sobie często w słowa. Z czasem, Leon, uważnie tej paplaninie się przysłuchujący zauważył, że Grzegorz coraz to mniej mówi a więcej słucha i tak jak małym dzieciom przy słuchaniu ciekawych bajek, otworzyła się buzia. Ukazały się w niej takie śmieszne, duże dwa ząbki. Kiedy zaś Damian opowiadał o szkole to Grzegorz tylko uszami ruszał i tak je nastawiał, aby żadne słowo mu nie umknęło.

Słońce zaczęło się zbliżać niebezpiecznie do horyzontu, a noc w górach to nie zawsze fajne przeżycie. Leon dyskretnie zwrócił uwagę młodym na tę sprawę. Damian przekazał Grzegorzowi karteczkę z adresami nie wierząc, że może się mu do czegokolwiek przydać.

Za chwilę usłyszeli wibrujący świst. Grzegorz spojrzał w tył i zapytał jeszcze:

- Gdzie jest najbliższa szkoła. ?

- W Murzasichlu – odkrzyknął po chwili za odbiegającym świstakiem Damian.

 

Rozdział 6 , w którym świstaczek Grzegorz zaczyna marzyć o szkole i podejmuje decyzję.

I gdy Niedzielscy żwawo podnieśli się z „popasu” i ruszyli ku Dolinie Gąsiennicowej aby przed zmierzchem dotrzeć do Murowańca, Grzegorz w podskokach pobiegł do swojego domu. A dom był to niezwykły. W miejscu, gdzie ludzka noga dotrzeć może z najwyższym trudem, na stromym zboczu, stały dwa głazy. Pomiędzy nimi, przy ziemi, niewielki otwór przesłonięty gałęziami prowadził do krętego korytarza, gdy zaś on stawał się szerszy, można było ujrzeć grotę. W jej stropie mały otwór, dający w ciągu dnia trochę dziennego światła ale przesłonięty głazem aby deszcz nie napadał do wnętrza. Wokół wszystko urządzone jak w mieszkanku, które urządzają dzieci gdy bawią się w „dom”. I łóżeczka wyścielane mchem i suchymi liśćmi. I półeczki z kamieni. I wnęki w ścianie na spichlerzyki z zapasami. No i domownicy : Tata –świstak, mama – świstaczka i maleńki Janek- świstaczek dopiero co niedawno urodzony.

Do takiego domu wbiegł zdyszany Grzegorz i krzyknął od wejścia : - Chcę do szkoły. Zdumieni rodzice świstaka długo musieli go uspakajać i kolejnymi pytaniami dowiadywać się, o co właściwie chodzi. Doświadczony tato świstak niewiele mógł powiedzieć o szkole bo poza górny regiel nigdy nie schodził a słowo to słyszał tylko z potajemnie podsłuchanych rozmów turystów odpoczywających na szlaku. Znaczenia tego słowa zanadto nie rozumiał, tak jak znaczenia wielu innych słów, żył bowiem w innym świecie, w którym szkół nie ma, a dzieci naukę pobierają w domu od swoich rodziców a czasami od rówieśników na górskich szczytach, zboczach lub połoninach. Chcąc jednak swojemu synkowi powiedzieć wszystko co o tym wie, posadził go przed sobą i rzekł : - To taki dom do którego przychodzą dzieci z całej okolicy i psocą i nudzą się, gdy ich rodzice pracują. Takie widocznie opisy szkoły zapamiętał z rozmów młodych turystów. – Na pewno tam nie spodobałoby ci się.

Grzegorz nie pozwolił ojcu ciągnąć dalej napomnień i zdecydowanie powtórzył : - Chcę do szkoły i już. Mama, która pielęgnowała małego Janka podniosła lament :- To niebezpieczne, nie wiadomo gdzie, po co ? Itd. Ale Grzegorz już tego nie słyszał. Zamyślony patrzył przed siebie. Dzień dobiegł końca a w domu świstaczej rodziny panowało niezwyczajne milczenie.

I wkrótce jedynym odgłosem dobiegającym stamtąd było chrapanie taty- świstaka.

Tato-świstak wstał jak zwykle przy pierwszych promieniach słońca. Na dzień zaplanowane miał prace porządkowe i wyprawę po korzenie do Doliny Roztoki, gdzie na południowych zboczach rosły najpyszniejsze zioła. Szybko zorientował się, że w domu nie ma Grzegorza.

-Czyżby poszedł ?- przemknęło mu przez myśl. Wyszedł przed dom. Czuć było poranny chłód i nocną wilgoć. Mgła poranna trzymała się jeszcze dobrze. Rozejrzał się wokół. Na nieodległym głazie dojrzał sylwetkę syna. Grzegorz nieruchomo patrzył na północ. Nie mógł nic widzieć. Mleczna zasłona ogarniała całe Regle i Podhale. Tata świstak podszedł blisko i spojrzał w szkliste oczy syna. Czy to skraplająca się rosa , czy…..? Znał swojego syna i wiedział, że teraz to tylko może mu pomóc w tym, co sobie obmyślił. I choć do końca nie rozumiał intencji Grzegorza, to intuicyjnie zgadzał się z nim. Poklepał go przyjaźnie po ramieniu i powiedział : - Choć do domu , porozmawiamy.

Uważny czytelnik domyśli się zapewne o czym rozmawiała i co robiła świstacza rodzina przez najbliższe godziny. Koło południa Grzegorz, starannie wyekwipowany, był gotowy do drogi.

TEKST I ZDJĘCIA: Wagabunda Leon

CDN...

1 komentarz

Irena
2013-11-30 21:52
O ! ! ! TATRY ! ! ! Czytając i oglądając powędrowałam myślami po Tatrach-których pasma przemierzyłam, kilkadziesiąt lat temu. Dzięki Autorowi za piękne zdjęcia i opisy - a szczególnie za bajkowy opis o relacji ze świstakiem. Wiele górskich zwierzaków spotkałam, nawet niedźwiedzia, nigdy nie pomyślałam jednak, że można z nimi nawiązać osobową relację. Podziwiam fantazje Autora !

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych