Jesteś tutaj: Strona główna / BAJKI Leona Wagabundy DLA DZIECI I DOROSŁYCH - Bajka o Świstaczku cz. IV

BAJKI Leona Wagabundy DLA DZIECI I DOROSŁYCH - Bajka o Świstaczku cz. IV

2014-02-08

Rozdział 11. Jak uczył się Grzegorz ? Popularność.



W kolejnych dniach Grzegorz przyzwyczajał się do życia szkolnego i rodzinnego. Uczył się powoli ale dokładnie. Największą trudność sprawiało mu pisanie. Jego łapka nie była naturalnie przystosowana do pióra, ołówka czy długopisu. Pierwsze litery wyglądały jak wielkie zygzaki i zajmowały zwykle całą stronę. Ale w połowie września było znacznie lepiej bo ćwiczył wytrwale, często późno wieczorem gdy Jędrek i Wojtek już smacznie spali. Z rachunkami też sobie nieźle radził. Przypominały mu się strome łąki na Kozim Wierchu pełne jakby rozrzuconych kamieni. Często siadał na najwyższym z nich i zliczał te mniejsze, podziwiając figury geometryczne, które tworzyły. Na lekcjach śpiewu nie mógł się wykazać bo dźwięki, które wydawał, nijak nie pasowały do tęsknych góralskich zaśpiewów. Ale słuchał tej muzyki z przyjemnością i wtedy wracały do niego obrazy rodzinnych stron, bo tamuzyka właśnie tak mu się kojarzyła. Za to rysunek był jego żywiołem. Kiedy opanował już uchwyt ołówka lub kredki rysował i malował z rozmachem. I pojawiały się w tych rysunkach i malowidłach tatrzańskie granie. To Szpiglasowy, to słowacki Gerlach albo Kasprowy lub wielkie stawy w dolinie. A przy nich ledwie punkciki turystów na okalającej je ścieżce. Za swoje prace otrzymywał najwyższe oceny a wybrane rysunki od razu pojawiły się w szkolnej gablotce wyróżnień. Wychowawczyni nawet powiedziała, że pojadą na wystawę do Krakowa.*Wieść o tym, że świstak zamieszkał w Murzasichlu rozniosła się lotem błyskawicy po okolicy. Coraz więcej ludzi obserwowały dom na Budzowym Wierchu i okolice szkoły. Początkowo dyskretnie, z czasem gromadnie z naturalną w takich sprawach ciekawością. I byli to mieszkańcy wioski i okolic a także turyści, którzy mimo jesieni licznie jeszcze przebywali na Podhalu w tej góralskiej uroczej i popularnej miejscowości. Popularność Grzegorza rosła z dnia na dzień. Aż pewnego październikowego dnia zjechała telewizja. Co to się działo ? Rozpoczęły się wywiady, rozmowy i cały ten medialny szum. Grzegorz jeździł do zakopiańskiego studia, nawet go kolejką zawieźli na Kasprowy. W wolnym momencie spojrzał na wschód, gdzie na horyzoncie we mgle majaczyły znajome mu góry. Tam gdzieś wśród skał jest jego dom i jego rodzina. Ścisnęło go wtedy w gardle, przełknął napływającą się do przełyku łzę. Odbył jeszcze jedną rozmowę przed kamerami z sympatyczną nawet dziennikarką i z westchnieniem poszedł do wagonika kolejki linowej aby powrócić do „codzienności”, którą sobie sam wykreował.

Rozdział 12. Co świstaki robią gdy zbliża się zima ?

W połowie października powiało mocno od gór. Powaliło w Murzasichlu kilka drzew, zerwało ostatnie liście z buków. Modrzewie odsłoniły swoje atrakcyjne kształty. Doświadczeni górale wiedzieli, że po tych wiatrach może przyjść już tylko zima . Istotnie. W ostatnią niedzielę przed Wszystkimi Świętymi w nocy zaczęło padać. Najpierw nieśmiałe pojedyncze płatki potem coraz gęstszy śnieg i wzmagająca się wichura z chłodem. Po dwóch dniach świat góralski okryła śnieżna pierzyna.Przebijanie się przez śnieżne zaspy okazało się dla Grzegorza bardzo trudne. Szkoła jednak czekała więc ruszał jak co dzień z tornistrem na plecach. A kiedy dotarł do celu był bardzo zmęczony. Na trzeciej lekcji, a były to rachunki, Grzegorz ziewnął dwukrotnie szeroko. Na czwartej wypadła mu z łapki w czasie rysowania kredka a gdy zabrzmiał dzwonek nasz sympatyczny Świstak spał w najlepsze. Czy jest chory? A może w nocy długo się uczył? – martwiono się w szkole. Sytuację szybko wyjaśnił Walek Łukaszczyk, toprowiec, który właśnie przyszedł po syna do szkoły. – Na niego już czas – stwierdził z budzącą uznanie pewnością siebie –zapada w sen zimowy.Drogę na Budzowy Wierch odbył już Grzegorz w wypożyczonych sankach z oparciem, ciągniętych przez braci Chowańców, opatulony w szalik i podrzuconą przez kogoś, derkę. Przed domem zatrzymali się a Wojtek pobiegł do mamy z nowiną. Gazdy nie było więc Hania wybiegła z chustą na głowie. Wzięła śpiącego i już wiedziała co ma robić. Weszła do stajni a chłopcy za nią. Na skinienie mamy Wojtek położył na skrzynię naręcze siana a Jędrek podłożył kolorową derkę, którą ojciec często nakrywał spoconego konia. Wymościli Grzegorzowi legowisko i ułożyli go delikatnie po czym okryli starannie. – Powinien mieć wygodnie – po cichu powiedziała Hania. Grzegorz nie uchylił nawet powieki. Wyszli na palcach. Wszystkie te środki ostrożności pewnie nie były potrzebne bo sen Świstaka był bardzo głęboki.

Rozdział 13. Boże Narodzenie

Zima tego roku była śnieżna i mroźna. Na początku grudnia dosypało porządnie śniegu a w przededniu Świąt Bożego Narodzenia to już była istna klęska obfitości. Do Murzasichla zaczęły zjeżdżać grupy turystów, ceprów, zwabianych co roku urokiem Tatr i klimatem góralskiego folkloru. Tradycyjnie przyjechali Niedzielscy aby nacieszyć się górami, spotkać znajomych, zjeść oscypka i przespacerować się na Cyrhlę do „Siedmiu kotów”.Udało im się dojechać samochodem główną drogą do wsi ale na Budzowy musieli dostać się pieszo, dróżką tą samą, którą przemierzał Grzegorz dwa razy dziennie do szkoły, zanim zawładnął nim wszechogarniający sen. Inne drogi wokół były zasypane.Dotarli z wielkim trudem z bagażami do znajomej i gościnnej chaty Chowańców. Męska część rodziny odbyła trasę trzykrotnie bo bagażu mieli jak zawsze jak na podróż polarną.Ulokowali się tradycyjnie w największej izbie, sprawnie napalili w piecu i poszli przywitać się z Hanią przy gorącej herbacie, którą gaździna przygotowała. Ponieważ rodzina była liczna i gwarna długo trwała wymiana nowinek i tych dobrych i tych nienajlepszych, które nagromadziły się w ostatnim roku. W zachowaniu Hani dało się wyczuć zniecierpliwienie maskowane ujmującym jak zawsze uśmiechem. Chciała już przejść do megasensacji ale Eleonorze przerwać nie było łatwo i gdy tylko usłyszała: - A co u was ? Odpowiedziała : - Mam wam kogoś ciekawego do pokazania w stajni.Wrzawa nie ucichła od razu. Hania nie rezygnowała. – Chodźmy na dół. Mamy tam gościa – świstaka……….Dopiero teraz zapanowała cisza. Do rozpalonych głów dotarło. Po chwili znów było głośno. Wybuchł entuzjazm. Chłopcy przekrzykiwali się w wyrażaniu swojego zdumienia i natarczywie prosili o wyjaśnienia. I już nic ani nikt nie mógł zatrzymać tej gromady. Rzucili się do drzwi. Hania, aby nie stracić inicjatywy, wybiegła pierwsza a wszyscy za nią przez zapasową kuchnię, schodami na dół. Kiedy byli już przed świstakową sypialnią Hania zatrzymała się i przykładając w charakterystyczny sposób palec do ust, wydobyła z siebie : Ci……ci……..ci.W rogu stajni za żerdziami odgradzającymi stanowisko konia, na skrzyni, uwite było legowisko okryte sianem. Dzięki wpadającym, nie wiedzieć którędy, promieniom, dało się zauważyć prześwitującą główkę świstaka. Można też było słyszeć miarowy, powolny oddech śpiącego. Wszyscy wpatrywali się w TO miejsce. Po chwili chłopcy zaczęli wymieniać szeptem uwagi, dał się też słyszeć cichy chichot. Świstak poruszył się lekko, przekręcił na drugi bok. Jedno oko otworzyło się ale kiedy zapanowała ponownie cisza, zamknęło się. Wszyscy zrozumieli, że trzeba wyjść aby nie przerywać tego zimowego odpoczynku.Odwiedzali jeszcze Grzegorza kilkakrotnie po cichutku ale głównie oddawali się zajęciom turystycznym i rozrywkowym. Były narty, były wyprawy w góry wysokie. Weszli na Małołączniaka, Leon z Damianem sforsowali z przygodami Krzyżne do Doliny Roztoki. Sylwester hucznie przy ognisku na Cyrhli, gdzie dowiozły Niedzielskich i całe pozostałe towarzystwo góralskie sanie. Po Nowym Roku trzeba się było zbierać. Po wyjeździe gości w domu Chowańców zapanowała cisza. Czytelnik domyśli się, że to naszemu Świstakowi najbardziej odpowiadało.Rozdział 14. WiosnaPierwsze oznaki wiosny są w górach inne niż na nizinach. Śniegu jest ciągle dużo, kręcą się wszędzie narciarze ale dzień coraz dłuższy i tylko inny zapach powietrza. Jak trafi się słoneczny dzień, a trafia się często, to na południowych połaciach dachów śnieg znika to zsuwając się, to topiąc. Nocami roztopy przymarzają ale rano znowu zwycięża słońce. Górale, jak wszyscy, czekają na wiosnę ale mają więcej cierpliwości bo gdy w Wielkopolsce lub na Mazowszu zaczynają kwitnąć bzy, to w górach jeszcze drzewa gołe. Na szczęście smreki są zielone bo byłoby smutno na świecie.Jeszcze przed Wielkanocą, w początku kwietnia, słońce przygrzało mocniej. Nawet w stajni zrobiło się ciepło i parno. Hania jak co dzień doglądała swoją zwierzynę. Zawsze jak gdyby od niechcenia spoglądała w kąt, który zajmował na zimowy sen Grzegorz. Choć niewiele spod siana było widać to wyczuwała obecność świstaka, ale w tym dniu dziura była jakby głębsza i ….pusta. Rozejrzała się dookoła. Przyzwyczaiła wzrok do panującego półmroku. W pobliżu schodów do kuchni stał Grzegorz i uśmiechając się po świstkowemu oczekiwał na zaproszenie do domu.

2 komentarzy

Taka Jedna
2014-04-22 21:48
Tak, tak. Jak świstaki, to tylko na Kozim Wierchu- sama widziałam takiego jednego. Wyraźnie czekał na fotki, tak się ustawiał, wyginał , czyścił, że hej.Może to był Grzegorz? Nie zapytałam. A kozice to się uwielbiają bawić w chowanego z turystami- też widziałam. Jadły sobie spokojnie trawę ( ja wbita w skały prawie nie oddychałam), a jak tylko mijali je ludzie , to chowały się za taką obwisłą skałę i nikt nie wiedział, ze tam są. Po chwili, jak już ludzie sobie poszli ( a ja dalej tkwiłam nieruchomo) wychodziły i pasły się spokojnie dalej. Trwało to dobrych kilka godzin. Ubawiłam się jak nigdy. Za to misiu odegrał przy schronisku Dolina Roztoki popis jak w Bolku i Lolku, gdy wyjadał jedzenie ludziom.Cudowne obrazki do mnie wróciły- dziękuję
Sara
2014-02-15 21:04
Najczystsza śnieżna - jasna przestrzeni ! , jakże tchnieniem miłości się stajesz ? gdy falą różaną nadziei horyzont żegluje w bez-pamięć . I dotknąć ile zdołasz ?, ostrzem lodowatym serca, gdy błękit ciemniejącego nieba nade mną ciszą przebiega. Ile zdołasz wymilczeć ?, ile wyśnić myślą nie raniąc nikogo, gdy bezmiar w oczy napływa, słońce wciąż wstaje na nowo. O !, dajesz mi radość co nie minie, różę białą - szczyt górski, wiary nocą koisz niepokój .

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych