- Szpital- Taka Jedna
2015-07-07
Szpital udekorowany pięknymi zdjęciami- obrazami z całego świata. W sali, w której leżę,patrzą na mnie roześmiane oczy Tybetańczyków, na drugiej ścianie kobieta w sari przy jakiejś świątyni. Indie lub Nepal- myślę.
Właśnie- Nepal.
Myśli uciekają błyskawicznie w tę stronę.Przed oczyma pojawiają się twarze spotkanych tam ludzi. Niektórzy-bliższa znajomość,inni- przelotne spotkania.
W drodze mała dziewczynka pokazująca ranę na kolanie, cała gromadka dzieci wypełzających z ubogiego domu na wołanie starszej siostry( idą turyści, dają lizaki i długopisy- nie rozumiem tego wołania, ale się domyślam, bo maluchy z uśmiechem przemieszczały się w naszym kierunku, wyciągając rączki).Mała dziewczynka i chłopiec z radością piszący w zeszycie , na kolanach, kolorowym długopisem, który otrzymali przed chwilą od przechodzących. Dziewczynka skryta za drzewem- miałam ostatni, żółty długopis- ona nie miała zeszytu,zaczęła pisać ze skupieniem na dłoni jakieś wzory?litery?Chłopiec z zajęczą warga, ukryty w domu, bo uważany w wiosce za takiego, którego trzeba izolować. Dwaj staruszkowie- mąż i zona- handlujący wyrobami z metalu- przychodzący do wioski, przez którą przechodzą turyści z bardzo daleka, aby coś sprzedać.
Młoda Tybetanka, w brzuchu matki uciekła z Chin, z Tybetu- bo rodzice chcieli, aby ich dzieci mogły się uczyć.Siostra uciekła niesiona na rękach ojca. Im się udało. Ilu zostało tam, wysoko na przełęczy? Czy wiecie, ze chińscy żołnierze zabawiają się strzelaniem w nogi uciekinierom? Potem ich tylko...zostawiają tam, gdzie upadli.Przełęcz, droga do wolności, usłana trupami tych, którym się nie udało.
I wiele jeszcze, wiele twarzy przesuwa się przed moimi oczami.
Dwa dni wcześniej komunikat- trzęsienie ziemi w Nepalu. Mnóstwo ludzi zginęło, zniszczone domy, zabytki....
Oglądałam już po szpitalu zdjęcia w internecie szukając na nich znajomych twarzy, tych co ocaleli.Przerażające, na tych schodach, przy tej świątyni siedziałam. Teraz to sterta gruzu. I zaraz pojawia się obraz żebrzącej dziewczynki, której kupiłam jedzenie. Czy przeżyła? Na rękach niosła małego chłopca? może brata? A co z nim?
Ale to później, już po wyjściu ze szpitala.
Tymczasem czekam na operację i myślę o tych ludziach. Czy przeżyli, czy mają się gdzie podziać? Wiem jaka tam bieda.
Modlę się za nich.Otwieram oczy- widzę te piękne fotki, potem znów napływają twarze tych ludzi, znów się modlę.
Po operacji budzę się w innej sali- kroplówki, aparaty, pielęgniarz, obok jakieś osoby. To migawki, bo znów odpływam.
W końcu sali leży jakaś kobieta- urywane rozmowy, migawki pojawiających się osób, jej cichy szloch...Cichy, cichutki...a jednak go słyszę. Nie mam siły, aby z nią rozmawiać.Aby dać jakiś znak,może pocieszyć.
W moim umyśle z tych strzępów które widzę, z cichych słów, które do mnie docierają, buduje się obraz jej sytuacji.
Urodziła dziecko,chore. Bardzo chore i chyba jej pierwsze.
W pewnej chwili,gdy otwieram oczy, widzę ją siedzącą, na piersiach błyszczy krzyż.W innej chwili słyszę fragmenty rozmowy z lekarzem. Stan dziecka poważny.
Innym razem widzę pochylonego przy niej mężczyznę. Słyszę jak mówi- Damy radę- i gdy wychodzi- Zostań z Bogiem-całuje ją w czoło.
Więc teraz się modlę za nią,za jej dziecko, jej męża.Odpływam i wracam, po to aby rozpoczynać się modlić, nie zawsze docieram do końca modlitwy.
Wracam na salę, znów zdjęcia i wspomnienia ludzi z Nepalu.Znów jest się za kogo modlić. I za moje dzieci, które zostały w domu. Zwłaszcza za tych "trudnych" chłopców, którym nie potrafię już pomóc. W każdym razie tak po ludzku, bo pozostaje modlitwa.
W tym wszystkim mój ból przestaje się liczyć.
Bóg posyła nam wiele sytuacji, w których możemy komuś pomóc- sławnie modlitwą.
Nie wiem jak skończyła się historia tej kobiety, jej chorego dziecka.Nie wiem ,czy wszyscy z Nepalu,których pamiętam, przeżyli. tylko od części, niewielkiej mam informację. Stracili wszystko co posiadali, oprócz życia.
Oczywiście, jak tylko byłam w stanie się poruszać włączyłam się w akcje pomocy.
Co z resztą- nie wiem. Zostawiam to Bogu. Ufam,ze jeśli zginęli, są już przy nim.Jeśli żyją, Bóg postawi na ich drodze dobrych ludzi, od których otrzymają pomoc.
Wiem,że dobrych ludzi jest na świecie więcej, tylko zło jest głośniejsze, dlatego wydaje się czasem, że przeważa.
I na koniec jeszcze jedna refleksja. Szpital mieści się w dawnym klasztorze.W czasach wojny było tu gestapo, potem katownia UB. Ludzie cierpieli tu i umierali. Teraz to szpital, pomaga się tu ludziom.
Czasami w gorące noce, gdy było otwarte okno, słychać było krzyki kobiet z pobliskiej porodówki. Myślałam- zatoczony krąg- tu odbierano życie, teraz rodzi się życie. Obmodlone mury- bo kiedyś klasztor , a i w czasie katowni niejeden się pewnie modlił.Więc dobro zwycięża.
A tak często zapominamy o sile modlitwy.
Taka Jedna.
2015-07-14 12:28