Jesteś tutaj: Strona główna / Z NOTATNIKA SIOSTRY JASI CZ. II Góra Św. Anny 1984 r.

Z NOTATNIKA SIOSTRY JASI CZ. II Góra Św. Anny 1984 r.

2014-10-28

VI PIELGRZYMKA MŁODZIEŻY

Góra Św. Anny - Częstochowa 1984 r.

wcześniejsze pielgrzymki

 

zdjęcia wyświetlają się po kliknięciu:

 


W przededniu Święta, Wniebowzięcia NMP podano w  Dzienniku TV, że Od Opola podąża w kierunku Częstochowy duża grupa „narkomanów - głodnych, wynędzniałych,  obdartych, prowadzi ich ksiądz z Wrocławia". Wiadomość ta dotarła do nas , gdy byliśmy jeszcze w drodze. Czyżby mowa była o naszej pielgrzymce? - Zastanawiamy się.
… Narkomani?  Nie można zaprzeczyć, że są. Ale też nie można uogólniać.
W liczbie przeciętnie ok. 700 uczestników jest kilkudziesięciu uzależnionych, nie biorących i, biorących. "Nie więcej, jak 10%... Dalsze 10% to młodzież ucząca się  na wyższych uczelniach - studenci KUL i innych uczelni. Najwięcej jest młodzieży uczącej się w szkołach średnich: liceach i technikach, w szkołach zawodowych i sporadycznie w szkołach podstawowych. Jest także młodzież pracująca. Ok 5%. przyznaje się, że nie uczy się, ani nie pracuje, ale zamierza to robić.
- Wynędzniali, głodni?  Nie ma żadnych podstaw by tak sądzić. Pielgrzymka jest dostatecznie zaopatrzona we własną żywność, głównie z darów: mleko, ryż, cukier, margarynę, masło, dżem, konserwy. Kupujemy bieżąco  potrzebną ilość chleba, posiadamy pełne własne wyposażenie kuchenne , musimy jedynie korzystać z cudzych palenisk.
- Obdarci? I tu nie można uogólniać. Można by tak określić niektórych, lubujących się w tego typu ekscentryczności  w ubiorze i manifestujących tak swoją pogardę dla  wszystkiego co narzucone, powierzchowne, formalne, materialne, swoją odwagę bycia innym.
- Ksiądz z Wrocławia? Chodzi zapewne o Andrzeja -rozpoczął swoją pracę salezjańską z młodzieżą nieprzystosowaną we Wrocławiu, ale od 7 - miu lat jest w Przemyślu.
Mimo, że tyle informacji TV nie pasowało, nie mieliśmy wątpliwości, że chodzi o nas. Nie było w  tym czasie na tej trasie żadnej innej grupy młodzieży o podobnych cechach. Nie miał też widać wątpliwości Ks. Biskup z Opola, który chcąc poznać prawdę, szukał jej potem w opiniach księży proboszczów w parafiach, gdzie zatrzymywaliśmy się na nocleg.
To, że obraz pielgrzymki w relacji telewizji był  tak skrajnie negatywny, nie powinno nikogo dziwić. Nasze środki masowego przekazu rzadko przedstawiają fakty prawdziwie, szczególnie, gdy dotyczą one zjawisk społecznych z dziedziny życia religijnego.


Jak było naprawdę?


Było nas na początku ok. 750 osób, prawie dwukrotnie więcej, niż  w roku ubiegłym. Na  Górę Św. Anny tłumnie przybyła młodzież z Jarocina, zachęcona przez Andrzeja. Kto chciał. Mógł być w  tym  roku  i w Jarocinie i na pielgrzymce, terminy z sobą nie kolidowały. Odległość do Częstochowy 162 km można przejść w 9-ciu dniach, czyli od 5-go do 14 sierpnia niemal spacerkiem.


O wyborze miejsca zlotu zadecydowała młodzież niemal spontanicznie:  „Góra Św. Anny” –  Miejsce święte, niezwykle atrakcyjne, znane z wielu odbywających się pod gołym niebem w tamtejszym amfiteatrze koncertów.  Miejsce „ufnej modlitwy i nadziei”, jak je określił Ks. Bp. Ordynariusz Opolski, przemawiając na powitanie Ojca Św., który przybył w ub. roku  na G. Św. Anny z wizytą w czasie swojej drugiej wizyty do Polski.  Spełnione zostało przede wszystkim, główne kryterium wyboru – sanktuarium. Tu na tej górze nosi ono miano sanktuarium św. Anny Samotrzeciej, centralne sanktuarium na Śląsku i Opolszczyźnie, jedno z najsławniejszych w kraju.
Św.  Anna jest w nim czczona od pięciu stuleci i otoczona miłością pokoleń jako Matka i Matka Matki Syna Bożego. Ta treść zawarta jest figurze wyobrażającej Maryję wraz z Synem w  objęciach swej Matki – Św. Anny.
Miejsce to urzeka pięknem. Wysoko na górze skąd roztacza się szeroko widok na okoliczne lasy, łąki i pola, wznosi się franciszkański kościół - bazylika. Droga do niej prowadzi uliczkami pnącymi sią ku górze, wśród ślicznych domków, przyciągających wzrok malowniczością starannie uprawianych kwiatowych ogródków i przydomowych sadów. Raj dla hippisów… Czy można się dziwić, że zwisające poza -parkanem gałęzie drzew owocowych, zostały w tym czasie ogołocone?


Dzień 4  sierpnia  poprzedzający wyjście jest upalny. Wciąż  przybywają, nowe grupy. Wszyscy lokują się  w  cieniu drzew, w rejonie amfiteatru trwają zapisy i pobieranie opłat. Jest to konieczne , bo dotacji żadnych pielgrzymka nie otrzymuje. Oficjalnie każdy powinien wpłacić 800 zł, w rzeczywistości - ile kto może.  Zapisy wykazują: na 700 przeciętnie uczestników 66 osób wpłaciło po 800zł, bo po 1000zl – 22osoby. jedna nawet 5.000 zł. 340 osób poniżej 800 zł. w  różnej wysokości: od 500 zł. do 50 zł. pozostali, stanowiący blisko 40% ogółu nic. to głównie młodzież przybyła z Jarocina, są bez grosza, średnia wpłata na osobę wyniosła 276 zł. "Na cel Bogu miły pieniądze zawsze się znajdą" - zwykł mówić Andrzej. Św. Jan Bosko podejmował gigantyczne dzieła, mając zaledwie kilka soldów w kieszeni. Trzeba mieć wiarę. Andrzejowi tylko wiadomo, jak wystarczyło pieniędzy na wszystko: chleb do syta, transport, tuby…. Nikogo się nie wyklucza z powodu nieopłacenia, ale całkiem gładko też mu to nie przychodzi: postarajcie się choć symbolicznie, możesz zarobić "wysępić’’… W niektórych znajduje to oddźwięk, często jedni płaca za drugich. Są tacy, których nie można przekonać o potrzebie wpisywania się. Chcą być anonimowi albo manifestują swoją odrazę do jakichkolwiek przejawów biurokracji.”Co za bzdury na co to komu"... Mówi  jeden, szczególnie „zbuntowany”. Szedł z  nami oczywiście do samej Częstochowy  jako tylko "Kuba”. Idziemy  i w tym roku bez zezwolenia, przekonani, że uda nam się jak rok temu,  z 'Piekoszowa.  Jednak " cud zdarza się raz.” - Przyjdzie nam się o  tym wkrótce przekonać. I choć wszystko skończyło się szczęśliwie nie wolno nam było nie docenić pewnych doświadczeń i wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość.

Scena amfiteatru wyłożona  drewnianą podłogą służy nam jako świetne miejsce noclegu pod gołym niebem. Noc poprzedzająca dzień wyjścia. Jest pogodna. Usiane gwiazdami niebo zapowiada pogodny dzień.

 

05.08 Etap I - Góra Św. Anny - Sucha - ok. 13 km.



Była to niedziela. wciąż jeszcze ktoś przybywał.  Każdy spędzał do południa czas po swojemu. "na luzie". Kto chciał udał się na Mszę św. do bazyliki. Nasza wspólna Msza św. miała być dopiero w Suchej. Wyruszyliśmy w drogę po południu, w jednej kolumnie, z obrazem Jezusa Miłosiernego na czele. Szliśmy z zapałem, z entuzjazmem, ze śpiewem. Grupa jest bardzo duża - ok. 750 osób. Na trasie kapłan jeden - sam Andrzej. Liczy na pewną pomoc kapłańską w parafiach. gdzie będziemy się zatrzymywać. Są tu z nami przyjaciele Andrzeja i młodzieży, towarzyszący nam corocznie klerycy franciszkańscy: Borys i w tym roku Manfred oraz diakon Witek TJ. Jest też Olek z Czechosłowacji z nieodłączną gitarą, autentyczny pielgrzym. Emanuje z niego żar wiary. Szczęśliwy, że go puścili do Polski, niezmordowanie gra i śpiewa, skupia koło siebie innych, uczy wszystkich nowych, krótkich tekstów, o głębokiej treści liturgicznej, w formie kanonów.
Ks. Proboszcz w Suchej przyjął nas serdecznie - otworzył kościół na wieczorną Mszę, wskazał dom, gdzie możemy gotować, miejsca kwater. Jest już ciemno, gdy odprawia sia nasza Msza Św. Ktoś składa swój dar na ołtarz: wyrzeczenie się przez okres pielgrzymki palenia papierosów. Ktoś drugi, przyrzeka powstrzymać się dwa dni, na razie, może wytrwa w tym dłużej. Inny postanawia do końca pielgrzymki nieść swój bagaż na plecach - Takie głosy budzą nadzieję… Nasze pojawienie się na tym terenie jest czymś nowym, nieznanym. W zrozumiałym zainteresowaniu, jakie musi budzić duża grupa młodych ludzi o ekscentrycznym wyglądzie i odmiennym od powszechnie przyjętego stylu bycia, więcej było chłodnej ciekawości i dezaprobaty niż woli zrozumienia i życzliwości. Niektóre zachowania młodzieży budziły wręcz sprzeciw i były fałszywie przyjmowane. np. znak pokoju, którym w czasie Mszy św. obdarzają się wszyscy w sposób wyrażający bardzo emocjonalnie, spontanicznie poczucie wspólnotowej więzi i braterstwa, Dopatrzono się w nim bardziej cielesności niż duchowego kontaktu.


06.08. Etap II - Sucha - Kadłub – ok. 10 km.


Do Kadłuba przyszliśmy po południu i przy pięknej pogodzie. Przyjęły nas tu gościnnie  siostry franciszkanki prowadzące zakład "Caritas"-u dla dzieci upośledzonych. 'Było nam tu jak w raju. Nasza "kuchnia" świętowała. Siostry  nakarmiły do syta wspaniałą zupą, gotowały herbatę. otrzymaliśmy na terenie zakładu  nocleg w nowym, nie wykończonym jeszcze budynku bez podłóg, ale siana by można było tam spać, nie żałowano. Udostępniono nam kryty basen z ciepłą wodą. Możność korzystania z niego ujawniła stosunek hippisów do nagości swoich ciał - naturalny, nieskrępowany normami obyczajowymi, zupełnie pozbawiony prostactwa i perwersji. U podstaw ich filozofii życiowej tkwi marzenie powrotu do natury. Mają odwagę, na ile tylko to możliwe, marzenie to urzeczywistniać. Ciało jest doskonałym tworem samego Boga. Człowiek, zanim popełnił grzech, żył szczęśliwie w Raju, nie widząc swojej nagości… Taka postawa szokuje otoczenie, budzi zrozumiały sprzeciw i zgorszenie. działanie nie dopuszczające do wspólnej kąpieli. I tu nie można uogólniać. Dotyczyłoby to nielicznych jednostek, ale już tak jest, że zachowanie jednostki negatywne najprędzej jest zauważane, zwłaszcza u pielgrzymów.
Pobyt w Kadłubie daje jednocześnie okazję do ujawnienia cech młodzieży  -  pozytywnych,  budzących powszechną sympatię i podziw. O jednej z nich szczególnie, wspólnej niemal wszystkim, powie Ojciec Kapelan Zakładu stwierdzając, że nigdy przedtem te upośledzone, kalekie dzieci nie były tak szczęśliwe, jak za naszego pobytu. Nikt jeszcze z nimi tak się nie bawił, nie dał im tyle radości, nie okazał im tyle serdecznego zainteresowania, co ci "długowłosi". "oberwańcy". Zakład "Caritas-u w Kadłubie spełnia najwyższe wymagania  norm opieki społecznej w stosunku do dzieci upośledzonych. Ofiarnie pracują tu Siostry. Dzieci są odwiedzane przez swoich rodziców, krewnych, zwiedzających zakład. Krótkie, oficjalne, obowiązkowe wizyty. Odwiedzający zachowują się często ze źle ukrywaną odrazą, szybko opuszczają to miejsce. To, czego dzieci doznały od hipisów, nie dał im jeszcze nikt. To była miłość. Bogato wyposażony plac zabaw dopiero teraz stał się Rajem. Ta młodzież, bardzo wrażliwa, głodna miłości, bardzo reaguje na czyjąś niedolę. Sami słabi, czują potrzebę okazania pomocy istotom słabym, bezbronnym, niesprawnym. Prawdopodobnie jednak, jak wszystko u nich spontaniczne, tak i to zachowanie nie trwałoby zbyt długo.
Jest 6 sierpnia, rocznica Hiroszimy. Wieczorem odbywa się spotkanie o tematyce pokojowej. Młodzież spod znaku "pacyfki" pamięta zawsze ten dzień. Ci, co na naszym spotkaniu są po raz pierwszy, mają okazję zapoznać się z historią pacyfki, która oczywiście nam towarzyszy i na tej pielgrzymce.
Zaczynają się pierwsze kłopoty. Nieoczekiwanie kierowcy dwóch samochodów, wynajętych w Opolu do przewozu naszych bagaży, wycofują się. Stawiają nagle nadmiernie wygórowane żądania. Po uregulowaniu zapłaty za dwa dni rezygnujemy z ich usług. W problemie transportu pomógł nam tu bardzo O. Franciszkanin, który na motorowerze załatwił nam traktory na następny dzień. Późnym wieczorem wyłonił się problem o wiele większej wagi. Nie trzeba było się łudzić – nieuchronny. Jak próbowano sobie z nim radzić, dowiadujemy się z relacji brata Borysa, podanej tu w dosłownym brzmieniu:
- Andrzeju za barakiem jest pole makowe!...
Twarz księdza zbladła. W baraku Caritasu prowadzonego przez siostry franciszkanki nocowało około 700-set pielgrzymów, hipisów. Wśród nich było kilkudziesięciu niebiorących i biorących narkomanów. Sytuacja była poważna, takiej pokusy niejeden nie wytrzyma…
- Co zrobić?...zapytał zrozpaczony.
Zapadła chwila milczenia. Przerwał ja Ted, były narkoman.
- Po prostu trzeba na polu ustawić obraz.
- Co ty powiesz…- zwrócił się ksiądz z iskierką nadziei w oczach.
- Oczywiście. Moglibyśmy ustawić straże, ale nie zdołają upilnować, Jeśli jednak zobaczą obraz to nikt się nie odważy. Naprawdę, kto może ich powstrzymać jeśli nie sam Jezus.
Obraz przedstawiał Jezusa Miłosiernego. Jest on od kilku lat godłem hipisów – katolików. Od kilku lat Jezus Miłosierny opiekuje się swoim ludem a lud do Niego właśnie ucieka się w chwilach niebezpieczeństwa. Pielgrzymi niosą obraz na czele grupy, zwrócony często frontem do pielgrzymów. Pobudza w ten sposób ufność, budzi wiarę na podobieństwo biblijnego węża wywyższonego przez Mojżesza w drodze do Ziemi Obiecanej.


07.08. – Etap III Kadłub – Grodzice – ok. 15 km.


Ranek był chmurny. Wstawanie szło bardzo opornie. Niejednego trzeba było wyciągać z miękkiego siana. Wołanie na poranną Mszę wydaje się być czasem „głosem wołającego na puszczy”, jest chyba ze stu takich, do których nie dociera. Momentalnie nasuwa się pytanie: po co tu przyszli? Dla zdrowo myślącego człowieka to jakaś z ich strony pomyłka, niekonsekwencja. Trzeba choć trochę poznać tych młodych ludzi, żeby nie dać się ponieść nerwom i próbować do nich dotrzeć. To temat ogromny, zbyt rozległy by go rozwijać. Podstawowe kryterium to zasada: Każdy ma szansę- do końca pielgrzymki. „Wystarczy, że jesteście młodzi, aby was kochać…” te słowa św. Jana Bosko są chyba najbliższe sercu Andrzeja. Siostry zrobiły śniadanie. Płatki owsiane na mleku. Nagotowały tak dużo, że wszyscy najedli się do syta i jeszcze dwa gary powędrowały do chlewika. Staramy się maksymalnie, żeby nie dać powodu do opinii w rodzaju.  Zostawili tylko smród i bałagan. Zatkali muszle itp. Borys usiłuje mobilizować ludzi do przywrócenia porządku i czystości w ustępach. Są w opłakanym stanie. W końcu robi to prawie sam.
Na trasę wyszliśmy późno. Zbiera się na deszcz. Kuchnia i Borys  wyprzedzają całą grupę  by w Grodźcu  było wszystko  przygotowane na jej  przyjście.
Ks. Proboszcz jest nieobecny  ale wie o nas.  Przy plebani  udostępniono nam salki na przygotowanie posiłku. Na zewnątrz budynku są umywalki z bieżącą wodą i ustępy , Grodziec leży na szlaku pielgrzymki opolskiej, która tu się zatrzymuje - więc takie zaplecze sanitarne jest niezbędne , Tuż obok, w ogródku, dom SS Felicjanek. Siostry dysponują wspaniałymi kotłami, które błyskawicznie dostarczają gotowanej wody na herbatę i same chętnie śpieszą z wszelką pomocą.
Nim nasi dotarli, spadł ulewny deszcz. Usiłowaliśmy - nas kilkoro z Borysem na czele, uchronić przed zmoknięciem bagaże złożone w wysokiej stercie po drugiej stronie szosy. Zniknęły ze salek foliowe nakrycia stołowe, pośpieszyły z pomocą siostry. wysiłek był niewspółmiernie duży do efektu. Bagaże. zwłaszcza warstwy wierzchnie, przemokły, mimo błyskawicznej akcji  Borysa, który zrzuciwszy habit, w slipkach tylko kapał się w strugach deszczu, rozciągając donoszone mu folie.


'Na trasie grupa rozciągała się w 4 -rokilometrowy "ogon". Było dużo różnych dyskusji, najwięcej na temat religii wschodu. Idąc przez las zbierali grzyby, których było mnóstwo; Ich też dosięgła ulewa. Na przybyłych przemokniętych, czekały już kanapki, gorąca herbata. Po kolacji  rozeszli się na kwatery, ale dużo osób pozostało w salce, przy doskonałej herbacie i gitarze. Było ciasno, ciepło i przytulnie, wspólnotowo.
Znaleźliśmy wreszcie kierowcę , który za niewysoką cenę podjął się służenia nam swoją wywrotką do końca drogi. Był nam życzliwy i wyrozumiały. Wywrotkę odpowiednio dostosował do przewozu bagaży, Zwiększając jej pojemność , lecz i tak musiał dwa - trzy razy obracać by wszystko przewieźć. Zorientowawszy się, podwyższył żądaną zapłatę -przy czym sam zaproponował zaczekać z wszelką zapłatą do 8.7. do całkowitego ukończenia przez nas pielgrzymki , by nam nie brakło pieniędzy na chleb kupowany w ilości 220 dużych bochenków dziennie. Powiedział nam potem, że woli naszą pielgrzymkę od opolskiej; "długowłosi są naturalni, bezpośredni i niewymagający, w przeciwieństwie do tamtych , którzy "robią z siebie bohaterów i wszystko im się należy".

08.08– Etap IV – Grodziec – Osiek – ok. 17 km.


Po wczorajszym ulewnym deszczu ranek jest pogodny, słoneczny. Wszyscy w dobrym nastroju, szczególnie gdy kuchnia serwuje na śniadanie kakao – najprawdziwsze. Oldzik ze swoją gitarą i tu aktywny; przystają wokół niego chętnie, ucząc się nowego kanonu: „Crucem adoramus…”


Nie słychać by ktoś zachorował ale coś zaczyna się dziać wokół naszego punktu sanitarnego. Po poddaniu się jakiemuś zabiegowi, ten i ów paraduje w foliowym kapturku na głowie. Po prostu wszy. Początkowo występujące sporadycznie i wstydliwie ukrywane, stały się zjawiskiem dość częstym i uznanym niemal za epidemię, której ofiara każdy może paść. Oczywiście przy ofiarnej pracy naszej amatorskiej służby zdrowia szybko je zlikwidowano.
Na przeciwko naszej bazy – był sklepik spożywczy, niestety prowadzący również sprzedaż alkoholu.
Po nocnej Mszy św. w parafialnym kościele wyszliśmy na trasę w kierunku oddalonych o 15 km Zębowic. Blisko 40 osób zostało w Grodźcu pod różnym pretekstem. Odcinki drogi, które przemierzaliśmy były krótkie ale dla niektórych i te za długie. Jedni może rzeczywiście czuli się słabo, inni mało zaś od siebie wymagali. Mieli potem dojeżdżać albo „stopem”, albo naszym samochodem z resztą bagaży.
Nielegalność pielgrzymki zaczęła sprawiać kłopoty. Ks. Proboszcz w Zębowicach nie wpuścił nas do wsi. Czekaliśmy w lesie pod Zębowicami, dopóki nie wrócił Andrzej z glejtem. W lesie modliliśmy się żarliwie w intencji pielgrzymki, za nas samych i za tych od których los jej ma zależeć. W czasie tego postoju, Zenek, wróg nałogów, z kilkoma innymi prowadził akcję antynikotynową. Doszło nawet do konfiskaty papierosów u niektórych i ich publicznego spalenia. Wrócił wreszcie Andrzej z glejtem, który sprawił, że ks. Proboszcz pozwolił mu nocować w niedalekim Pruskowie. W drodze zdarzył się wypadek; dziewczyna wpadła pod motor. Na szczęście nic jej się nie stało, ale zaczęła interesować się nami milicja.

Zanim cała grupa dotarła do Pruskowa, nawiązano już tam konieczne kontakty. Okazało się, że wszechwładnym gospodarzem tego terenu jest Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna. Był tam już w lipcu nasz wysłannik „Dżek”, przygotowywujący trasę. Mieliśmy w planie Prusków jako miejsce noclegu. Rozległe pastwiska, niedaleko las, pokaźne zabudowania gospodarcze zdawały potwierdzać trafność wyboru. „Dżek” uzyskał zgodę, osoby jego zdaniem kompetentnej. Przewodniczącego gminy. Nie domyślał się jednak, że piastujący tak wysoki urząd człowiek pracuje jednocześnie jako ….stróż i jego zdanie nie będzie się liczyć. Dopiero teraz się wszystko ujawniło. W elegancko, po wielkomiejsku urządzonym gabinecie zebrał się tzw.  kolektyw: Prezes, Sekretarz POP, przewodniczący Rady Związkowej plus funkcjonariusz MO, by nam oznajmić, że tu nam zatrzymać się nie wolno. „Teren państwowy”. Przede wszystkim zaś – Co to za organizacja? Zezwolenie jest? Kim są ci ludzie? Dlaczego z całej Polski? Kto ich tu zgromadził? W jakim celu? Z czego żyją? A może są wśród nich przestępcy? Rcydywości? Poszukiwani? Dezerterzy? Jaki ta pielgrzymka ma sens? Czy warto? Gdy na postawione pytania otrzymali spokojną. Serio odpowiedź, która zdaje się rozjaśniła trochę mroki ich niewiedzy i zdawało się że zwyciężamy, padło koronne pytanie: jak sobie wyobrażacie rozwiązanie potrzeb fizjologicznych 700- set ludzi? Trzeba było zachować powagę. „Las niedaleko, zresztą…pożyczycie nam chyba parę szpadli i za 10 minut latryna we wskazanym miejscu będzie gotowa. Nie ma zgody. Może pan, jako gospodarz ternu wskaże nam, gdzie 700 –set ludzi może nocować? Przecież nie będą nocować na szosie. Wskazał na mapie Osiek – mała wioskę leżąca pod lasem, do której trzeba było dojść, skręcając przed Pruskowem na boczną drogę w prawo.
Ludzie w  Osieku byli zszokowani i zaskoczeni naszym przybyciem. I – jak ludzie – jedni pozamykali się, drudzy przyjęli na kwatery. Nie można było nigdzie we wsi znaleźć miejsca na złożenie bagaży, żywności, sprzętu. Kierowca naglił, bo musiał robić następną turę. Ktoś ze wsi pokazał w pewnym momencie leśniczówkę pod lasem. Pan leśniczy, człowiek młody, okazał zrozumienie. Pozwolił nam złożyć na ganeczku naszą żywność, ze stodoły wyprowadził przyczepę samochodową, robiąc nam miejsce na bagaże i nocleg. Na ściernisku rozbito namioty. Większość osób, które nie znalazły kwater w małej wiosce i czekały na swoje bagaże, tłoczyła się wokół leśniczówki. Każdy pragnie herbaty, lecz warunków do gotowania absolutnie tu nie ma. W sytuacji jaką wytworzyliśmy naszym przyjściem, otrzymujemy i tak bardzo wiele n.b. od jednostki państwowej. Żona leśniczego wraz z matką gotuje wodę na herbatę grzałką. Każdy po trosze w końcu otrzymuje. Przekroczenie progu domu wyraźnie zabronione. Trudno się dziwić, gdy przed domem taki tłum. Pan leśniczy wyjechał służbowo. Jego żona wyraźnie boi się długowłosych. Zaczyna znowu padać, robi się ciemno, na ganeczku już bardzo ciasno – nie pomieści wszystkich. Od podwórka słychać w stronę oświetlonego domu głośnie wołania: „Pani wie! My jesteśmy pielgrzymi! Nas należy przyjąć! Ugościć! Przepraszamy gospodynię za ten nieodpowiedzialny wyskok, sprawcę uciszamy.  Nareszcie zaraz wraca Andrzej. Zaraz robi się inaczej, cieplej, wraca poczucie bezpieczeństwa. I gospodyni tez zmienia ton. Tłumaczy się, że nie może przyjąć wszystkich w przytulnej kuchni gości Andrzeja z kilkoma innymi. Dzieci z zainteresowaniem przyglądają się gościom. Ktoś gra na gitarze i śpiewa. Wreszcie przyjechał samochód zresztą bagaży. Wszyscy mają nocleg – jest już bardzo późno i nic nie zakłóca spokoju wsi.


09.08. Etap V – Osiek – Wysoka – ok. 13 km. w następnym odcinku wkrótce...

23 komentarzy

Maro
2024-04-23 23:38
W tym samym roku 1984 szła też druga pielgrzymka hipisowska całkiem nielegalna z "Mateuszem". Milicja nas spisała dwa razy i potem szliśmy polnymi drogami i jeszcze trzeci raz nas zaskoczyli w lesie. Ludzie i księża w wioskach byli serdeczni i litowali się nad nami. Spaliśmy w szopach, stodołach.Byli ludzie z Głogowa, Bydgoszczy, Lublina... Czy ktoś też tam szedł? Pozdrawiam serdecznie.
koma70.70
2021-03-14 23:15
Gdzie można znaleźć resztę tej pielgrzymki?
Łada
2015-05-15 22:33
Na tej albo na następnej pielgrzymce Dylan naraził się Kwakiemu, bo robił na biwaku coś co musiał robić, a czego nie akceptował ani Kwaki ani kilka innych osób. Podczas Mszy doszło do burzliwej dyskusji, bo Kwaki poprosił, żeby Dylan opuścił Pielgrzymkę. Przeważyła opinia, że powinien dostać szansę, bo to przecież miejsce, gdzie spotykają się ludzie różnych dróg. Dylan założył tego dnia „radio Czarna Owca”. Nie miał siły targać stelaża z głośnikami, ale całą drogę śpiewał i grał. Kawałki, których nie powtórzę, ale miał teksty na każdą okoliczność. Ledwo żył, ale śpiewał... Radio Czarna Owca grało cały dzień. Nie zapomnę też wspólnego transu w piaskownicy i kąpieli na waleta, która strasznie wkurzyła Szpaka. To był kolorowy facet, którego ostatni raz widziałem w Częstochowie z małym kotem wyglądającym ciekawie z pomiędzy guzików zapiętej dżinsowej bluzy. hey
Tomek
2015-03-03 02:38
Oj Kuba - pozdrawiam serdecznie. Pokićkały Ci się lata:-) Z Lichenia było w 1985. W 2007 roku od kilkanustu lat nie mieszkałem w Inowrocławiu, a nawet od roku w Polsce. Co się u mnie dzieje.. żyję spokojnie jakieś 1500 km od Polski, wychowuję studiującego syna:-) (pokazałem wczoraj swoim dziewczynom w pracy moje zdjęcie z tej strony, stwierdziły, że zupełnie jak Igor, tylko włosy ciemniejsze, so impressed:-)), oprócz tego wychowuję dwie dużo młodsze od syna przeurocze dziewczyny. Wczoraj wiedziony wspomnieniami wpadłem na tą stronę, bardzo się wzruszyłem. Aniu, pozdrawiam również szczerze i bardzo ciepło. Oczywiście pozdrawiam niezapomnianego Cydona i oczywiście Andrzeja, który dla wielu z nas pełnił rolę ojca. Chyba jedyny w świecie przypadek wielodzietności w warunkach celibatu:-))
Andzia
2014-11-19 22:20
Kubuś Szczecin- wysłałam, teraz jest ok.
Kubuś Szczecin
2014-11-19 19:13
Andzia-nie wiem co jest z moim mailem ale spróbuj na kubasiatko@op.pl lub tutaj podaj swój a ja z komórki napiszę
Sara
2014-11-19 14:05
A ja nie byłam !
Sara
2014-11-19 11:37
Bylam na tej pielgrzymce
Andzia
2014-11-19 10:08
Kubuś ze Szczecina- czy podałeś prawidłowego maila? Wraca jako niepoprawny adres. Andzia
Kubuś Szczecin
2014-11-19 04:08
Andzia - co się dzieje z Dudinksem z Inowrocławia,szedł z pielgrzymką w 2007 roku z Lichenia - odpisz na maila kubasiatko@gmail.com.pl
Andzia
2014-11-18 22:48
Szłam w 86 ze Szczyrku. Po pielgrzymce napisano w jednej z gazet, że szli tam ludzie "nieprzystosowani i uzaleznieni"- jaką miałam "wojnę" w domu. Dopiero list od ksiedza Andrzeja wszystko zmienił. To były cudowne dni. Szukam ludzi (okolice Inowrocławia) z tamtych lat, bo niestety kontakt się urwał. Poznałam wtedy śp.Adama (Admiego).
Cydon
2014-06-27 16:43
Przepraszam, ja w kwestii formalnej ;) Od dawna razi mnie błąd w tytule tego tematu, a konkretnie data pielgrzymki z Góry św. Anny, która odbyła się w roku 1984, a nie w 86, jak jest błędnie podane w tytule. Zdaję sobie sprawę, że osoby prowadzące tą stronę nie miały w tamtych czasach nic wspólnego z naszym środowiskiem, jednak rzetelność historyczna była by wskazana, o co zresztą grzecznie proszę ;)
Ewa
2014-06-27 08:50
O...łza się w oku kręci. Byłam wtedy ,z Gory Św. Anny.Cudowny czas, cudowni ludzie-do dziś mamy kontakt. Dziś jestem poważnym(;)))psychologiem i moja córka też wybiera się na pielgrzymkę z Olomuńca...Historia lubi się powtarzać. pozdrowienia dla pielgrzymujących i dla Księdza Szpaka!
Piotr Kura;czako;
2014-06-17 01:07
Byłem w tedy-Pozdrawiam
Bono
2013-04-24 16:12
A to śpiewaliśmy chyba w 1988 r. - pamięta ktoś Bąbla ???? http://www.youtube.com/watch?v=PiKh5bjyz8M Fale Łaski z całego nieba w dół do samej ziemi z nieba w dół do samej ziemi z nieba w dół do samej ziemi z nieba w dół do samej ziemi płynie nieprzerwany strumień światła nie ma początku nie ma końca jaśniejszy niż księżyc jaśniejszy od słońca świeci noc i dzień i dzień noc i noc i noc i dzień i dzień i noc i nawet najciemniejsza ciemność traci przy nim moc i nawet najciemniejsza ciemność traci przy nim moc błogosławieństwo dla wszystkich dla każdego dla wszystkich dla każdego to płyną fale fale fale fale łaski fale fale fale fale łaski fale fale fale fale łaski fale fale fale fale łaski
Jarek S.
2013-04-15 14:46
To nie żart: ROSJA ĆWICZY ATAK ATOMOWY NA WARSZAWĘ: http://www.fronda.pl/a/rosja-cwiczy-atak-atomowy-na-warszawe-a-szef-bbn-mowi-ze-przeciez-wojsko-musi-cwiczyc-gen-polko-dla-frondapl-to-dzwonek-alarmowy,27529.html
Europa
2013-04-14 22:06
Panie Puniek, może pan ubezpieczyć zeszyt i cała jego zawartość w pakiecie majątkowym... Polecam się...
Monika
2013-04-13 19:45
Proszę o modlitwę za moją pięciomiesięczną córeczkę, która urodziła się chora.
PUNIEK
2013-04-12 20:00
PANIE EUROPA .CZY MOGĘ UBEZPIECZYĆ SWÓJ ZESZYT Z BLUESAMI NA WYPADEK KRADZIEŻY ? JEST WART WIĘCEJ NIŻ CAŁE MOJE MIESZKANIE I MOJE STARE NERKI ?
Europa
2013-04-12 14:52
Jestem uczącym się stale doradcą finansowym, obejmującym swym doradztwem zabezpieczenie majątku, aut i życia, również ubezpieczenie od wypadów i innych nieszczęśliwych zdarzeń. Jeśli ktoś miałby potrzebę wyjaśnienia różnych problemów związanych z ubezpieczeniem na przykład, to proszę o kontakt. Pozdrawiam cierpliwych. Kontakt: Jarosław Janisz jarr4@wp.pl tel. 731 113 186
szpaku11
2013-04-11 17:23
BYLI I TACY. WSPOMNIENIE Z PIELGRZYMKI Z GÓRY ŚW. ANNY. Siostra Jasia mówi do kilku ludzi z pielgrzymki. Rozpalcie ognisko a ja pójdę na wieś poszukać garów i jakichś artykułów, żeby ugotować zupę. Przychodzi po godzinie, pielgrzymka niedaleko a ogniska nie ma. Dlaczego jeszcze ognisko nie rozpalone? - pyta. A ktoś odpowiada: \"Drzewa nie było\"....
szpaku11
2013-04-11 17:15
Siostra Jasia, która oprócz dziennikarstwa była wtedy kucharką pielgrzymkową, jest obecnie po wypadku przewrócenia się na schodach. Nie wychodzi od kilku miesięcy z pokoju. Oprócz tego otwarła się jej rana na nodze z żylakami. Nie wybiera się na pielgrzymkę od 34 lat. Słusznie będzie się pomodlić o jej zdrowie. Chyba więcej pielgrzymek nie będziemy wpisywac na stronie, ponieważ szkoda jej twórczości - jeszcze na dawnej maszynie - i wszyscy mówią, żeby z tego powstała książka. Są tacy, którzy w tym pomogą. A zapiski skanuje Małgorzata z Przemyśla. Wartałoby ozdobić tekst innymi zdjęciami z dawnych lat i dopisać własne wspomnienie.
Dosia
2013-04-10 21:42
Dziękuje za piękne wspomnienia. Jestem pełna podziwu dla siostry Jasi. To dziecko z pierwszego planu na fotce to ja :-)). Ale nie pamiętam czy to z 1986 roku? Może autor/ ka foci miał to zapisane?

Dodaj komentarz

do góry tworzenie stron internetowych